Czy, szanowni Czytelnicy, pamiętacie, że tydzień temu miała swoją premierę powieść „Lavondyss” Robert Holdstock? Jeśli nie i nie znacie tej książki, warto nadrobić jakże poważną zaległość w znajomości fantastycznej literatury. Natomiast dzisiaj zapraszamy do lektury kilku słów od polskiego wydawcy – czyli Terminusa – Wydawnictwa Fantastycznego oraz Kosmicznej Galanterii.
Informacje o wydawnictwie czyli odrobina storytellingu
Książki to całe moje życie. Tak zwykle zaczynają się krótkie biogramy na blogach książkowych. Ale jest w tych prostych słowach głęboki sens.
Książki to też całe moje życie zawodowe. To już takie proste nie jest. Wiele lat w zawodzie księgarza, od trzynastu lat – bibliotekarz. Wsiąkłem. Chyba ciężko byłoby dziś tak całkiem się przebranżowić.
W tym czytelniczym życiu fantastyka zawsze była na pierwszym miejscu. Lem – pierwszym pośród tak wielu wybitnych autorów. Jak łatwo się domyślić, nazwa wydawnictwa – TERMINUS – jest hołdem dla zdaje się najlepszego opowiadania s-f, kiedykolwiek napisanego.
Fantastyka naukowa zawsze wygrywała u mnie z fantasy. Aż pewnego dnia, w jakimś zakurzonym antykwariacie (obstawiam ten w Gdyni), wraz z wieloma kosmicznymi historiami, wpadł mi w ręce Las ożywionego mitu. Egzemplarz rozpadał się w rękach, ale historia, którą nosił w sobie sprawiła, że rozpadło mi się serce. A potem złożyło na nowo. Robert Holdstock był sprawnym chirurgiem marzeń. A ja postanowiłem, że chciałbym podzielić się tym iście solaryjskim cudem z innymi.
Założyłem małą oficynkę, pozbyłem się oszczędności i – w gruncie rzeczy szczęśliwy – wyekspediowałem Las… na półki polskich czytelników. Było to bardzo trudne dla jednoosobowego wydawnictwa. Inaczej, byłoby to niewykonalne dla jednej osoby. Ale tych leśnych, dobrych duchów projektu okazało się być więcej, niż mógłbym sobie wymarzyć. Tak naprawdę, nie byłoby Lasu… bez Marty Kładź-Kocot, którą, opowiadającą ze swadą o Holdstocku, usłyszałem kiedyś w audycji Bibliotekarium Marka Żelkowskiego. A to tylko jeden z mitotworów, które uwierzyły, że warto przejść się raz jeszcze po Ryhope w poszukiwaniu źródeł mitów.
Dziś kończę kolejną batalię. Za niedługi czas w księgarniach pojawi się kolejna, dużo głębsza i mądrzejsza podróż do nieznanej krainy. Mądra mądrością, którą wciąż posiadamy, choć o niej zapomnieliśmy. Lavondyss.
Książka wydana lepiej, profesjonalnej. Też nieco spokojniej. Ale to znowuż ta mądrość, którą musiałem zdobyć.
Holdstock był przyczynkiem do działań wydawniczych, ich motorem i paliwem zarazem. Ale za TERMINUSEM stoi też pewna idea. Bez niej ani rusz.
Myśl stojąca więc za całym projektem TERMINUS to wydawnictwo, które nie będzie bało się wydawać rzeczy trudnych, ale wartościowych. Niecodziennych i nieoczywistych. Które zaoferuje polskiemu czytelnikowi wymagające dzieła z różnych, często nieznanych i orientalnych stron świata. Chciałbym sięgnąć zwłaszcza po pisarzy (autorów science-fiction i fantasy) z tych krajów, które nie są licznie reprezentowane na polskim rynku (Azja, Ameryka Południowa, Turcja, Iran etc.).
Pomysłów jest wiele. Jeden nawet dość mocno zakorzeniony w głowie. Wszelako grunt rynku wydawniczego w Polsce jest specyficzny. Nie wiem więc, czy przyjmą się na nim moje fikusy.
Wojtek Mieczysławski
„Ku gwiazdom. Antologia Polskiej Fantastyki Naukowej 2021”
Zbiór Ku gwiazdom. Antologia polskiej fantastyki naukowej 2021 to zwieńczenie jednego z…
[Recenzja] Antologia „Tarnowskie Góry Fantastycznie 3”
Cały zbiór „Tarnowskie Góry Fantastycznie 3” to idealna książka na nadchodzące coraz…
[Recenzja] „Lavondyss” Robert Holdstock
Dzisiaj premiera (i to jaka!), zatem i dzisiaj otrzymujecie, Drodzy Czytelnicy, recenzję…