Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

Ding dong, idą święta

451 Fahrenheita Adam Cebula - 23 grudnia 2018

W okolicach Bożego Narodzenia… jakże to nazwać? W tamtych czasach, gdy byłem radosnym nastolatkiem, to słówko oznaczało coś innego. Kłopot, ponieważ chyba jednak chcę się odnieść do tego dawnego znaczenia, lecz z łyżką (na wzór łyżki dziegciu w beczce miodu) tych skojarzeń współczesnych. Tak… Chyba właśnie tak… Allach(u?) akkbar to nie, nie, wszelkie religie i religijne motywacje, ba ideologiczny ogień, to coś, co zdążyło się już spopielić przez dziesięciolecia i przynajmniej dla mnie, jako motywacja, brzmi, wygląda, dziecięco naiwnie.

Sprawa jest poważna. Zawsze się zastanawiałem, skąd Tomkowi Pacyńskiemu wpadło do głowy, by wymyślić postaci Matyldy i Dziadka Mroza, czyli Pawła Morozowa? A tak, intrygujące. Bynajmniej nie przez to, że wpaść na taki pomysł trudno, dokładnie na odwrót: to raczej dość oczywiste, gdy ma się za sobą bardzo podobną przeszłość. Intrygujące, gdy człowiek zacznie czytać i odkrywa, że autorem musiały targać te same emocje, co i czytelnikiem, zwłaszcza gdy się śliczniutkie Święta zbliżały.

Gdy człowiek odkrywa, że chciałby pod choinkę coś dość taniego, masowego, polskiego, z fabryki Łucznik… Żaden tam heckler-koch, bo nie potrafiłbym tego obsłużyć. Nie, nie plastyk, żadna Česká zbrojovka. Trochę ordynarnego amonitu. I żadni niewierni, nic żywego. Nawet mole niech se latają, Za to te… cwergi, albo zwergi. W odróżnieniu od krasnoludków czy krasnoludów.

Dogłębny brak wyżej wymienionych środków pod choinką, powtarzający się uparcie przez lata, zmusił mnie do poważnej analizy, z czego bierze się bożonarodzeniowa radykalizacja. Gombrowicz zauważył coś zbliżonego, o podobnie katastrofalnych skutkach: upupienie. Tyle że u genialnego autora upupienie było prowadzone na kimś z zewnątrz. Przez inne osoby. Biedne dzieciaki były upupiane przez ciało pedagogiczne i okolice. Tymczasem świąteczne upupienie jest autoupopieniem. Jeśli chcesz nie godnie, lecz zgodnie uczestniczyć obrzędzie zimowego przesilenia, zwanym dla niepoznaki Bożym Narodzeniem, nie rozczarować szefów koncernów handlowych, nie rozwalić planów współczesnych kulturalno-oświatowych (widziałeś Rejs?) organizujących integracyjne imprezy, nie wyłamać się z ogólnej christmasowej szajby, masz się samo-upupić, zgłupieć, zjechać do poziomu durnowatych komedyjek, wyświetlanych masowo w tym okresie. Musisz starać się nie eksplodować, słysząc zapętloną melodyjkę odgrywaną z plików midi przez skomputeryzowany telewizor. Ktoś wymyślił, żeby na korytarzu w moim instytucie powiesić taki w celach reklamy i edukacji, a na święta zaczął emitować e-kartki z choinkami, prześlicznym animowanym śniegiem i obowiązkowymi bożonarodzeniowymi błyskotkami. Ile da się wytrzymać? Trzy godziny?

Do dobrego tonu należy udawać, że cię to nie… innego adekwatnego słowa nie znalazłem, nie wkurwia. To okoliczność, w której tylko tym sposobem język giętki może wyrazić to, co myśli głowa. Czy ja muszę udawać w te święta, że popaćkane jaskrawymi farbami pokraczne figurki zwergów nie irytują mnie jak cholera!?

Strach pomyśleć, co bym zrobił, jakby jakiś upupiony do dna delikwent posłuchał piosenki Kayah: „Włóż buty, załóż czapkę i pędź Do sąsiada, by krzyknąć mu przez drzwi Ding Dong”. Oj, musiałby szybko biegać…

Aż się prosi sięgnąć do źródeł, do tej historii o rodzinie przeganianej z miejsca na miejsce idiotycznymi wymogami urzędasów, którzy dla swej wygody narażali dziesiątki tysięcy ludzi jedynie po to, by móc ich policzyć, W tle jest krwawy mord Heroda, pomyślność sprowadza się do zachowania życia, a centrum historii to narodziny buntownika, który dopełni swej misji przez okrutną śmierć.

Jak się zastanowić, to nie ma żadnej potrzeby, by się bożonarodzeniowo samo-upupić. Da się bez zdurnienia te święta przecelebrować. Wierzący, czy nie, potrafi znaleźć w tej tradycji coś na miarę swojego, może i niezbyt wykwintnego, ale gustu. Ponad zwergami z tandetnego plastyku malowanego farbą w spreju, pomysłami, by wrzasnąć przez drzwi ding-dong, po czym dać dyla, bez konieczności kupowania tandetnych gadżetów na prezenty, udawania świątecznego amoku, symulowania odnajdowania dziecka w sobie i udawania radości w sytuacji, gdy już piątą godzinę słuchamy tej samej kilkutaktowej melodii.

Dlatego, pomimo tej bożonarodzeniowej radykalizacji, wszystkim składamy życzenia świąt bez upupienia i poczucia, że pod choinką chciałoby się znaleźć coś z Łucznika. Niech będą zdrowe pogodne, ale najważniejsze, abyście nie czekali z utęsknieniem, kiedy się skończą.

 

Adam Cebula




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Adam Cebula „Woda utleniona w medycynie ludowej”
Para-Nauka Adam Cebula - 5 października 2018

Nie znam się na medycynie. Podobno wszyscy Polacy są znakomitymi medykami, lecz nie ja. Wręcz przeciwnie, jak…

Adam Cebula „A jednak wojna”
Felietony Adam Cebula - 16 marca 2022

Gdyby napisać political-fiction opisujące to, co się właśnie dzieje, nikt by tego…

Red-Akcje 1.09.2015

Błoto, deszcz czy słoneczna spiekota, wszędzie słychać wesoły bredni szum, to panoszy się…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit