Autor: Barbara Mikulska, Wojciech Gunia,
Wydawnictwo: Wydawnictwo Alegoria,
Redakcja: Joanna Czarkowska,
Typ publikacji: papier,
Premiera: 31 marca 2023
Wydanie: 1
Liczba stron: 392
Format: 13x20 cm
Oprawa: miękka,
ISBN: 978-83-66767-34-8
Cena: 49.00 PLN
Więcej informacji: Barbara Mikulska, Wojciech Gunia „Złodzieje motyli”
FMŻ: Pierwszą Twoją książką, która ukazała się drukiem, była książka dla dzieci. Czy to wpływ dzieciństwa, w którym sama dla siebie wymyślałaś historyjki? Jak narodziła się „Myszka Hania”?
Basia: A nie, to nie pomysł z dzieciństwa. Otóż, kiedy rzuciłam pracę w korpo, przezwyciężyłam ciężką chorobę, stałam się nianią. I właśnie to zajęcie zaowocowało książeczką. Moja podopieczna, Hania, była typowym niejadkiem. Żeby ją przekonać do obiadku, opowiadałam wymyślone historie o myszce… Hani. Moją podopieczną strasznie bawiło to, że myszka ma na imię tak, jak ona, i wciąż domagała się opowiadanek. Uwielbiała je i mogła słuchać w nieskończoność W końcu kilka historyjek wykrystalizowało się tak, że pozostało je tylko spisać i wysłać. Wysyłałam do wielu wydawnictw, ale odpowiedziało jedno – Bis.
FMŻ: Dowiedzieliśmy się, że jako trzynastolatka napisałaś romans na wesoło – książkę przeznaczoną w domyśle dla swoich ówczesnych rówieśników. Jesteśmy świadomi faktu, że romanse na naszym rynku sprzedają się bardzo dobrze, więc powiedz – nie kusiło Cię, żeby zacząć swoją przygodę z pisaniem od romansu? Przepraszamy za bezpośredniość, ale patrząc na różne „topki” to byłby chyba bezpieczny wybór?
Basia: Może i byłby bezpieczny, ale kiedy zaczęłam pisać „na poważnie”, zanurzyłam się w innych światach. Moja córka pokazała mi portal fantastyka.pl i tam się zagnieździłam na dłużej. To była wspaniała szkoła pisania. Zamieszczałaś opowiadanie i niemal natychmiast otrzymywałaś feedback. Naprawdę wiele zawdzięczam gromadzącym się tam ludziom.
A mój romans na wesoło gdzieś zniknął. To były czasy, gdy się pisało na zwykłych kartkach papieru, a nie na komputerze.
FMŻ: Piszesz dla wszystkich grup wiekowych – masz w dorobku książki dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Nie trzymasz się również jednego gatunku – piszesz książki fantasy, obyczajowe i z tego, co wiemy – napisałaś również horror. To wynik poszukiwań swojego miejsca czy niechęć do trzymania się jednej ścieżki?
Basia: Nie, to ani nie poszukiwanie miejsca, ani nie niechęć do trzymania się jednej ścieżki. Nie wiem, jak inni autorzy, ale ja piszę wtedy, kiedy chcę coś komuś opowiedzieć. Czasem to jest bajka dla dzieci, czasem horror, a czasem obyczajówka. Bywa tak, że trafię na jakieś słowo lub frazę i wokół tego buduję opowieść. Tak było w przypadku „Latarni umarłych. Za nieodkupione winy…”. To taki horror dla starszej młodzieży. Przy okazji jakiegoś researchu znalazłam frazę „cmentarna baba” i bardzo enigmatyczne wyjaśnienie, i zaraz do tego trafiła mi się „latarnia umarłych”. To stało się zalążkiem powieści, która powstała wyjątkowo szybko i wyjątkowo od początku do końca wiedziałam, co chcę napisać. Wyjątkowo, bo zwykle pozwalam się prowadzić moim bohaterom.
A obyczajówkę trzasnęłam, bo mnie wkurzyło jakieś romansidło, gdzie wiecznie płacząca dziewoja słaniała się w ramionach męskich herosów, niezdolna do podjęcia jakichkolwiek konkretnych działań. A na dodatek co półtorej strony autorka powtarzała, jaka to jest ta właśnie bohaterka piękna, jakie cudne ma włosy i figurę posągową. Bleh… Zatem napisałam sobie romans, nawet ze scenami erotycznymi, ale taki, jak chciałam przeczytać. I został wydany!
—
FMŻ – Fantastyka Moim Życiem: Wojtku, kilka miesięcy temu napisałeś u siebie o „Złodziejach motyli”: Powieść będzie bardzo wesoła i rozrywkowa! Walczę ze sobą, żeby jednak zrobić happy end. Chociaż trochę! Tyci tyci! Biorąc pod uwagę fakt, że w Twoich książkach coś takiego, jak szczęśliwe zakończenie po prostu nie istnieje, a pierwsze Twoje zdanie jest bardzo sarkastyczne, dla porządku zapytamy – udało się? Walczyłeś ze sobą i „happy end” będzie, czy poległeś, i do każdego egzemplarza wydawca będzie musiał dorzucić paczkę chusteczek?
Wojciech Gunia: Ja i sarkazm? Nie wiem, skąd w ogóle takie podejrzenia. Co do zakończenia, to oczywiście nie mogę tego zdradzić! Macie drżeć do samego końca o to, czy bohaterowie wyjdą żywi z bałaganu, w jaki się wpakowali, a jeśli żywi, to czy w jednym kawałku i w jakim psychicznym stanie.
No dobra, żarty na bok. Basia powiedziała mi wprost, że za każdym razem, gdy dręczę bohaterów albo próbuję ich uśmiercić, gdzieś na świecie umiera w męczarniach mały kotek i to skutecznie trzymało mnie w ryzach, aby tych kotków nie uśmiercić zbyt wiele. Nie więcej niż było to konieczne. To jest powieść młodzieżowa i było dla mnie od samego początku oczywiste, że nie będę odpalał wrotek w taki sposób, jak zazwyczaj. Choć i tak Basia parę razy musiała mnie hamować, bo to, co napisałem albo chciałem napisać, leciało w zbyt ciemne rejony. Wiesz, ja zawsze – pisząc swoje rzeczy – totalnie odsuwałem na bok myślenie o odbiorcy. Tutaj jednak perspektywa wyobrażonego czytelnika była bardzo istotnym czynnikiem i nie mogłem jej zignorować, zarówno na poziomie tworzenia rozwiązań fabularnych, jak i językowych. Gdybym totalnie to olał i zrobił po prostu „kolejnego Gunię”, to wyrządziłbym krzywdę Basi, wydawnictwu i przede wszystkim potencjalnym odbiorczyniom i odbiorcom. Ktoś mógłby powiedzieć, że „poszedłem na jakiś zgniły kompromis”, a ja uważam, że to była dla mnie fantastyczna lekcja pisarskiej pokory, wychodzenia z nory własnych nawyków, i przyjąłem ją z radością. Poza tym, miałem naprawdę dużo frajdy z pisania tej książki. Takiej zwykłej, bezpretensjonalnej radochy z opowiadania dynamicznej historii, czego zazwyczaj nie odczuwam, gdy taplam się w czerni. Tym niemniej, myślę że będzie w tej książce sporo momentów, gdy chusteczki mogą się przydać.
FMŻ: Musimy zapytać, bo sam napisałeś niedawno: można mnie wyciągać z horroru, ale horroru nie da się wyciągnąć ze mnie, więc takie też było moje zadanie, aby „Złodzieje motyli” skręcili w bardziej ciemne rejony. Rozważałeś kiedykolwiek napisanie czegoś zupełnie nie „w stylu Guni”, czyli czegoś optymistycznego? Niekoniecznie o jednorożcu z brokatową grzywą, ale po prostu – radosnego?
Wojtek: Nie, choć ten jednorożec kusi, kusi… Aczkolwiek powoli – bardzo powoli – spisuję sobie różne śmieszne historie z czasów młodości w moim rodzinnym Nowym Sączu, z czasów potransformacyjnych. Lata dziewięćdziesiąte w Polsce, zwłaszcza w Polsce prowincjonalnej, gdzie przemiany ustrojowe uderzały nieporównywalnie mocniej, to był czas jednakowo śmieszny, co straszny. Zderzały się w nim pokomunistyczna siermięga i przaśność, balcerowiczowska bieda i powiększająca się stratyfikacja społeczna z marzeniami o nowoczesności i zachodnim dobrobycie. A w zasadzie z marzeniami o wyobrażeniach na temat nowoczesności i dobrobytu, co ostatecznie przybierało dość groteskową formę. Zderzał się nasz wciąż żywy powierzchowny katolicyzm i konserwatywno-kapuściana obyczajowość ze świadomością, że życie miewa jednak więcej odcieni. Powiedziałbym, że stare nawyki zaczęły ścierać się z nowymi fantazmatami i efekt był jednocześnie straszny i komiczny. Odbywała się wtedy po prostu totalna walka postu z karnawałem w dekoracjach z gipsu, dykty i lastryko. Mimo wszystko, była to kraina mojego dzieciństwa, moja przaśno-prowizoryczna Arkadia o smaku oranżady w woreczkach, ozdobiona gargamelami wznoszonymi przez tych, którzy najlepiej odnaleźli się w realiach nowego ustroju. Czasami wrzucam te historyjki na swój fanpage i dość regularnie pod tymi historyjkami trafiają się komentarze, że fajnie by było, gdybym kiedyś napisał całą książkę w takim komiczno-gorzko-nostalgicznym klimacie, z akcentem postawionym przede wszystkim na komizm sytuacyjny. Bez fantastyki, grozy i tych wszystkich metafizycznych przepaści i ciemności wylewającej się z każdego zdania. I nie wykluczam, że kiedy tych opowiastek uzbiera się odpowiednio dużo, to taką książkę wydam. Aczkolwiek moje poczucie humoru jest dość czarne, zdaniem kilku osób chorobliwie czarne, i od tego raczej nie ucieknę.
Pobierz tekst:

Barbara Mikulska, Wojciech Gunia „Złodzieje motyli”
Oto przed Wami zapowiedź książki Barbary Mikulskiej i Wojciecha Guni pt. „Złodzieje…

Janusz Stankiewicz „Gorath. Uderz pierwszy”
Informacje o książce „Gorath. Uderz pierwszy” Janusza Stankiewicza, która ukazała się 17…

Antologia „Dragoneza” jest już dostępna
Pierwszego lutego miała miejsce premiera antologii opowiadań „Dragoneza”.