Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Podziemna krucjata, czyli apokaliptycznie, klaustrofobicznie i nieco dziwnie

Recenzje fantastyczne Fahrenheit Crew - 28 marca 2012

glukhovsky metro 2033Dmitry Glukhowski

Metro 2033

Tłum. Paweł Podmiotko

Insignis 2010

Stron: 591

Cena: 39,90 zł

 

Za sprawą pewnego dobrego ducha wpadła mi w ręce książka Dmitrija Głuchowskiego “Metro 2033”. Dobry duch zarzekał się, że pozycja jest warta poznania, choć może nie najlżejszego kalibru, a także niesłychanie mroczna i ponura. Już z racji tego podeszłam do niej z dużą dozą niepewności, także ze względu na okładkowy opis oraz monstrualne wręcz wymiary. Czy można opowiadać na tyle ciekawie, by przez te prawie sześćset stron nie zanudzić czytelnika na śmierć?

Jak się okazało, Głuchowskiemu ta sztuka się udała. Jest nawet lepiej, chociaż pierwsze strony sugerują typowe postapokaliptyczne klimaty, ukazują czeredy mutantów napierające na powojennych niedobitków, opisują watahy megawielkich i megawygłodzonych szczurów zalewające ludzkie osiedla. Nie należy się tym zrażać. Potem jest tylko lepiej.

Mutanty wcale nie okazują się mózgożernymi zombie, potwory są nawet całkiem potworne, nie przypominające hollywoodzkiej pulpy, a tajemnice tytułowego metra są… faktycznie tajemnicami.

“Metro 2033” jest fascynującą historią drogi po zakamarkach moskiewskiego metra, które po wojnie, nie tylko nuklearnej, ale i biologiczno-chemicznej, staje się gigantycznym schronem dla ocalałych moskwiczan

Wędrówka bohatera – chłopca o imieniu Artem – obfituje w liczne tajemnice, niebezpieczeństwa, niekiedy naciągane zwroty akcji i wręcz irytujące przypadki cudownego ocalenia, jednak wbrew pozorom jest też cudownie wielowymiarowa. Nie jest zwykłą wycieczką z punktu A do punktu B, z oczekiwanymi na przystankach nowymi questami, a historią dorastania bohatera, nie tyle w sensie fizycznym, co emocjonalnym i duchowym. Natykając się na liczne przeciwności losu, bohater musi ćwiczyć charakter, dociekać przyczyn i skutków otaczających go zdarzeń, przebudować własną skalę wartości i priorytetów. Mijając na drodze kalejdoskop postaci – dziwacznych, groźnych, przyjaznych, pokręconych albo zwyczajnych aż do bólu zębów – musi nauczyć się współistnieć z każdą z nich. Faux pas może bowiem kosztować go życie – swoje, a także innych – o czym biedny Artem przekonuje się bardzo szybko. W czasie wędrówki towarzyszą mu różne ideologie i wyznania, fanatyzm pod wieloma postaciami, zmuszając go do pospiesznej weryfikacji poglądów i zmiany stanowiska.

Z grubsza określając, „Metro 2033” jest opowieścią o konieczności dążenia do celu mimo nawarstwiających się trudności, o potrzebie jednoznacznego określenia własnych priorytetów i powołania.

Książka fantastycznie opowiada o roli człowieczeństwa w przetrwaniu zarówno jednostki, jak i gatunku. Ludzkość w tej historii, z własnej winy zredukowana do roli szczurów kanałowych, wegetująca w ciemnościach i wiecznym strachu, podzielona na państwa-miasta-stacje, nawet pod presją nowego, nieludzkiego wroga nie potrafi się prawdziwie zjednoczyć. Dla jej ocalenia wciąż potrzebne są jednostki stojące ponad podziałami, patrzące wyżej własnej ramki, wielokroć bohatersko, lecz niepotrzebnie ginące. Autor niejednokrotnie stawia tu pytanie: Czy warto?

Artem ma się o tym sam przekonać, nieraz boleśnie na własnej skórze, zwłaszcza że końcowy wynik jego zmagań nie do końca jest… Jaki? Przeczytajcie sami, to chyba najbardziej nieoczekiwana rzecz w całej tej historii.

Zaręczam, że warto, choć momentami Głuchowski zbyt łopatologicznie przekazuje nam i tak nieskomplikowane prawdy, stare jak świat wartości, obecnie wymagające reanimacji, w cały ten ideologiczny kompot dorzucając refleksje na temat ewolucji człowieka i teologiczne rozważania.

Nie każdemu może przypaść do gustu postać Artema – bezwolna jak na wybrańca, nieprawdopodobnie nijaka, jednak dająca się lubić. Każdy potrafiłby odnaleźć w „Metrze…” niespójności fabularne, autorskie chciejstwo, kalki z tysięcy innych postapokaliptycznych opowieści, gier i filmów oraz brak świeżości w tematyce, wielką… rosyjskość, ale to nie jest ważne. Te wszystkie niedociągnięcia, banalności i miejscami powolność akcji można przeboleć, bo tej książki nie tworzy sama fabuła, a klimat, wizja opisywanego świata, niezliczoność ludzkich charakterów i – uwaga! – powieść jest uzależniająca. Raz wchodząc w tunele metra, nie sposób ich opuścić aż do ostatniej strony.

Anna E. Walczak




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Smutek straconych złudzeń
Recenzje fantastyczne Fahrenheit Crew - 18 czerwca 2012

Arthur C. Clarke: Piaski Marsa Wiedza Powszechna, Warszawa 1957 Stron: 259 Cena:…

Połebkizm
Bookiety nimfa bagienna - 1 czerwca 2016

Jak zepsuć samograja, czyli Agnieszka Chodkowska-Gyurics recenzuje książkę Christiana Jacq „Przeklęty grobowiec”.…

O czym piszą nastolatkowie
Bookiety Hanna Fronczak - 22 lutego 2018

Recenzja książki Truman Capote „Ostatni autobus i inne opowiadania”. Żyjemy w czasach,…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit