Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Chuck Wendig „Już nie piję”

Opowiadania Chuck Wendig - 24 kwietnia 2013

Opowiadanie promujące polską premierę książki Chucka Wendiga pt. „Drozdy”.

 

Chuck Wendig

 

Stoi przed budynkiem z piaskowca w świetle lampy sodowej.

Sińce zaczęły już blednąć. Skaleczenia – na jej wargach i podbródku, w poprzek brwi i na dłoniach – do tej pory zdążyły się już zrosnąć. Jakiś czas będzie jeszcze kuleć, ale trudno.

Skrzynka, którą trzyma w dłoniach, jest ciężka. Ale warta tego. Bo to jej bilet powrotny.

Jack otwiera drzwi. Jest szczęśliwy, że ją widzi? Czy tylko zaskoczony?

– Amanda – mówi.

– Wiem, że uwielbiasz szkocką. – To pierwsze słowa, jakie wydobywają się z jej ust, mimo że nie widziała go od lat. Potem unosi skrzynkę, mając nadzieję, że ją przejmie. – Ale to nie jest zwykła szkocka, to jest coś o wiele lepszego, e… naprawdę rzadkiego… – Jest zdenerwowana. Nie powinna być zdenerwowana. Zważywszy na wszystko. Ale wyobraża sobie ich pocałunek: pierwszy od bardzo dawna, pierwszy od momentu, gdy to wszystko się wydarzyło. – Wiele przeszłam, żeby to dla ciebie zdobyć.

 

* * *

 

Ateles zaskrzeczał i kopnął ją w twarz, wzbijając mgiełkę potu.

Druga małpa wskoczyła jej na plecy, pohukując i wrzeszcząc.

Amanda złapała tę za sobą i użyła jej niczym kosy, którą zbiła Atelesa z nóg, po czym wypuściła ją z rąk, co spowodowało, że obie małpy zwaliły się na siebie. Przekoziołkowały w kąt dziedzińca, gdzie przewróciły doniczkę z terakoty pełną przypominającego trzcinę papirusu. Para niezgrabnych naczelnych zaczęła z krzykiem wspinać się po sobie nawzajem. W głębi ich gardeł mogła dostrzec migające czerwone światełka.

– Czego chcesz? – spytał Kebir, głaszcząc fenka siedzącego mu na kościstym ramieniu niczym anioł, który przysiadł na szpilce. Pistolet w jego dłoni wycelowany był prosto w jej serce.

– Chcę Delacroix – powiedziała.

Kebir pokonał dzielącą ich przestrzeń. Wcisnął lufę pistoletu między jej piersi.

– Ale nie wiesz, gdzie on jest.

– Wiem, że jest tutaj, w Tangerze.

Kebir uśmiechnął się. Jego dziąsła były pomarszczone i odsłaniały szyjki zębów.

– Gdybym tylko powiedział ci gdzie.

Jego oczy rozszerzyły się, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Amanda przyciska nóż khanjar z rączką z kości wielbłąda do jego męskości. Kebir westchnął.

– …Delacroix znajduje się pod Benhaddou.

 

* * *

 

– Wygląda na… starą – mówi Jack. Nie bierze od niej skrzynki. Drżą jej ramiona.

– Nie tylko starą, ale i wyjątkową. – Uśmiecha się. – Tak wyjątkową, jak to tylko możliwe. Jak ty. Jak my.

 

* * *

 

Trzymała Delacroix za podkoszulek, wbijając mu kolano w przypominający dynię bebech. Trzymała jego bełkoczący łeb nad ziejącą pustką otchłanią. Pod nim olbrzymie kamienne tryby dudniły i zgrzytały z każdym obrotem. Wygłodniałe koła sprawnie zamieniały w proch staczające się w przepaść kamienie.

– Wiesz, czego chcę! – przekrzykiwała hałas.

– Nie mam tego! Mówiłem ci już! Błagam!

Za nimi z szeptem polały się strumienie piasku: fragment ziemi oberwał się i rozbił z trzaskiem. Korpusy żołnierzy-robotów leżały tam do połowy pogrzebane.

Całe to miejsce miało za chwilę runąć. Doprowadziły do tego druty-potykacze i kamienie uruchamiające pułapki. Ale nie miała zamiaru teraz nad tym rozmyślać.

– Kto? – spytała. – Kto.

– Krüger! Sprzedałem ją Krügerowi. – Zaszlochał. Jego zachowanie sprawiło, że zawahała się na moment. Dorosły mężczyzna zanoszący się płaczem. Tyle mu wystarczyło. Pulchna dłoń wystrzeliła do przodu i nabrała garść piasku, a potem cisnęła jej w twarz. Amanda stoczyła się z jego potężnego cielska z łzawiącymi oczami, próbując mruganiem pozbyć się piekących łez. Gdy odzyskała wzrok, Delacroix kulił się już w ukrytym bocznym przejściu, a ściana szybko się za nim zasuwała.

Było to nieistotne. Znała nazwisko. I tak wiele ono wyjaśniało. Te małpy. Te roboty.

 

* * *

On jej nie bierze. Ona nie może tego zrozumieć.

– Dużo już czasu minęło – mówi on. Ogląda się przez ramię. Czego tam szuka? Ona wyobraża sobie, że znowu się kochają. Jak cudowne to będzie uczucie.

 

* * *

Krüger tanecznym krokiem przemierzył pomieszczenie z zakraplaczem do oczu w dłoni, tu robiąc piruet, tam tańcząc walca. Odchylił do tyłu swą urodziwą głowę, wyciągnął język, a następnie umieścił na nim kroplę bursztynowego płynu. Krüger wyglądał niczym dziecko zjadające płatki śniegu. Zaśmiał się.

A potem – raz-dwa-trzy – przemieścił się pod ścianę, gdzie stali jego superżołnierze. Dziewięciu z nich. A każdy niczym monstrum Frankensteina pozszywany z kawałków ciała, plastiku i metalu. Krüger złapał jednego z nich za szczękę i pociągnął. Ścisnął zbiorniczek zakraplacza i wpuścił kropelkę płynu do ust żołnierza.

Oczy cyborga otworzyły się powoli i nabrały ostrości. Półczłowiek poruszył się w więzach.

Krüger dumnym krokiem ruszył ku następnemu, pogwizdując.

Ale nie dotarł. Kolba karabinu trzasnęła go w tył głowy.

Podniósł wzrok, leżąc na ziemi. Amanda przystawiła mu lufę karabinu kaliber .30-30 do gardła.

– Koszmarnie wyglądasz – powiedział Krüger.

I tak też było. Rozcięta warga. Krew płynąca ze skaleczenia na czole. A co gorsza, ciągle jeszcze kulała po ucieczce z zapadającego się grobowca pod Aït Benhaddou. No i zabezpieczenia w wieży Krügera były najwyższej klasy.

– Zabieram szkocką Shackletona – oznajmiła.

– Czym będę bez niej napędzał moje śliczne maleństwa?

Wzruszyła ramionami.

– Nie będziesz. Potrzebuję jej dla kogoś.

– Czyżbym dostrzegał miłość w twoich oczach?

Ach, ten stary romantyk.

– Tak właśnie jest.

– To możesz ją sobie wziąć. – Zaśmiał się, ale potem niespodziewanie krzyknął: – Zabij ją!

Pierś superżołnierza nadęła się, rozrywając krępującą go metalową obręcz. Cyborg zaryczał z metalicznym jękiem…

Paf!

Amanda wpakowała mu kulę w oko.

Cyborg runął na ziemię niczym stos filiżanek.

Krüger wyglądał na zdruzgotanego.

– Wybacz – powiedziała, a potem kopnęła go w twarz.

 

* * *

 

– Już nie piję – mówi Jack, cofając się o krok.

– Nie, poczekaj – mówi ona, śmiejąc się, bo nagle to wszystko wydaje jej się niedorzeczne. – To jest szkocka Shackletona. Zaginiona. Przechowywana w lodach Antarktyki przez sto lat. Nikt więcej nie będzie miał okazji jej spróbować. Tylko ty i ja. – Czuje, jak jej serce zamiera. – Przecież uwielbiasz szkocką.

Za jego plecami otwierają się drzwi. Wybiega zza nich mała dziewczynka, najwyżej trzyletnia – z warkoczykami, w jednoczęściowej piżamce i z piegami na policzkach – i przykleja się do jego nogi. – Tato, tato, bajka na dobranoc!

– Naprawdę dużo czasu już minęło – mówi raz jeszcze, a ona nie jest pewna, czy mają to być przeprosiny, wyjaśnienie, czy co. Ale wtedy Jack cofa się o kolejny krok, a potem jeszcze jeden, i wraca razem z dziewczynką do środka. Drzwi zamykają się za nimi z delikatnym, niepewnym kliknięciem.

– Kocham cię – mówi Amanda do drzwi. Zostawia skrzynkę na schodach.

 

 

© CHUCK WENDIG 2011




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Teatrzyk absurdu ma zaszczyt przedstawić…

Recenzja powieści Mileny Wójtowicz „Post scriptum”. Czy można sobie wyobrazić bardziej prozaiczny…

„House Reborn” – nowe rozszerzenie do „Star Trek Online”
Gry komputerowe Q - 29 stycznia 2021

Właśnie wystartował nowy, zatytułowany „House Reborn”, dodatek do „Star Trek Online”. Jak…

Nominacje do Zajdla 2019
Nominacje do Nagrody Zajdla za 2019 rok
Zew Zajdla Jacek Falejczyk - 15 czerwca 2020

Właśnie ogłoszono nominacje do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit