Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Pecado „Interacta”

ZakuŻona Planeta Fahrenheit Crew - 26 czerwca 2013

<Przed nami naprawdę dziwny tekst. Tak samo dziwny jak okoliczności, w jakich znalazł się w skrzynce odbiorczej RedAkcji. Nie, nie chodzi o to, że zjawił się tam na skutek interwencji Ducha Świętego, nic takiego się nie zdarzyło. Został zwyczajnie przysłany, tyle że niejako drogą okrężną, poprzez Warsztaty Fahrenheita. Autor tekst tam wstawił i szybko okazało się, że napisana na Łowisku uwaga o podnoszeniu warsztatu twórczego dzięki złośliwej i uprzejmej pomocy forumowiczów oznacza „skorektujcie mi przecinki dobrzy ludzie”. Reszta była do przewidzenia. Autor strzelił focha, zawinął kitę i sobie poszedł.

Wzruszyliśmy ramionami – nie on pierwszy i nie ostatni.

I wtedy tekst pojawił się w redakcyjnej skrzynce. Nadal nie rozumiemy, dlaczego. Czy Autor nie wie, że na Warsztatach i w RedAkcji udzielają się te same osoby, a nawet jeżeli nie, to omawiają tekst w ten sam sposób? Ewidentnie nie. Jednak niewiedza nie jest karalna. Autor mógł myśleć, że RadAkcja dzieło doceni i zechce opublikować. Może nawet w dziale Literatura.

Jednak czy w takim przypadku Autor dzieła „doskonałego” nie powinien choć poprawić wskazanych błędów ortograficznych (a było ich niemało) przed wysłaniem dzieła dokądkolwiek? Tę część pracy nad tekstem Autor mógł wykonać samodzielnie. Potrzebny jest tylko słownik.

Czy nie byłoby to okazaniem szacunku osobom czytającym i decydującym o publikacji dzieła?

No chyba że celem autora było znalezienie się na ZakuŻonej Planecie. W takim razie pogratulować sukcesu, Autorze.

Przy okazji chcę podziękować Małgorzaciehundzi sprutemugolfowi, którzy w pewien sposób są współautorami tej edycji Planety, ponieważ komentowali dzieło na Warsztatach, a ja dzięki nim zwróciłem uwagę na różne ciekawe aspekty tegoż dzieła.

Na zielono dopisała się redaktor tego wydania ZakuŻonej Planety – Cordi, jej też czasem puszczały nerwy… >

 

 

Dziennik Interacty

 

Początek

 

Dzień pierwszy, przynajmniej tak mi się wydaje. <Bohaterka zsynchronizowana z narracją. Jaka to wygoda…> Nie wiem jaka jest pora dnia. Ciężko mi zrozumieć sytuację w jakiej się znalazłam. Byłam nieprzytomna. Podejrzewam, że nie dłużej niż kilkanaście godzin. Nieistotne. Po raz pierwszy w moim życiu spełniło się marzenie o locie w kosmos. <Spełniło po raz pierwszy? Znaczy po prostu spełniło, po co pisać że pierwszy?> Muszę pozbierać myśli. Dogłębny, przenikliwy ból, potem szarpnięcie. Ekspedycja… Projekt Eden? <O „Projekcie Eden” jeszcze będą wzmianki, ale nie takie, które by cokolwiek tłumaczyły. Mogłoby być „Projekt Tresowany Karaluch” i też byłoby dobrze.> Co się stało?

 

24 godziny później

 

Komputer osobisty <Komputer w kombinezonie. Zapamiętajmy.> zamocowany w kombinezonie kosmicznym obliczył, że od momentu przebudzenia minęły dwadzieścia cztery godziny. <Obliczył! Normalnie superkomputer do tego jest potrzebny. Znaczy, do tego stopera.> Dziwne – pomyślałam – brak odczucia przemijania czasu. Jest ciemno i zimno <i do domu daleko…>Nie wiem gdzie jestem ale myślę że to jakaś kapsuła. Nagrywam wszystko wbudowaną w kombinezon kamerą. <Czyli nagrywam głównie ciemność. Murowany przebój dokumentalny. Discovery i National Geographic będą się o to biły.> Wszędzie są gładkie ściany, idealnie wyprofilowane dla mojej osoby. <Innymi słowy, obrys ścian odpowiada kształtowi jej ciała. To też ważne.> Jak się tu znalazłam? – pomyślałam.

Zaczynam być spragniona pożywienia <Można też: „złakniona strawy” lub „niedożywiona płynami”. Język bohaterki obfituje w takie wydumane kolokacje. W zamierzeniu miało być naukowo. Wyszło tak jak w skeczu KMN: „Żona: Wczorajszą wieczorową porą, przygotąwęwszy danie kolacyjne, obierąwszy ziemniaki… Wróć, nie!… warzywa ziemniaczane, no to co drugie wręcz było… [Mąż: Zgnite!]…Żona: nie pierwszej młodości!” >, zastanawiam się, czemu się nie boję?

 

1 dzień i 2 godziny później

 

Coś nieznanego hałasuje za ścianą. Słychać pogłos wraz z towarzyszącą mu wibracją. Jakby drapanie albo jeszcze coś innego, może kopanie? <Albo atak kosmicznej kalarepy… bo kapsuła, jak wynika z dalszej części tekstu, jest w przestrzeni kosmicznej.> Kapsuła wydaje się być okrągła <It seems to be rounded… Autorze? Ale to po angielsku, nie po polsku. Poza tym, prawda, że ostanie zdanie pasuje do reszty: Coś wali w moją kapsułę. Drapie. Kopie. Czuję wibracje. Kapsuła wydaje się okrągła w fioletowe ciapki.><Ale w ogóle skąd bohaterka wyciąga wniosek, jaka kapsuła jest z zewnątrz?…><Prekognitka…?>

 

1 dzień i 3 godziny później

 

Dźwięki ustały. Zapadła cisza. <W życiu bym nie wpadł.>

 

2 dni później

 

Znowu straciłam przytomność. <Po raz drugi.> Zaczynam się niepokoić obecnym stanem sytuacji. <Aleszsz, dlaszszego???><ale tylko obecnym, przyszły stan sytuacji jest całkowicie pod kontrolą> Może zostałam porwana? Jeśli tak, to nikt ze mną nie rozmawiał od czasu uprowadzenia. <Co za niewychowane bydlaki…> Obcy nie przysłali żadnego przedstawiciela. <Bohaterka siedzi w ciemnym i zimnym pomieszczeniu, które w przebłysku jasnowidzenia uznaje za kapsułę, okrągłą. Uznaje się za ofiarę porwania i to koniecznie przez obcych. Logika jak granit.> Wydają się mało gościnni. <Gdzie moja osobista asystentka?! Gdzie obiad ze świecami?! A mój buduar??? Ci porywacze to jacyś degeneraci…!> Czuję się opuszczona. <I złamałam sobie paznokieć!> Nie wydaje mi się, żeby porwali mnie tylko po to aby zagłodzić i pozbawić istnienia. <”zagłodzić i pozbawić istnienia”… Pff, ja bym napisał: „permanentnie i całkowicie zatrzymać każdą z funkcji życiowych organizmu poprzez świadome doprowadzenie do stanu nieodwracalnego i gruntownego niedoboru wszystkich niezbędnych składników pokarmowych pobieranych z dostarczanego pożywienia”. No.> Sama zaproponuje kontakt. <Niezła myśl…><a czemu bohaterka  nagle o sobie w trzeciej osobie?> Może zapukam w ścianę? <Genialnie!> Nic się nie wydarzyło. <Ech, gdybyś miała lepsze wyczucie czasu i pukała wtedy, jak coś waliło w kapsułę… I jeszcze, jak ona podniosła rękę, żeby zapukać? Przecież ściany kapsuły są „idealnie wyprofilowane” do jej ciała, czyli dokładnie ją otaczają…>

 

2 dni i 4 godziny później

 

To już zdecydowana przesada! <Boru!!! Makijaż mi się rozmazał!!!> Żeby nie panikować układam sobie w głowie opis tego jak się tu znalazłam. <”Kolejność zdarzeń” brzmi lepiej, ale się nie krępuj…> Czasami bywa tak, że zna się wyjście z sytuacji ale ciężko pod wpływem stresu i zmęczenia znaleźć odpowiedzi. Mam wrażenie ze coś poszło nie tak. <Och, ty geniuszu!> Statek, przejęli statek, tyle pamiętam, <O, coś nowego! Po dwóch dniach dowiadujemy się, że bohaterka była na statku zaatakowanym później przez obcych.> ale co dalej? Postępowanie obcych kłóci się z logiką. <Napadli na statek, bo było na nim coś dla nich cennego, lub ewentualnie mieli takie hobby, bo to byli źli obcy. Co tu jest nielogicznego?> Czyżby chcieli mnie zagłodzić? Jeśli tak, to po co mnie porywali? <Eee… Znaczy, według panienki w kapsule, jest to nielogiczne? Normalne byłoby, gdyby napadli na statek, znaleźli bohaterkę i powiedzieli jej coś w stylu: „Masz się głodzić! Rozumiesz! Tak, żebyś umarła! Czy to jasne?! Tu podpisz. Dobrze… No, to… miło było. Papatki, spadamy”. To tacy obcy więcej na poziomie IQ bohaterki, nie…?> Jestem taka spragniona. <Po dwóch dniach bez wody, to ty, słonko, odczuwasz coś więcej niż tylko pragnienie.><Prawie trzech – odliczanie się zaczyna, kiedy bohaterka odzyskała przytomność „po kilkunastu godzinach”, a do tego dochodzą kolejne dwa dni i cztery godziny>

 

dni później <Od tego momentu wszystkie „rozdziały” tekstu będą tytułowane „N dni później” gdzie N od 4 do 9. Jedno wydarzenie, jeden dzień, żadnych przerw pomiędzy wydarzeniami.

Tak zwany naturalny bieg zdarzeń…>

 

Nie wiem który jest dzień. Martwi mnie jedna myśl, która obija się w moim skołowanym umyśle; czyżbym była w kapsule, która swobodnie dryfuje w przestrzeni kosmicznej? <Gdyby tak było, to zauważyłabyś może zanik grawitacji…?> Wszędzie pustka, cisza i ból. <To ostatnie to od myślenia…> Moje obawy narastają gdy od czasu do czasu słyszę odgłosy świstów poza ścianami mojego więzienia. <Świsty. W próżni. Taaak. Nigdy się nie dowiemy, co to było. Nigdy się nie dowiemy, jak dźwięk przenosi się w próżni.> Nie wiem czy chcę z niego wyjść. <Siedzisz już cztery dni bez wody. Może jednak?>

Zdecydowałam się jednak poszukać jakiegoś sposobu oswobodzenia się z tej nie fortunnej <a nawet niekomfortowej bym dodał… BTW, wspominałem o ORCIE?> pozycji, nawet kosztem przeistoczenia się w nicość. <W trupa. A poza tym wreszcie jakaś decyzja! Brawo!> Obmacałam całą ścianę <A te wyprofilowane ściany, które dokładnie bohaterkę otaczały? To co? Zniknęły?> i wyczułam tylko jedną malutką rysę o niewielkim rozmiarze. <oraz drugą malutką rysę o rozmiarze wypasionego pytona…> Bruzda w żaden sposób nie przypomina drzwi <Nie? No, kto by przypuszczał…> lub włazu jaki można zaobserwować w kapsułach ratowniczych. <Pracowałam wiele lat w Rezerwacie Kapsuł Ratowniczych, więc wiem!> Moim badaniom <A po badaniach dysertacyjkę się walnie „Mroczne macanie w poszukiwaniu bruzdy”…> również nie pomaga fakt, że panuje tutaj całkowita ciemność. <Wspominałaś. Nie mam amnezji.> Chwila? Co to?

Bardzo jasny punkt pojawił się na suficie obiektu. <Obiektu… Boru…>Boje się tego dotknąć, wydaje się bardzo gorące. Czuć bijące od tego miejsca ciepło. <Musi takie być. Inaczej byś zamacała to na śmierć.>

Kapsuła się rozpada! <Tam zaraz rozpada… Dziurka się zrobiła dla podniesienia napięcia w tekście. >Cała się świeci i jest strasznie gorąca. Wydaje mi się, że wpadam do jakieś gwiazdy! <Ojej! To źle?> <Bo gwiazda to taka dziura, do której się wpada. Te dwa zdania są napisane językiem sześciolatki, a nie naukowca, a wniosek jest w ogóle z …dziury wzięty>

Miałam rację. Podróżuję w kapsule ratowniczej, która przemierza bezkresną przestrzeń kosmosu<Objawienia są użyteczne…><Space… The Final Frontier…> Na szczęście jasność i ciepło nie było zbliżaniem się do gwiazdy <i też nie było zbliżaniem się logiki i składni…> tylko wejściem w atmosferę jakiejś planety. Zaraz będzie uderzenie, poczuję szarpnięcie … cisza … cisza… <A potem jak coś nie pieprznie!>

Kapsuła zgrabnie osiadła <jako liść wiatrem niesiony…> na powierzchni. Nie roztrzaskała się. <A to niespodzianka! Zwyczajowo kapsuły ratownicze to kończą w kawałkach. I ci w środku też.> Mogę oddychać. Bardzo dziwne. <Dwa zdania dalej bohaterka gada o systemie Irydius, który wybiera miejsca stosowne dla ratowanego organizmu. Co jest bardzo dziwnego w możliwości oddychania?> Czyżby to była planeta Ziemia?<I gwiazda Słońce? I układ Układ Słoneczny?> Zdecydowanie nie. System ratowniczy kapsuł typu Irydius znany jest z tego, że dobiera miejsce lądowania zgodny <zgodnie> z potrzebami niezbędnymi dla ratowanego organizmu. <Czyli zdecydowanie nie może to być Ziemia, bo system Irydius wybiera miejsca lądowania zgodnie z potrzebami organizmu. Wiecie, to ulga. Ta bystra inaczej panienka nie jest Ziemianką. Dobre i to…><Potrzeby niezbędne dla organizmu: RIP, frazeologio> Pozostaje pytanie nie mniej ważne – gdzie ja jestem i jak długo dryfowałam w przestrzeni kosmicznej. <Stoper ci w kompie padł?>

Kapsuła, mój dotychczasowy dom i schronienie zaczyna nadawać dziwny sygnał.<Ulga. Niewysłowiona. Bohaterka jest głupawym obcym uprowadzonym przez innych obcych (pewnie do ZOO). Ma zmysł radiowy. Zaskoczeni? Czy w tekście pada choć sugestia odczytywania jakichkolwiek informacji z kapsuły? Sprawdzania stanu kontrolek czy czegokolwiek? Nie. Czegoś takiego tam w ogóle nie ma.

Bohaterka siedzi jak pszczoła w bursztynie, nagrywa kamerą ciemność i dedukuje z prędkością dryfu kontynentalnego. A teraz kapsuła nadaje nie tylko sygnał, ale DZIWNY SYGNAŁ. Po czym bohaterka była uprzejma się zorientować?>

 

 

 

Nie sądzę aby ktokolwiek miał go odebrać. <A wiesz to, bo…?> Musiała zostać uszkodzona podczas ataku. System podtrzymywania życia oraz hibernacji wyłączył się za wcześnie. <A pierwsze dwa zdania z tego akapitu łączą się ostatnimi dwom zdaniami… Jak?>

Przestrzeń kosmiczna Ziemian jest daleko stąd. <Ponownie. Wiesz to skąd?> Nasza ekspedycja miała zbadać nieznane obszary mgławicy Raka. <Mocą autorskiej kreacji nie wiesz, jak długo byłaś w kapsule i z jaką prędkością leciałaś, kapsuła też nie ma żadnych systemów informacyjnych…> W kapsule nie ma wody ani jedzenia. <No, patrzciepaństwo! A ja myślałem, że ona odmawiała sobie wody i żarcia specjalnie. Celem udowodnienia siły charakteru.Mój kombinezon filtruje pot oraz odchody i przerabia je w witaminy oraz niezbędną ciecz. <a także wytwarza materię z powietrza i opowiada zajmujące historie przed snem….><to właściwie czemu była taka spragniona i głodna?> Jednakże to nie wszystko, brakuje mi pozyskiwania cząstek witalnych z drugiej gęstości fizycznej. <Czyli nie to, że brakuje jej tych cząstek. Brakuje jej pozyskiwania jako takiego. Samej czynności.> Algorytmicznie mój organizm nie pasuje do przestrzeni tej planety. <System Irydius zawiódł?> Reasumując aby nadrobić braki muszę znacznie więcej jeść i pić niż normalny człowiek. <No nie bądź dla siebie taka surowa, cztery dni nie piłaś, najtwardsi komandosi leżeliby już pogrążeni w majakach, w pół drogi na tamten świat. I jeszcze nie mogłaś pozyskiwać tych cząstek. Bez wody i swojego ulubionego hobby. Cztery dni. Twardzielka.> Po modyfikacjach genetycznych matryc <Czego?> wraz z rozwojem dodatkowej nici DNA <Że co proszę? DNA składa się z par zasad, w dwóch komplementarnych niciach splecionych w helisę. Trzecia nić tyle tu da, co rybie rower – chyba że to już nie jest DNA…> ciało ludzkie jest znacznie doskonalsze i bardziej wytrzymałe niż przed Wielkim Upadkiem. Mimo to, nadal potrzebujemy energii do tego aby działać. <Niesamowite… Czyli nie jesteście niczym perpetuum mobile??? Daj mi chwilę, niech ochłonę…> Musze się rozejrzeć po okolicy. Otworzyłam drzwi od kapsuły. <Ale przedtem strzeliłam palcami i te drzwi same się pojawiły! Koło małej bruzdy w rozmiarze pytona.>

Okolica jest przepiękna. Wszystko jest porośnięte mchem o fioletowawym odcieniu. Na niebie święcą dwie gwiazdy. <Święcą? Święcą Dzień Przybycia Kapsuły?> <A w ogóle to ciemno jak w rodzinnym grobowcu, skoro nawet dwie gwiazdy nie świecą…> Temperatura jest zadowalająca, mogło by <ORT-mogłoby> być nieco chłodniej.

Dookoła mnie rozpościera się las o dziwnej, nienaturalnej barwie. <Różowy w zielone ciapki…> Nie są to drzewa znane mi z Ziemi. <Ciapki mnie na początku trochę myliły, ale skoncentrowałam się i po namyśle stwierdziłam, że różowych drzew na Ziemi nie ma. Czasem sama siebie zaskakuję inteligencją. I widzeniem w ciemnościach.Zdecydowanie flora i fauna otoczenia jest znacznie uboższa od tej jaka występuje na mojej ojczystej planecie. <Co stwierdziłam bezspornie po trzech sekundach pobytu na planecie. No, co? Mam trzyniciowe DNA!Wszystko jest zdecydowanie większe. Grawitacja jest słabsza niż ta z jaką do tej pory miałam styczność. <To jej pierwsza kosmiczna podróż. Napisanie: „Grawitacja jest słabsza niż na Ziemi”, było zbyt trywialne?> Czuje się dużo lżejsza. <Nie gadaj, a ja myślałem, że słaba grawitacja owocuje zielonymi włosami…> Las to życie – pomyślałam – zatem może jest tam jedzenie. <Jasne. I cały hotel. W menu jest algorytmicznie dopasowana pieczona kaczka w sosie z cząstek witalnych z drugiej fizycznej gęstości.>

Udało się. Dotarłam. Padam ze zmęczenia. <Chyba kilometry do tego „otaczającego ją lasu” zrobiła…> Drzewa są ogromne, bardzo wysokie grube pnie i rozłożyste koroany. Ten las jest bardzo bogaty i obfity. <Przeczytałam to na tablicy informacyjnej przyczepionej do drzewa. Niezwykle wygodne rozwiązanie, mam nadzieję, że to upowszechnią w całej galaktyce. Szkoda, że nie dopisali w co jest obfity…Pożywienie! Czy jest tutaj jakieś pożywienie? <Idź za strzałkami…>

Znalazłam. Bardzo podobne do jagód. Oprócz tego, że są wielkości jabłek i mają kolor purpury wydają się bardzo soczyste. <Do krzaczka była przyczepiona karteczka: Dla waszej wygody, drodzy rozbitkowie z Ziemi, poziomy soczystości oznaczyliśmy kolorami i rozmiarami.Podczas kursu na astronautów i pilotów gwiezdnych w akademii uczono nas, że większość owoców niejadalnych posiada ostre kolory oraz nieprzyjemny zapach. <Kierując się tą zasadą zrobiłam sałatkę z muchomorów sromotnikowych (łagodny w smaku) z pokrzykiem czarną jagodą (słodka) i posypałam cukrem ołowianym (też słodki). Była całkiem smaczna, choć potem ludzie mówili, że doznałam następczych uszkodzeń mózgu po zjedzeniu. Kłamliwi zazdrośnicy… Jestem tak samo bystra, jak byłam wcześniej!Te wydają się całkowicie soczyste <Powtarzasz się, bohaterko> i pełne witalności oraz smaku. Nie mam wyboru. Musze się pożywić. Nie wiem czy już nie jestem odwodniona. <Bo to faktycznie ciężko poznać…> Według komputera umieszczonego w kombinezonie, poziom filtracji przebiega sprawnie. <A poziom opanowania składni wręcz przeciwnie.> Jednakże nie wiem czy on <Ten poziom filtracji…?> również nie uległ uszkodzeniu. <Możliwe. Stoper już padł…>

Mmmm. Pyszne. Bardzo sycące. Wezmę jeszcze kilka sztuk na drogę. Humor mi się poprawił. Idę się rozejrzeć w ten niesamowicie piękny fioletowy las. <O, i wezmę koszyk piknikowy! I kocyk!>

Widziałam chyba jakiegoś ptaka <Choć mógł to być latający fortepian…>, był wielkości naszego emu, wszystko jest tu takie duże. Wydaje mi się, że ktoś za mną idzie. Nic nadzwyczajnego, wrażenie jest jak najbardziej na miejscu, gdyż w lesie zazwyczaj coś za nami idzie lub nas obserwuje. <Jak masz paranoję, to faktycznie nic nadzwyczajnego…> Oby to coś na mnie nie polowało. <Ojtam, ojtam, wielkie mecyje…> Czas odpocząć. W kapsule czy na drzewie? Gdzie bezpieczniej. Rozsądek podpowiada, że na drzewie, <Rozsądek mam po tatusiu. Kupił działki rolnicze na Słońcu i Inflanty. Te ostatnie dwa razy nawet.> ale kto wie jak jest na tej planecie. Odmienne środowisko, inne warunki. <Niemożliwe! Bohaterka gada do rzeczy. A to przecież dopiero połowa tekstu!> Istnieje prymitywne życie, <Rośliny, to nie to samo co „prymitywne organizmy”.><A ptaki tym bardziej.> to już wiem. Czy są tutaj jacyś mieszkańcy?

W trakcie marszu w głąb lasu ziemia zaczyna robić się coraz bardziej wilgotna <Wilgotna maszerująca ziemia, to pewnie to prymitywne życie…>Zbliżam się do jakiegoś zbiornika wodnego. Ciepło i wilgotno. Klimat potwornie nieprzyjemny. Brak owadów. <Bo nic nie poprawia tak humoru jak chmara komarzyc. Albo os.> Na Ziemi to idealne warunki dla rozwoju robaków i insektów. Wracam. Wejdę na drzewo w okolicy kapsuły. <W okolicy kapsuły nie ma drzew. Do lasu, co to bohaterkę otaczał, szła, szła, aż padła ze zmęczenia. To chyba nie był oddalony o głupie 100 metrów?> Najlepiej żeby mieć na nią widok. Bądź co bądź wysyła sygnał. Może jakiś statek go odbierze.

Wdrapałam się na sam szczyt. Okolica przepiękna. Fioletowe konary drzew przeplatają się z czerwienią i żółcią traw. <Orgia barw wypalająca wzrok…>W dali niczym kolorowa wstążka, wije się rzeka o błękitnej barwie. <Gdyby Autor napisał „W oddali wije się rzeka”, to byłoby tak samo jeżeli chodzi o wartość informacyjną zdania, a w bonusie brak sprzeczności znaczeniowych. Po pierwsze rzeki zwyczajowo z oddali wydają się błękitne (Autor sam odgadnie czemu) nie trzeba doinformowywać, po drugie ze zdania wynika, że konstytutywną cechą kolorowych wstążek jest zdolność do wicia się, dlatego że kolorowy =/= błękitny, więc nie o chodzi tu o podobieństwo błękitna wstążka = błękitna rzeka, lecz o posiadanie tej samej cechy co kolorowe wstążki. Czyli zdolność do wicia się.> Jutro pójdę w tamtym kierunku.

 

4 dni później

 

Poranek. Jestem wyspana. Czuję pragnienie. <Chce mi się sikać.Zjadłam kolejne dwa owoce. Kombinezon przefiltrował moje odchody. <Posiłek gotowy. Mniam.> Dopasowanie algorytmiczne do nowej planety jest bardzo zadowalające. Jest to dziwne i niespotykane. <Też tak uważam. Dopasowałaś się rekurencyjnie czy zastosowałaś wywołanie w pętli?><No zaraz, ale wcześniej było „Algorytmicznie mój organizm nie pasuje do przestrzeni tej planety„…>

Powinnam znacznie więcej pobierać cząstek witalnych z drugiej gęstości fizycznej <Tekst powinien znacznie mniej zawierać błędów składniowych>. Kapsuła!

Brak odpowiedzi na mój sygnał. <Nie Twój. Byłaś zaskoczona, że kapsuła emituje sygnał i był on dziwny. Na czym dziwność polegała – nie wiadomo, ale wychodzi na to, że sygnału ani dziwności się, moja ty bystra kluseczko, nie spodziewałaś.>Nikt nie przyleci. Za daleko. <Po jednym dniu czekania? > Projekt Eden zakładał, że będziemy w systemie Interacty pierwszą grupą badawczą. Jeśli nie ma tutaj obcych cywilizacji nikt po mnie nie przybędzie. <No oczywiście, że obce cywilizacje to nic innego nie robią, tylko ratują głupawe panienki, no nie może tak być, żeby ją olali, albo w ogóle mieli inne priorytety.> Cholera! Czy tylko ja przeżyłam, co się wydarzyło… nie pamiętam. <Wyjaśnienia kwestii niepamięci nie będzie. Dwukrotnej utraty przytomności – także. Nie jest to istotne dla rozwoju wypadków i Autor porzucił ten fragment fabuły.> Grzmot, krzyki. Ciemność. Nie ma czasu. Nie ma mnie. Przebudzenie.

<

Nie ma czasu.

Nie ma mnie.

Przebudzenie.

 

Zatkało mnie z wrażenia…

>

Co to za obiekt? Coś się zbliża. Jest ogromny. <coś – ogromne, Autorze.>Leci zdecydowanie <na pewno, całkowicie i bez dwóch zdań>w moim kierunku. Statek…

Nie przypomina nic <niczego> z floty Terry Novy. <Poszpanujmy łaciną. W sumie można, tylko trzeba to robić konsekwentnie. Skoro Ziemia to Terra Nova, to ta nazwa powinna już konsekwentnie pojawiać się fabule. Muszę dodawać, że „Terra” już więcej się nie pojawi…?

A teraz drodzy czytelnicy ZakuŻonej mamy hardcorowy kawałek (by Małgorzata) – czyli jak poprawnie szpanować łacińską odmianą:

Inkryminowane zdanie brzmi: Nie przypomina nic z floty Terry Novy.

Sprawdźmy najpierw, co na ten temat sądzi poradnia językowa PWN:

Dopóki wyrazy lub wyrażenia zapożyczone z innych języków nie przybiorą polskich form odmiany, dopóty pozostają nieodmienne. Dotyczy to zarówno łaciny, greki, jak i innych języków. Jedynie w liczbie mnogiej możemy użyć oryginalnej formy mianownika lm i stosować ją we wszystkich przypadkach zależnych w nieodmiennej postaci. (…)
Pojawiają się jednak w literaturze i publicystyce przykłady użycia latynizmów w odmianie właściwej temu językowi i nie wydaje się, by można autorom z tego czynić zarzut.

 

Zgodnie z powyższym można zatem zastosować łacińską odmianę, ale wtedy winno się pojawić: Terrae Novae. I tak oczywiście napisać można, jeżeli autor koniecznie chce zaszpanować przed gawiedzią, bo według reguł języka polskiego odmieniać Terra Nova nie trzeba.
Szybko jednak pojawia problem, zdanie: 
Nie przypomina nic z floty Terra Nova, będzie brzmiało nienaturalnie – warto zatem kombinować.
W polszczyźnie mamy przymus fleksyjny i odmieniamy wszystko, co na odmienne wygląda – 
Terra Nova się kwalifikuje.
Terra da się deklinować w ten sam sposób co lura, para itd.
novą będzie trochę więcej problemów.
Słówko „nova” istnieje w naszym słowniku (nowa), a w podanym przykładzie jest to przymiotnik (jaka?), zatem tak powinno się je odmieniać – przymiotnikowo. Mieliśmy taki precedens, choć szybko uległ dalszej polonizacji: gwiazda nova – gwiazdy nowej (kiedyś jeszcze: novej), supernova – supernowej (dawno temu również: supernovej). Czyli: 
Terry Novej.
Ale mamy też do dyspozycji bossa novę. Tyle, że to nazwa portugalska, do tego pierwszy człon został nieodmienny, więc ten drugi przejął funkcję rzeczownika – i pojawia się kolejny precedens: (czego?) bossa novy. Tyle, że przy sięganiu po tę analogię nie wypada chyba odmieniać pierwszego członu => (dopełniacz: czego/czyją?), czyli 
Terra Novy.

Mnie w propozycji spolszczenia, jaką podsuwa Autor, dręczy brak precyzji. Bo z końcówki dopełniacza wynika, że ten drugi wyraz w odmienionej nazwie Terra Nova jest albo rzeczownikiem (co nie zgadza się semantycznie), albo przymiotnikiem w niezgodnym z terrą rodzaju (co nie zgadza się fleksyjnie). Tak czy inaczej – kolizja na styku łaciny i polszczyzny powstaje.

Naturalniej by było, gdyby spolszczyć konsekwentnie „po znaczeniach”, jak mi się zdaje: Terry Novej, a nawet Terry Nowej.>

Czuję się jak w historiach moich dziadków, gdy opowiadali jak byli świadkami na Ziemi oficjalnego kontaktu. <Składnia. Składnia, umarła.> Było to ponad sto lat temu. Od tamtej pory Ziemia odizolowała się od Obcych.

Są coraz bliżej. Statek jest koloru białego o pofałdowanej niczym fale strukturze, w kolorze bieli i błękitu. <biała pofałdowana w fale struktura w kolorach bieli i błękitu – krócej – zwyczajny bełkot> Nie słychać żadnego odgłosu. Silniki antygrawitacyjne. Podstawowy napęd gwiezdny. Przynajmniej tak mi się wydaje. Cóż to za jasność. <Cóż to za mowa.> Są tuż nade mną. Widzę podstawę obiektu. Co się dzieje? Nie… boli… <aż chciałoby się dopisać – „myślenie”.>

 

 

 

5 dni później

 

Dziwne pomieszczenie. Szklana szyba a za nią ogromne, tętniące życiem miasto.<Uwaga, Czytelnicy! Wstańcie. Czy jesteście w pomieszczeniu z szybą? Czy za nią jest miasto? Tak, moi drodzy, to dziwne pomieszczenie… Ewidentnie porwali nas kosmici…>. Wydaje się być położone w chmurach <i na słupach powietrza>, wysoko nad powierzchnią planety.<To obca planeta, chmury mogą być i pod ziemią, dlatego doinformować trzeba.> Struktury są niesymetryczne. Powykrzywiane. Nie ma kątów. Wszystko jest jak w bajce. <Kąty w bajkach są passé, wszystkie zamki, miecze, księżniczki i smoki są przyzwoicie zaokrąglone. Oraz powykrzywiane i niesymetryczne.> Dziwne pojazdy. Brak odgłosów. Cisza.

Leżę w całkowicie białym pokoju. <To akurat nic dziwnego. Masz kaftanik?> Wszystko jest takie jasne. <Dobrze, że chociaż dla bohaterki, bo dla czytelnika nic nie jest jasne…>

Coś się poruszyło. To Oni. <Oni – wyraz szacunku.> Są tutaj. Czuję to. <Wyczułaś ich? Wydaje mi się, że raczej ich zobaczyłaś, ale nie przeszkadzaj sobie w szpanowaniu wykrywaczem obcych…> Wysocy. Około trzech metrów wzrostu. Przeciętnej budowy ciał. <Sprawdziłam w roczniku statystycznym, to wiem, co jest przeciętne na tej planecie, a co nie! I mam trzy nici w DNA! Wspominałam?> Brak owłosienia. Bardzo blada, wręcz przezroczysta skóra. Posiadają duże, czarne oczy. <i stosowne akty własności tych oczu.> Istoty typu humanoidalnego. Ubrani w dziwne szaty podobne do kombinezonów. <Taka lejąca się szata, tren, do tego kask i grube rękawice. To może być najbliższy przebój modowy…> Dziwna technologia. Nieznana. <Jak to u obcych, bystrzaczku…> Trudno jest mi to opisać. <Ale co?> Wokół mojej głowy, niczym sondy, wibrują srebrne kule. <Kule. Wibrują. Wokół. Głowy. Boru Szumiący! Ratuj…> Słyszę głos. Kontaktują się. <Te kule, ze sobą.>

 Witaj przybyszko. Żywimy nadzieję, że nadto nie sprzykrzyła Ci się podróż do Nas? – zapytał jeden z nich. <Jeden z tych srebrnych kul zapytał…>

Nie chciałam być niegrzeczna i nie zaprzeczyłam, <Bo jeszcze by pomyśleli, że nie jestem zajebista, albo co…kiwnęłam głową.

– Jesteś naszym gościem – kontynuował. – Nie martw się, kiedy wyrazisz życzenie powrotu do swoich przyjaciół zostanie ono zrealizowane. Jednak pragniemy abyś wiedział, że to jest twój prawdziwy dom. Pierwotne miejsce Twoich narodzin.<W odróżnieniu od tandetnych wtórnych miejsc twoich narodzin – dodał po chwili.>

Mówiąc to przyglądali mi się bardzo dokładnie.<W życiu nie widzieli jak komuś głowa się jarzy na od myślenia.>

– Co to znaczy mój dom? – pomyślałam.

Odpowiedź była błyskawiczna.

– Tu powstała i rozwijała się Twoja dusza.

– Oni potrafią czytać w myślach – pomyślałam. <Jak na to wpadłaś???>

– Nic nie pamiętasz ale sobie przypomnisz – odpowiedziała w moim umyśle obca istota.

– Przygotujcie ją. Twoje ciało umiera Ziemianko. <Trochę już nawet zaczęłaś się rozkładać…Ta planeta nie jest Ci przyjazna. Dopasowanie algorytmiczne jest dla was zabójcze. <Tak w ogólności? A nie wystarczy nazbierać tych jagódek, co ostatnio?>

Łóżko na którym leżałam okazało się przenośne. Unosiło się lekko nad ziemią. <To był nowy model. Starsze unosiły się ciężko, sapały i obficie się pociły.> Powoli opuściłam białą salę z widokiem na tajemnicze, wertykalne miasto. <Strzeliste, zaokrąglone wszędzie i bez żadnej osi symetrii. Takie bezkształtne, chude bulwy.

Swoją drogą, skoro istoty są humanoidalne, to kwestia unikania osi symetrii jest niezrozumiała. Człowiek ma jedną oś, wiele przedmiotów jest dopasowanych do takiej budowy. Dlaczego Obcy, też humanoidy, z uporem mieliby budować obiekty niesymetryczne?>

– Przeniesiemy twoją osobowość, twój umysł do twojego dawnego ciała, <WTF? Jak to dawnego? Wyszła z ciała i się zgubiła? Umarła? Wygnali ją?> ułatwi ci to przypomnienie sobie. Kiedyś byłaś jedną z nas. <A twoje ciało trzymaliśmy w lodóweczce – dodał po chwili obcy z dziwnym uśmiechem. – Twój mózg jest ewenementem w skali całego układu. Myśleliśmy o różnych testach…>

Kiedy głos w mojej głowie umilkł ujrzałam białe, martwe ciało <Czyli teraz będziesz zombie?> leżące na stole obok. Nie zdążyłam zareagować, a już byłam podpięta dziwnymi kablami do białego, ogromnego organizmu. <Przypinanie kablami to taka natychmiastowa czynność, błysk światła i wgl. No. Nic dziwnego, że królowa szybkości się nie zorientowała…>

– Nie, proszę nie róbcie tego – wykrzyknęłam. <Narrator i postać w pełnej komitywie… Może wykrzyknik, Autorze?> Za późno. Usnęłam.

Przebudzenie. Nie moje ciało, nie moje zmysły. Widzenie tylko w trzech kolorach. Dziwne, izometryczne. <Dziwne. Adhezyjno-wolistyczne. Będę się upierał, że moje określenie, choć tak samo z odwłoka wzięte brzmi lepiej!> Mimo to dokładniejsze niż ludzkie oko. <Widzenie dokładniejsze niż ludzie oko. A wymiary dokładniejsze niż linijka. No… Tak…> Kolory wyraźne. <Ale tylko trzy. Warto zapamiętać.> Brak mowy. Zanik języka lub jego całkowity ubytek w toku ewolucji.<A redundantne określenia są redundantne.> Wstałam. Obok leży moje dawne ciało. Bez życia. Jakże malutkie w porównaniu z tym w którym teraz jestem. Brak podziału na płcie. <Jak to się odnosi do jej starego ciała?> Gdzie jestem? – pomyślałam.<Tam gdzie byłaś przed chwilą…> –Ponownie zasnęłam. <Too much thinking. System overloaded. Emergency shutdown in progress.>

 

6 dni później

 

Planeta w gwiazdozbiorze Intera. <To była dzielona planeta, rok była przy tej gwieździe, pół roku przy innej, dwa miesiące jeszcze gdzie indziej. Coś jak dziecko rozwiedzionego haremu>. Czterdzieści pięć planet w układzie. <W jakim układzie???> Gromada gwiazd kulistych w mgławicy Raka. <Są znaczenie mniej zajebiste niż gwiazdy jedenastokątne z mgławicy Koziorożca, muszę dodać.> Środowisko i biosfera o surowym klimacie. <Kuliste gwiazdy są do dupy, nawet przyzwoitej biosfery nie mają…> Brak możliwości stałego życia w pierwszym świecie; <Jest tylko takie przejściowe, pożyje to trochę i zaraz zdycha.> na powierzchni planety. <Tej dzielonej?> Zamieszkana <Ale co „zamieszkana”?> głównie w drugim świecie położonym wysoko nad powierzchnia planety zwanym <ale czym „zwanym”?> przez mieszkańców nadświatem. <jest też trzeci świat zwany, uwaga!, podświatem…> System Interia <chyba Intera?><Może interia.pl?> zamieszkują trzy cywilizacje o wysokim <na wysokim> poziomie rozwoju – przypomniałam sobie.

Cel kulturowy to dążenie do zjednoczenia wszystkich pod jednym procesem ewolucyjnym. <Wszyscy macie mieć płetwy, oglądać porno i fascynować się Heglem. Zrozumiano?! Jak nie to wpier*> Zarządzana <Ta cel kulturowa…?>przez wcielone istoty z szóstej gęstości<No… To… Nie w kij dmuchał…, nie?>, Interia skupia swój wysiłek na rozwoju nauki o specjalizacji budowy tuneli miedzy przestrzennych. <ORT – międzyprzestrzennych> Dodatkowo wykazują się precyzją w indeksowaniu położenia portali między-galaktycznych.

Struktura ekonomiczna polegała na handlu wymiennym. <No to są faktycznie zaawansowani. Jak chcesz zrobić większe zakupy, to podjeżdżasz tirem towarów na wymianę. Kieszonkowe to tak ze 30 kilo ziemniaczków z rodzinnego pola…> Stosunki dyplomatyczne z innymi cywilizacjami kształtują się na poziomie neutralnym. <Mówią sobie sucho „dzień dobry”> Uczestniczą <stosunki> w obradach Rady Galaktycznej.<Wszędzie ten seks…, no.>

<Jak ktoś zechce urządzić konkurs na najgorzej napisany fragment… hm, literacki, to kawałek powyżej ma wielkie szanse na zwycięstwo. Są tu wszystkie rodzaje błędów. Ortograficzne, gramatyczne, składniowe, logiczne i znaczeniowe.>

– Witaj Iniris – zabrzmiał głos w moim umyśle. – Skoro już lepiej się czujesz to zapewne masz do nas wiele pytań.

– Tak – odparłam. – Mam, co ja tu robię?

– Wezwaliśmy Cię <I Twoją Zajebistość. Widzisz jak mówię do Ciebie Wielkimi Literami?abyś przekazała <Trzeba jednak czasem myśleć, Autorze. Jak się stworzyło rasę bez podziału na płcie, to nie ma szans, by powstały słowa (np. czasowniki) odnoszące się do płci rozmówcy.> swojej cywilizacji wiadomość. Wysłuchaj dokładnie moich myśli. Jesteś komunikatorem cywilizacyjnym. Wiesz kto to taki? <Ona wie i obcy wie, ale Autor, tak dla jaj, postanowił wyjaśnić nam jedno ze stada dziwacznych pojęć snujących się w tym tekście.>

– Wiem – odparłam – to istoty charakteryzujące się wysokim poziomem empatii, darem zjednania się z każdym. <Galaktyczna puszczalska?> Istnieją po to aby przekazywać informację z jednej cywilizacji do drugiej za pomocą umysłu. <Albo i za pomocą czego innego…> Mają wgląd w strukturę Wszechświata, dostęp do siatek świadomości, siatek strukturalnych oraz egzystencjalnych danej cywilizacji. <???> Na Ziemi takie istoty nazywane są sensorami. <Na Ziemi to po prostu inna nazwa czujników. Kreatywność – R.I.P.>

– W swojej bazie, umyśle masz informacje o ponad ośmiu tysiącach cywilizacji zamieszkujące ten sektor galaktyki – dodał nieznajomy. <– Ale przecież mogłaś nie wiedzieć kto to ten komunikator cywilizacyjny. Więc dopytałem – tłumaczył się obcy.>

– Kim Ty jesteś? – przerwałam gwałtownie. – Co się stało z projektem Eden oraz ze statkiem? Gdzie są członkowie mojej załogi? Co ze mną będzie? Czy wrócę do domu?

– Spokojnie Iniri – odparł głos w mojej głowie – jesteś w domu. – Wszyscy naukowcy żyją <Akurat. Jak dalej się okaże, wcale nie.> i są przetrzymywani <W więzieniu? Sympatycznie…> na orbicie planety. <A po jakie licho?> Wasz statek został przejęty przez nasze systemy obronne. Niefortunnie uznaliście to za atak. <No bo wiadomo systemy obronne to nie atakują, tylko machają takimi puchatymi króliczkami. I żółtymi kaczuszkami.> Część z was wykonała instrukcje zawarte w procedurach bezpieczeństwa. Zajęliście miejsca w kapsułach ratunkowych. Nie wszystkich udało się uratować. <Ale dość o tym. Zdarza się.Dostałaś się do środowiska nieprzyjaznego nawet naszym organizmom. <Twoja zajebistość jest niczym w porównaniu z naszą!Twoje ziemskie ciało uległo zepsuciu. <Znaczy zgniło? Przez te jagódki?> Wasza cywilizacja, a raczej ich cywilizacja. <Ale CO nasza/ich cywilizacja?> Twoja osobowość jest w ciele Iniri, której ciało należy do Interakty. <Z tyłu jest metka. I masz zwrócić nieuszkodzone!> Mimo to jesteś wolna, możesz wrócić na Ziemię. <Najpierw transferowaliśmy cię, bez pytania, do innego ciała, wcześniej dostarczywszy cię na planetę, na której nie możesz żyć. Pamiętasz jak mówiliśmy – „Twoje ciało umiera”? No, niemniej możesz wrócić na Ziemię w tym ciele, które masz, gdzie umrzesz od nieprzystosowania algorytmicznego, a jak nie, to i tak z nikim się nie dogadasz, bo doszło u ciebie do „ubytku języka w toku ewolucji”, a na Ziemi nie ma telepatów. Wiesz, już dawno odeszliśmy od przestarzałej pierwszogęstościowej logiki…Dość tych pytań <Do roboty! Co myślisz, że będziemy tak stać i ci tłumaczyć, kto przez nas zginął?! Albo co innego?! – odrzekł – musisz wykonać zadanie. Jest to bardzo ważne dla nas jak i dla was.

– Co mam zrobić? – zapytałam.

– Mamy wiadomość do odczytania a Ty nam w tym pomożesz. Robiłaś to tysiące razy w toku Twojej ewolucji. <Ewoluowałaś, a przy okazji czytałaś wiadomości. No, hobby takie masz...> Chodź za mną.

Znaleźliśmy się w ogromnej kulistej strukturze o jednolitej barwie. <Szkarłatnej podkreślonej subtelnym odcieniem purpury?>

– Pracuj – usłyszałam głos w głowie. Teraz Iniri.< -dodał narrator by wspomóc obcego>

W jednej chwili struktura zmieniła kształty i kolory. <Z nieznanych na bardziej nieznane.> Znalazłam się w jasnym tunelu. Dookoła mnie było bardzo dużo istot z mojej nowej cywilizacji, cały nasz Rząd. <Rządzi nim rząd zwany Rządem. Kreatywna nazewniczo cywilizacja.> Kolory zrobiły się ciemne, granatowoczarne. <To mamy wszystkie trzy kolory jakie widzą obcy. Granatowy, czarny i granatowoczarny. Obcy prowadzą galaktyczne domy pogrzebowe.>Nade mną w jednej chwili pojawiła się, niczym impuls, cała galaktyka. <Głupie porównania zaiste pojawiają się jak impuls. Cała w tym rzecz, by z nimi walczyć.> Z mojego umysłu wyciekały informacje. <Lały się przez nos i uszy, no a tyłkiem to już ruszyła cała Niagara…>Czułam jak nabudowują i zasilają model tej galaktyki. Przechodziły przeze mnie myśli i emocje ośmiu tysięcy cywilizacji. <Pytanie skąd tam się wzięły, w tym martwym ciele, pozostanie bez odpowiedzi.> Cała ich wiedza była we mnie. Powitania, informacje, płynęły przeze mnie niczym rzeka, o wartkim nurcie. Kiedy już przeniosłam wszystko na galaktyczną mapę, która wypełniała przestrzeń pomieszczenia, nagle wszystko zanikło.

<Wszystko zanikło, też nie mogło znieść bełkotliwego opisu powyżej…>

– Mamy aktualizacje sytuacji <Wiele aktualizacji jednej sytuacji. Troszku zapóźnieni byliście?>– rozległ się głos w umysłach zebranych. – Jak wszyscy widzimy jest gorzej niż myśleliśmy. Impuls jest już blisko. Zniszczenia jakie za sobą zostawia pozbawiają nas wszelkiej nadziei. Proszę was, żądam od was, całkowitego zaangażowania, pełnej pomocy ponieważ zbliża się ciężki czas dla nas wszystkich. Czas nie pewny <niepewny-ORT>, z niewiadomym zakończeniem. <Czas z zakończeniem… A to fatalnie.> Wiedźcie drodzy bracia <Wiedźcie na barykady lud roboczy!>, że będziemy walczyć tak długo na ile Rdzeń pozwoli – intonował doniośle głos  <W tle subtelnie grała orkiestra symfoniczna dająca podkład pod cudowne trele mówcy.> w głowach przedstawicieli Rządu.

– Trzeba z godnością przyjąć nadchodzące zmiany z rozumem czystym i wolnym od fałszywych złudzeń czy nadziei. Pragnimy naszych rodaków wprowadzić w nowy czas właśnie w takim stanie umysłów. Bracia potrzebujemy wielkiej wiary w naszych twórców, pierwszej cywilizacji. <Wierzmy głęboko, że gramatyka jaką nam zostawili jest prawidłową. Choć cały kosmos się z nas śmieje…> Starożytni – zabrzmiał głęboko i dumnie <w tle crescendo bębnów> – jest to ich decyzja o takim naszym losie. <Wierzymy też, że nasz składnia zdań jest tą właściwą i prawomyślną.Tylko oni ten los mogą zmienić. Czymże jest nasz koniec bądź odrodzenie? <Zważywszy sposób waszego postępowania, galaktyka czeka na wasz koniec…> Jak śmiemy wątpić w słuszność tak wielkiego wydarzenia jakim jest boski impuls? <Ach, skoro tak, to po co to spotkanie? Siadajcie i czekajcie na decyzję Rdzenia…> Kto miałby odwagę oceniać postępowanie najstarszych? Czyż nie prawdą <NIEPRAWDĄ. Wierzmy w ortografię Starożytnych – ona nas wybawi…!jest, że istniejemy i istnieć będziemy bo taka jest wola Rdzenia?

Zapadła głucha cisza, czas wstrzymał oddech. <Wszechświat drżał z niepokoju.> Pytania wisiały w przestrzeni. <machając niepewnie skrzydełkami…>

– Nie możemy przecież czekać! – ktoś nie śmiało <nieśmiało-ORT> rzucił z tłumu. – Musimy poczynić przygotowania na przyjecie złowieszczego <i strasznego! Pamiętajmy! >impulsu. Nasze struktury mogą nie wytrzymać! <Jakie struktury…? Bosz, kogo ja pytam…?>

Zewsząd zagrzmiały glosy sprzeciwu. < – Nasze struktury wytrzymają wszystko. Bełkotu nie da się zabić!>

– Uciszcie się bracia – krzyknął <śpiewnie> prowadzący obrady. – Nikt nie mówił, że nasze struktury tego nie wytrzymają! Są aktualizowane i synchronizowane z siatkami galaktycznymi. Skoro sieć przenosi impuls oznacza to że jesteśmy bezpieczni. <To po co histeryzowałeś akapit temu?> Obliczyliśmy, że siatki strukturalne, zanim nadejdzie impuls, wytworzą nowe wartości, tak aby cywilizacja mogła się do tych zmian przygotować. Nasi przewodnicy przenoszą i aktualizują treści <jakie?> osiągając przy tym zadowalające wyniki. Bracia stwórzmy jeden lojalny krąg. Ufajmy zmianom. Nic nam innego nie pozostaje.

Błyskawicznie, jedna z istot <Czy wy też o nieznajomych ludziach mówicie per „te istoty”, np. „Wczoraj w spożywczaku, chciałem kupić świeży chleb, ale ostatni bochenek, sprzed nosa, zabrała strasznie gruba i wrzaskliwa istota. Ja też na nią nawrzeszczałem, przyleciały inne istoty i też wrzeszczały. Potem przyszły kolejne istoty, w uniformach, strasznie silne i pozbawione poczucia humoru. I wywaliły mnie na bruk”?> znalazła się obok przywódcy cywilizacji. Chwyciła go za ramię w geście braterstwa.

– Bracie <Przywódca z zaskoczeniem stwierdził, że podoba mu się, że jest traktowany jak facet> wierzę, ufam Tobie i Stwórcy. Wyrażam swój szacunek do pracy przewodników. Nigdy nie znajdę słów jakimi mógłbym <!!!> im podziękować. Nie zrobię niczego wbrew wam. Będę przygotowywał się <Zacząłem od tego, że stałem się mężczyzną…do impulsu przy twoim boku. Dziękuje ci mój przyjacielu. <I płacząc padli sobie w ramiona. Choć przywódca zaczął odczuwać pewien dyskomfort na myśl o terminie „molestowanie seksualne”.>

Po przemówieniu i po słowach uznania dla pracy rządu <A nie Rządu?> zewsząd zaczęły padać gorące obietnice braterstwa, honoru i zaufania. Wszyscy zebrani pokrzepieni bądź zmartwieni nowinami <Znaczy, niektórych cieszyły nowiny, czyli informacja o tym, że ów straszny impuls jest blisko. Psychopaci?> powoli zaczęli się oddalać. Uświadomiło mi się wiele spraw dzięki tej aktualizacji, <Tak mi się wydawało, że ona jest źródłem tej aktualizacji, więc jak to, że nie była świadoma?> jakbym obudziła się z długiego snu.

 

7 dni później

 

Fala. Czym jest i dokąd zmierza nie wie nikt. <To akurat wiadomo dość dokładnie, stworzył ją Rdzeń i ma przejść przez całą galaktykę> Wiadomo tylko to co po sobie pozostawia. Zniszczenie, zagładę, cierpienie albo odrodzenie, świadomość i wiedzę. Zależy to od poziomu cywilizacji. <To akurat brzmi dziwnie, jakby fala zostawiała nietknięte cywilizacje na jakimś poziomie rozwoju, niszcząc te które nie pasowały – czyli były pewnie niżej. Co jest wyjątkowym idiotyzmem. Wystarczy poczekać, a cywilizacja będzie odpowiadała kryteriom. Po co od razu niszczyć?>

Sto lat temu plemiona Ziemskie, nazywające siebie samych cywilizacją <Bo zwyczajowo, to przybywa Intergalaktyczny Komitet Mianowania „Cywilizacją” i daje certyfikat na czerpanym papierze. A Ziemianie nie dostali. Podli uzurpatorzy.> nie przetrwały fali, upadli. <Tak samo jak gramatyka…> Umarło ponad sześć miliardów istot. Było to potrzebne. <Kto mi powie, dlaczego nie cała ludzkość zginęła? Przecież fala jest nakierowana na cywilizacje, nie na pojedyncze osobniki. Należysz do niewłaściwej cywilizacji. Peszek… Już nie żyjesz.> Z perspektywy czasu wszyscy oceniają to jako odrodzenie Ziemi lecz w tamtych okresie historii, ludzkość doświadczyła cierpienia i bólu na nie opisaną <coś jak orty tutaj – NIEOPISANĄ> i nie dającą się wyobrazić skalę. Czym zatem jest dokładnie fala, pomyślałam?

Impuls jest przenoszony po siatkach falowo, – odczytałam z siatek informacyjnych Interacty – jak kręgi w wodzie. Pierwszy jest najsilniejszy, następne utrwalają zmiany. Fala jest swoistym de-synchronizatorem tempa wzrostu całej galaktyki. <Czym???> Niektóre cywilizacje rozwijają się w systemie zamkniętym dzięki czemu mają możliwość podejmowania samodzielnych decyzji. <Te co rozwijają się w systemach otwartych (cokolwiek to znaczy) muszą pytać, czy wolno im się po tyłkach drapać? To nie cywilizacje. To kolonie niewolników.> Ma to swoje mocne strony. <Też mi się tak wydaje…> Izolowane środowiska dostarczają Rdzeniowi niepowtarzalne i indywidualne treści rozwojowe. Jeżeli to co tworzą cywilizacje nie odpowiada Transcendencji zostają usunięci. <Czy gramatyka języka polskiego jest aż tak trudna? Autorze drogi, nauka w podstawówce jest w Polsce bezpłatna. Płacą za nią podatnicy – ty ewidentnie powinieneś zwrócić wyłożone na Ciebie pieniądze…> Doskonałym przykładem jest upadek ostatniej cywilizacji Ziemskiej.

Fala jest wytworem Rdzenia, czyli najwyższej świadomości. <Nie mogę przestać wizualizować sobie walca – to chyba przez tę nazwę…> To on tworzy, kontroluje, przyspiesza bądź blokuje zmiany. Wszystkie istoty są jego tworem. <Czyli Rdzeń to po prostu imię boga.> Rdzeń przekazuje swoim dzieciom osobistą matrycę budulcową. <Tja, dostają ją w paczuszce z czerwoną wstążką i napisem „Moja osobista matryca. Osobista!”> Między innymi jego dziełem jest zmienność. <Stałość zrodziła się sama.> Każda istota czy tego pragnie czy nie musi akceptować zmiany zachodzące na zewnątrz i wewnątrz siebie.<Skoro tak, to wystarczy siąść pod murem i czekać na Impuls…>

Fala jest swoistym sprawdzianem dla istot. Przyspiesza zmiany które mogłyby trwać za długo. <Czemu? Rdzeniowi gdzieś się śpieszy? Ma normę cywilizacji do wyrobienia? Rywalizuje z kimś?> To co ma upaść, przepadnie. To co ma przetrwać, ocaleje. <Banały i truizmy są wieczne. Żaden impuls tego nie zmieni.> Problem polega jednak na tym że do impulsu nie można się przygotować na chwile przed jego przybyciem. Nie wiadomo jakie zmiany wprowadzi.
Tego właśnie obawiają się dowódcy <Generałowie i marszałkowie…> obcej, nie… chwila – pomyślałam – przecież pamiętam, mojej cywilizacji, Interacty.

Oni zawsze kształtowali rozwój umysłów, stymulowali je. Cywilizacja z mgławicy Raka specjalizuje się w budowie tuneli podprzestrzennych czyli swoistych autostrad kosmicznych. <Kto mi wyjaśni, jak poprzednie zdania od akapitu należy rozumieć? Jak ma się stymulowanie umysłów do budowy autostrad kosmicznych?> Interaktianie pracują bardzo ściśle ze strukturami czwartej gęstości kosmicznej, która nie jest wszędzie taka sama. <Nie? Jakoś mnie to nie rusza…> Struktury z których budują te tunele nie opierają się na budowach umysłów konkretnych istot ale na całokształcie galaktyki. <A statki, które tymi tunelami podróżują, nie opierają się na budowie konkretnego koloru, ale na całokształcie tchórzofretki… > Galaktyka sama w sobie ma swoistą świadomość zwaną Rdzeniem. To on kontroluje, blokuje, czasami przyspiesza przemiany każdej istoty w galaktyce. Jego struktury są nie skończenie <nieskończenie -ORT> silne. Ostatecznie impuls jest jego dziełem. Dziełem Rdzenia za pośrednictwem Starożytnych. Oni nas zaprojektowali tak abyśmy byli rodzajem Rdzenia wcielonego. <Czyli jest Bóg i dzieci Boga – no to nawet oryginalne nie jest.>

Starożytni to najstarsza bo pierwsza cywilizacja <Ja to mam braki, wydawało mi się, że „najstarszą” nazywamy ostatnią cywilizacja w galaktyce, bo jak się napisze „najstarsza” to cholera nie można się w tych cywilizacyjnych latach zorientować. Kto pierwszy, kto ostatni…> w naszej galaktyce. Są naszymi rodzicami, braćmi, siostrami. Każda cywilizacja, każda istota wcielona ma element ich budulca w swoim ciele. <Ten paznokieć, tamten włos, inny skrawek żołądka…> Oni zapoczątkowali życie, oni je roznieśli. Niektórzy mówią że to jest prawdziwa siła Rdzenia.

 

8 dni później

 

– Witaj Iniri – rzekł opiekun z obcej cywilizacji. <Słoneczko, czy ty masz schizofrenię? Zdecyduj się czy to twoja cywilizacja czy obca?> – Pomogłaś nam odczytać impuls. Możesz wracać do domu. <Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść… Ucałuj mi stopy na pożegnanie.> Twoi towarzysze <Ci, co przeżyli…> czekają na Ciebie na waszym statku kosmicznym. Twoje ciało jest gotowe. Jesteś gotowa do ekstrakcji?

– Moje ciało? – zapytałam. – To ono jest sprawne, żyje?

< – Tja, trochę żartowaliśmy z tym popsuciem i umieraniem, ach i pamiętaj o regularnym używaniu środków grzybobójczych i mocnych perfum jak już będziesz na Ziemi. Zresztą, zielone plamy wszędzie i zdecydowany zapach padliny są teraz w modzie. Dowodzą charakteru.>

– Tak doktor <Oj, nie wytrzymam! Ona mam tytuł naukowy?! *leży pod biurkiem i kwiczy*> Moniko Eden – odrzekł obcy – tak nazywasz się na Ziemi, nieprawdaż?

– Tak – odpowiedziałam.

– Jako cywilizacja neutralna nie kontaktujemy się z rządem innych cywilizacji. <Jednym. Inne cywilizacje nie są dość zaawansowane, by mieć własny rząd, więc korzystają ze wspólnego. A poza tym jestem neutralny, więc z nikim nie rozmawiam!> Tym bardziej nie kontaktujemy się z bardzo młodymi cywilizacjami. Ponadto wy Ziemianie jesteś po tym co wam zrobiła unia Oriona bardzo nieufnie nastawieni do obcych. Nie dziwimy się. <Obcy chrząknął, bał się nieco pytań o śmierć części załogi statku na skutek „niefortunnego przejęcia przez systemy obronne”. Takie pytania byłyby wyjątkowo niefortunne.Potrzebowaliśmy waszej pomocy, Twojej pomocy w odczytaniu treści fali. <Albo impulsu. Zresztą co to w końcu ma za znaczenie, i tak nic nie rozumiem…> Teraz wiemy, że to co wydarzyło się sto lat temu na Ziemi powróci. <Czy ten obcy to został specjalnie wyselekcjonowany do kontaktów z panią doktor? Taki więcej głupi? Impulsy zdarzają się regularnie, a ta stara cywilizacja powinna o tym wiedzieć. Czy te sto lat to typowy okres, czy raczej anomalia? Cywilizacja na Ziemi liczy sobie kilkanaście tysięcy lat, przez większość czasu nie posiadała trzeciej nici w DNA, ani nie miała pojęcia o „cząstkach drugiej gęstości fizycznej”. Po względem mentalności też raczej można dostrzec ewolucję niż rewolucję. I jakoś impuls Ziemian oszczędzał. Pewnie odpowiadali Transcendencji. Dopiero sto lat temu zdecydował się wytłuc Ziemian. Czemu?> Ostrzeż swoich przywódców. Wasi przewodnicy zapewne czują zmiany na siatkach strukturalnych. Teraz idź. Twoje ciało czeka na ekstrakcję. <Usuniemy Ci mózg. I tak go nie używasz.>Powodzenia Iniri.

– Iniri – zapytałam – dlaczego tak mnie nazywasz? <*wali głową w biurko*>

– No… nie wiem, tak samo wołam na swojego kota…- odparł zmieszany obcy.>

Tak się nazywałaś podczas wcielenia w naszej cywilizacji. Dawno temu. Teraz to nieistotne. Chodź za mną.

 

9 dni później – powrót

 

Znalazłam się nagle we mgle, czułam przenikliwy chłód i wilgoć. Nic nie było widać. <To niespodzianka! Zwyczajowo mgła zwiększa zasięg wzroku do miliona kilometrów, przecież.> Co to było? <Co było co?> Nie mogę się poruszać.<To u ciebie normalne. Ciężko jest chodzić i myśleć jednocześnie.>

– Witaj Interiusie czwartej generacji <O ja, normalnie, rzecz do wpisania na wizytówkę.> – rzekł głos – (Iniiiiiriiiii) spodziewałem się ciebie. Mam dla Ciebie interesującą wiadomość – (komunikatorrrrrr) – dźwięk rozchodził się niczym echo między skałami. – Mam propozycję (dla ciebbbbieeee). Dysponuję narzędziami, (zabiłaaaaa) które umożliwią wam bezbolesne przejście przez impuls (haaaaahahha).

Głos rozbrzmiał wewnątrz mnie i na zewnątrz. Towarzyszył mu dziwny szept niczym echo zamieniające się w śmiech. Rozmawiałam z jedną istotą a słyszałam kilka głosów na raz. Dreszcz przeszył cała moją strukturę. <Od dźwigarów centralnych, aż po najbardziej peryferyjne teowniki.Bałam się. Ta istota przerażała mnie.

– Kim jesteś? – rzuciłam pytanie we mgle. <Pytanie nie znalazło drogi i wyrżnęło w najbliższy słup.>

– (Kim ty jestessssss) pierwszym – padła odpowiedź a zaraz za nią błyskawiczny przeciągający się w czasie szept – Starożytni (turturturrrrrrrrakak!). <Rumburak? Mów wyraźniej…>

– Doktor Eden – obudził mnie pilot statku kosmicznego klasy C. <Czy to znaczy, że to tandeta, czy wręcz przeciwnie…?> – Dolatujemy. System podprzestrzenny otwarty. Synchronizacja siatek strukturalnych w normie. Dobrze się Pani czuje? – zapytał zaniepokojony.

– Tak – odpowiedziałam – tak, miałam dziwny sen.

– Proszę się nie martwić – odrzekł pilot. – Wróciliśmy. Przed nami planeta Ziemia.<PLANETA Ziemia. Pilot miał dwuniciowe DNA, żadnych tytułów naukowych i w związku z tym mógł wykonywać tylko mało prestiżowe pracy wymagające robienia kilku czynności naraz. Pamiętał też, żeby do utytułowanych trzyniciowych superior homo sapiensów mówić powoli i podkreślać oczywistości.>

 

<Podsumowanie.

To jest tak złe, że chyba ustanowiło rekord. Jeżeli chodzi o warstwę językową, to zaczynam podejrzewać, że polski nie jest ojczystym językiem narratora. Kupa błędów ortograficznych. Chyba nawet wszystkich nie znalazłem.

Błędy gramatyczne:

Bracia potrzebujemy wielkiej wiary w naszych twórców, pierwszej cywilizacji.

Bracia potrzebujemy wielkiej wiary w naszych twórców, pierwszą cywilizację.

 

Jeżeli to co tworzą cywilizacje nie odpowiada Transcendencji zostają usunięci.

Jeżeli to co tworzą cywilizacje nie odpowiada Transcendencji, zostaje usunięte.

 

Sto lat temu plemiona Ziemskie, nazywające siebie samych cywilizacją(…)

Sto lat temu plemiona Ziemskie, nazywające siebie same cywilizacją(…)

W ostatnim zdaniu także, widać nieznajomość zasad używania wielkich liter: plemiona ziemskie.

 

Ochwacona składnia:

Powinnam znacznie więcej pobierać cząstek witalnych z drugiej gęstości fizycznej. (nienaturalny szyk)

Na szczęście jasność i ciepło nie było zbliżaniem się do gwiazdy tylko wejściem w atmosferę jakiejś planety. (ciepło i jasność nie są czymś – w tym przypadku „zbliżaniem”)

Starożytni – zabrzmiał głęboko i dumnie – jest to ich decyzja o takim naszym losie. (decyzja nie jest czymś, decyzję się podejmuje i jest ona jakaś – czyli: „taką podjęli decyzję o naszym losie”)

 

Niezrozumienie znaczenia słów:

Wiedźcie drodzy bracia, że będziemy walczyć tak długo na ile Rdzeń pozwoli – intonował doniośle głos. (intonowanie – to jest wtedy gdy jedna osoba rozpoczyna śpiew zbiorowy; ew. można użyć w narracji w funkcji emotywnej. Niestety, to nie ten przypadek; „powiedział” –  całkiem tu wystarczy. A „wiedźcie” jest formą rozkazującą od „wodzić”, a nie od „wiedzieć”.)

Wszyscy naukowcy żyją i są przetrzymywani. (przetrzymuje się ludzi w miejscach odosobnienia – wbrew, co oczywiste, woli trzymanych tam ludzi)

Widzenie tylko w trzech kolorach. Dziwne, izometryczne. (ręce opadają…)

 

To, co powyżej, to tylko drobny wycinek błędów językowych, nawet nie wszystkie klasy błędów – jednak ta próbka obrazuje stopień nieopanowania języka przez osobę z aspiracjami pisarskimi – jest on, ten stopień, zwyczajnie kompromitujący.

Wyższy poziom organizacji tekstu jest tak samo beznadziejny.

Tekst naturalnie dzieli się na dwie części. Pierwsza – bohaterka w kapsule. Druga – bohaterka u obcych. W zasadzie nie ma połączenia między tymi częściami, bohaterka mogłaby być porwana bezpośrednio ze swojego statku, przewieziona do miasta obcych, transferowana do innego ciała i tak dalej. Autor uniknąłby wielu wpadek związanych z brakiem jakiejkolwiek wiedzy na temat kosmosu i brakiem wiarygodnego wyobrażenia na temat zachowania w obcym, potencjalnie wrogim, środowisku. Przeprowadźmy eksperyment myślowy – gdyby owa kapsuła wylądowała na Ziemi i to nie w żadnej dżungli, tylko w zwyczajnym lesie środkowoeuropejskim, to jak mogłoby się skończyć wpieprzanie nieznanych jagódek z pierwszego lepszego krzaka? Właśnie. A przecież Ziemia to rodzinna planeta bohaterki.

O obcych bakteriach czy wirusach nie wspomnę. Autor najwyraźniej zapomniał o czymś takim jak mikroflora.

Też się zastanawiam, jakim cudem powstała kapsuła ratunkowa pozbawiona jakichkolwiek systemów informujących pasażera w środku, gdzie się obecnie znajduje. Tak, pasażer jest zahibernowany, ale przecież nie na wieczność, kiedyś się obudzi i będzie chciał wiedzieć gdzie jest, jak długo przebywał w kapsule, z jaką prędkością kapsuła się poruszała i tak dalej. W kapsule powinny być też podstawowe racje żywnościowe, woda i leki.

Tymczasem, w zamyśle Autora, kapsuła to taka latająca trumna.

Dziwi też brak jakiejkolwiek kwerendy na temat podstawowej choć fizyki przestrzeni kosmicznej. Bohaterka na przykład w ogóle się nie odnosi do grawitacji. Nie chodzi mi nawet o to, że może jej, tej grawitacji, tam nie być. Bohaterka może być w jakiejś super-hiper zaawansowanej kapsule z generatorem sztucznego ciążenia, ale bohaterka w ogóle nie bierze tej zmiennej pod uwagę w procesie wnioskowania.

Pojawia się też kombinezon. Bohaterka jest w niego ubrana w kapsule. Jednak chyba niecałkowicie, bo ani razu nie pada uwaga, że bohaterkę hełm uwiera lub że musi podnosić osłonę twarzy, na przykład, by zjeść jagódki… Za to dłońmi w rękawicach jest w stanie wymacać maleńką bruzdę. Oczywiście może to być bardzo cienkie rękawice, niemniej w taki razie należałoby to opisać – czytelnik wyobraża sobie kombinezon kosmiczny tak jak on wygląda obecnie – bo dlaczego miałby wyobrażać sobie inaczej? Tylko takie kombinezony zna.

Kombinezon ma możliwość przetwarzania odchodów w witaminizowaną wodę (o węglowodanach, tłuszczach, białku i mikroelementach Autor zapomniał). No ok, niech i tak będzie, pomińmy kwestię, co jak w odchodach nie mam stosownych pierwiastków… 

Tylko dlaczego w pierwszej część, kiedy  bohaterka jest w kapsule, się o tym nie wspomina? Przecież bohaterka powinna choć próbować napić się wody odzyskanej przez kombinezon, powinna wspomnieć o istnieniu takiej możliwości… Nic.

Ta funkcja kombinezonu wyskakuje z próżni fabularnej po wylądowaniu, gdzie jest średnio potrzebna, bo bohaterka zaspakaja pragnienie jagódkami… 

Pojawia się też pytanie po co dodawać takie funkcje do kombinezonów? W kapsule są nieprzydatne, bo podróżnik jest zahibernowany. W miejscu lądowania też nie, bo przecież system Irydius wybiera miejsca „zgodnie z potrzebami organizmu”. Czyli raczej to nie będzie odpowiednik naszej Sahary. Bohaterka zaspakajała pragnienie jagódkami, przecież….

To po co właściwie było dodawać taką średnią przydatną funkcję?

No i żeby takie coś działało, skafander musi mieć hełm i rękawice. Musi być absolutnie szczelny. Nie tylko sikanie do zbiorniczka. Dużą część wody traci się podczas oddychania i przez skórę (nawet nie trzeba koniecznie się pocić).

Kolejna ftopa, Autorze.

No i słychać szelesty. W przestrzeni kosmicznej. Gdzie nie ma powietrza, które przenosi dźwięk.

O dziurce, która się zrobiła podczas ostrego wejścia w atmosferę aż szkoda gadać.

Przykro mówić, ale nauka w tym tekście to żenada.

Kreacja głównej bohaterki – Moniki Eden, to chyba największa wpadka ze wszystkich. Niby naukowiec, z tytułem, ale w zasadzie chyba żadnej z nauk ścisłych. Fizyka i astronomia odpada, także biologia i pochodne… Doprawdy nie wiem, co miała robić pani naukowiec, szef i pewnie twórca Projektu Eden w zespole badającym życie w Mgławicy Raka. Może jest filozofem i ma w wolnej chwili tłumaczyć obcoplanetnikom różnicę między Kantem a Heideggerem? A zrobili ją szefem projektu, żeby niczego zepsuć za bardzo nie mogła? Ciężko się powstrzymać od złośliwości. Myślę że to swego rodzaju sukces wykreować postać tak tępą i wkurzającą jak bohaterka. Autor osiągnął to, starając się osobliwą nowomową pokryć braki bohaterki w każdej dziedzinie. Stąd detaliczna relacja i wysilone zdania zdania w rodzaju: „Statek jest koloru białego o pofałdowanej niczym fale strukturze, w kolorze bieli i błękitu.” czy „Temperatura jest zadowalająca, mogło by (ORT!) być nieco chłodniej.”. Wyraźnie widać próbę pisania językiem quasi-naukowym. Próbę kompletnie nieudaną – do tego dochodzi łopatologia i komentowanie oczywistości w stylu: „Dookoła mnie rozpościera się las o dziwnej, nienaturalnej barwie. Nie są to drzewa znane mi z Ziemi.” Skoro czytelnik wie, że bohaterka jest na obcej planecie, to doinformowywanie, że drzewa nie są takie jak na Ziemi, to łopatologia. Skoro bohaterka komentuje to, jakby dokonywała epokowego odkrycia, to ma IQ muszki owocówki.

Mam jednak wrażenie, że to nie jest ważne, ważna jest część druga i spójrzmy prawdzie w oczy… bełkot tam zawarty. Czym są te jakieś gęstości fizyczne, druga, czwarta, szósta, siatki strukturalne i świadomości? Co to jest dopasowanie algorytmiczne? Czym jest fala czy też impuls? Co to za jakieś sprawdziany? Kim są Starożytni?

O CO TAM W OGÓLE CHODZI???

Autorze, opowiadanie to utwór samodzielny. Powtórzę: SAMODZIELNY. Do jego zrozumienia nie są i nie mogą być potrzebne żadne inne dzieła czy publikacje. Wszystko ma być wyjaśnione w trakcie rozwoju fabuły. Nie wystarczy rzucić jakimś zlepkiem wyrazów w błogim przekonaniu, że sprawa odfajkowana. Nie, nieodfajkowana.

Piszesz dla ludzi, Autorze, którzy niekoniecznie podzielają Twoje fascynacje literackie i nie tylko. Trzeba niestety wyjaśniać pomysły swoje i cudze – taki to zawód. Oczywiście, można tego nie robić, ale wtedy Autor=Czytelnik.

Twój wybór, Autorze. Na razie droga przed Tobą długa. Co przecież nie znaczy, że w końcu nie osiągniesz sukcesu.

 




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Robert J. Szmidt „Toy Land”
Patronaty F-ta Robert J. Szmidt - 16 stycznia 2017

Uniwersum, w którym kilka lat później osadzona została akcja noweli Pola dawno…

New Line Cinema odpowiedzialne za ekranizację komiksów Vertigo
Filmy i seriale MAT - 30 czerwca 2015

Wytwórnia Warner Bros. Entertainment Inc. – posiadająca prawa do ekranizacji historii obrazkowych wydawnictwa…

Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland – spróbuj przetrwać koniec świata
Gry komputerowe MAT - 13 marca 2019

Postapokaliptyczna gra przygodowa – Don’t Escape: 4 Days in a Wasteland od…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit