Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Michał Cholewa „Korekta założeń”

Opowiadania Michał Cholewa - 31 grudnia 2024

Jak zapewne czytelnicy pamiętają, od pierwszego do dwudziestego czwartego grudnia trwał Whamageddon – czyli adwentowa gra w nieusłyszenie (oryginalnej wersji) piosenki „Last Christmas”. W zabawę włączył się ponownie Michał Cholewa, który dzień w dzień raczył swoich czytelników kolejną niesamowitą opowieścią. Autor pomyślnie dotrwał do końca, zarówno zabawy, jak i wymyślanej historii.

W ostatni dzień 2024 „Fahrenheit” przedstawia cały utwór, zatytułowany:

 

KOREKTA ZAŁOŻEŃ

Ubrana w zimowy, puchaty sweter piękna dziewczyna patrzy prosto na mnie. Nosi okulary i w ich szkłach dokładnie widzę ponurą, deszczową panoramę Silesii najeżoną światłami drapaczy chmur Kato i długimi liniami samochodowych świateł na wstęgach dróg. Chmury są brudne od zmieszanego blasku metropolitalnego światła i holo infosfery.

Brakuje ci zmiany?

Dziewczyna powolnym ruchem zdejmuje okulary i nakłada nowe, bardzo podobne. Na ich przezroczystych szkłach widać ten sam krajobraz, lecz przyprószony śniegiem. Miejskie światła są przygaszone. Na niebie nie widać reklam, jest czyste, upstrzone gwiazdami.

Nie zmienisz świata, ale i ty możesz zobaczyć w nim to, co piękne.

Dziewczyna uśmiecha się promiennie.

Advanced Sensing od Larossa-Munitez – uczyń radosny czas końca roku jeszcze bardziej magicznym.

Hologram zamienia się w logo LM, teraz pokryte śniegiem. A potem cały obraz rozmywa się w powietrzu i przez krótką chwilę naprawdę widać nocne niebo. Jednak zaraz znów pojawia się ta sama dziewczyna w okularach i swetrze.

Robi to już piętnasty raz odkąd otworzyłem okno. Nie sądzę, żeby w całej Silesii Metro była choć jedna osoba, która by nie wiedziała, że Larossa-Munitez wprowadza na rynek nowe AR. Może oprócz niewidomych, ale oni raczej nie są targetem. Jest w tym coś w rodzaju całkiem sprytnego szantażu – najpierw korpo takie jak LM, Stahl czy Amatsu zaśmiecają niebo swoimi reklamowymi holo, a potem sprzedają za ciężki szmal opcję, aby ich nie widzieć. Świetny przepis na biznes, zwłaszcza teraz, przed Bożym Narodzeniem, czy – jak to się dziś mówi – “okresem świąt zimowych”. Cóż będzie lepszym prezentem niż to, żeby nie widzieć tego cholernego świata?

Już sama możliwość niewidzenia tej jednej sztucznie uśmiechniętej dziewczyny w swetrze mogłaby być warta niezłych pieniędzy.

Telefon od prawniczki łapie mnie dokładnie minutę po otwarciu biura, znaczy kiedy przeniosłem się z kuchenki, w której śpię, do jedynego pokoju mojego apartamentu, gdzie zdecydowałem się założyć biuro. Idiotyczna decyzja, która miała dodać biznesowi tracera trochę powagi i profesjonalizmu – a sprawiła w zasadzie jedynie to, że muszę mieszkać w kuchni.

– Dzień dobry – mówi. Elegancka i uśmiechnięta dokładnie pomiędzy życzliwością a profesjonalizmem. Jest mistrzynią tego uśmiechu. – Ja w sprawie dokumentów procesowych. Prawnik pani Ekert wniósł o ustalenie pozycji w rejestrze majątkowym na koniec grudnia.

Cholera. Cholera. Cholera. Muszę przyznać: atak jest celny, Kaśka wie, jak u mnie wygląda koniec roku, nie mogła wybrać gorszego dla mnie terminu.

– Nie można przesunąć tego na styczeń?

Grudzień to marny sezon dla tracerów. Zleceń mało i raczej słabych. Ludzie dużo bardziej chcą czyścić swój ślad sieciowy dopiero w styczniu, obciążeni noworocznymi postanowieniami, idiotycznymi przedświątecznymi wyszukiwaniami w sieci i związkami, które rozpadły się pod koniec roku.

– Będę się starała – mówi bez przekonania. Grzecznie nie wspomina, że mój Rejestr i tak jest placem zabaw dla prawnika Kaśki. – Ale musi pan wiedzieć, że pani Ekert jest w prawie…

– Tak, wiem. Do kiedy?

– Dwudziesty ósmy – odpowiada szybko. – Tak że będę potrzebowała wszelkich dokumentów dodatkowych zleceń i rzeczy, które mogłyby panu w tym pomóc. Ze swojej strony będę starała się negocjować.

Dziękuję i rozłączam się. Przez chwilę rozważam, czy nie zadzwonić do Kaśki, potem może do Ewy, ale ta teraz była pewnie w szkole. Zresztą, co ja jej teraz miałem powiedzieć? Że potrzebuję czasu, aby wypaść lepiej w procesie o opiekę? Przecież jakby chciała, żebym wypadł dobrze, to by mi go nie wytaczała.

Prywatny detektyw ze starych kryminałów pewnie napiłby się whisky. Ja poprzestaję na kawie – tańszej i całkiem znośnej jak na swoją cenę. No nic. Nie było co się żalić, należało zabrać się do jakiejś roboty.

Sprawdzam sociale – niewielu ludzi ze mną rozmawia, ale subskrybowani providerzy dają mi generalne wyczucie codziennego informacyjnego szumu. Tak musieliby się czuć nasi przodkowie, gdyby włączyli na różne kanały jednocześnie kilkanaście telewizorów. Sociali było kilka – sprawdzałem i Zippera, i Live, i Harambe – ale mówiły to samo, tylko delikatnie różnymi językami. Wiadomości ze świata przeplatały się z wycenionymi przez algorytmy, jako podobnie ważne, nowościami z życia towarzyskiego. Tu konflikt między Republiką Jakucji a Wolną Syberią, tam ciąg dalszy krachu na rynku kryptowalut, a zaraz obok wieści, że jakaś gwiazdka Zippera rozeszła się z inna gwiazdką tej samej platformy. Nowy hit młodzieżowej piosenkarki walczył o lepsze z falą upałów pustoszącą północną Afrykę, a nad tym wszystkim sto rad dla początkujących content creatorów z Extasy. Mój profil HookUpa pusty, ale nie byłem tym jakoś bardzo zaskoczony. Nie miałem wielkiego brania – mimo że zamiast “tracer” wpisałem w zawodzie “detektyw”. Kobiety chyba mniej lecą na detektywów niż bym chciał.

Dopiero potem przeglądam wiadomości i pocztę – tak zwykle komunikowali się ze mną klienci. Mało kto przychodził do mojego legitymizującego działalność biura. Zlecenia są dwa, schowane gdzieś obok zawiadomienia o kilku update’ach subskrybowanych przeze mnie profili na Extasy, papierów od prawniczki i podwyżki czynszu. Żadne z nich nie jest szczególnie duże ani dochodowe i uwijam się z nimi szybko. Czyszczenie śladu zakupowego dla jakiegoś dobrego ojca rodziny, który zawędrował – jak twierdził przypadkiem – na bardzo mało niewinne strony i teraz wszystkie aktywne wyświetlacze pokazywały mu reklamy, które niekoniecznie chciał, by widziała rodzina, zajmuje niewiele ponad pół godziny. Mały skan sociali dla nastoletniego zippera, który chciał sprawdzić lojalność partnera – półtorej, które w raporcie zaokrąglam do trzech. Niedużo pracy, ale pieniądze równie małe. Wygląda na to, że na grudniowe pole walki z prawnikiem Kaśki i określeniem wartości z Rejestru miałem wejść uzbrojony w finansowy odpowiednik obieraczki do kartofli.

Dlatego też, kiedy kontaktują się ze mną Marianna i Tadeusz Kownaccy, jestem gotów przyjąć każdą robotę, nawet cholerny pakt z diabłem. I w sumie, wydaje mi się, że dokładnie tak się to wszystko skończy.

Choć wtedy nie mogę tego wiedzieć.

***

Biuro wreszcie na coś się przydało, Kownaccy bowiem odwiedzają mnie osobiście. Staromodne podejście, jak do faktycznych prywatnych detektywów z filmów. Wyglądali też trochę niedzisiejszo… Kurtki i buty były modne dwa lata temu, pod nimi noszą proste, czarne ubrania. Nie mają też makijażu i widocznej biżuterii. Zdecydowanie nie jak moja typowa klientela.

Żadne z nich nie czuje się u mnie dobrze. Kobieta zdaje się patrzeć na moje biuro jak na miejsce trochę brudne i trochę kompromitujące. Mężczyzna jak na niezbyt bezpieczną przestępczą melinę.

– Dzień dobry państwu. Proszę się rozgościć.

Wskazuję im wieszak i podsuwam krzesła. Sam siadam za biurkiem i uruchamiam prosty trace po ich socialach. Zawsze lepiej wiedzieć, kto zacz.

– Dzień dobry – odpowiada kobieta. Wyraźnie to ona jest motorem wizyty. Mężczyzna tylko uśmiecha się niewyraźnie. – Dziękujemy, że mógł się pan z nami umówić tak szybko.

Mój trace znajduje ich na sieci od razu – występują pod własnymi nazwiskami. Ona jest prompterką AI, on sprzedawcą w salonie samochodowym. Mają po pięćdziesiąt parę lat – wiek dość zgodny z wyglądem, nietypowo naturalnie. Bez długów, politycznie mało określeni, skręcający w stronę konserwatyzmu. On zainteresowany muzyką z vintage płyt CD, ona czytaniem starych kryminałów. Status kredytowy czysty jak lilia. Brak rejestracji w połowie serwisów, na których są dziś wszyscy, żadnych subskrypcji czy nawet kont Extasy, szczątkowa aktywność na socialach, aktywniejsze konta tylko na Harambe. Subskrypcja jednego streamingu filmowego na jej imię. Wszystko to razem aż wrzeszczy “ludzie starej daty”, relikty poprzedniego świata. Zupełnie jakbym robił trace własnego ojca.

– Cieszę się, że państwo przyszli – uśmiecham się sztucznym, zawodowym uśmiechem, kiedy tylko usiedli. – Z naszej wcześniejszej rozmowy rozumiem, że chodzi o osobę trzecią?

– O naszą córkę – powiedziała kobieta. – Ona… zmarła.

Po ostatnim słowie i milknie na moment, a jej ręce wędrują gdzieś na pierś, jedna dłoń ściska drugą.

– Znaczy… – podejmuje po chwili – Została zamordowana.

Marianna Kownacka znów milknie, wpatrzona w blat stołu, jej oczy są wilgotne i szkliste. Sięgam po chusteczkę, ale szybszy jest mężczyzna, wydobywając własną. Obejmuje lekko żonę.

– Bardzo mi przykro – krzywię się w czymś, co mam nadzieję przypominało współczujący wyraz twarzy. Nie jestem najlepszy w takich sytuacjach. Chyba nie jestem w nich nawet średni. – Ale muszą państwo wiedzieć, że nie zajmuję się takimi sprawami.

– Nie, nie – Kobieta jakby budzi się na moje słowa. – Absolutnie nie o to chodzi.

Patrzę na nią wyczekująco.

– Chodzi o jej ślad cyfrowy – wyjaśnia, teraz z nową energią. – Nie chcemy, żeby jakieś jej zdjęcia, filmy, wie pan… krążyły po sieci.

No tak. Teraz wszystko jasne. Oczyszczenie szeroko rozumianego dobrego imienia zmarłego krewnego, usuwanie potencjalnych brudów – zdarzało się. Może córka była content creatorką na Extasy, może miała przeszłość modelingową. Bliscy czasem jej nie chcą. Zupełnie jakby miała jakieś znaczenie i nie  utonęła natychmiast w oceanie podobnego codziennie rozbudowywanego contentu żywych.

Świat nie przejmuje się nawet tymi, którzy publikują zbyt rzadko, a co dopiero martwymi. Od dawna jest już na to za szybki.

– Czy córka prowadziła jakąś działalność, w której byłaby na coś takiego narażona? – pytam ostrożnie.

– Absolutnie nie! – Tym razem mówi mężczyzna. Wygląda na oburzonego, że mogę coś takiego podejrzewać. A jednak siedzi w moim biurze. Zatem musi mieć jakieś obawy.

– Ona ostatnio robiła wiele nowego. Podróżowała, poznawała dużo ludzi – tłumaczy Marianna Kownacka. – To była duża zmiana, nowe rzeczy jak dla niej. Rozumie pan, jak to jest…

Przez chwilę rozmawiamy o dziewczynie. Agnieszka Kownacka, jedyna córka moich klientów. Miła dziewczyna, sądząc z ich opowieści, ale w oczach rodziców zawsze jest się miłym. Zbieram podstawowe dane i to, co Kownaccy wiedzą o jej aktywności sieciowej, ściągam materiały mające pomóc mi w pracy.

Nie targują się, kiedy mówię im o kosztach. Tacy ludzie zwykle tego nie robią – chcą mieć całą wizytę jak najszybciej za sobą, jakby sama obecność w biurze tracera jakoś brudziła ich i pamięć ich córki. Zostawiają mnie samego z informacjami i zestawem podpisanych zgód na pełnomocnictwo.

Nie zmienisz świata, ale i ty możesz zobaczyć w nim to, co piękne – jaśnieje reklama okularów AR. Dziewczyna w puchatym swetrze kolejny raz patrzy rozmarzonym wzrokiem niby na mnie, a tak naprawdę na wirtualny śnieg i gwiazdy.

Przed zabraniem się do pracy dzwonię jeszcze do Kaśki, żeby powiedzieć, że mam poważne zlecenie. W sumie nie wiem po co, może żeby wiedziała, że walczę? Sam nie wiem. Zgodnie z oczekiwaniami zbywa mnie.

– I ten plan minimum ma mnie przekonać? – powiedziała ze swoją najbardziej irytująca miną lepszej od wszystkich pracownicy korporacji. – Ona nie potrzebuje takiego ojca. Dobrze wiesz, dlaczego.

Parskam z irytacją. “Takiego ojca”. Zawsze to samo. Jasne, miałem trochę problemów z lekami w swoim czasie. Niski dochód, to prawda. Brak aprobowanej pracy i sporo logów z utarczkami z policją – system oczywiście jest za głupi, żeby odróżnić scysje o sprawy klientów od prawdziwych problemów z prawem. Zwłaszcza że dla opinii publicznej bycie tracerem to, cóż, zawód na granicy półświatka.




Pobierz tekst:
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11

Mogą Cię zainteresować

[Recenzja] „Sen niespokojny” Radomir Darmiła
Recenzje fantastyczne A.Mason - 20 listopada 2023

Na początku był Lem, potem polska fantastyka naukowa rozbłysła niczym supernowa i…

Światy równoległe
Patronaty F-ta nimfa bagienna - 3 lutego 2015

Antologia opowiadań fantastycznych „Światy równoległe” Autorzy: Małgorzata Binkowska, Katarzyna Rupiewicz, Szymon Gonera,…

Antologia „Harde Bestie”
Fantastyka Antologia - 30 sierpnia 2024

SQN na 25 września zapowiedziało premierę antologii „Harde Bestie”. 13 autorek Hardej…

Komentarze: 3

  1. Q pisze:

    Nie wiem czy to bardziej współczesność (ok, współczesność 2:0, z delikatną nakładką AR), czy klasyczny technoir, ale dobre opowiadanie (widzę znów murowany materiał na – minimum! – nominację zajdlowską). Przy czym czuć ducha czasu w tym, że za czasów Zajdla (Janusza) w modzie był bunt przeciwko systemowi, a dziś koegzystencja z nim wydaje się jedynym wyjściem.

    ps. Zdaje mi się, czy scena resetu Agnieszki A – odległej krewnej startrekowych holoprogramów- inspirowana była w jakimś stopniu śmiercią jednej z wersji Daty z finału pierwszego sezonu „PIC”?

    • Misiek pisze:

      Dziękuję! Choć wydaje mi się, że największą dystopijna potęga systemu jest przekonanie nas, że nie mamy innych opcji, tak, że sami będziemy sobie to racjonalizować.

      PS Nie, choć całkiem możliwe, że byłaby, gdybym widział Picarda (dzięki za spoiler, btw:P) bo lubie i ST i Datę osobiście:)

      • Q__ pisze:

        Mówisz, że masz nadzieję, iż nas korpokracja jednak tak nie przeżuje jak Twojego bohatera? ;)

        ps. Za spoiler sorry. Brałem poprawkę na to, ze to dość stary – jak na dzisiejsze, godne Lafferty’ego, standardy – wątek, z 26 marca 2020.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit