„Znacznie gorzej wtedy, kiedy bez nijakiego uzasadnienia autor zakłada, że człowiek współczesny z definicji poradzi sobie lepiej, bo mądrzejszy. A niestety, nie mądrzejszy, tylko przystosowany do działania w innych warunkach. Więc w jednym lepszy, a w drugim gorszy.
A większość wiedzy, jaką obecnie gromadzimy, większość nawyków, odruchów, utrwalonych zachowań w innych warunkach będzie albo niepotrzebna, albo wręcz szkodliwa, prowadząca do niebezpiecznych nieporozumień. Tu nawet nie trzeba przesunięcia w czasie czy w światach, wystarczy trafić w inny krąg kulturowy.
Dlatego znacznie bardziej lubię książki, w których bohater nie wygrywa dlatego, że posiada „wyższą wiedzę z innego świata/czasu”, ale dlatego, że poznaje reguły rządzące światem, do którego trafił. To może być ciekawe, ale wymaga od autora stworzenia i opisania świata rządzącego się spójnymi prawami – przy czym im bardziej różniące się od naszych czy wręcz odwrócone są te reguły, tym lepiej”.
Pacek na grupie dyskusyjnej FiF, 13 kwietnia 2002 r.
Czas po czasie

Nie chce mi się pisać tego tekstu. Tak po prostu. Gdyby mi się chciało, pewnie zdążyłbym go napisać dużo wcześniej. Minęło 20 lat od śmierci Tomka Pacyńskiego, czyli po naszemu Packa i… jakoś przeżyłem. Świat jest tak samo jak był chuKowy i nie zapowiada się na jakąś zmianę. Ludzi dobrej woli wcale nie jest więcej, coraz więcej jest ludzi obojętnych.
W USA prezydentem zostaje oszołom, w Rosji okazuje się, że rządzi kolejne wcielenie Hitlera. Za oknem mamy kraj pochłonięty wojną, czyli coś, co kiedyś wydawało się nam czystą fantastyką – niby możliwą, ale nierealną. W Strefie Gazy mordowane są dzieci i najwyraźniej mało kogo to obchodzi. A w Polsce… na całe szczęście aż tak źle nie jest, ale dobrze na pewno też nie. „Wrzesień”, napisany ponad 20 lat temu, okazuje się powieścią bliższą rzeczywistości niż przewidywania wszelkiej maści politologów i wróżek na rok do przodu.
Zastanawiam się, o czym Pacek mógłby pisać dziś i wychodzi mi, że nie mam pojęcia. Jedyne, czego jestem prawie pewien, to że pisałby dalej. Czy byłaby to fantasy, SF czy sensacja (którą planował przed śmiercią)?
Nie wiem.
Czy napisałby coś ciekawego, czy może trwałby w jakiej niszy, tłukąc książkę za książką? Tego też nie wiem, choć wierzę, że gdyby żył, dostalibyśmy COŚ. Bo jeśli przyjrzeć się temu, co tworzył i jak pisał, to cały czas się rozwijał i poszukiwał tematu.
Jako twórca miał pecha, pojawił się za późno, żeby wyrobić sobie markę. Trafił w jeden z okresów najgorszych dla autorów polskiej fantastyki – i jeszcze zaczął od wydawnictwa 3,49, które dziś mało kto pamięta, a które nawet wtedy czytelnicy słabo kojarzyli. Do nagród też nie miał szczęścia, bo nawet gdy dwa razy dostał nominacje do Zajdla, to za konkurencję miał Kresa, Dukaja i Sapkowskiego. To w sumie aż dziwne, że mimo dosyć kiepskich czasów jako czytelnicy dostawaliśmy świetne książki.
Na pewno w trafieniu do kanonu nie pomogło mu też to, że napisał bardzo odległe od siebie tematycznie książki. Cykl Sherwood, „Wrzesień”, „Smokobójca” i cykl o Dziadku Mrozie i Matyldzie nie łączy prawie nic poza nazwiskiem autora, więc nie za bardzo da się je wrzucić do jednej szufladki i przeanalizować jako całość, choćby luźno powiązaną.
Do dziś nie mogę przeboleć tego, że nie dokończył cyklu Sherwood. Pierwszy tom uwielbiam, kolejne części mniej, bo stały się zbyt mroczne, ponure, ale cały czas liczyłem na „odpowiednie” zamknięcie. No cóż, nie doczekałem się. I gdzieś tam w głowie tkwi mi obraz brechtającego się Tomka, który pewnie walnąłby tekstem typu „Widocznie nie zasłużyłeś, żeby to móc przeczytać”.
Od czasu do czasu książki Packa podsuwam różnym ludziom. Sherwood trudno mi komuś polecać, bo jak polecać coś, co jest niedokończone? Zaś „Wrzesień”… z tym tytułem mam inny problem. Mam wrażenie, że dla niektórych osób jest za trudny. To nie jest lektura łatwa, lekka i przyjemna. Żeby ją zrozumieć, trzeba być trochę jak bohater, o którym wspomniał Tomek w cytacie z początku tekstu. Trzeba chcieć poznać reguły rządzące światem „Września” i dać mu szansę.
Przy okazji taka anegdotka – „Wrzesień” nie był pierwszą polską political fiction, nigdy nawet nie był tak reklamowany. Natomiast chyba parę lat po jego wydaniu w programie telewizyjnym poświęconemu literaturze usłyszałem o jakiejś nowo wydanej książce, że to ona jest pierwsza. Nie minęło dużo czasu i to samo usłyszałem o kolejnej.
Zastanawia mnie, jaki byłby odbiór tej książki dziś, w obliczu pobliskiej wojny? Czy Polska z książki byłaby dla czytelnika Polską, czy może bardziej Ukrainą? Bo co by nie mówić, my mamy ogromne szczęście – żyjemy w spokojnym i bezpiecznym kraju, więc powieść możemy cały czas rozważać jako „co by było, gdyby?”.
Jeśli wśród czytelników jest ktoś, kto niedawno po raz pierwszy czytał „Wrzesień”, chętnie przeczytam opinię o tej książce w kontekście współczesnych (kurcze, jak to brzmi) wydarzeń. Oczywiście nie zabraniam też odzywać się wszystkim tym, którzy czytali go 20 lat temu, a chcieliby wrzucić swoje trzy grosze.
A.Mason

Łukasz Sikora „Centralne Biuro Śledzenia Autorów”
Pan Mietek uważał się za wzorowego pracownika, w takim przekonaniu utwierdzały go…

[Recenzja] „Czarny ptak. Golimistrz powraca”, Bohdan Waszkiewicz
Sam Brzytew jawi się jako połączenie Wiedźmina i Jamesa Bonda. Jakkolwiek nie…

Przerąbane po całości, czyli sceny z życia redakcyjnego
– „Playboy” wydał numer specjalny z wywiadami. Jest tam na przykład rozmowa z Bitelsami. Niezła.…














Warszawa
13.11.2025
