Autor: Radomir Darmiła, Witold Dworakowski,
Wydawnictwo: Wydawnictwo Alegoria,
Redakcja: Sonia Korta, Piotr T. Dudek,
Korekta: Joanna Czarkowska,
Typ publikacji: papier,
Premiera: 5 czerwca 2024
Wydanie: 1
Liczba stron: 480
Format: 14x21 cm
Oprawa: miękka,
ISBN: 978-83-66767-59-1
Cena: 53 PLN
Więcej informacji: Radomir Darmiła, Witold Dworakowski „Sztandary Imperium”
Sztandary w górę! Jest świetna książka do przeczytania!
Bertold Brecht napisał kiedyś, że „człowiek pada, lecz sztandar powiewa”. Nie wiem, czy dwójce autorów książki, o której pragnę dziś opowiedzieć, znany jest ten cytat, jednak uważam, że znakomicie oddaje on ducha owej powieści. „Sztandary imperium”, bo o nich mowa, napisane wspólnie przez Radomira Darmiłę i Witolda Dworakowskiego, okazały się książką, która sprawiła mi jedno z największych czytelniczych zaskoczeń tego roku. Tytuł ani zachęcający, ani odrzucający, okładka, przyznam, nijaka, sprawiały, że zasiadając do lektury spodziewałem się przeciętnego, przyzwoitego fantasy. Dodatkowo jeszcze zawsze poziom ryzyka czytelniczego zwiększony jest przez współautorstwo, bowiem powieści, w których fragmenty pisane przez poszczególnych pisarzy rozdzielone są od siebie istnymi kanionami literackimi, zdarzają się dość często.
Na szczęście dla mnie, dla wszystkich innych czytelników, a także ogólnie dla polskiej fantastyki, dostałem do ręki książkę, która dosłownie potrafiła „wybić mnie z kapci”. Zważcie moje słowa, bowiem prawić komplementów tego typu nie lubię i rzadko nimi szafuję, ale czytając „Sztandary imperium” czułem jakby unosił się nad książką duch ś.p. mistrza nad mistrzami inteligentnej polskiej fantastyki, Feliksa Kresa. Oznacza to przede wszystkim pisarstwo bardzo dojrzałe (i tu już zakończę pisemne peany porównawcze, ale uwierzcie mi drodzy czytelnicy, że prawie do każdego z następnych zdań mógłbym dodać asterysk i odnośnik do niego: „zupełnie jak u Kresa”!), do tego stopnia, iż przejrzawszy dotychczasowy dorobek literacki obu pisarzy, uznać muszę, że właśnie zaczynają widocznie (mimo pewnej różnicy wieku, która być może stworzyła dodatkowo znakomitą chemię twórczą) wchodzić w swój artystyczny „prime”. Oby wykorzystali go dalej jak najlepiej, ale o tym będzie jeszcze na końcu tej recenzji.
Powieści nie tyczył się w najmniejszym stopniu wspominany przeze mnie wcześniej problem „niezgrania” twórców. Oczywiście zdarzać się mogą sytuacje, w których pisanie w kompletnie odmiennym tempie, stylu i duchu jest celowym zagraniem, jednak zazwyczaj to po prostu straszny zgrzyt. W „Sztandarach imperium” nie byłem w stanie wyczuć, gdzie owe „szwy” są? Zapewne każdy z autorów pisał „swoją postać główną”, bo nie da się ukryć, że w całej obsadzie powieści to Derek i Anna grają pierwsze skrzypce, wychodząc nawet przed samego cesarza, ale naprawdę, gdybym dostał tę powieść do ręki „na ślepo” uwierzyłbym natychmiast, że wyszła spod pióra jednej osoby. Oczywiście na pewno spora w tym zasługa pracy redaktorskiej, dlatego też nie zdziwiło mnie ani odrobinę, gdy przeczytałem, iż tą zajmowali się Sonia Korta i Piotr T. Dudek – autorzy fenomenalnej powieści „Za kamień i za ciemność”, o której miałem już tu okazję się wypowiadać.
Poza wspomnianą wcześniej dwójką głównych bohaterów, w powieści wręcz roi się od całej plejady ważnych, mniej ważnych i epizodycznych postaci, z których każda, poza poprawnie warsztatowo potrzebnym umocowaniem w treści książki, ma też „swój urok” i jest wyraźnie zarysowana, odróżniając się od całej reszty, nawet jeśli na jej nakreślenie zużytych zostało zaledwie kilka zdań. Bohaterowie osadzeni są w porządnie zbudowanym i opisanym świecie, z jednej strony fantasy, z drugiej zawierającym pewne elementy, które mogłyby umieścić tę powieść w zupełnie innej kategorii, ale podkreślanie ich tu mogłoby zepsuć potencjalnemu czytelnikowi ucztę. Powiedzieć za to mogę, iż bardzo spodobało mi się wspólne występowanie w jednym uniwersum elfów „tolkienowskich” (przynajmniej, a może, li tylko, z wyglądu takowych) i wróżek (wróżeczków!) będących przecież klasycznym przedstawieniem istot elfami nazywanych. Te drugie nie dość, że pełnią bardzo ważną rolę w osi fabuły , tworzą też momentami, jakże potrzebny w mrocznym klimacie książki, „comedy relief”.
Solidna w swoim rozmiarze powieść jest do pewnego stopnia historią zamkniętą, co się chwali samo przez się, jednakże pozostawia twórcom możliwości, naprawdę spore, na kontynuowanie opowieści w wykreowanym przez nich świecie. To uniwersum, mimo iż z każdym rozdziałem zdradzało przede mną swoje tajemnice, pozostawiło ich jeszcze tyle, że kolejne książki które mogłyby je nam przybliżać, jeśli tylko będą trzymać poziom literacki zbliżony do „Sztandarów imperium”, mają potencjał stać się odpowiednikiem Kresowej „Księgi całości” drugiej dekady naszego wieku.
Czysta przyjemność obcowania z dojrzałą, inteligentną literaturą fantasy, którą reprezentuje najnowsza powieść Radomira Darmiły i Witolda Dworakowskiego jest okazją, która zdarza się rzadko, czasem myślę nawet, że zbyt rzadko. Dlatego też autentycznie się boję, że dzieło to zostanie przemilczane, poznane przez tylko niewielką grupkę miłośników literatury fantastycznej: w końcu wydawnictwo, które podjęło się wydania „Sztandarów imperium” nie jest rynkowym molochem i nie może zapewnić książce promocji tak dużej, na jaką ona naprawdę zasługuje. Jeśli powyższa recenzja będzie w stanie namówić choć kilka osób na sięgnięcie po ten wolumin, sprawi mi to równie dużą radość, co lektura.
Piotr Wojnarowicz

Z pamiętnika książkoholiczki
Jo Walton Wśród obcych Tłum. Izabela Miksza, Marek S. Nowowiejski Wydawnictwo: Akurat,…

Widmowa science fiction
O zagrożeniach płynących z uruchomienia Wielkiego Wyrywacza Lachonów… tfu!, Wielkiego Zderzacza Jonów, pisze Patrick…

Trzysta lat świetności
Hanna Fronczak zagłębiła się w historię świata wikingów. Oczywiście za sprawą książki Philipa Parkera…