Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Kim będziemy o świcie?

Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 17 grudnia 2014

Wladcy swituTytuł: „Władcy świtu”

Autor: Andrzej Zimniak

Wydawca: Rebis 2014

Stron: 320

Cena: 32,90 zł

 

 

„Ludzie są bezradni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć” –

John Irving

„Wszystko się zmienia z wyjątkiem samego prawa zmiany” – Heraklit

 

Klaudiusz Appiusz Cekus powiedział dawno temu, że każdy jest kowalem swego losu. Czy aby na pewno? Główny bohater powieści SF „Władcy świtu”, Shoza Fogh, przeciętny lekarz z mrocznym sekretem i problemem alkoholowym, nieustannie ucieka. Pewnego dnia niespodziewanie wygrywa wycieczkę i przez chwilę wierzy w swoje szczęście. A przecież Shoza był pechowcem kornie uznającym własną winę, a zamiast psychotropów stosował czarny humor domieszkowany ironią. Vaclav, jego były szef, zwykł był mawiać, że dusza Fogha przed strąceniem do piekieł z pewnością spróbuje błaznowania na pogrzebie własnego ciała. Przez przypadek wplątuje się w aferę zagrażającą życiu. Nie tylko jego życiu…

Dziwnym zbiegiem okoliczności podczas cotygodniowej loterii wygrywa lot na Ortusa. Nawet nie przypuszcza, że może to być rodzaj porwania. Że ktoś już wszystko ukartował. Tylko na co komu niezbyt przystojny, uzależniony od piwa i pesymistycznie nastawiony do życia eksmedyk z habitatu Valios? Fogh ląduje na dziwnej planecie, oświetlanej stłumionym blaskiem trzech gwiazd , na której nieustannie panuje mleczne światło świtu. Podróżnik powoli odkrywa, że jednostki czasu są tutaj umowne, a mieszkańcy nieśmiertelni. Zaraz po lądowaniu trafia pod opiekę – wręcz w objęcia – miejscowej „Afrodyty”. Wydaje się, że po wyjściu cało z małego wypadku samochodowego, może spodziewać się niezwykle przyjemnych wakacji. Bujna dzika roślinność, egzotyka innej planety, zauroczona nim kobieta…

„Władcy świtu” to powieść o marzeniach i cenie, jaką trzeba zapłacić za ich spełnienie. Pełna rozmachu akcja przeplata się z ciekawymi przemyśleniami na temat ludzkiej niedoskonałości. Powieść jest przygodą w dżungli tematów, koncepcji na temat przyszłości naszego świata.

Podczas dziwacznej rozprawy sadowej bohater trafia pod opiekę (staje się niewolnikiem) pięknej Menei. Od tego momentu będzie stopniowo odkrywał i poznawał obcą planetę, jej mieszkańców. Zacznie powoli rozumieć, w jakim celu faktycznie tu przybył. A cel będzie bardzo zaskakujący. Wszystkie elementy akcji świetnie do siebie pasują, tylko trzeba je cierpliwie je układać.

Fogh trafia do krainy ludzi o wyjątkowej urodzie i inteligencji, żyjących wręcz na podobieństwo greckich bogów, wiecznie, bez snu. Atrakcją turystyczną są rozgrywane tylko tutaj igrzyska. Ten antyczny sztafaż rodem z poezji Homera czy Wergiliusza w połączeniu z kosmiczną techniką daje ciekawe i bardzo plastyczne tło do rozwoju akcji. A wszystko, jak zwykle tutaj, dziać się będzie w świetle niekończącego się świtu. Okazuje się, że bogowie nie zawsze są doskonali i mają swoje potrzeby, które może zaspokoić ktoś pokroju Fogha. Bo coś niepokojącego dzieje się w zbiorowej świadomości Ortusa. Wśród bujnej roślinności odbywają się nieustanne igrzyska intryg, które pozwalają mieszkańcom przeobrażać się i przechodzić na wyższe poziomy. Nie umierają oni, lecz nieustannie zmieniają swą powłokę cielesną i treść duchową. To świat obcy i przerażający dla zwykłego śmiertelnika z Ziemi. Ale to właśnie ten śmiertelnik ma pewien dar, wewnętrzną cechę, która może zaspokoić braki ortusjan. Bydaje się, że nieustanne walki amputowały w owych istotach wyższą uczuciowość, jakikolwiek altruizm.

Ich cywilizacja góruje znacznie nad Ziemią. Szykuje się więc inwazja, według miejscowych zwana edenizacją wszechświata. Dla nich śmiertelność humanoidalnych ras w innych galaktykach nadaje się tylko do likwidacji. Myśl o takiej „nieodwracalności” jest im obca. Po inwazji człowiek będzie skutkiem pośrednim. Nowi władcy nie będą okrutni, dadzą żyć, ale pod własną kontrolą. Takie kosmiczne transpozycje faszyzmu w pół drogi do kulturowych antypodów. Skąd to znamy? Od wieków cywilizacje kolonizowały kultury niższe i słabsze. Zazwyczaj wartości uznawane przez siebie każda cywilizacja miała za ostateczne i jedyne zarazem: z tego stanowiska jedna kultura oceniała każdą inną. I dawała sobie prawo do ataku. Trzeba pamiętać, że każda przemiana cywilizacyjna na naszej planecie odbywała się kosztem kogoś innego. Ta smutna socjologiczna prawda prowadzona jest po mistrzowsku przez autora. Nie będzie to więc zwykła zamiana piekła na raj, jak w literackich utopiach. Nie są to zwyczajne konszachty z diabłem z obcej galaktyki. Anioł ma, nie przestając być aniołem, uczestniczyć w czynnościach szatańskich, czyli być tymi dwiema postaciami naraz; nowym i groźnym Prometeuszem niosącym ludzkości „wybawienie” od śmierci.

Również seks na Ortusie nie ma nic wspólnego z miłością, służy utrzymaniu własnej nieśmiertelności. Planeta ta ma swoją biologię alternatywną. W tym najlepszym z możliwych światów seks odrywa się od rozrodu, umysł od ciała, śmierć od życia. Pewne świętości archetypalne, znane nam od zawsze w literaturze i sztuce (role męża, ojca, żony, matki, dziecka, opiekuna, wojownika oraz role wroga, zdradzonego, oszukanego czy mściciela) zostają w powieści unieważnione. Czytelnik został z kluczami kulturowymi, które już nie otwierają żadnych zamków. Postęp technologiczny i cywilizacyjny Ortusa wypchnął z zawiasów owe drzwi i wyrzucił na śmietnik historii. Zabieg ten dowodzi, jak wielkie mogą być różnice biologiczne i poglądowe dwóch różnych cywilizacji z odległych galaktyk. Do porozumienia czy ugody raczej nie dojdzie. Wszelkie próby zbudowania społeczeństwa doskonałego i szczęśliwego powieść się nie mogą. Zawsze będą jakieś przeszkody czy szaleni zbawcy. Każda wielka cywilizacja okaże się kiedyś gmachem z kart, który musi runąć. Ten świat jest wieczny, ale nieprzewidywalny, wiele rozwiązań pozostawia się swobodnej grze naturalnych sil. Nie łudź się, że żyjesz spokojnie, bo w każdej chwili istnienia jesteś sprawdzany, testowany, wystawiany na próby. Bezwzględny egoizm jest jedynym rozsądnym zachowaniem postludzi z Ortusa. Nie chronią oni grupy czy rodziny, chronią zawsze siebie samego.

Na uwagę zasługuje również słownictwo fantastyczne powieści. Świat Ortusa pełen jest dziwnych tworów z nieożywionej i ożywionej materii tzw. witerii, jakichś ameboidalnych, pająkowatych tworów ożywianych siłą woli (dziwaczne dakijony, witerialne stwory czy melwy o wymyślnym kształcie). Ortusjanie nie muszą mozolnie konstruować sztucznej inteligencji. Potrafią ożywić to, co jest martwą materią – jako żywo szalony sen biochemika bawiącego się w demiurga. Jest też trochę kosmicznych gadżetów. Ciekawa mieszanka, świetnie wymyślona i opisana. Ta wizualność przestrzeni doskonale uzupełnia wartką akcję powieści. Walki odbywają się na miecze, ale również na granicach wielowymiarowych przestrzeni ludzkiego umysłu. Ten świat dzięki stworzonemu językowi jest pełny i dopracowany, ma swoją odrębną biologię i fizykę. Ich obecność sygnalizowana jest odpowiednio skonstruowanymi neologizmami i neosemantyzmami. Rekwizyty fantastyczne, wypełniające przestrzeń świata przedstawionego, wpływają w sposób znaczący na charakter całego utworu. Gratka dla graczy.

Zimniak powołał do życia niezwykle złożony świat, nadając mu jednocześnie cywilizacyjną i kulturową pełnię. Wymyślił fizycznie prawdopodobną planetę, na której może zagnieździć się życie, panujące na niej odmienne stosunki międzyludzkie, modę, język, architekturę. Przede wszystkim jednak pokazuje skutki nieustannych przemian ludzkiego ciała na Ortusie, których efektem jest nieśmiertelność. Dzięki tym udoskonaleniom rodzą się nowe hierarchie społeczne i nowe kłopoty z płcią, nowe rodzaje rywalizacji i walk. Z tych względów książkę czyta się świetnie, a im dalej, tym jest lepiej. Jak się okazuje, nieustanna konkurencja stanowi motor ewolucji. Konkurują ze sobą ludzie, kultury, religie, idee i cywilizacje. Zwycięzcy lepiej wykorzystują naturalne środowisko, zasoby planety i prawa fizyki. Okazuje się, że jesteśmy przejawem potencjalnych możliwości przebogatej i twórczej materii, których urzeczywistnienie wymaga interwencji przypadku. To jednak człowiek powinien nadać sens swojej rzeczywistości.

Lepiej więc chrońmy naszą niepowtarzalność i nie wypatrujmy przybyszów z gwiazd, zwłaszcza o świcie. Tak na wszelki wypadek. A już tym bardziej po czterdziestce!

Magdalena Sperzyńska




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

W odmętach nauki

Dawno, dawno temu, gdy jeszcze miałam czas i ochotę na prowadzenie bogatego…

Amnezja bywa miłosierna
Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 20 marca 2015

Tytuł: „Wektor zagrożenia” Autor: Wiktor Noczkin Tłumacz: Michał Gołkowski Wydawca: Fabryka Słów…

Wyobraźnia ponad wszystko

Łączenie gatunków to zabieg ryzykowny, ale dość często stosowany. Jeśli chodzi o…

Komentarze: 2

  1. Adam-Dead pisze:

    „Nie łódź się” – proszę…

    • nimfa bagienna pisze:

      Dziękujemy za zwrócenie uwagi – podstępna łódź wroga przeciśnie się przez najściślejszy kordon, a wtedy już tylko tylko płacz i zgrzytanie zębów…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit