Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Sen o gadającym krześle

Recenzje fantastyczne nimfa bagienna - 11 lutego 2015

kąpiąc lwaTytuł: „Kąpiąc lwa”

Autor: Jonathan Carroll

Tłumacz: Jacek Wietecki

Wydawca: Rebis 2013

Stron: 320

Cena: 34,90 zł

 

 

Dawno żadna powieść nie zabiła mi takiego klina. Zazwyczaj witam podobne sytuacje z radością, mało co sprawia mi tyle frajdy, co książka dezorientująca już samym tytułem, a po chwili także zawiązaniem fabuły. Gorzej, kiedy okazuje się, że owszem, pisarz ma zdolność wprawienia czytelnika w osłupienie, lecz brakuje mu konceptu na to, jak ów szokujący początek spójnie i interesująco rozwinąć. Z takim właśnie przypadkiem miałem do czynienia w trakcie lektury „Kąpiąc lwa”, którą Jonathan Carroll powrócił po ponad pół dekadzie milczenia.

Pięcioro mieszkańców prowincjonalnego miasteczka w Nowej Anglii ma pewnej nocy wyjątkowo dziwaczny sen. Nie byłoby to jeszcze tak niesamowite, gdyby potem nie okazało się, że wszyscy śnili o tym samym. Mało tego, ów majak zaczyna mieć wpływ na ich codzienność, coraz bardziej przypominającą koszmar. Już wkrótce Vanessa, Dean, Jane, Kaspar i Bill będą musieli sobie uświadomić kluczową rolę, jaką niegdyś odgrywali w najgłębszych strukturach kosmosu, po to, by stanąć do walki z nadciągającym Chaosem.

Ten arcyciekawy początek szybko przerodził się w spore rozczarowanie. Mimo że nie oczekiwałem wiele od książki, i tak zrobiła na mnie wrażenie skleconej z niezbyt współgrających fragmentów. Być może robiłaby lepsze wrażenie, gdyby była raczej zbiorem opowiadań niż dłuższą, niespójną, i chyba nie do końca przemyślaną powieścią. Niektóre przedstawione pomysły są naprawdę znakomite, zwłaszcza pojawienie się nienarodzonej córeczki Edmondsa i wątek „cofniętego” sklepu, ale niestety w żadnym naprawdę zaskakującym kierunku nie zmierzają. Okazują się mieć wspólną puentę, i chyba tylko to usprawiedliwia ich zestawienie w jednej książce. W rezultacie „Kąpiąc lwa” nie ma ani integralności powieści, ani zróżnicowania oczekiwanego od zbioru opowiadań, zajmując miejsce gdzieś pomiędzy. Odniosłem wręcz wrażenie, że nawet sam tytuł nie był logiczną kulminacją pracy nad książką, a zamiast tego autor najpierw zestawił dwa niekoniecznie pasujące do siebie słowa, potem dopiero szukając dla nich wyjaśnienia. Choć uczciwie przyznać trzeba, że kąpanie lwa nie wyda się przeciętnemu śmiertelnikowi aż tak abstrakcyjną czynnością, jak choćby zaślubianie patyków albo spanie w płomieniu, nie wspominając już o całowaniu ula.

Nie do końca przekonał mnie wstępny portret małżeństwa w kryzysie. Autor niby stara się o obiektywizm, przedstawia obie osoby z dystansu, a jednak wyłania się z całości jakaś nieomal seksistowska stronniczość. Żona to zatracona w swojej muzyce artystka, niedojrzała i agresywna, skupiająca się tylko na własnych potrzebach, podczas gdy mąż jest niewinna ofiarą. Nie jestem feministą, ale sprowadzanie charakterystyki do poziomu „bo to zła kobieta była” trąci nie tylko nadmiernym uproszczeniem bohaterki, ale wręcz szowinizmem. Nie ma jednak dość czasu, żeby zdążyć się tym oburzyć, bo autor tak gwałtownie przeskakuje do kolejnych wątków, że mają one czasu, by zacząć rezonować w czytelniku. W rezultacie niemal każdy z tych motywów spotka podobny los: brak należnego rozwinięcia i odsunięcie w niebyt. Całość zaczyna się jak dramat głównego nurtu, by szybko obrócić się w surrealizm, a momentami może nawet bizarro. To nie do końca udany mariaż realizmu i oniryzmu – ze względu na nie dość płynne przejście z jednego do drugiego ta „zmiana biegów” mocno zgrzyta, a możliwości zaprezentowanych konwencji nie zostają wyeksploatowane.

Zresztą trudno było tego uniknąć, kiedy książka tak mocno przypomina konstrukcyjnie powieść o bardzo podobnych wadach (choć zarazem obdarzoną większą liczbą zalet), czyli „Oko na niebie” Philipa K. Dicka. Sekwencje oniryczne czytają się jak żywcem wyjęte z innych klasycznych dzieł tego autora. Niejednokrotnie zetknąłem się z porównaniami zestawiającymi Carrolla z Dickiem, a teraz sam mógłbym dodać do listy kolejne. Dick oczywiście pisał rzeczy z reguły znacznie przewyższające twórczość Carrolla, choćby z tej przyczyny, że w jego książkach zawsze chodziło o coś więcej niż jedynie epatowanie zwariowaną estetyką i niekonwencjonalną budową. Niezależnie, czy były to wątpliwości natury teologicznej, czy pełna lęku świadomość polityczna, jego książki nie stanowiły jedynie formalnej zabawy, a wyraz głębokiej nieufności względem natury rzeczywistości. Utwór Carrolla zaś jawi się jako zbiór pobieżnie zanotowanych artystycznych impresji, imponujących stylem, rozczarowujących treścią.

Kiedy powieść robi wrażenie pisanej pod wpływem emocji, bez konkretnego planu, podobnie musi przebiegać jej odbiór przez czytelnika. Dlatego też książka trwa bardziej w uczuciach niż w umyśle – dziwaczne zakrętasy fabuły można raczej przeżyć, bez konieczności traktowania ich jak podstaw do szczególnie głębokich rozważań. Zarówno czytanie jak i recenzowanie tej książki przypomina wspominanie i analizowanie snu: kiedy trwa, przeżywa się mocno, niestety potem szybko się zapomina i gubi wątek. Pozostaje nieokreślone wrażenie uczestnictwa w czymś dziwacznym – i tyle. I choć niektóre sny mogą dać tęgo do myślenia, akurat ta oniryczna opowiastka raczej nie ma tak mocnego impetu.

O niewykorzystanym potencjale można mówić zwłaszcza w przypadku późno zaprezentowanej i prawie kompletnie zmarnowanej rozległej kosmicznej mitologii, która – mimo kluczowego znaczenia dla wszystkich motywów – została zredukowana do poziomu tła. Niemal wszystkiego na jej temat dowiadujemy się z długich, a zarazem powierzchownych dialogów, beznamiętnie prowadzonych przez postacie. Boli to szczególnie dlatego, że owa mitologia jest naprawdę ciekawa – zasłużyła na znacznie więcej niż ustne wzmianki padające na przykład przy stole w restauracji. Jakże ciekawiej byłoby przyglądać się wydarzeniom, zamiast zaledwie słuchać jak ktoś o nich opowiada w rutynowy sposób. Bohaterowie zbyt łatwo i zbyt szybko godzą się z nadnaturalnym podłożem rozgrywających się wydarzeń, zaczynają je analizować ot tak, bez szczególnego wzruszenia. W wygodnych dla autora momentach przypominają sobie rzeczy najwyższej wagi, jak to, kim są lub byli w stosunku do siebie nawzajem; zwłaszcza bliżej finału takie drobiazgowe ekspozycje stają się zbyt pośpieszne. Wskutek tej racjonalizacji teoretycznie niesamowite koncepcje kosmicznej wagi wcale pożądanego niesamowitego wrażenia nie robią. Służące jako motta cytaty z poezji Yeatsa i twórczości Jeanette Winterson dodatkowo wskazują na złożoność tego „multiwersum”, pozostając niestety jednak jedynie niespełnioną obietnicą eksploracji wielości warstw. A przywoływana na tylnej okładce „kosmiczna batalia” (jakkolwiek by tego sformułowania nie rozumieć) również nie pojawia się na kartach, bo finał jest raczej mało emocjonujący.

Mimo wszystko „Kąpiąc lwa” nie jest powieścią złą. Trudno byłoby ją oskarżyć o zanudzanie czytelnika, a czas poświęcony na przeczytanie uznać za stracony. Oddani wielbiciele może i będą nawet zachwyceni, ale głównie ci bardziej bezkrytyczni. Fani Carrolla są z pewnością przyzwyczajeni do tego, że stawia on większy nacisk na opis i szalone pomysły niż na precyzyjnie skonstruowaną fabułę. Jednak chyba nawet najzagorzalsi zwolennicy tego autora przyznają, że książka do jego najwybitniejszych osiągnięć nie należy. Nie sądzę również, żeby była w stanie zachęcić do Jonathana Carrolla kogoś, kto – mimo prób – jeszcze nie zakochał w prozie Amerykanina, i chyba nie jest też odpowiednia, by dopiero od niej zaczynać obcowanie z pisarzem. Czytana dla delektowania się samym stylem, bez wyszukiwania zagadnień do głębszych przemyśleń, może dostarczyć przyzwoitej rozrywki – na przykład mnie nie przeszkadzał brak rygorystycznie konwencjonalnej fabuły. Trzeba mieć jednak na uwadze, że wielu czytelnikom wyda się to grzechem nie do wybaczenia. Twórczość Carrolla istnieje we własnym świecie, do którego każdy ma wstęp, ale gdzie niewielu poczuje się jak u siebie. Sam nieśmiało trzymam w nim jedną nogę, dopiero rozważając kolejny krok.

Patryk Cichy




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Nie tylko morderca
Bookiety nimfa bagienna - 14 października 2016

Spojrzenie na przestępstwo od niecodziennej strony, czyli Agnieszka Chodkowska-Gyurics recenzuje powieść Fiony Barton „Wdowa”.…

Syndrom środkowego tomu

Bardzo trudno jest napisać coś ciekawego o drugiej części trylogii. Najważniejsze sprawy: kreacja…

Cixin Liu „Piorun kulisty”
Fantastyka Cixin Liu - 15 stycznia 2019

Informacje o książce Cixin Liu „Piorun kulisty”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit