Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

[Recenzja] „Nomen Omen” Marta Kisiel

Tytuł: "Nomen Omen"
Autor: Marta Kisiel,
Wydawnictwo: Uroboros,
Premiera: 13 lutego 2019
Wydanie: 2
Liczba stron: 352
Oprawa: miękka,
ISBN: 978-83-280-6074-6
Cena: 39,99 zł
Więcej informacji: Marta Kisiel „Nomen Omen”

Ze śmiercią jej do twarzy

Wiele młodych osób mieszkających we wsiach lub w miasteczkach, niezależnie od ich położenia geograficznego, marzy o wyrwaniu się z lokalnej społeczności i przeniesieniu do wielkiego miasta. Do działania popycha ich nie tylko pragnienie porywającej kariery zawodowej oraz osiągnięcia materialnego lub niematerialnego sukcesu, lecz także – a może zwłaszcza – ucieczka przed zaborczą rodziną. Nie wszystkim dane jest spocząć na laurach czy pomyślnie zakończyć rejteradę przez krewnymi. Zawsze przecież podąża za nimi bagaż doświadczeń i przeszłości. Jak zauważył Neil Gaiman (przemawiając ustami Silasa z „Księgi cmentarnej”): „Dokądkolwiek się udasz, zabierzesz tam siebie”. A czasami może go tam też po prostu odkryć. Ale po kolei.

Życie dwudziestopięcioletniej Salomei Klementyny Przygody, głównej bohaterki „Nomen omen”, nie było usłane różami. Nie dość, że natura nie poskąpiła jej koloru włosów (rudy), wzrostu (ponad metr osiemdziesiąt), wagi (ponad siedemdziesiąt kilo) – chociaż trzeba oddać sprawiedliwość, że ta znalazła swoje miejsce we właściwych proporcjach i odpowiednich miejscach – to jeszcze uszczęśliwiła dziewczynę nadpobudliwymi, rozgadanymi ponad miarę rodzicielami i bratem Niedasiem, który dla odmiany jest pozbawiony instynktu samozachowawczego i poczucia intymności. Ratując się przed nieuniknionym szaleństwem, Salka opuszcza rodzinną Kotlinkę Kłodzką i przenosi się do oddalonego o wiele kilometrów Wrocławia z mocnym postanowieniem rozpoczęcia zupełnie nowej egzystencji. Zamiast wiekuistego szczęścia i spokoju trafia na stancję do willi starszej pani Bolesnej, gdzie najmniejszym problemem wydaje się gadająca papuga o imieniu Roy Keane. A że los lubi być przewrotny po dwakroć (a nawet i więcej razy), to okaże się dopiero początkiem dla Przygody.

„Nomen omen” była drugą zwartą publikacją Marty Kisiel-Małeckiej, która kilka lat wcześniej zadebiutowała papierowym fenomenalnym „Dożywociem” – książką łączącą inteligentny humor z elementami dreszczyku. W przypadku historii Salki Przygody proporcje są odwrócone – „Nomen omen” to powieść grozy okraszona dużą ilością ironii oraz sarkazmu. Dodatkowo istotny jest w niej wątek parakryminalny. Ponowne wydanie utworu pozwala zapoznać się z efektami pracy popularnej autorki (ałtorki) czytelnikom, którzy zapewne tylko w wyniki własnego błędu lub niedopatrzenia wcześniej tego nie uczynili. Bez wątpienia powinni tego żałować i szybko nadrobić zaległości.

Bowiem lektura porywa naprzemiennie albo intrygującymi postaciami, albo wartką akcją, albo dowcipnymi dialogami. Kolejne pojawiające się na umownej scenie osoby, nawet jeśli tylko drugoplanowe i odgrywające marginalną rolę, wzbudzają w pełni zasłużony zachwyt lub uśmiech. Można nawet wybaczyć tendencję do ich nazbyt wymyślnych imion i nazwisk, odzwierciedlających nierzadko charakter, co jest jednym z przejawów bardzo sprawnej i przemyślanej zabawy językiem Marty Kisiel. Fabuła, rozpoczynająca się od wątku obyczajowego poprowadzonego dość komediowo, szybko zmienia swój ton na zdecydowanie mroczniejszy, w którym niebagatelne miejsce zajmuje skomplikowana historia Wrocławia i jej nowych i starych mieszkańców. Nie obyło się przy tym bez kilku nagłych zwrotów akcji. Dopełnieniem całości są konwersacje – niemniej dynamiczne, będące często swoistymi pojedynkami między interlokutorami  –  wywołującymi u odbiorcy niekontrolowany i trudny do opanowania chichot.

Można oczywiście bez większych problemów wskazać pewne wady „Nomen omen”. Przede wszystkim nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności wydaje się spotkanie Salki Przygody i starszej pani Bolesnej, która – bez zdradzania szczegółów treści – okaże się mieć związek z rodziną dziewczyny. W tym kontekście równie dziwna wydaje się kwestia podobieństwa Niedasia do swojego przodka i brak jego wcześniejszego rozpoznania przez Matyldę Bolesną; chociaż ma to akurat większe fabularne uzasadnienie. Podobnie podporządkowanie organów śledczych autorytetowi dawnej nauczycieli łaciny jest rozwiązaniem nieco naiwnym, choć wpisuje się w konwencję powieści. I wreszcie dla części osób drażniący może być optymizm książki, sączący się z niemal każdej przeczytanej strony. Są to jednak mankamenty nie tylko drobne, ale możliwe do wskazania wyłącznie przez największy zawistników i malkontentów.

W powieści pojawia się natomiast jeden poważny błąd merytoryczny. Wbrew temu, co twierdzi autorka w „Rozdziale 21, w którym nic nie raczy wypełznąć”, w dopiero co włączonym po II wojnie światowej w granice nowej Polski Wrocławiu nie mieszkało zaledwie tysiąc Niemców. W rzeczywistości było ich nie tylko zdecydowanie więcej, ale dominowali liczebnie nad osiedlającymi się Polakami, co zresztą stanowiło dla ówczesnych władz miejskich i ogólnopolskich, zasadniczy problem. W końcu Wrocław miał być polskim miastem.

Trudno powiedzieć, czy pisarze są do końca zadowoleni z porównywania czy raczej przyrównywania swoich prac. Przypuszczalnie literaci chcieliby prędzej wyróżniać się na tle innych swoimi niepodrabialnymi stylami niż być stawianymi w szeregu z nawet najwybitniejszymi przedstawicielami danego gatunku. W każdym razie, gdyby zdecydować się na poczynienie takie zestawienia w przypadku Marty Kisiel, bezwiednie nasuwa się skojarzenie z Neilem Gaimanem i jego „Chłopakami Anansiego”. Autorka w równie udany sposób łączy humor z grozą i wykazuje się podobną – jeśli nawet nie lepszą – znajomością rodzimego języka, co pozwala jej na prowadzenie bardzo udanych gier słownych. I jest to chyba najlepsza możliwa rekomendacja dla „Nomen omen”.

Maciej Tomczak




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Wojna pozycyjna
Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 28 września 2016

Czyżby drugi oddech przed kolejną naparzanką? Konrad „Khorne S” Fit i jego wrażenia po lekturze…

Niekoniecznie o wampirze
Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 31 sierpnia 2015

Miejska baśń, horror, opowieść wampiryczna czy coś zupełnie innego? Kazimierz Kozłowski recenzuje książkę…

O zmęczeniu materiału
Recenzje fantastyczne Fahrenheit Crew - 28 października 2012

Paweł Kornew Czarne południe Tłum.: Marcel Głazowski Wydawca: Fabryka Słów 2012 Stron:…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit