Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

[Recenzja] LandsbergON nr 13

Szczęśliwa trzynastka

Prawda jest dziwniejsza od fikcji, a to dlatego, że fikcja musi być prawdopodobna.
Prawda – nie.
Mark Twain

Kwestia sensu istnienia stanowi jedno z fundamentalnych zagadnień, właściwie nieustannie rozważanych na równi przez filozofów, teologów, jak i zwykłych ludzi próbujących poradzić sobie z codziennymi i tylko pozornie banalnymi problemami. Z kolei jeśli nawet przyjąć, że rzeczywiście istnieje jakiś wyższy cel egzystencji (nie tylko tej ludzkiej), wtedy pojawia się z kolei problem przypadku i przeznaczenia, a zatem przekonania o posiadaniu (lub nie) wpływu na los. Nieuchronność zachodzących wydarzeń mierzy się z ich przemianą i przeobrażeniem w zależności od podjętych indywidualnych lub grupowych decyzji.

Właśnie takie tematy i wątki stały się motywem przewodnim pierwszego w 2024 roku numeru gorzowskiego magazynu fantastycznego „LandsbergON”. W tym akurat nie ma bynajmniej żadnego zrządzenia opatrzności, bowiem jest to trzynasty egzemplarz czasopisma w serii, a zarazem mija siedem lat od jego debiutu. Domniemany pech przecina się z równie rzekomym szczęściem – oczywiście o ile ktoś przywiązuje znaczenie do numerologii. W każdym razie w najnowszym wydaniu znalazło się pięć opowiadań oraz jeden artykuł wprowadzający czytelników – dość oględnie – w tajniki tarota.

W historii „Haft z ludzkich żywotów” otwierającym najnowszy numer „LandsbergON”-u autorka Joanna Łebkowska odwołuje się do pożaru gorzowskiej katedry z 1 lipca 2017 roku. W jej wizji konsekwencje tego – tragicznego samego w sobie – epizodu są dużo poważniejsze niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, a to dlatego, że świątynia była siedzibą jednej z trzech sióstr tworzących, plączących i ostatecznie ucinających nić ludzkiego żywota. Tak, chodzi o mojry albo norny czy rodzanice. Tekst przyjmuje po części postać reportażu pisanego z punktu widzenia kilkuletniej obserwatorki wydarzeń tamtego letniego dnia. Dziewczynka mimo niedojrzałości okazuje się bardzo przenikliwą obserwatorką, a wnioski, do których dochodzi, nie są szczególnie optymistyczne. Snuta przez autorkę opowieść jest bardzo ciekawa i precyzyjna, a jedyny zarzut, jaki można mieć w stosunku do utworu, to nieco zbyt moralizatorskie zakończenie.

Zupełnie inny ciężar gatunkowy proponuje odbiorcom Anna P. Szarejko. Główną bohaterką „Inszallach” jest Monika, tajna agentka bliżej nieznanej organizacji zajmującej się rozwiązywaniem nierozwiązywalnych i zagadkowych przypadków. Tym razem los, którego emanacją jest przełożony dziewczyny, kieruje ją do – a jakże – Gorzowa Wielopolskiego, gdzie dochodzi do serii tragicznych wypadków. Na miejscu okazuje się, że wszystkie łączy jedno miejsce i nietypowe, przynajmniej jak na skalę miejscowości, wydarzenie kulturalne. Szarejko napisała przygodowo-fantastyczną historię wykorzystującą chyba niemal wszystkie możliwe motywy, typowe dla kilku różnych gatunków – detektywistyczne, sensacyjne, szpiegowskie, awanturnicze. Nie jest to być może utwór szczególnie zobowiązujący, ale bardzo sprawnie skonstruowany i więcej niż przyjemny w odbiorze. Co więcej, wrażenie jest takie, że jest to fragment większej całości posiadającej własne intrygujące uniwersum.

Z kolei trzeci tekst czasopisma, stworzony przez Arletę Hanusek „The end is near”, jest w pewnym stopniu nawiązaniem do fantastyki socjologicznej. Oto w nieodległej przyszłości pewien pochodzący z Korei Południowej przedsiębiorca tworzy tytułową aplikację, w ramach której użytkownicy mogą obstawiać, co stanie się przyczyną zagłady ludzkości. Jak niestety dość łatwo można przypuszczać, nikogo nie przeraża perspektywa nieuchronnego końca, nawet najbardziej absurdalnego i nieprawdopodobnego, lecz zdecydowanie bardziej interesuje aktualny kurs obstawionego zakładu. Zakończenie całej sytuacji nieco zaskakuje, chociaż nie odbiega szczególnie od ludzkiej natury. Pierwszoosobowa narracja pozwala śledzić bezpośrednio emocje, jakie towarzyszą protagoniście. Wywodzący się ze społecznych nizin Leon, razem ze swoim najbliższym przyjacielem Markiem, liczą, że udział w grze pozwoli im na odmianę egzystencji. Ich marzenia są dość proste – luksusowa willa z basenem czy nowe auto. Abstrahując od jednostkowych przypadków, zaprezentowany obraz ludzkości jest mocno gorzki, nawet jeśli przyjąć, że autorka nieco zbyt stereotypowo przedstawia zdefaworyzowane środowiska.

Następne opowiadanie, zatytułowane „Częstotliwość deszczy”, autorstwa Krzysztofa Poradzińskiego, jest utrzymane w onirycznej poetyce. Na pierwszym planie licealista razem ze swoją dziewczyną wyrusza w miasto na poszukiwanie prezentu urodzinowego dla ojca. Kiedy zawodzą ich miejskiej galerie, a rozmowa i spacer pochłaniają niemal bez pamięci, przypadkowo trafiają do tajemniczego sklepu, gdzie ostatecznie udaje im się nabyć upominek. Jednak, zgodnie z senną konwencją, nie do końca wiadomo, co, kiedy i gdzie się wydarzyło, czy historia jest relacją, czy raczej wspomnieniem. Tekst, jakkolwiek krótki, ma wyjątkowo bogatą i wielowymiarową treść i chyba stanowi najjaśniejszy punkt trzynastego numeru „LandsbergON”. Trochę szkoda, że jest tak niewielkich rozmiarów, ponieważ na przykład towarzyszka narratora nie ma nic – dosłownie i w przenośni – do powiedzenia. Podobnie czytelnik nie dowie się, z jaką reakcją rodziciela spotkał się podarunek. Nie zawsze jednak można mieć wszystko, co by się chciało.

Magazyn zamyka opowiadanie Michała Narożniaka „Starzec z Wyspowego”. Jej bohaterem jest postać historyczna, Alberto dicto de Luge, założyciel miejscowości Landisberch Novam, znanej później jako Landsberg, czyli współczesnego Gorzowa Wielkopolskiego. Rycerz, usłyszawszy o pustelniku, który za swoją samotnię przyjął skrawek lądu położony na Jeziorze Wyspowym, wyrusza do niego w odwiedziny. Chociaż de Luge’a nie przywiodła do starca żadna konkretna sprawa czy troska, za swą fatygę i okazaną dobroć otrzymał repliki na niewypowiedziane pytania, co – jak domniemuje autor – miało mieć wpływ na jego dalsze życie. Połączenie fikcji z realnością wyszło Narożniakowi bardzo dobrze, nawet jeśli nie odbiega w żaden sposób od standardów tego typu opowieści. Większym problemem jest natomiast słaba redakcja utworu. W kulminacyjnym punkcie fabuły, a zatem dialogu prowadzonego między mędrcem a Albertem de Luge, czytelnik kilkukrotnie może pogubić się w osobie wypowiadającej kwestie. Jest to efekt braku odpowiednich znaków interpunkcyjnych lub też niepotrzebnych przerw w układzie tekstu. O ile nie przeszkadza to w ostatecznym przyswojeniu treści, o tyle jest mocno irytujące i zakłóca płynny odbiór opowieści.

Niemniej jednak zgromadzone w numerze opowiadania stanowią naprawdę porządną dawkę fantastycznej literatury, zapewniającą przyjemność z samej lektury, jak i pobudzającą do myślenia; nawet na podstawowym poziomie, jakim jest pochylenie się nad historią (odległą i bieżącą) Gorzowa Wielkopolskiego. A fakt, że półrocznik może wzbudzić już takie zainteresowanie, jest chyba najlepszą rekomendacją dla lokalnego magazynu fantastycznego promującego miasto i region.

Dopełnieniem beletrystycznej strony czasopisma jest artykuł Anny Kowalczewskiej „(Nie)magiczny tarot”, którego przedmiotem jest, jak łatwo można się domyśleć, wyjątkowa talia kart. Nie jest to ani poradnik ani recenzja, raczej osobista refleksja autorki, dająca nawet nie namiastkę, co wyłącznie pewne wyobrażenie o swoistym oddziaływaniu i znaczeniu tarota, będącego zresztą nie tylko podstawą do wróżenia, lecz również medytacji czy po prostu zwykłej gry. Trochę szkoda, że Kowalczewska, przedstawiająca się w nocie biograficznej jako miłośniczka ezoteryki, przedstawia tarota przede wszystkim jak względnie uniwersalne narzędzie do samorozwoju. Oczywiście, tym także może być, lecz wydaje się, że w przypadku tych wyjątkowych kart kluczowe znaczenie mają wpisane, zwłaszcza w Wielkie Arkana, archetypy oraz symbolika, w tym również tworzonych rozkładów.

Ludzie, zwłaszcza wychowani we współczesnej kulturze kładącej nacisk na indywidualizm, patrząc na swoje osobiste i zawodowe doświadczenia, lubią wierzyć w moc autokreacji oraz własną niepowtarzalność. Abstrahując od splotu wydarzeń bądź predestynacji, warto jeszcze zwrócić uwagę na systemy, w jakich przychodzi im się najpierw wychowywać, a później funkcjonować. Do takich analiz służą między innymi genogramy pokazujące pokoleniowe zależności i relacje. Wtedy okazuje się, że często nieświadomie, a nawet wbrew sobie, odtwarzane i powtarzane są losy przeszłych generacji. Daje to do myślenia, na ile historia rzeczywiście lubi się powtarzać, nawet jeśli okoliczności są już zupełnie inne.

Maciej Tomczak

    Mogą Cię zainteresować

    Sen o gadającym krześle
    Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 11 lutego 2015

    Tytuł: „Kąpiąc lwa” Autor: Jonathan Carroll Tłumacz: Jacek Wietecki Wydawca: Rebis 2013…

    [Recenzja] „Małe Licho i anioł z kamienia” Marta Kisiel

    Marta Kisiel jest jedną z najlepszych polskich pisarek fantasy, specjalizujących się w…

    Narodziny boga
    Bookiety nimfa bagienna - 3 listopada 2014

    Tytuł: „Imperator. Bramy Rzymu” Autor: Conn Iggulden Tłumacz: Bogumiła Malarecka Wydawca: Rebis…

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Fahrenheit