Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

O inteligencji sztucznej bardzo

Recenzje fantastyczne Fahrenheit Crew - 20 marca 2013

larson rojB.V. Larson

Rój

Tłum.: Krzysztof Sokołowski

Fabryka Słów 2012

Stron: 439

Cena: 39,90 zł

 

Jak dowiedziałam się z notki okładkowej, książka B.V. Larsona „Rój” została przez autora opublikowana dzięki dobrodziejstwom self-publishingu. Nie utonęła w masie dzieł o rozmaitej wartości, tylko pozwoliła jej twórcy stać się „królem Amazona” – cokolwiek to znaczy. I gdy została przetłumaczona na piękny język polski oraz trafiła na nasz rynek, i ja zapragnęłam dowiedzieć się, co w słonecznej Kalifornii czyni nikomu nieznanego twórcę autorem bestsellera. Sięgnęłam. Przeczytałam. I uczucia mam bardzo mieszane.

Do połowy książki musiałam przebijać się siekierą – wyłącznie z recenzenckiego obowiązku. Początkowo uznałam, że powieść to parodia, żarcik z amerykańskiej fobii przed kosmitami, którzy w środku nocy na polnej drodze porywają kogo popadnie, a następnie przetrzymują uprowadzonych w latających talerzach w charakterze dostawców uciech wszelakich. Bohater, Kyle, skromny wykładowca i farmer, po śmierci żony przykładny ojciec dzieciom, w nocy zostaje obudzony przez tajemniczy statek kosmiczny, unoszący się nad jego polami. Przybysze porywają, a następnie na oczach ojca zabijają jego dzieci, a on sam zachowuje życie, poddany przez statek serii testów. Przechodzi przeobrażenie zupełne, zmusza pojazd kosmiczny do posłuszeństwa, zdobywa zaufanie i posłuch u przedstawicieli sił zbrojnych ruszających do walki przeciwko pozaziemskim agresorom, a potem osiąga wciąż wyższą i wyższą pozycję. Czytałam, czytałam, przebijałam się coraz dalej, a kiedy książka dobiegła końca – odetchnęłam z ulgą.

I teraz nie wiem – czy to ja mam gust tak dalece odbiegający od powszechnego, czy po prostu powieść okazała się ze mną niekompatybilna. Bo – jak dla mnie – stanowi idealny przykład, jak można zarżnąć niezły pomysł.

Zachowanie bohatera jest nielogiczne i nieprawdopodobne. Kyle jest człowiekiem, który niczym się nie wyróżnia. Kiedy nie prowadzi zajęć na uczelni, pracuje na roli, bawi się z synem i dyskutuje z córką. Temu niewyróżniającemu się z tłumu mężczyźnie kosmici zabijają dwoje dzieci, wypruwają z nich flaki, a ciała wyrzucają ze statku. Normalny człowiek – zwłaszcza postawiony w sytuacji zagrożenia własnego życia – może nie załamałby się od razu, ale sądzę, że utrata bliskich, zwłaszcza w tak straszliwy sposób, zostawiłaby na nim swe piętno. Skłoniła do refleksji, odreagowania. Tymczasem Kyle przeskakuje nad śmiercią dzieci lekko i sprawnie, by jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stać się kimś innym. Na jednej stronie jest ojcem, akademikiem i farmerem, na następnej zmusza do posłuszeństwa sztuczną inteligencję, na jeszcze następnej udaje mu się zdominować doświadczonego oficera sił powietrznych. Na kolejnej jak gdyby nigdy nic odnajduje się w roli dowódcy kosmicznej eskadry i ujawnia niesamowite umiejętności taktyczno-bojowe. Transformacja sympatycznego, inteligentnego, ale jednak zwyczajnego człowieka w pozbawioną skrupułów i wątpliwości maszynę bojową zwyczajnie mnie rozbawiła, co chyba raczej nie było zamiarem autora.

Reszta postaci też nie powala – są jakieś takie płaskie i dwuwymiarowe. I Sandra, niedoszła studentka Kyle’a (i obiekt jego niemrawych uczuć), i Jack Crow, samozwańczy dowódca ludzkiej floty powietrznej, zostali przez autora wyposażeni w zestaw tylko tych cech, które mogą im się przydać w przypadku inwazji kosmitów. Są sprawni, pomysłowi i inteligentni, Sandra oczywiście seksowna, Crow rzecz jasna żądny władzy i chory na manię wielkości. A poza tym nic. Nie są żywymi ludźmi, są wycięci z szablonu, podobnie jak ich słowa i reakcje. A to bardzo przeszkadza w lekturze – przynajmniej mnie.

Jak zaznaczyłam, do połowy czytałam tak, jakbym przebijała się przez kamień: bez przyjemności, za to ze zmęczeniem. I oto nagle akcja ruszyła, bohaterowie może nie nabrali głębi, ale przestali śmieszyć. Przez chwilę odniosłam wrażenie, jakby od połowy książkę pisał ktoś inny niż do tej pory, o zupełnie innej koncepcji dzieła niż jego poprzednik. Czytało się lżej, ale nie jestem pewna, czy tego rodzaju zmiana wyszła powieści na zdrowie. Czytelnik w trakcie lektury przywiązuje się do pewnej koncepcji i jej nagła zmiana może przyczynić się do uatrakcyjnienia dzieła, ale, niestety, wcale nie musi.

W książce dzieje się bardzo dużo i wielbiciele wartkiej akcji być może będą usatysfakcjonowani. Byłoby jednak miło, gdyby – poza samą akcją – autor zaoferował coś jeszcze. O ile nie jest to moja nadinterpretacja, być może coś istotnego udało mu się przemycić. Umysłowe zmagania Kyle’a z SI zawiadującą statkiem są potwierdzeniem tezy, że samouczący się program, choćby był n-tej generacji, aktualizował się nieustannie i wzbogacał się o wciąż nowe elementy, nie ma szans z inteligentnym człowiekiem w desperacji. Dlaczego? Bo program, owszem, może w ułamku sekundy zanalizować miliony wariantów określonej sytuacji, ale pozbawiony jest tego, co my dostaliśmy za darmo od natury: intuicji. A od niej może zależeć jeśli nie wszystko, to bardzo wiele.

„Rój” jest pierwszą częścią cyklu. Jednakowoż niezależnie od tego, ile ów cykl będzie liczył tomów, ja poprzestanę na tym jednym. W dalsze zagłębiać się nie będę. Próbka talentu Larsona była interesująca pod względem poznawczym, ale jeśli chodzi o przyjemność z lektury, zaoferowała mi zdecydowanie za mało.

 

Hanna Fronczak




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

[RECENZJA] „Księga zepsucia. Tom 1” Marcin Podlewski

Gdy wymawiamy nazwisko „Podlewski”, pierwszym co natychmiast przychodzi do głowy jest space…

Granice sztuki

Książka „To ja byłem Vermeerem” pióra Franka Wynne’a to bez dwóch zdań…

Amnezja bywa miłosierna
Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 20 marca 2015

Tytuł: „Wektor zagrożenia” Autor: Wiktor Noczkin Tłumacz: Michał Gołkowski Wydawca: Fabryka Słów…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit