Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

[Recenzja] Koniec mapy S.J. Lorenc

Bookiety Hanna Fronczak - 18 kwietnia 2025
Tytuł: "Koniec mapy"
Autor: S.J. Lorenc,
Grafika: Mariusz Banachowicz,
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mięta,
Redakcja: Krystian Gaik,
Korekta: Adrianna Hess, Aleksandra Wrońska,
Lektor: Michał Borejko,
Typ publikacji: papier, ebook, audiobook,
Premiera: 26 lutego 2025
Wydanie: 1
Liczba stron: 336
Format: 13x20 cm
ISBN: 978-83-68371-03-1
Cena: 52.99 PLN
ISBN (ebook): 978-83-68371-04-8
Cena (ebook): 45.99
ISBN (audiobook): 978-83-68371-05-5
Cena (audiobook): 45.99 PLN
Więcej informacji: S.J. Lorenc „Koniec mapy”

Statek wariatów

Jestem piszczącą fanką kryminałów Yrsy Sigurdardottir i lata temu przeczytałam jej książkę „Statek śmierci”. Powieść zaczyna się z grubej rury: do portu wpływa luksusowy jacht, po czym okazuje się, że na pokładzie nie ma żywej duszy. Snując fabułę, autorka niejako puszcza nam film „od tyłu”, byśmy dowiedzieli się, jak doszło do tej przedziwnej sytuacji. Obstawiam, że S.J. Lorenc również czytał tę książkę, a pomysł wykorzystał w swojej powieści „Koniec mapy”. I teraz nie wiem, co o tym myśleć.

Bo z jednej strony, gdy autor bierze na warsztat koncept innego autora, jest to z jego strony najwyższa forma uznania: hmmm, to jest ciekawe, więc przyjrzyjmy się trochę, przekształćmy odrobinę i dodajmy własne wątki, będzie fajnie. Jednak z drugiej strony podobny zabieg wydziela lekki zapaszek nadmiernego naśladownictwa, a to nie każdemu czytelnikowi może się podobać. I obawiam się, że właśnie ja do nich należę – niestety.

Jest jeszcze trzecia strona: możliwość, że S.J. Lorenc powieści Yrsy nie czytał, a na prawie identyczną koncepcję i miejsce akcji wpadł niezależnie od islandzkiej pisarki. Trochę w to nie wierzę, jednak byłoby z mojej strony nieuczciwie, gdybym takiej ewentualności nie brała pod uwagę (choćby przez chwilę).

Abstrahując jednak od domniemanego naśladownictwa, muszę stwierdzić, że „Koniec mapy” zawiera całkiem ciekawą i przyzwoicie podaną zagadkę, i gdyby nie to, że czytałam „Statek śmierci”, dostałby ode mnie 6 punktów na 10. Powieść szybko się czyta, jest w niej garść ciekawostek – ot, choćby dotyczących historii rosyjskiej działalność na Svalbardzie albo przydatności banku nasion. Niestety im dalej w morze, tym więcej fal – czyli im bardziej poznajemy bohaterów powieści, tym większy ogarnia nas WTF.

Nie chodzi o to, że załoga jachtu „Moskwa” złożona jest ze stereotypowych postaci. Wręcz przeciwnie – to jest dobre, bo są to stereotypy odwrócone: szablonowa „blondynka” okazuje się najbardziej ogarniętą osobą w zespole, a matołkowaty mięśniak świetnie radzi sobie w sytuacji zdawałoby się bez wyjścia. Tym, co podczas lektury działało na mnie odstręczająco, była nasilająca się świadomość, że przedstawionemu przez autora zbiorowisku obcych sobie ludzi, którzy znaleźli się na morzu i muszą na sobie polegać, przydałby się nie rejs po zimnych wodach, tylko psychiatra.

Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniami. Kiedy nie masz wielkiego pojęcia o żeglowaniu, a znajdujesz się na pokładzie łodzi, na której zabrakło jedynej osoby potrafiącej obsługiwać silnik i żagle, i ktoś w miarę kompetentny bierze na siebie odpowiedzialność za to, by bezpiecznie zawinąć do portu – czy naprawdę w takiej sytuacji pierwszym, co przychodzi ci do głowy, jest: „za kogo on się uważa, nie będzie mną rządził!”? Czy całym swoim jestestwem dajesz otoczeniu do zrozumienia, że twoja osobista wolność jest wartością nadrzędną, i nie zrobisz niczego, co ci nie pasuje? Takich sytuacji w książce jest wiele. Załoganci „Moskwy” – jak większość ludzi – są nieco posiniaczeni przez życie, jednak wszyscy (no dobrze, prawie wszyscy) wskutek traumy z przeszłości zachowują się jak obrażone przedszkolaki, które na złość mamie nie włożą czapki i odmrożą sobie uszy. Czynią tak niezależnie od wieku, doświadczenia życiowego, inteligencji oraz świadomości, że sytuacja na łodzi z każdą chwilą staje się coraz bardziej niebezpieczna, a ich życie jest zagrożone. Można byłoby tłumaczyć ich zachowanie kontaktem ze wspomnianym w dalszej części książki czynnikiem, gdyby nie drobny szczegół: chimeryczne zachowanie bohaterów zaczyna się, zanim rzeczony czynnik się pojawił.

Jako że czytałam „Statek śmierci”, już po pierwszej ofierze wiedziałam, jak książka się skończy (i nie pomyliłam się). Im bardziej zaś zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że S.J. Lorenc jednak czytał więcej niż jedną książkę Yrsy, bo tajemniczy uśpiony wirus i potencjalna epidemia wydały mi się zaczerpnięte z innej jej książki, „Lód w żyłach”. I zrobiło mi się przykro, bo „Koniec mapy” nie jest książką złą, tylko za dużo jak dla mnie jest w niej pomysłów, które widziałam już gdzie indziej.

Na zakończenie westchnę sobie cichutko. Mam jakieś tam doświadczenie z pływaniem jachtem po morzu. Wiem, że słowo kapitana jest rzeczą świętą, a załoga powinna zdawać sobie sprawę, że na pokładzie naprawdę jest on „pierwszym po Bogu”. Wchodząc na łódź, podporządkowujesz się temu, co zarządzi – właśnie dlatego, że jest kapitanem i wziął na siebie odpowiedzialność za twoje życie. Autorytet kapitana to rzecz fundamentalna, choćby nawet jego decyzje były niekiedy dla poszczególnych członków załogi mało komfortowe. I dlatego bardzo trudno jest mi wyobrazić sobie doświadczonego szypra (a takim przecież jest Tomasz Broda), który po bójce członków załogi, świadom narastającej na pokładzie atmosfery wzajemnej wrogości, nie przeprowadzi z załogantami poważnej rozmowy, tylko zostawi sprawy własnemu biegowi, bo jakoś to będzie. Mój kapitan po czymś takim szybciutko ustawiłby nas wszystkich do pionu, a jeśli to by nie poskutkowało, nieposłuszne elementy dostałyby jasny komunikat: „Wynocha na ląd i nigdy już tu nie wracajcie”. Można spekulować, jak potoczyłaby się akcja książki, gdyby Broda nie zawahał się uderzyć pięścią w stół. Jednak to tylko akademickie dociekania, które treści książki nie zmienią – a szkoda.

 

Hanna Fronczak

Mogą Cię zainteresować

Krew i wiara, miecz i kości
Recenzje fantastyczne Cintryjka - 23 kwietnia 2015

Autor: Robert M. Wegner Tytuł: Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Pamięć wszystkich słów Wydawnictwo:…

Usain Bolt na Mazowszu
Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 23 listopada 2016

Był taki jeden, który wysforował się do przodu, czyli Agnieszka Chodkowska-Gyurics recenzuje antologię „Gdzieś…

Zabawa w boga
Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 15 września 2014

Autor: Robert J. Szmidt Tytuł: „Łatwo być bogiem” Wydawca: Rebis 2014 Stron:…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit