Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

[Recenzja] „Wieloraka emergencja” Michał Remiszewski

Tytuł: "Wieloraka emergencja"
Autor: Michał Remiszewski,
Grafika: Sabina Bicz,
Wydawnictwo: Moc Media,
Redakcja: Irena Grobel, Monika Markowska, Julita Paprotna,
Korekta: Irena Grobel, Monika Markowska, Julita Paprotna,
Typ publikacji: papier,
Premiera: 2 kwietnia 2025
Wydanie: 1
Liczba stron: 612
ISBN: 978-83-67133-67-8
Cena: 54.90 PLN
Więcej informacji: Michał Remiszewski „Wieloraka emergencja”

Przerwany lot

Co jest myślą przewodnią książek o podróżach kosmicznych? Oczywiście podróże kosmiczne! Pęd do odkrywania i eksploracji rozmaitych zakamarków wszechświata, plany kolonizacji odległych planet, a także triumf ludzkiej cywilizacji. W książce „Wieloraka emergencja” Michała Remiszewskiego, opowiadającej o ekspedycji statku pokoleniowego, wszystko to jest… tyle że na drugim planie.

I to jest wspaniałe: że autorowi udało się tak poprowadzić fabułę, że podczas lektury powieści o – było nie było – podboju kosmosu czytelnik skupia się na zagadnieniach, które każdemu z nas wydają się tak oczywiste, że mało kto na co dzień się nad nimi zastanawia. Takimi jak na przykład wolna wola, determinizm, czynniki wpływające na samodzielne (lub nie) podejmowanie decyzji czy inne zagadnienia dotyczące szeroko pojętej wolności jednostki.

Nie są to raczej problemy kojarzone z podróżami międzygwiezdnymi – a tymczasem autor uczynił z nich clou swojej powieści. Przy czym zrobił to tak zgrabnie, że w pewnym momencie podczas czytania kompletnie „zapomniałam”, co było powodem podjęcia wyżej wspomnianych dywagacji przez bohaterów książki, tylko chłonęłam opisy ich procesów myślowych całą sobą.

Tytułowa wieloraka emergencja to system uczenia się. Nie napiszę o tym ani słowa więcej, bo zakrawałoby to na wielki spoiler. Mogę jednak napisać, że sensem i treścią książki jest to, kto się uczy, czego i w jaki sposób – oraz do jakich wniosków wskutek uczenia się dochodzi. Warstwa fabularna, choć sama w sobie interesująca (co może pójść nie tak na pokładzie statku lecącego skolonizować odległą planetę, gdzie gros załogi, naukowców i osadników pozostaje w stanie hibernacji?) wydaje się pełnić funkcję służebną wobec rzeczonej wielorakiej emergencji. O co chodzi? Wszystkich ciekawych odpowiedzi odsyłam do książki.

Nie chcę być źle zrozumiana: książka nie jest pogmatwanym traktatem z pogranicza filozofii i etyki, to kawał porządnej SF, tyle że punkty ciężkości autor rozłożył inaczej niż większość jego kolegów po fachu. Jednak, jeśli pozbawić książkę części – nazwijmy to – humanistyczno-etyczno-poznawczej, pozostanie nam tylko (trzeba przyznać, że dosyć ciekawa) historyjka o nietypowym buncie na statku kosmicznym i grupie śmiałków, którzy przemierzają jego zalane korytarze, usiłując zrozumieć, skąd, do licha, na statku wzięła się ogromna ilość wody, której żadną miarą nie powinno tam być. Ponieważ jednak fabuła doskonale łączy się z częścią wolnościowo-deterministyczną, mamy powieść o specyficznym i bardzo przyjemnym „smaczku”. Co prowadzi do konkluzji, że nad pewnymi rzeczami my, ludzie, nie zastanawiamy się, bo wydają się nam oczywiste – a właśnie je autor wziął na warsztat. Dlatego kolejne strony przynoszą nam niby coś, co dobrze znamy, ale w formie usystematyzowanej i poddanej logice, czyli w postaci, w jakiej nie otrzymujemy ich w codziennym życiu.

Niestety „Wieloraka emergencja” jest to powieść, której zrobiono krzywdę. Osobny akapit pragnę mianowicie poświęcić redakcji książki, a właściwie jej braku. Zgodnie z metryczką za redakcję i korektę są odpowiedzialne trzy osoby, których imion i nazwisk litościwie nie wymienię. Trzy osoby. Trzy! I dlatego nie wiem, co w powieści robią takie wonne kwiatuszki jak: (s. 127) Thibodeau skończył jeść placka (i oddalił się w towarzystwie Jacka?), (s. 171) „Większość mikrosoczewek jest podgnita” (oczy mi od tego wygniły, naprawdę), (s. 177) „sprzęt od NeuroStreaming” (oraz niewątpliwie „Lalka” od Prusa i „Pan Tadeusz” od Mickiewicza, czy też (s. 200) „w grubym płaszczu, który ubrał na wyprawę (szczerze mnie ciekawi, w co go ubrał). Polska język to trudna język i żadna z trzech redaktorek jeszcze nie posiadła wiedzy, że np. słowo „dziób” odmienia się inaczej w zależności od tego, czy chodzi o dziób ptaka, czy dziób statku (bohaterowie powieści, przemierzając korytarze zalane wodą niewiadomego pochodzenia, wielokrotnie kierowali się „do dzioba” – i jest to ten rodzaj błędu, który dezorientuje podczas czytania, przynajmniej mnie. Odmiana słowa „posążek” też nie wydaje się specjalnie skomplikowana i trudno pomyśleć, by można było zrobić w niej błąd. Autora nie winię, każdemu może się zdarzyć, ale żadna z trzech redaktorek nie wyłapała pomyłki – i to już jest (nazwijmy to delikatnie) tęgi przypał. Takich okazów jest więcej. Początkowo zaznaczałam je podczas lektury za pomocą żółtych karteczek, ale szybko przestałam, bo ile można?

Na zakończenie małe zadanie z fizyki. Jeśli ubrany w skafander opuszczasz statek kosmiczny poruszający się z prędkością przyświetlną i kierujesz się ku obiektowi oddalonemu o sto pięćdziesiąt kilometrów, również poruszającemu się z prędkością przyświetlną, to jaką masz prędkość, skoro twoja podróż trwa kilka godzin, a po drodze mogłeś się zdrzemnąć? Jaka musi być masa statku, by grawitacyjnie utrzymał przy sobie osoby w skafandrach, tworząc układ izolowany przy prędkości przyświetlnej?

Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. <wink>

 

Hanna Fronczak

    Mogą Cię zainteresować

    Prawdziwa historia
    Bookiety nimfa bagienna - 25 maja 2014

    Autor: Halik Kochanski Tłumacz:  Jan Szkudliński Tytuł: „Orzeł niezłomny” Wydawca: Rebis 2013…

    Trzysta lat świetności
    Bookiety nimfa bagienna - 21 listopada 2016

    Hanna Fronczak zagłębiła się w historię świata wikingów. Oczywiście za sprawą książki Philipa Parkera…

    Idealna na początek
    Bookiety nimfa bagienna - 21 grudnia 2015

    Piękne wydanie i merytoryczna zawartość, czyli Hanna Fronczak recenzuje książkę Michaela Prestwicha „Ludzie…

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *