Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Elf na tronie Rzeczypospolitej

Recenzje fantastyczne Fahrenheit Crew - 28 marca 2012

kolodziejczak_czarny_horyzontTomasz Kołodziejczak

Czarny horyzont

Fabryka Słów 2010

Stron: 272

Cena: 31,90 zł

 

Fantastyka z połowy XX wieku przesiąknięta była amerykanizmem – niezależnie od tego, gdzie powstawała. Takie to były czasy. Bohaterowie zazwyczaj mieli na imię Joe, albo Jack, albo William, byli nieustraszeni, o bezlitosnym spojrzeniu, a z przybyszami z innych planet bez trudu porozumiewali się po angielsku. Teraz jednakowoż zakończyła się pierwsza dekada XXI stulecia, a wraz z upływem czasu stalowi bohaterowie spod gwiaździstego sztandaru ku mojemu wielkiemu zadowoleniu usunęli się w niebyt, dopuszczając do głosu przedstawicieli innych nacji.

Książka Tomasza Kołodziejczaka „Czarny horyzont” to bardzo udane polonicum, dziejące się w Europie przypominającej naszą, lecz zupełnie innej. Co stanowi o tym, że mocarstwowość Polski, dziś niewielkiego i z punktu widzenia globalnej polityki nieistotnego kraju nie podlega wątpliwościom ani dyskusji?

Otóż Polska Kołodziejczaka to miejsce urokliwe i osobliwego czaru pełne. Rzecz dzieje się pod koniec XXI lub na początku XXII wieku – żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają dzisiejsze czasy. Jednak wydarzenia tych kilkudziesięciu lat bezpowrotnie odmieniły obraz świata i ustawiły nasz kraj na pozycji obrońcy cywilizacji – dosłownie i w przenośni.

Szczerze podziwiam wyobraźnię autora. Jego Europa to miejsce prawdziwego przenikania się kultur. Aby zapożyczać od klasyka i uczynić to z wdziękiem, trzeba samemu dysponować nielichym talentem, bo inaczej opowieść puści w szwach. W „Czarnym horyzoncie” od zapożyczeń – zwłaszcza z Tolkiena – aż się roi, a szwów nawet nie widać.

Idea światów równoległych w fantastyce nie jest niczym nowym, ale wykorzystać ją można na wiele rozmaitych sposobów. Kołodziejczak wymyślił Ziemię, do której następują przebicia z innych Planów, nieodwracalnie deformując samą tkankę rzeczywistości. Przybysze z obcych światów pochodzą do nowego terytorium w sposób krańcowo różny: jedni próbują podbić go ogniem i mieczem, inni usiłują pomóc zachować mu status quo, wspierając ludzi w zamian za miejsce do życia. Jako że w okolicach Odry przebiega granica pomiędzy strefami kontrolowanymi przez jednych i drugich, Polska jako jeden z ostatnich z krajów funkcjonujących (prawie) według starego porządku staje się ważna. Być może dlatego, że osiedlają się tu przybysze z innego Planu, zwani elfami, a jeden z nich, przyjąwszy imię Bolesław, zasiada na polskim tronie, wraz z ziomkami starając się ochronić nowych poddanych. Być może dlatego, że elfy przynoszą ze sobą swą wiedzę i magię. A być może także dlatego, że miejscowi ludzie nie zapomnieli, czym jest duma i walka.

W postkatastroficznej Europie nabierają znaczenia rzeczy i sprawy, w które dawniej nikt już nie wierzył. Ludzkość odkrywa sprawczą moc rytuału i symbolu. Znak krzyża i modlitwa okazują się mieć siłę rażenia podobną jak wystrzał z pistoletu. Zaadaptowana do ludzkich potrzeb magia elfickiego Planu w skuteczny sposób opiera się najeźdźcom, balrogom, i ich ludzkim „wychowankom”, jegrom.

Królewski geograf, Kajetan Kłobudzki, udaje się z misją na tereny kontrolowane przez wroga. Zbrojny w elficką magię, czarodziejskie artefakty i wiarę w Boga, próbuje przeprowadzić rozpoznanie terenu, niezbędne do uaktualnienia map. W trakcie wędrówki otrzymuje inne, ważniejsze zadnie, do wykonania którego potrzebne będzie mu cała posiadana wiedza, pomysłowość i inteligencja, a także zwykłe człowieczeństwo.

Podoba mi się zwłaszcza to, że autor nie powierzył bohaterowi zbawienia świata. Kajetan idzie na zwiad – jego zdobycze, o ile wypełni zadanie i dodatkowo jeszcze przeżyje – wykorzysta kto inny. Nie wiemy jeszcze, kiedy i do czego. Opis okolic, jakie przemierza, oraz ich mieszkańców, to majstersztyk będący pochodną nieokiełznanej wyobraźni i doskonałego warsztatu pisarza. Smok, enpisy, mastermindy, fagi, a także narodówka socjalistyczna, Pałac Kultury i Nauki oraz rola Kościoła w świecie nabierają nagle zupełnie innego znaczenia. Odkrywamy je sukcesywnie, zagłębiając się w lekturę. I choćby z tego powodu przeczytać „Czarny horyzont” naprawdę warto. Bo są to elementy świata, w którym wszyscy żyjemy – i czytelnicy, i bohaterowie.

Kazimierz Kozłowski




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Menażeria malowanych ptaków
Bookiety Fahrenheit Crew - 22 stycznia 2014

Autor: Jerome Charyn Tytuł:Jerzy Kosiński Tłum.Karolina Sikorska Wydawnictwo: Czarna Owca, 2013 Stron:278…

W sam raz do plecaka (i nie tylko)

Recenzja książki Janie Chang „Droga Smoczych Źródeł”. Wbrew pozorom znalezienie odpowiedniej książki…

Horror czy nie horror?

Nie jestem szczególnie zagorzałą miłośniczką horrorów, nie jestem też ich wrogiem. Owszem,…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit