Mapa Ukrainy
ISSN: 2658-2740

„Sapkowski i cała reszta” Łukasz Marek Fiema

Źródło:
niestatystyczny.pl

tym, jak Andrzej Sapkowski (z niewielką pomocą gier fabularnych) pomógł pogrzebać polską science fiction.

Nagłówek jest nieco przewrotny i nie wyczerpuje powodów zjawiska zapoczątkowanego we wczesnych latach 90. zeszłego stulecia, a objawiającego się zejściem rodzimej fantastyki naukowej ze sceny popkultury i zwrotem kolejnego pokolenia twórców ku fantasy. Niemniej moje refleksje, osadzone w pewnym określonym kontekście, są próbą odpowiedzi na pytanie, co się właściwe stało, że gatunek literacki cieszący się przez kilka dekad uznaniem mainstreamu i będący niezwykle popularny wśród naszych pisarzy ustąpił pola innym nurtom. Opiszę zatem trzy główne, moim zdaniem, składowe takiego stanu rzeczy.

Należałoby zacząć od tego, że w okresie powojennym tworzyło się i czytało w naszym kraju znacznie więcej science fiction niż fantasy. Szczyt rozkwitu tego gatunku przypada z grubsza na lata 70.-80. ubiegłego wieku, kiedy na stronach książek oraz łamach uznanych czasopism, takich jak Młody Technik oraz Przegląd Techniczny królowali Stanisław Lem, Konrad Fiałkowski, Marek Oramus, Janusz A. Zajdel czy Krzysztof Boruń i Andrzej Trepka. Gdy Bogusław Polch rysował legendarne komiksy o przygodach kosmicznego łobuza Funky Kovala i ekspedycji z planety Des, a ze szkicownika Grzegorza Rosińskiego schodziły kolejne plansze historii o Yansie. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że polska fantastyka naukowa była wówczas w awangardzie krajów bloku wschodniego.

I tutaj pojawia się pierwsze spostrzeżenie. Osłabienie blasku polskiej fantastyki naukowej przypada na czasy politycznego i gospodarczego przełomu. Transformacja ustrojowa, jaka się dokonała w tym okresie, otworzyła nasz kraj znacznie szerzej na wpływy Zachodu niż miało to miejsce dotychczas, a upadek Żelaznej Kurtyny pozwolił zdecydowanie mocniej nasycić nasz rynek zachodnią twórczością literacką, wśród której fantasy zdobywała już dominującą pozycję. Zanim to nastąpiło, literatura fantasy w Polsce kojarzyła się przede wszystkim z pisarzami zachodnimi – takimi sławami jak Tolkien (Władca pierścieni), Andre Norton (Świat czarownic), Karl E. Wagner (Kane) czy Robert E. Howard (Conan z Cymmerii). Rodzimi twórcy fantasy, którzy – idąc pod prąd panujących tendencji literackich – pisali historie spod znaku magii i miecza, mieli w takiej sytuacji mizerną możliwość przebicia się do świadomości szerszego odbiorcy, w której podówczas panowali astrogatorzy, mózgi elektronowe oraz stosy atomowe. Do momentu kiedy na scenę wkroczył Andrzej Sapkowski.

Saga o wiedźminie Geralcie z Rivii zapoczątkowana została opowiadaniami publikowanymi na łamach czasopisma Fantastyka (które z czasem stało się miesięcznikiem Nowa Fantastyka). Zaczynała się akurat druga połowa lat 80., gdy Andrzej Sapkowski zajął opowiadaniem Wiedźmin trzecie miejsce w konkursie literackim tego czasopisma (pamiętajcie, konkursy literackie to droga do pisarskiej sławy!). Później poszło już z górki. Po dwóch latach na łamach miesięcznika ukazało się kolejne opowiadanie włączone do tego samego uniwersum, a następnie nakładem wydawnictw ReporterSuperNowa dwa zbiory opowiadań. Wiedźmińskie historie najwyraźniej odpowiadały żywotnym potrzebom polskich czytelników. Tym bardziej że opowieści te, w odróżnieniu od fantastyki anglosaskiej, okazały się bliższe naszemu kręgowi kulturowemu. I nie było to ostatnie słowo Sapkowskiego.

W 1994 roku ukazał się pierwszy tom pięciotomowej Sagi o wiedźminie, zaś sam autor cieszył się już wtedy znaczną estymą w kręgach czytelników fantastyki, stanowiąc żywy dowód, że Polacy potrafią pisać nie tylko science fiction, ale również fantasy. Pokuszę się o postawienie tezy, że popularność opowiadań i książek o wiedźminie spowodowała istny wysyp tekstów w tej konwencji, które masowo zaczęli pisać debiutujący autorzy. Wiatr na dobre się zmienił, a ci, którzy mieli literackie aspiracje związane z fantastyką, ruszyli wraz z nim. Niebagatelną rolę odegrał tu zapewne też fakt, że dobre fantasy jest pisać łatwiej niż dobre science fiction w klasycznym rozumieniu, czyli takie, które w dostatecznym stopniu trzyma się gernsbackowskich założeń konwencji. W pierwszym przypadku potrzebny jest pomysł, umiejętności światotwórcze oraz szeroko pojęty warsztat literacki, w drugim zaś konieczne będzie jeszcze dysponowanie odpowiednią wiedzą naukową i techniczną. Jako odrębną kwestię należałoby przy tym wskazać, że w ostatnich dwóch dekadach pojawia się na świecie zatrzęsienie literatury science fiction, która takową tylko udaje. Powód tego stanu rzeczy jest przedmiotem, któremu należałoby poświęcić osobne rozważania.

Wracając jednak do tematu, tak się złożyło, że początek sukcesów wiedźmina zbiegł się z szerokim wejściem do naszego kraju gier fabularnych. Po raz pierwszy przeciętny odbiorca fantastyki miał okazję bezpośrednio zetknąć się z nimi na łamach czasopisma Magia i Miecz, które im właśnie zostało poświęcone. To tam ukazała się gra fabularna autorstwa Artura Szyndlera, osadzona w realiach high fantasy i zatytułowana Krzystały czasu, której zasady publikowano w kolejnych numerach. Wypada też przy tym wspomnieć, że nieco wcześniej, w roku 1991, dzięki wydawnictwu Sfera trafiła do Polski gra planszowa Talisman, w rodzimej wersji nosząca nazwę Magia i Miecz właśnie. Była to niezwykle atrakcyjna odmiana po typowym chińczyku czy eurobusinessie, z którymi wcześniej kojarzyły się w Polsce planszówki. Jednym słowem, fantasy szturmem podbiło serca odbiorców popkultury w kraju nad Wisłą.

Wisienką na torcie jest fakt, że wspomniany wcześniej Andrzej Sapkowski miał nawet swój przyczynek do rozwoju gier fabularnych w Polsce, pisząc na wpół grę, na wpół poradnik dotyczący tego rodzaju rozrywki. Dzieło to nosiło nazwę Oko Yrrhedesa” i po Krzystałach czasu, do których według legendy nie siadało się bez kalkulatora, stanowiło łagodne wprowadzenie dla nowicjuszy. Należy też dodać, że ta niezbyt okazała, ale istotna książeczka realiami nawiązywała do świata wiedźmina, co stanowiło jej dodatkowy atut. Kiedy zaraz później, w roku 1994, do Polski triumfalnie wkroczyła pierwsza edycja fabularnego Warhammera, dni naszej science fiction były już policzone. Między innymi dlatego, że gry fabularne stanowiły twórczy dopalacz dla autorów, którzy z mistrzów gry łatwo mogli przeistoczyć się w pisarzy pełną gębą

Ostatnia składowa wiąże się z tendencją ogólnoświatową i dotyczy postrzegania postępu przez popkulturę. O ile w latach 60.-80. ubiegłego stulecia świat pasjonował się śmiałymi dokonaniami w zakresie zdobywania przestrzeni kosmicznej, co stanowiło istotną inspirację dla autorów science fiction, to z biegiem czasu wszystko to przeciętnemu odbiorcy spowszechniało. Astronautyka nie odnotowała już spektakularnych sukcesów na miarę programu Apollo. Plany stałych baz na Księżycu oraz lądowania na Marsie rozpłynęły się wraz z zakończeniem zimnej wojny. Zachodnim twórcom science fiction zaczynało brakować paliwa. W Polsce starczyło go na nieco dłużej, między innymi przez fakt pewnej inercji wywołanej istnieniem Żelaznej Kurtyny, ale również dlatego, że Kraj Rad szczodrze zasilał nasza naukę i kulturę zarówno literaturą (Strugaccy, Bułyczow, Sniegow), jak i technologiczną propagandą.

Z drugiej strony w tych dziedzinach, które niegdysiejsi twórcy science fiction traktowali z mniejszym zainteresowaniem, bądź dopiero zaczynali twórczo eksplorować, dokonał się znaczny postęp. Ogrom nowych zagadnień związanych z rozwojem internetu, pracami nad sztuczną inteligencją i dokonaniami fizyki kwantowej stał się trudny do syntetycznego ujęcia przez pojedyncza osobę o humanistycznym zacięciu. Odnoszę równocześnie wrażenie, że w naszym kraju trudno obecnie o ludzi, którzy z jednakowym umiłowaniem traktują nauki ścisłe oraz słowo pisane. Przyczyny tego upatruję w między innymi w słabej jakościowo popularyzacji nauki i techniki – w odróżnieniu od czasów, gdy na ekranach telewizorów regularnie pojawiały się takie programy jak Sonda, Laboratorium czy Kwant. Dzisiaj niestety wszelkiej maści influencerzy mieniący się popularyzatorami nauki niejednokrotnie wykazują się kompletną ignorancją i niezrozumieniem podejmowanych tematów, czyniąc więcej szkody niż pożytku.

Można zatem powiedzieć, że twórczość Andrzeja Sapkowskiego stanowiła istotny katalizator przemian, jakie dotknęły popkulturę, kończąc złotą erę polskiej fantastyki naukowej. Jednak, aby oddać sprawiedliwość, prócz Jacka Dukaja, uznawanego niekiedy za następcę Stanisława Lema, nikt tak jak Andrzej Sapkowski nie przyczynił się do rozpowszechnienia współczesnej polskiej fantastyki poza granicami naszego kraju. Dobitnym wyrazem tego są znane na całym świecie gry wideo oraz seriale oparte na stworzonym przez niego uniwersum.

Niemniej w kulturze popularnej da się z grubsza wyodrębnić pewne oparte na sinusoidzie cykle, objawiające się wahaniem pomiędzy romantyzmem a racjonalizmem. Wydaje się, że eskapistyczny zwrot ku magii, smokom i rycerzom wypalił swój twórczy potencjał, ustępując różnego rodzajom wizjom przyszłości. Trudno aby było inaczej, skoro na naszych oczach znów dokonuje się błyskawiczny postęp, którego wyrazami są chociażby dokonania SpaceX czy OpenAI. Właśnie dziś science fiction jest na fali wznoszącej. Wiatr się zmienił, a my podążamy razem z nim. Na słonecznych żaglach, szlakiem dawnych astrogatorów.

 

Łukasz Marek Fiema

 

O autorze:

Łukasz Marek Fiema – z wykształcenia historyk. Z zamiłowania futurolog, publicysta i pisarz. Jego artykuły ukazywały się na łamach czasopism Portal oraz Magia i Miecz, a opowiadania między innymi w antologiach Ku GwiazdomSny Umarłych, a także zbiorach Śląskiego Klubu Fantastyki. Wielbiciel twórczości Stanisława Lema. Pomysłodawca oraz współzałożyciel Polskiej Fundacji Fantastyki Naukowej, którą reprezentuje w Konsorcjum Naukowym Ad Astra jako członek Rady Uczestników. Zawodowo związany z budową i projektowaniem satelitów w Creotech Instruments S.A.

Mogą Cię zainteresować

Wiedźmin jednym z bohaterów „Soulcalibour VI”
Gry komputerowe MAT - 19 marca 2018

Przed minionym weekendem, na oficjalnym twitterowym koncie Soulcalibour, pojawiła się  informacja potwierdzająca wcześniejsze plotki…

„Wiedźmin” – Netflix publikuje dłuższy fragment
Filmy i seriale A.Mason - 23 czerwca 2023

Kilka dni temu Netflix opublikował nieco dłuższy fragment stanowiący pewną całość, a…

Andrzej Sapkowski „Narrenturm”
Fantastyka Fahrenheit Crew - 1 października 2009

superNOWA „Narrenturm” Andrzeja Sapkowskiego w formacie Mp3. To pierwsza i jednyna w Polsce MEGAPRODUKCJA – ponad…

Komentarze: 3

  1. Bolesław Brzózka pisze:

    Zgadzam się z autorem, żefantastyka naukowa nie jest już tym co kiedyś. Należy jednak podkreślić,że w państwach bloku wschodniego służyła niejednokrotnie przemycaniu nieprawomyślnych poglądów (np. Uranowe uszy Lema). Teraz literatura SF bardziej zajmuje się relacjami międzyludzkimi, wpływem technologii na ludzkie życie niż np. opisami nieistniejących technologii. A tak przy okazji, opowiadania Sapkowskiego są najwyższych lotów. Niewymuszony humor, zaskakujące pointy. Dalsze, powieściowe części cyklu już nie są takie dobre. Widać, że autor niezbyt umie prowadzić długą narrację, rozdziały są rozwlekłe, a sama historia jakby straciła na impecie.

    • SpectreLN pisze:

      Czego kolega się spodziewał po książkach? Jest tam miejsce na to, czego nie idzie upchnąć w krótszej formie. Wszystko Sapka jest rewelacyjne, poza ostatnią książką, czyli „Sezonem burz”. Swobodnie mogła nie powstać, bo nie wnosi nic nowego, a poziom ma jak ulice początku lat ’90 – bardzo nierówne i z dziurami.

  2. Siekierozojad pisze:

    W tekście jest pomyłka – w 1994 roku oczywiście wydano w Polsce pierwszą edycję Warhammera, o drugiej wtedy jeszcze nikt nie myślał nawet (pojawiła się 11 lat później, po kilku zawirowaniach)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Fahrenheit