Minęło ćwierć wieku od chwili, gdy Andrzej Ziemiański wpadł na pomysł, który właśnie konsumujecie. Już wtedy wiedzieliśmy, że chwila to ważna, poważna i wielka. Wiedzieliśmy, że nic już nie będzie takie, jak przedtem.
Oczywiście – kompy. Internety. Tesle. Kitajcy na Księżycu. Polka na pierwszym miejscu w WTP.
I tak dalej…
Jak mawiał Vonnegut.
Wydarzyło się wiele dobrego. No i – oczywiście – nie wszystko wyszło.
FAHRENHEIT miał dać nam, AZ i ED, sławę, nie dał, kij z nim, i ze sławą, przeżyję i bez niej. Miał dać pieniądze, kij… CENZURACENZURACENZURA. Nie dał, a tu już bym się sprzeczał. Powinien był dać.
Cóż, dał niezłą i mało zmienną kapelę załogową. No, kochani, jeśli komuś chce się z małą sławą i bez kasy robić coś przez 25 lat, to musi to być coś ważnego i fajnego.
A że nie dał mamony i kasiory?
Czasy.
Wina czasów.
Strasznie zmienne, frymuśne, kapryśne, niemal nic się nie przyjęło na stałe. No – Internety, ale już chodzą słuchy, że to badziew, że nie tak trzeba, nie tak należy.
A patrzcie wstecz: ludzkość wymyśliła koło i posługiwała się nim ile, kurde, tysięcy lat? I co, nie przeszkadzało to nikomu, działało, ludzie tylko je powiększali albo pomniejszali, co najwyżej skręcali w chińskie osiem. Ale nadeszły nasze czasy i już, nie! Koło do dupy. Gąsienice. Trakcje. Poduszki powietrzne. Nadprzewodność z magnesami… Ocipieć można.
Były telefony. OK. Przeszkadzały? Nie, miały fajne sprężynowe kable, do dziś, jak chcesz nakręcić klimatyczny film o zacofanym amerykańskim Południu, to pędzisz do rekwizytorni i wyciągasz telefon na ścianę z sześciometrową sprężyną. Działa.
Nie.
Będą komórki.
Ok. Są mobilniejsze.
Nie, zróbmy jeszcze mobil-kurna-niejsze!
Większe ekrany.
Mniejsze ekrany i wsadźmy je w okulary, albo od razu w gałkę oczną?!
Było piwo. Albo go nie było.
Teraz jest. Za dużo. Wchodzę do piwnego i czuję się jak ja w muzeum współczesnych sztuk plastycznych. Nic nie kumam. Po pierwsze, zwykłych piw niemal nie ma. Musi być macowe, majowe, wrześniowe, rakowe, śliwkowe, śmietankowe, serowe, pszeniczne, razowe, krewetkowe, górnej-dolnej-środkowej-i-bez-fermentacji.
Było czyste powietrze, nie, nie spodobało się, są oczyszczacze powietrza, teraz jest lepiej, jest oczyszczone, czyli pewne, a tamto, z mojego górnośląskiego dzieciństwa, się nie liczy. Tamto było do dupy.
Jak w takim świecie, dygocącym, drżącym, rozchwianym, rozmazanym, miał się utrzymać nasz UFO FANHRENHEIT? Ukochany Fantastyczny Okurnajakifajny FAHRENHEIT?
No jak?
A – utrzymał!
Co było do udowodnienia, przypomnienia i pozdrowienia.
Kocham Go, choć może nie okazuję płomiennie, ale On wie.
Wy też się przyłóżcie.
Czytajcie.
Piszcie.
Rozbudujcie notkę w Wikipedii.
Dmuchajcie w ognisko na fejsbukowisku!
Niech nam żyje i rozkwita.
I kiedyś jeszcze pojedziemy fajną bryką Tesla Fahrenheit!
EuGeniusz Dębski
Pobierz tekst:
Spis numerów i pdf
Fahrenheit nr 01 – 06-1997 / 07-1997? Fahrenheit nr 02 – 10-1997 / 11-1997…
Fahrenheit nr 70
FAHRENHEIT NR 70 01-2011 DZIAŁY STAŁE OKŁADKA 451 FAHRENHEITA BOOKIET RECENZJE GALERIA PUBLICYSTYKA…
25 lat Fahrenheita – Dominika Repeczko
Można by powiedzieć, że początki Fahrenheita sięgają początków Internetu, pamiętam, że zaczynaliśmy…