
Źródło zdjęcia: www.british.heritage.org.uk
Jestem sceptykiem, niedowiarkiem. Mój światopogląd, jeśli takowy da mi się przypisać, jest suchy, oparty na oficjalnych naukowych teoriach. Wszelako na skutek tego wiele teorii traktuję z dystansem. Znajomość choćby fragmentarycznej historii rozwoju fizyki nakazuje ostrożność w przyjmowaniu paradygmatów, których prawdziwość nie została zweryfikowana na szereg sposobów.
Z dystansem traktuję produkty okołohumanistyczne. Na przykład historię. W jakim sensie wierzę w bitwę pod Grunwaldem? W takim, że nie spodziewam się, by mimo nadludzkich wysiłków producentów spiskowych teorii udało się zebrać spójny komplet dowodów na to, że jej nie było, że interweniowała Matka Boska, czy jest wynikiem spisku słowiańskich historyków. Wszelkie dostępne źródła, w tym także wykopaliska, zostały na tyle przetrzepane, że stan wiedzy na ten temat nie zmieni się zasadniczo. Danych jest dużo, nie przeczą sobie. Lecz proszę wybaczyć, nie przeszkadza mi, że poza nauką jest odpowiedź na pytanie czy NAPRAWDĘ TAK BYŁO?
Podobnie nie wierzę, by cokolwiek wyszło z badań, które mają pokazać, że piramidy Egipcjanom zbudowali kosmici. Albo ktoś inny, w każdym razie nie sami Egipcjanie. A owszem, dowiadujemy się coraz więcej. Nie są to rzeczy zaskakujące zasadniczo, choć dla wielu niezwykłe. Nie, piramid nie budowali niewolnicy, wygląda na to, że robiły to odpowiedniki dzisiejszych przedsiębiorstw budowlanych na dobrych warunkach płatności (w piwie), że robotnicy zatrudnieni przy owej inwestycji byli rodzajem ciut lepszej kasty. No i właśnie: to był rodzaj inwestycji. Jak się wydaje, napędem dla niej był swego rodzaju magiczny pragmatyzm. System wierzeń prowadził do wniosków, że dla dalszego powodzenia kraju trzeba włożyć wysiłek w zapewnienie sobie łączności z zaświatami, a w konsekwencji przychylności bóstw.
Pewnie kilka razy pisałem, że raczej będziemy odkrywać zapomniane techniki starożytnych budowniczych, niż zaprzeczać temu, że to ludzie wznosili nieprawdopodobne z ich dzisiejszego rozumienia techniki budowle. Ot, odkrycie stosowania techniki ogniowej przy obrabianiu granitu. Tajemnica, jak było możliwe, że w tak krótkim czasie stosunkowo niewielkie ludzkie zespoły wyłamywały tak wielkie bloki skały, wyjaśniła się. Osłabiona wysoką temperaturą (po prostu rozpalano na niej ogniska) skała staje się krucha. I tak z pozoru niewykonalna praca staje się stosunkowo łatwa.
Miałem kłopot z dobry tekstem Tomka Pacyńskiego „Starsze Ludy”. Zasadnicza jego teza, że nasze wyobrażenia o duszkach, elfach czy innych trollach ma racjonalne oparcie, jest nieweryfikowalna. I po mojemu mamy rozliczne dowody na to, że człowiek już tak ma, że produkuje sobie byty ponad możliwą miarę, antropomorfizuje wszystko, co sprawia mu kłopot w zrozumieniu. Kogoś trafił piorun? Znaczy jakieś bóstwo cisnęło tym gromem, musiał mu się narazić. Tak ludzie myślą. Coś mi się zdaje, że to cała tajemnica.
Jest jednak obszar, o którym Tomek pisał, moim zdaniem ważniejszy, który trzeba przypomnieć i wyeksponować. To chybotliwość wiedzy przedstawianej jako pewnik. Ano tak jest, że na piedestałach nauki w równej chwale leża sobie na przekład teoria względności po wielekroć sprawdzana eksperymentalnie i opowieści o prehistorii człowieka podparte kawałkiem znalezionej jednej kości. Z równą powagą przedstawia się publiczności coś, co zostało przećwiczone na sto sposobów w laboratoriach i stało się podstawą masowej technologii, jak wynikające z pomysłów Einsteina o nierówno biegnącym czasie poprawki relatywistyczne, które umożliwiają działanie GPS-a, jak i chybotliwe pomysły, jak być mogło, za którymi stoi na przykład jedynie badanie DNA.
Tak jak dorabiamy teorię do walnięcia gromu i dopatrujemy się za nim boskiego gniewu, tak samo staramy się poskładać w jedną historię potłuczone skorupy garnków, rozbite czerepy wojów i skrobaki. Szukamy potwierdzenia naszych pomysłów, a nie, jak wymaga solidna technologia naukowa, dziur w całym. To podstawa metodologii: postawiłeś tezę – zastanów się, jak ją sfalsyfikować. Teza się ostaje dopiero wówczas, gdy próba jej falsyfikacji wiedzie nas na jakieś manowce.
Gdzie się zaczęła cywilizacja? W szkole uczono mnie, że w Egipcie. Koło pojawia się w połowie IV tysiąclecia p.n.e. w Mezopotamii, tak zwany okres predynastyczny Egiptu trwa od około 5500 do 3350 p.n.e. Kultura Nagada I, zwana również kulturą amrańską, trwała od ok. 4000 do 3500 r. p.n.e. Była to jedna z kultur poprzedzających powstanie wielkiego Egiptu.
Zatrzymajmy się na chwilę nad historią… historii. Co wiedziano o Egipcie przed ekspedycją wojskową Napoleona w 1798 roku? Ano… ludzi interesowały piramidy. Były źródła starożytne, ale wiedza w rzeczywistości zaginęła. Dlatego francuski jezuita Claude Sicard (1677-1726) musiał pracowicie odnajdywać, gdzie leżą Teby. Owszem, piramidy były znane i łupione od niepamiętnych czasów. Jednak dopiero odczytanie hieroglifów przez Jeana-François Champolliona pozwoliło badać historię Egiptu w takim sensie, w jakim rozumiemy ją w stosunku do czasów mniej więcej nowożytnych.
Mówiąc krótko, do XIX wieku była to tabula rasa, niejasne wyobrażenia, łącznie z przekonaniem, że nie są niczym ważnym, bo w Biblii opisano, kiedy i jak Pan Bóg ziemię stworzył. Do jakich czasów sięgała wiedza historyczna przed XIX wiekiem? Obstawiłbym, że gdzieś do okolic 500 p.n.e. Do Aten (gr. Θεμιστοκλῆς, trl. Themistoklḗs; ur. ok. 524 p.n.e. w Atenach, zm. ok. 459 p.n.e. w Magnezji nad Meandrem, za Wikipedią). Zapewne byli znani Platon, gr. Πλάτων, Plátōn (ur. 427 r. p.n.e, zm. 347 r. p.n.e., i Sokrates (gr. Σωκράτης, ur. ok. 470 p.n.e. w Atenach, zm. w 399 p.n.e. w Atenach, za Wikipedią).
Podejrzewam, że co było przed tymi czasami, w świadomości dobrze wykształconych ludzi z okolic XVIII wieku ginęło w mrokach niewiedzy. Nie sądzę, by ci najlepsi historycy mieli jakieś pojęcie o ludach czy państwach takich jak Egipt, które by wykraczało poza to, co napisano w Biblii.
Mniej więcej jakie mogło panować pojęcie o prehistorii człowieka, można sobie odtworzyć choćby na podstawie pojęcia hordy pierwotnej, występującego w XIX wieku w różnych naukach społecznych, m.in. u Marksa, w ewolucjonizmie kulturowym czy w publicystyce. Wyobrażenie było takie, że pierwotnie mieliśmy gromadę bez wyraźnego przywództwa, coś bardziej chaotycznego od stada antylop. Pojęcie o tym, co mogło być przed Grecją, kształtowały pobieżne relacje marynarzy czy kupców stykających się z „dzikimi” ludami.
Historia zaczynała się w jakimś momencie pojawieniem się wodza czy króla, spisaniem dziejów; co było przed, nie miało znaczenia. Co warto sobie uzmysłowić, obowiązujący pogląd na czas trwania Ziemi pochodził z Biblii. Jakieś 6 tysięcy lat i nie więcej.
Sztuka czytania hieroglifów przepadła już w starożytności. Poza tymi alfabetami, które były dobrze znane od wieków, poza greką i łaciną, na początku XIX w. praktycznie nie posiadaliśmy znajomości żadnych martwych języków.
Champollion dokonuje wyłomu. Nagle historia rozciąga daleko poza owe 500 lat przed narodzeniem Chrystusa. W połowie XIX wieku John George Taylor, brytyjski konsul w Basrze, odkrył ruiny sumeryjskiego miasta Ur. Jego początki oceniono na jakieś 5 tysięcy lat p.n.e. George Smith, asyrolog amator dokonał tłumaczenia eposu o Gilgameszu, na którym najwyraźniej wzorowała się biblijna opowieść o potopie. I tak w krótkim czasie dzieje rozciągnęły się jakieś 10 razy wstecz, licząc od narodzenia Chrystusa. Co więcej, w XIX wieku musieliśmy uznać, że o pewnych wielkich cywilizacjach, zwłaszcza tych odkrytych w Ameryce Południowej i Środkowej, nie mieliśmy pojęcia. Gdzieś do końca XVIII wieku w historii panowało przekonanie, że znamy wszystko, co zdawało się jako tako ważne. Najstarsze dzieje i ludy opisał Herodot, wieki średnie jacyś Kadłubkowie, ale zasadniczych niespodzianek nikt się nie spodziewał. W głowie się nie mieściło, by był jakiś przekaz starszy niż Biblia.
Pobierz tekst:

Adam Cebula „Error displaying the error page”
Nie jest to jakaś fantazja, nie cytat z kabaretu czy też filmu SF. To prawdziwy komunikat, który można przeczytać,…

Adam Cebula „Świętej pamięci sceptycyzm”
Jest taka teoria chętnie opowiadana m.in. w kontekście efektu cieplarnianego – tzw.…

Adam Cebula „Panegiryk dla Paracelsusa, czyli o hormezie ekologicznej”
Walka ze smogiem jest słuszna. Tego… ekhem… politycznie poprawna. Albo niepoprawna. To…