Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Wywiad z Norbertem Palejem „Spojrzenie w rozgwieżdżone niebo”

Źródło: norbertpalej.com

O ile Fahrenheit jest portalem literackim, o tyle przecież nie samymi książkami człowiek żyje. W muzyce fantastycznej również drzemie wręcz nieograniczona siła i moc. Dlatego, razem z zespołem redakcyjnym Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej, chcielibyśmy bliżej przyjrzeć się muzyce towarzyszącej twórczości science-fiction. Zatem, drodzy czytelnicy, w najbliższym czasie możecie spodziewać się publikacji wywiadów z ciekawymi twórcami, redaktorami oraz recenzentami muzycznymi. Oto pierwszy z nich:

Ponad rok temu członek misji SpaceX Crew-2, francuski astronauta Thomas Pesquet z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), uhonorował na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) naszego wybitnego twórcę, Stanisława Lema, z okazji setnej rocznicy jego urodzin. Filmowi z orbity opublikowanemu przez Polską Fundację Fantastyki Naukowej towarzyszył utwór Return from the stars skomponowany przez Norberta Paleja, pochodzącego z Małopolski profesora kompozycji Uniwersytetu w Toronto. W tym roku kompozytor spędził kilka miesięcy w Grecji pracując nad swoim najnowszym dziełem, ilustracją będącą z jednej strony opowieścią o Jazonie i wyprawie Argonautów, a z drugiej muzyką mocno inspirowaną projektem NASA – Artemis.

PFFN: Return from the stars to wciąż numer jeden na pana stronie autorskiej. Jakie są Pana odczucia po roku od jego wydania?

Norbert Palej: Utwór ten jest nadal bliski mojemu sercu i choć z reguły praktycznie zapominam o wcześniej ukończonych utworach, gdy tylko pochłoną mnie nowe przedsięwzięcia, to jednak na Return from the stars oglądam się z czułością i uważam go za pewien przełom w mojej twórczości. Przede wszystkim dlatego, że zogniskował kilka różnych pasji, które do tego czasu się przed sobą ukrywały, a nawet nawzajem wstydziły. Główną pasją jest oczywiście kompozycja muzyki „poważnej”. To jej poświęciłem moje życie od trzynastego roku życia, i to ona stała się moim zawodem. Ale zanim odkryłem Chopina, czy Pendereckiego, słuchałem przecież muzyki rozrywkowej. Pamiętam, na przykład, jak w podstawówce uwielbiałem zespół Europe. Zawsze, gdy grany był w telewizji The Final Countdown, pędziłem z magnetofonem, żeby go nagrać. Muzyka rozrywkowa pozostała moim towarzyszem również w życiu dorosłym, ale jakby „nieoficjalnie”, za kulisami. Surowo broniłem jej wstępu do mojego warsztatu kompozytorskiego.

Tak naprawdę dopiero w Return from the stars dopuściłem ją do głosu, pozwoliłem podszeptywać pomysły. A wraz z nowym stylem otworzyłem drzwi na instrumenty elektroniczne. Dotychczas pisałem wyłącznie na te akustyczne; choć bardzo podobał mi się dźwięk syntezatorów, nie uważałem ich za kandydatów do mojej palety muzycznej. Od czasu Return from the stars używam ich często, zarówno w kontekście kameralnym, jak i orkiestrowym, a nawet „solo”. Ale przede wszystkim, jest to mój pierwszy utwór o tematyce science-fiction, która jest mi bliska od dzieciństwa, a dopiero teraz miałem okazję do zintegrowania jej z moją twórczością.

Istotna przy realizacji tego projektu była współpraca z PFFN, pośrednio z ESAISS, no i ze wspaniałymi muzykami: skrzypkiem Mariuszem Monczakiem i pianistą Robertem Adamczakiem. Myślę, że wspólnymi siłami udało nam się stworzyć coś z czego wszyscy możemy być dumni. Samotne komponowanie to jedna rzecz, ale kolaboracja z podobnie myślącymi partnerami, to coś naprawdę wspaniałego!

PFFN: Artemis Arise – czego możemy się spodziewać po tym projekcie? Gdzie odbędzie się premiera?

NP: Po ukończeniu i sukcesie Return from the Stars padło pytanie: a co by było, gdyby stworzyć coś podobnego, ale na większą skalę? Zamiast utworu dwunastominutowego zaprezentować widowisko półtoragodzinne, całkiem pochłaniające publiczność zarówno słuchowo, jak i wizualnie? I tak zrodził się pomysł na Artemis Arise. Za główny temat wybrałem starożytny mit o Jazonie i Argonautach, tak jak opisany jest przez Apoloniusza z Rodos, ale postanowiłem przetransponować go na wymiar kosmiczny, zainspirowany projektem Artemis prowadzonym przez NASA. Tym, czym dla Argonautów był Kolchis, dla dzisiejszych astronautów jest Księżyc, a za nim reszta przestrzeni kosmicznej.

W celu napisania utworu przeniosłem się na pół roku do Volos w Grecji: dokładnie tego miejsca, z którego wyruszyła wyprawa Argonautów. Chciałem postawić się w ich miejscu, odczuć zew przestrzeni morskich. I właśnie tam ma się odbyć w przyszłym roku prawykonanie spektaklu. Później planujemy wykonanie w Carnegie Hall w Nowym Jorku (prawdopodobnie w listopadzie 2024) i kilka koncertów w Kanadzie. W następnych latach, może udałoby się zorganizować tour wzdłuż trasy Argonautów. Artemis Arise to niemałe przedsięwzięcie: są tam instrumenty akustyczne, syntezatory, ekrany filmowe, głosy śpiewające i recytujące zarówno po angielsku, jak i starożytną greczyzną. Muzyka już gotowa. Trzymajcie kciuki za realizację reszty projektu!

PFFN: Co skłoniło Pana do zaglądnięcia muzyką w kosmos? Zeszłoroczna produkcja wydaje się być przecież tak daleko od np. De Profundis.

NP: Zanim poznałem muzykę, miłością mojego życia był kosmos. Jako mały chłopiec, w szkole podstawowej, marzyłem najpierw o zostaniu astronautą, a niedługo potem astronomem. Gdy miałem kilkanaście lat – a mieszkałem wtedy w Niemczech – św. Mikołaj sprezentował mi Der grosse JRO Atlas der Astronomie. Tak, jak teraz kocham mój fortepian, tak wtedy kochałem tę książkę. Pamiętam, jak spędzałem nieraz całe noce pod gołym niebem, leżąc na starym płaszczu, z atlasem gwiazd w jednej ręce, a latarką w drugiej. Zaczytywałem się też w literaturze fantastycznonaukowej. Moim ulubionym autorem był Lem. Co miesiąc z niecierpliwością oczekiwałem następnej edycji Fantastyki. Prawie codziennie po szkole maszerowałem pod sklep optyczny i przez okno wystawowe patrzyłem z upragnieniem na teleskop, na który nie było mnie oczywiście stać.

Wszystko to przeszło na dalszy plan, gdy tylko wciągnąłem się w muzykę; dama ta natychmiast wyegzekwowała ekskluzywność mojej uwagi. Mimo to, astronomiczne zainteresowania nadal się gdzieś we mnie tliły… Każde spojrzenie w rozgwieżdżone niebo, przeszywało mnie uczuciami zachwytu i nostalgii. Także nawet wzlot z otchłani De Profundis (mojego pierwszego kwartetu smyczkowego) do wyżyn Return from the Stars nie był tak naprawdę szokiem systemowym, a raczej powrotem do krainy dzieciństwa, powrotem do samego siebie.

PFFN: Prowadzi Pan bardzo aktywne życie, częste podróże, obowiązki na uczelniach, występy, płyty. Kiedy Pan znajduje czas na komponowanie?

NP: Ach, żeby to tylko zobowiązania zawodowe mi zakłócały rytm twórczy. A tu na dodatek rodzina i dwoje małych dzieci!… Ale czas na komponowanie zawsze się znajdzie, bo ja bez tego po prostu nie mogę żyć. Żona dobrze rozumie, że gdy nie tworzę, jestem nie do zdzierżenia, więc robi co może, żeby mi pomóc. U mnie proces komponowania nie jest regularny, codzienny. Raczej, co jakiś czas wpadam w gorączkę twórczą i wtedy piszę intensywnie, po całych dniach i nocach, przez kilka dniu, czy tygodni, w zależności od rozmiaru projektu. A potem uspokajam się znów na jakiś czas, żyję normalnym życiem, aż znów mnie posiądzie jakieś natchnienie. Najwięcej oczywiście piszę w lecie, przez wakacje. A nic bardziej mnie nie inspiruje jak odwiedziny kraju rodzinnego. Zawsze tęsknię za Polską, a szczególnie intensywnie w okresie świątecznym.

PFFN: Można znaleźć informacje, że oprócz muzyki interesowały Pana w przeszłości, także różne dziedziny nauki. Jak to się stało, że to właśnie muzyce poświęcił Pan swój talent?

Strony: 1 2

Mogą Cię zainteresować

„Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021”

Zbiór Ku gwiazdom. Antologia polskiej fantastyki naukowej 2021 to zwieńczenie jednego z…

Wywiad z Magdaleną Miśką-Jackowską „Widziałam Willow ze sto razy!”
Muzyka Andrzej Piętka - 21 kwietnia 2023

O ile Fahrenheit jest portalem literackim, o tyle przecież nie samymi książkami…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit