Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

AI i Grenlandia

Felietony Adam Cebula - 18 czerwca 2025

Trochę nieznośnej teorii, takiej, która doprowadza do szewskiej pasji: co znaczy, że coś rozumiemy? Tyle, że mamy w głowie, czy na papierze, jeszcze lepiej – w komputerze, jakiś model tego, i ów model pozwala odpowiedzieć, co będzie jak się coś innego zmieni? Jak to mówią ścisłowcy, pozwala przewidzieć ewolucję w funkcji parametrów układu. Nieźle zabełkotałem, co?

Otóż… dobrze byłoby rozumieć tzw. świat. Na przykład… Na przykład – co nam zrobi to AI, tak zwana sztuczna inteligencja, albo – na przykład – co wywinie prezydent Trump. Jest taka dziedzina literatury, zwana political fiction. Są też ludzie, którzy specjalizują się w przewidywaniu, albo wróżeniu, co czeka nas, Polaków. Jak się robi nieprzewidywalnie, to zapotrzebowanie na przewidywanie gwałtownie rośnie. Przewidywał Tomek Pacyński w powieści „Wrzesień”. Takie czasy, że książka leży sobie gdzieś na półce, a ja wklepuję tytuł i autora w gugla, bo chcę sprawdzić to i owo.

Książka, niestety, cholernie prorocza. Gdy Tomek ją przedstawił, byłem gotów postawić dużą sumę za to, że żadnej wojny w Europie już nie będzie. Zdarzą się różne katastrofy, może polityczne, może ekologiczne, ale na miły Bóg, Europejczycy przecież się już nauczyli: wojna to nie sposób na rozwiązywanie sporów. Jeśli Tomek pomylił się o jedną granicę, to tylko tyle. Jego widzenie świata musimy brać bardzo poważnie. Po pierwsze – ocenę stanu świadomości ludzi. Uczciwie muszę stwierdzić, że chyba okazał się trochę za wielkim optymistą. Wojna jest i to taka krwawa, jak II wojna światowa. Hamulce w głowach nie zadziałały, mordowanie się przechrzczono po rosyjskiej stronie na patriotyzm. Po stronie ukraińskiej zaś to jedyny sposób na przetrwanie. No i, to najważniejsze, w środku cywilizowanego świata, w otoczeniu najbardziej doświadczonych narodów, nie sposób tego przerwać.

Przyczyną są w lwiej części kompletnie nieprawdziwe wyobrażenia. Tuż przed inwazją, Rosjanie (zwykli?) wierzyli, że Ukraińcy tylko czekają na pretekst, by wrócić do matuszki Rossiji. Teraz wierzą w to, że w Kijowie rządzą jacyś faszyści.

Stan wojny to nie jest zagadnienie psychologiczne, czy socjologiczne, czy też tym bardziej ideologiczne. Dobrze za to opisuje taką sytuację czy to teoria gier, czy cybernetyka, jak widać po historii Zimnej Wojny. Tam kluczem do powstrzymania zagłady były nie deklaracje, ale systemy przepływu informacji i systemy rakietowe takie jak Minuteman_III, które gwarantują bezcelowość wykonania niespodziewanego uderzenia. Wojna atomowa nie wybuchła, bo jej strony były doskonale zorientowane w sytuacji. Wojna w Ukrainie wybuchła, bo Rosjanie uwierzyli w łatwą wygraną. Irytująca teoria.

To chyba jest tak, że dzisiaj opowieści o świecie muszą być zgodne nie z faktami, ale z emocjami odbiorcy. Tak chyba kombinują publicyści. Jakiekolwiek wydarzenie polityczne – mało kogo interesują konsekwencje, poza ewentualnymi wyborczymi. Czy nie dojdzie np. do gospodarczej katastrofy, albo do konfliktu z sąsiednimi państwami, to w najlepszym razie drobny problem.

Znak czasów: „unieważnienie elit”. Jakoś nikt nie bierze w ogóle pod uwagę tego, że np. jak za Churchilla przydałoby się ludziom przetłumaczyć, że w danym momencie tylko krew pot i łzy, bo inaczej nie przetrwamy. Albo: mimo że mamy wspaniałe zakłady zostawione nam przez komunistów, to trzeba je zrównać z ziemią, bo nie działają (to za Balcerowicza). Dziś zakłada się, że wódz ludu ma być wodzony przez lud. Nie do pomyślenia, by to on, jak to wódz, przewodził, choć są idole ludu. Oni nie robią niczego od siebie, oni tylko odgadują emocje tłumu. A te, jak to emocje, tłumu są zwykle przeciwne tzw. rozumowi.

Przesadzam? Pomysł, żeby na przykład tłumaczyć, że trzeba się szczepić, albo uczyć, to absolutnie nie. W tekstach nawet „liberalnych” czy „postępowych” pismaków wisi pomysł, że każde przekonywanie do wiedzy, przymuszanie do nauki, to indoktrynacja, albo manipulacja. Tłum decyduje o prawdzie. Nie ma tak na przykład, że jest jakiś Ludwik Pasteur, który wie, co robić na wypadek epidemii, ważny jest wynik sondażu. Jak lud zagłosuje, to nie szczepimy się, kasujemy matematykę, a sądy skorupkowe wyrzucają nam niepasujących. Lada chwila spalimy na stosie grabarzy z Ząbkowic Śląskich.

Nie, egzekucje nie pomogły w walce z zarazami. Rychło ludzkość postanowiła odnowić się moralnie wywołując wojnę trzydziestoletnią, a ta, jak dziś się uważa, przyniosła, z przemarszami wojsk, dżumę mediolańską.

To taka ilustracja teorii rozumienia. Rozumiemy, gdy nasze działania przynoszą oczekiwany skutek. Palenie grabarzy nie pomaga na dżumę. Nawet, jeśli owi faktycznie coś czarowali, jak donosi Wikipedia… By zatrzymać zarazę, trzeba posłuchać co mówi Shibasaburō Kitasato, a nie sędziowie miasta Frankestein, pomijając już wściekłych mieszkańców.

Chcesz przeżyć? Dobrze wiedzieć.

Dobrze rozumieć, co jest warta owa sztuczna inteligencja, choćby po to, aby się nauczyć czegoś takiego, żeby nie wylali mnie z roboty. Albo wiedzieć, czy nie zdarzy się wojna, bo może da się zawczasu uciec? Zauważmy, że obecnie w publikatorach może nie ma jeszcze jawnej pochwały głupoty, ale zniknęło to, co pamiętam z czasów młodości. A wówczas ostrzegano przed często tragicznymi skutkami ciemnoty, wiary w zabobony czy to w leczeniu, czy popularnych ludowych metod w radzeniu sobie z techniką. Nie, dziś już nie ma filmików ostrzegających przed „watowaniem” bezpieczników, czy odpinaniem zera w instalacjach elektrycznych. Jak kogoś prąd ubije, to rodzina pozywa zakład energetyczny.

Na wszelki wypadek: nie chodzi o prawne spory, chodzi o społeczne przyzwolenie na prawo do takiej skrajnej głupoty.

Skutek niewiedzy to strach przed wszelkimi zmianami w świecie. W szczególności tzw. postępem. Coś dla mnie egzotycznego, bo jestem z pokolenia Sci-Fi, entuzjastów badań naukowych, zmian, nowych technologii, rakiet, podboju kosmosu i opanowywania energii atomowej.

Jak mi się zdaje, strach przed atomem się znudził. Czy raczej przestał być modny. Teraz straszymy AI.

Trochę teorii: to, po pierwsze, stare zagadnienie. O perceptronie pisał Stanisław Lem. Warto zauważyć, że to historia niemal tak długa, jak próby zbudowania komputera, jeśli oczywiście pominiemy rozwiązania nie-elektryczne.

Perceptron fascynował Lema. O ile pamiętam, sporo uwagi poświęcał mu w „SUMMA TECHNOLOGIAE”, ale w czasach, gdy to urządzenie wzbudziło rodzaj sensacji, brakowało algorytmu uczenia sieci neuronowej. No i sensacja straciła rozpęd. Temat wracał jednak do szerokiej publiczności wiele razy – to uniwersalna cecha nie do końca wspaniałych wynalazków. Na przykład napęd wodorowy. Nawet mimo tego, że działa wersja prawie idealna, ogniwa paliwowo-powietrzne, które mają sprawność sięgającą 60%, teoretycznie 99,9%, mamy zupełny brak zanieczyszczenia powietrza, duże uzyskiwane moce, wreszcie użycie pierwiastka dającego największą możliwą energię reakcji. Genialne, ale… Uparcie wracają „taksówki powietrzne”. Od pewnie XIX wieku idealne remedium na zatłoczone miasta. Tak, ale…




Pobierz tekst:

Mogą Cię zainteresować

Adam Cebula „Kiełbasa powyborcza”
Felietony Adam Cebula - 20 lipca 2015

Adam Cebula i pokłosie jego nagłego przebudzenia w chłodnym pokoju, czyli współcześni politycy w strasznej…

Adam Cebula „Paktów nie dotrzymywać!”
Felietony Adam Cebula - 2 czerwca 2017

Jak w SF funkcjonuje motyw katastroficzny? Można by odpowiedzieć „dobrze”. Co chwilę…

Adrian Zwoliński „Czas złoczyńców”
Felietony Adrian Zwoliński - 28 sierpnia 2015

Od zera do antybohatera, czyli czy Conan miałby szanse zawładnąć wyobraźnią czytelników w dzisiejszych czasach, zastanawia…

Komentarze: 1

  1. TT pisze:

    Czytając to przypomniał mi się stary kabaret:
    https://www.youtube.com/watch?v=ZpZ1zzmcEEk (to o co chodzi zaczyna się około 11:30).
    Na chwilę obecną wygląda, że akurat w tym „meczu” „Zachód” oberwał i leży na deskach… „Chiny” chyba trafiły raczej przez przypadek gdyż inaczej ograniczyły by się tylko do tego „ciosu”.
    Teoretycznie, można na „Zachodzie” zacząć rafinować pierwiastki ziem rzadkich albo nauczyć się bez nich obywać; ale… na to potrzeba woli i czasu.
    Czy jest wola?
    A co do czasu? Jest limitowany dostępnością rakiet „Arrow”… a tu już podobno jest kłopot tzn. wystarczy ich na parę dni a tego co mają strącać na parę tygodni (przy aktualnym zużyciu).
    A potem pryska parę mitów i budzimy się w zupełnie innym świecie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *