Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Tomasz Grysztar „Roswellitki”

Opowiadania Tomasz Grysztar - 15 stycznia 2025

Nie jesteśmy sami we Wszechświecie, tylko że nikt nie chce z nami gadać. Mój pierwszy kontakt z obcym wyglądał tak:

– Co, Ziemniak, chcesz wpierdol?

Tak naprawdę wtedy jeszcze nie wiedziałem, co mówił. Załapałem później, jak już miałem tłumacza. Wtedy tylko się uśmiechałem i podnosiłem otwartą dłoń, głupkowato próbując pokazywać kolejne liczby pierwsze. Kiedy więc rzeczywiście dostałem wpierdol, byłem trochę zaskoczony – ale nieprzesadnie, mimo wszystko ziemska kultura przygotowała mnie na taką okoliczność.

Nie bardzo miałem się jak bronić, kosmita miał dużo więcej odnóży ode mnie. Porzucił mnie poobijanego w bocznym korytarzu kosmolotu. Przypuszczałem, że nie miało dla niego większego znaczenia, co się ze mną stanie, bo trudno było uwierzyć, że tak szybko o mnie zapomniał.

Pierwszy bardziej przyzwoity kontakt nawiązałem z robotem sprzątającym, który mozolnie doczyszczał korytarz, zarzygany przez mnie kiedy zmieniały się przeciążenia.

W chwili, kiedy to zobaczyłem, dokuczały mi już mocno kolejne potrzeby, więc postanowiłem załatwić je tak samo na środku podłogi – w nadziei, że i one zostaną szybko uprzątnięte. Zaraz potem musiałem uciekać w podskokach, z opuszczonymi spodniami, bo robot wziął się za pracę tak ochoczo, że umył też mój tyłek.

W trakcie jednego z susów przydepnąłem nogawkę i usłyszałem odgłos drącego się materiału. Podciągnąwszy mokre spodnie, bezradnie przygładzałem dłonią strzępy, zastanawiając się, co zrobić z wielką dziurą w kroku, ale uświadomiłem sobie, że w tym miejscu przecież i tak nikt pewnie nie wiedział, jak normalny człowiek powinien wyglądać. Postanowiłem się nie przejmować, zdjąłem mokre spodnie wraz z bielizną i rzuciłem na podłogę.

W międzyczasie robot zakończył wcześniejsze sprzątanie i podjechał, podając mi do ręki tablet, z którego dobiegały dźwięki ludzkiej mowy. Szybko zrozumiałem, że to automatyczny tłumacz.

– Gościu, nie rób syfu – wyjaśniło urządzenie. – Zmywaj mi się stąd.

Postanowiłem zaszyć się w ładowni, ale kiedy wszedłem między rzędy pojemników, ku swemu zaskoczeniu natknąłem się na kobietę, zupełnie zwyczajną, w dżinsach. Otwierała właśnie jedno z pudeł.

Zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do bioder.

I’ve seen a lot – powiedziała – but this kind of view I expected the least.

– Widziałam wiele… – zaczął tłumacz.

– Cicho bądź! – ryknąłem do niego. – Zrozumiałem!

Z dużo mniejszą śmiałością zwróciłem się do nieznajomej:

– Wha… What are you doing here?

Z wyraźnym wysiłkiem przeniosła wzrok z powrotem na to, co robiła.

Getting rich quick. – Sięgnęła do pudła i wyjęła tajemniczy przedmiot, jakby berło, metalowe, złociste. Misterna struktura na zwieńczeniu przypominała motywy roślinne. Pomyślałbym, że to dzieło sztuki, ale nie umknęło mojej uwagi, że w pudle leżało więcej identycznych, jak z masowej produkcji. – These babies are pure gold – wyjaśniła. – And no one even cares. – Odwróciła się do mnie, tym razem udało jej się popatrzeć wyżej. – But what are you… You know what, don’t tell me. I’m outta here.

Wzięła jeszcze kilka złotych bereł i z pełnym naręczem wybiegła na korytarz. Popędziłem za nią, ale jakby zapadła się pod ziemię. Nikogo nie było, nawet robotów.

Wróciłem do otwartego pudła, żeby przyjrzeć się z bliska skarbowi.

– Co to ma wszystko znaczyć? – mruknąłem.

– To środki higieniczne, można korzystać – wyjaśnił automatyczny tłumacz.

– Co takiego?

– Coś jak szczotki klozetowe, w przybliżonym przekładzie.

– Szczotki? – dopytałem, biorąc jeden z przedmiotów do ręki. – Klozetowe?

– Altairanie używają ich do czyszczenia odbytu.

– Odbytu? – powtarzałem, wciąż jeszcze niezdolny do znalezienia własnych słów.

– Posuwistym ruchem. O tak. – Na tablecie wyświetlił się obraz demonstrujący sposób użycia.

– Dziękuję, wystarczy – powiedziałem, zobaczywszy więcej niż chciałem. – Ale dlaczego złoto? – Nie dawało mi to spokoju.

– Jest miękkie i chemicznie odporne. Idealny materiał.

Była to wiedza nie tyle nieprzydatna, co dobijająca. Przykład środków higieny nie dawał mi dużych nadziei, że znajdę coś, w co mógłbym się ubrać. Mimo to wziąłem za przeglądanie zawartości ładowni.

Przerwało mi pojawienie się dwóch obcych. Na sam ich widok poczułem na nowo obecność siniaków na moim ciele. Rozmawiali, gestykulując, co upodabniało ich do girland na wietrze.

– A ty czemu się obijasz? – upomniałem tłumacza.

– To rozmowa na wyższym poziomie. Ja przekładam głównie interiekcje.

– Co takiego?!

– Zawołania, jak do zwierzątek. Frazy o takiej funkcji, jak „kici kici”.

– Kici? Oż ty chuju, tłumacz mi natychmiast, co mówią!

– Dobrze, posmakuj prawdziwej kultury – oświadczył i nawet jeśli w jego głosie nie było szyderstwa, usłyszałem je wyraźnie.

– A to ciotce przetoczymy – powiedział jeden z obcych, co mi tablet gorliwie przełożył.

Drugi kosmita chyba mnie zauważył, bo wystawił w moją stronę kilka łypiących czułków.

– Zalęgło ci się tu jakieś tałatajstwo – stwierdził.

– Na takim zadupiu zawsze coś naleci do kabiny – odpowiedział pierwszy. – Spokojnie, są niegroźne. Najwyżej papier toaletowy czasem podgryzą. A ten ma już nawet obróżkę.

– Nie boisz się, że się rozplenią?

– Skądże, prawie się nie mnożą.

Przeszli obok, nawet nie zwalniając.

– Obróżkę? O co chodzi? – dopytałem.

– Raczej dzwoneczek? Może plakietkę.

– Marnie ci wychodzi to tłumaczenie.

– Jakie masz słowa, tak tłumaczę.

Nie było czasu dalej się kłócić, bo kosmici już wracali, tak samo jak przyszli.

– Ale to są słodziaki, zobacz jak się bawi – powiedział pierwszy. – Co, Ziemniak, chcesz wpierdol?

Z rezygnacją poddałem się pieszczotom, i tak nie miałem w tej sprawie nic do powiedzenia.

Nie oberwałem bardzo mocno, ale przez długi czas nawet nie miałem ochoty się ruszać, aż znalazła mnie kobieta w dżinsach. Tym razem miała na sobie wypchany plecak.

Oh, you again! – Zachichotała. – Come with me, it’s the last chance to flee through the open window.

Mój na wpół przytomny umysł skupiał się głównie na fantazjowaniu na temat tego, jak ochoczo i na przekór obcym rozpleniamy się w kosmolocie.

Come on! – wyciągnęła po mnie rękę i na szczęście otrzeźwiałem. Pobiegliśmy przez szereg dziwnych przejść, z których ostatnie prowadziło na świeże powietrze.

Wypadliśmy prosto w zarośla. Mogło to być gdziekolwiek na świecie, dlatego z ulgą przywitałem widok roślin pasujących do Europy. Szkoda tylko, że były to pokrzywy.

 

Tomasz Grysztar




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Milena Wójtowicz „W świetle nocy”
Fantastyka Milena Wójtowicz - 25 września 2024

Na 9 października zaplanowano premierę najnowszej książki Mileny Wójtowicz z jej cyklu…

Jakub Bogucki „Żeglarz”
Opowiadania Jakub Bogucki - 1 października 2018

Niech mi pan na chwilę uwierzy. Zróbmy z tego taką grę… Jest…

Stanisław Lem „Niezwyciężony”

Pod koniec października miało premierę nowe wydanie klasyki polskiej fantastyki naukowej -…

Komentarze: 1

  1. flamenco108 pisze:

    Brawo! :-D Doskonałe opowiadanko do lektury przy drugim śniadaniu. Zabawne, lekkie i space-opera. Gratulacje!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit