"Kochali się, że strach" - nasze wrażenia :)
Moderator: RedAktorzy
- Lux Perpetua
- Fargi
- Posty: 453
- Rejestracja: pt, 23 lut 2007 18:51
Antologię już otrzymałam, ale niestety się będę mogła wypowiedzieć gdzieś dopiero w przyszłym tygodniu:( Moja cudowna siostra postanowiła wyjśc za mąż w najbliższą sobotę i miotam się między przygotowaniami do wesela, a sprwdzianem z replikacji DNA. Błagam Wielkie Oko Wuadzy o wybaczenie i łagodny wymiar kary (mogę na przykład listonoszy popędzać:)
I am the one who tells the story.
Oh, I don't what made me, what gave me the right,
to mess with your values, and change wrong to right.
Oh, I don't what made me, what gave me the right,
to mess with your values, and change wrong to right.
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIK!!!
Eeee... to znaczy... no, dostałam. Ghihihihihihihiii :-D
Eeee... to znaczy... no, dostałam. Ghihihihihihihiii :-D
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Nie-Wstęp — powalający! Wspaniały! Wzruszający!
Och, ach, kiedy ja to wszystko przeczytam, jejku, jejku...
Och, ach, kiedy ja to wszystko przeczytam, jejku, jejku...
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
Gdyby to było takie proste, to wyniki Mrocznego Żniwiarza ukazałyby się już w lipcu, nieprawdaż? ;)Ika pisze:Mnie się wydaje, że poważne debiutanty to juz NIE LITERUJĄ, więc chyba przeczytali, czyż nie?
No... obiecałem krótki opis własnych wrażeń czytelniczych. Wczoraj nie było mi dane na dłużej dosiąść się do komputera, ale już jestem i piszę.
No to zaczynamy...
Aleksandra Janusz – „Imponderabilia”
To opowiadanie otwiera naszą antologię, i robi to wesoło, ze swadą. Głównego bohatera, chowańca pewnego nekromanty, nie da się nie polubić. Śledziłem jego losy z niesłabnącym uśmiechem na twarzy. Sposób, w jaki ta istota z piekła rodem postrzega ludzkie obyczaje godowe, dostarcza niemałej porcji rozrywki. Mały imp co rusz dziwi się naszym miłosnym zwyczajom, a my odkrywamy je w pewnym sensie na nowo; z dystansem i na wesoło.
Wielką zaletą tego tekstu jest oczywiście humor, a także świetny warsztat autorki (znać doświadczenie). Śmieszny jest już sam styl, w jakim snuje swoją opowieść chowaniec, bardzo zabawne są też opisywane przezeń sytuacje. Tutaj komizm sytuacyjny, charakterologiczny i językowy zdają się być zrównoważone i wyważone, co więcej, kilka razy nawet delikatnie trąca nieco bardziej złożone instrumentarium, lekko wychylając się nad elementarny poziom komizmu, by subtelnie sięgnąć po niewielkie porcje ironii, czy nawet groteski.
Miałem jednak pewien niedosyt, fabularny niedosyt. Wydaje mi się, że zakończenie spadło trochę jak z sufitu. I nie chodzi o brak sensu, bo wszystko tu układa się bez większych zastrzeżeń, po prostu odniosłem wrażenie, że jadę pociągiem, który nagle ostro hamuje jakieś dwa kilometry od właściwej stacji. Nie do końca pojąłem zaangażowanie wiedźmy w swaty... Z jednej strony nekromanta jakoś mi się nie widzi w roli odpowiedniego absztyfikanta dla tamtej dziewczyny, z drugiej strony zaś tak zainteresowana sprawą wiedźma zostawia ową sprawę własnemu biegowi. No nie wiem... zakończenie jakoś tak spadło, zbyt nagle. Choć samo w sobie było zabawne i satysfakcjonujące. Ja w każdym razie, przy ostatnim zdaniu, szczerze się uśmiałem.
Powyższe marszczenie nosa nie zepsuło mi jednakowoż dobrego wrażenia, które wyniosłem z lektury. Było śmieszno, niegłupio i ciekawie. No i świetnie napisane.
Pełna rozkosz...
Daniel Greps – „Głóg”
Kolejnym tekstem zmieniamy raptownie klimat. To opowiadanie (przyznam, szkoda że takie krótkie) wprowadza nas w nieco oniryczną, moim zadaniem, mroczną atmosferę. Czytałem je z pewnym niepokojem, lekkim dreszczem... Osobiście, bardzo lubię styl narracji reprezentowany przez autora; w powieść napisaną w taki sposób z chęcią bym się zanurzył po same uszy. Jest spokojnie, trochę straszno, nieco romantycznie. Autor mógł się potknąć i zakończyć to ckliwie, ale w jakiś sposób udało mu się uniknąć tej pułapki – chyba właśnie dzięki stylowi. Podobało mi się językowe wyczucie. Narracja jest prowadzona w taki sposób, że niczego jej nie brakuje, niczego też nie ma w nadmiarze. Choć, powtórzę, dla samego nastroju z chęcią poczytałbym coś dłuższego, prowadzonego w ten sposób.
Urzekł mnie więc ten nastrój, urzekła prosta, lecz piękna historia. Jest też mądrość, subtelnie wyłożona przez autora; nienachalnie, w sposób jak najbardziej stonowany i bezpretensjonalny. Jest to mądrość wręcz symboliczna, bo i symbolicznie ukazana. Czy nie zdarza nam się, że czasem poznanie przeszłości naszej kochanki bywa przeszkodą w dalszym związku? I czy nie jest tak, że później staramy się hodować w sobie to co było najpiękniejsze w naszej ukochanej? I to w bardzo symboliczny sposób?
„Głóg” skłania do podobnych refleksji i pozostawia przyjemne wrażenie łagodnie przyjętej dawki dobrej literatury.
Trochę niepokojącej, ale pięknej.
Andrzej Sawicki – „Na końcu świata”
No, tutaj odpływamy sobie w daleki kosmos. A na końcu świata znajdujemy nie tylko porażające odkrycie, ale i przejmującą tragizmem historię kochanków.
Jest to opowiadanie o tworzeniu iluzji ukochanej osoby; iluzji tak boleśnie rzeczywistej, że nie sposób tego wytrzymać. Nie chcę nic więcej zdradzać poza tym, że warto dać się ponieść wyobraźni autora i wyruszyć z jego bohaterami trudną drogą – drogą poprzez bezdenną otchłań między wymiarami, ale przede wszystkim drogą niełatwych wyborów.
Z racji konwencji, jest to swoista perełka tej antologii, zwłaszcza dla miłośników nieskrępowanej niczym space-opery. Jeśli ktoś natomiast woli klasyczne fantasy, to myślę, że też się nie zawiedzie.
Gorąco polecam.
W tym miejscu docieramy do opowiadania, które czytałem już ze sto razy, więc siłą rzeczy moje wrażenia mógłbym ograniczyć do onomatopeicznego „błeee”. Pozostaje mi jedynie zaprosić Was do przeczytania tego tekstu i mieć nadzieję, że znajdziecie w nim coś dla siebie.
Dodam tylko, że „Miód z moich żył” nie należy do utworów szczególnie wesołych...
Martyna Raduchowska – „Cała prawda o PPM”
Na szczęście nastrój, po dotarciu do tego opowiadania, wyraźnie się poprawia, żeby nie powiedzieć, że eksploduje nieskrępowaną wesołością. Mamy tu bowiem do czynienia z istną bombą humoru. Gag goni gag, komizm słowny doprowadza momentami do czkawki, a kwestie wypowiadane (bądź pomyślane) przez główną bohaterkę, przesympatyczną wiedźmę, miejscami powalają rozbrojonego czytelnika na łopatki.
Przyznam, że w pewnym momencie naszła mnie obawa, że autorka najzwyczajniej w świecie przesadzi z ilością tego komizmu, i choć czasem był to spacer po linie, udało Jej się wybrnąć z klasą.
Odniosłem wrażenie, że utwór jest nieco przerośnięty fabularnie. I rzeczywiście, kilku epizodów zwyczajnie mogłoby nie być (z punktu widzenia spójności fabuły), choć z drugiej strony, wycięcie ich pozbawiłoby czytelnika okazji do kolejnych salw śmiechu.
Jestem więc w stanie, jako czytelnik, wybaczyć ten kilkukrotny dryf i puścić w niepamięć troszkę mniej pewnie dzierżony ster, niż w przypadku bardziej doświadczonej (i poruszającej się w podobnej przestrzeni literackiej) autorki „Imponderabilii” (opowiadania nieco podobnego do „Całej prawdy...”), gdyż wynagrodził mi to gigantyczny ładunek komizmu, czarnego humoru i nieprawdopodobnie pogodnego nastroju.
Muszę też zaznaczyć, że jest to opowiadanie wciąż niezwykle żywe w mojej pamięci, co stanowi dodatkowy plus.
Aleksandra Zielińska – „A imię jej Grace”
To opowiadanie podobało mi się w jakiś szczególny, nieuchwytny sposób. Ujął mnie język, a także atmosfera – ponura i i niepokojąca. Autorka w kilku miejscach bawi się tropami, ale zdarza się Jej robić to w sposób dość niebezpieczny, ocierający się o nieco zbyt jaskrawe nawiązania. Jest to zwłaszcza widoczne w przypadku odwołania do pewnej postaci z bardzo znanego i dobrego filmu.
Ale nic to. Utwór jest dobry, niegłupi; może nie poraża oryginalnością, ale nadrabia sprawnością budowania nastroju i kryje w sobie pewne symboliczne przesłanie.
Zdecydowanie dobre i smaczne danie. Trochę nostalgiczne.
Jak już pisałem, podoba mi się w dość nieuchwytny sposób, toteż nic więcej nie potrafię na jego temat powiedzieć.
Oprócz tego, że warto przeczytać.
Karol Makawczyk – „Detox”
A tutaj nie będę się rozwodził, bo to trzeba samemu przeczytać. Autor, typowym dla siebie dosadnym stylem, rozwala na kawałeczki kilka marmurowych pomniczków. Czyni to z wdziękiem i przekorą. I ma ode mnie za to piątkę z plusem.
Nietuzinkowy utwór. Daje w mordę, przynajmniej moim skromnym zdaniem.
Nie sposób go w żaden sposób zaszufladkować, i za to brawa.
Paweł Grochowalski – „Serce na dłoni”
Jest to rasowy short, więc i trudno wysmażyć na jego temat jakąś dłuższą opinię. Jak na short przystało, posiada pointę. Zadziorną. Choć przyznam, że domyśliłem się zakończenia, w żaden sposób nie umniejszyło to wrażeniu, jakie mi pozostało po lekturze.
A wrażeniem tym był szeroki uśmiech.
Milusie opko...
Krzysztof Skolim – „Wielbłądy za Annę”
Wciągnęła mnie ta historia. Wciągnęła bardzo. Jest opowiadana w taki sposób, że nie umiałem się od niej oderwać. To bardzo wysmakowany utwór, cholernie dojrzały i... jakby to ująć... profesjonalny. I wysublimowany. Odniosłem wrażenie, że nie czytam tekstu debiutanta, tylko kogoś z wieloletnim stażem literackim.
Jednym słowem – gratuluję.
Należy do tego dodać posmak orientu, powiew nanotechnologii, trochę seksu i łagodny, naturalny styl narracji; czyli opowiadanie godne złotego atramentu. Acha... moim zdaniem jedno z najciekawszych zakończeń w tym zbiorku. Na pozór jakby nieco ucięte, i na pewno nie jakieś mega-oryginalne, czy zakręcone... ale za to, w tak uwielbiany przeze mnie sposób, osobliwie i nienachalnie, niemal niezauważalnie groteskowe.
Jeśli ktoś przystawiłby mi do gardła nóż i zmusił do wskazania mojego osobistego faworyta w tej antologii, to chyba... chyba były by to „Wielbłądy...”
Jestem zachwycony.
Karolina Majcher – „Fantastyczna miłość”
Fajny pomysł. Opowiadanie jawi mi się w jakiś szczególny sposób aktualne.
Presja otoczenia wydaje mi się bodaj najczęstszym wrogiem obywatela. Dotyka nas wszystkich, i autorka zgrabnie podjęła ten problem, dając mu trochę się pokotłować w dialogu dwójki bohaterów. Może trochę przeszkadzać statyczność scenerii, swoiste umieszczenie postaci w zamkniętej przestrzeni; przestrzeni słów. Może trochę brakować akcji, czy jakiegoś czynnego udziału bohaterów w tej krótkiej historii. Ale utwór jest właśnie na tyle krótki, że wspomniana statyczność przestaje mieć większe znaczenie. Liczy się to, co tworzy się w głowach bohaterów. Wnioski, do jakich dochodzą i absurdalna rzeczywistość całego zdarzenia. Absurdalna, ale jakże realna, i jakże nam bliska, wbrew pozorom.
W opowiadaniu tym, element fantastyczny został zastosowany w sposób, jaki jest mi osobiście najbliższy – to znaczy jako narzędzie służące uwypukleniu jakiegoś szczególnie nas nurtującego problemu. Niczym soczewka skupiająca sprawę, która nas nurtuje. Przemyślany instrument, służący refleksji.
Jest to więc opowiadanie „pełne”. Szczere i rzeczywiste.
I to jest w nim najfajniejsze.
Marta Kisiel – „Dożywocie”
No i to jest prawdziwa uczta literacka. Najdłuższe opowiadanie w zbiorku, prowadzone z wyczuciem, potoczyste, dygresyjne i erudycyjne. Pełne niewymuszonego, charakterologicznego komizmu, bogate fabularnie i puchate ;)
Autorka kreuje na naszych oczach przebogatą menażerię zdumiewających indywiduów, a każdy... każde dziwniejsze i zabawniejsze od poprzedniego, Alleluja!
A panicz Szczęsny ŻONDZI! ;)
Utwór romantycznie humorystyczny i humorystycznie romantyczny. Wierszyki i co poniektóre teksty wymiatają; zabawne w ten szczególnie dosadny, trafny sposób, aż wibrujący podtekstowością. Autorka dysponuje doskonałym warsztatem, co jest widoczne tak na poziomie słowa, jak zdania czy akapitu. Wyśmienita rytmika frazy, zabawa z tonacją... przypomina mi to trochę grę z czytelnikiem, jaką serwuje Grzędowicz. Grę, rzecz jasna, idącą w zupełnie innym kierunku, nacechowaną zupełnie różnym nastrojem, ale w podobny sposób świadomą, fantazyjną i wyważoną.
Przeszkadzać może pozornie nieukierunkowany dryf fabuły, ale to złudne wrażenie. W ogóle, opowiadanie to nadawałoby się na prolog do jakiejś dłuższej historii, a jeszcze lepiej, serii opowiadań. Autorka bowiem buduje z mozołem tak bogate tło, że aż żal byłoby go nie wykorzystać dalej. Ja w każdym razie chętnie przeczytałbym, jak też ułożyły się losy bohatera w Lichotce.
Alleluja!
Konrad Romańczuk – „Wielkie, magiczne... hm...”
Najbardziej sprośne opowiadanie w tej antologii. Pełne humoru, również dosadnego i trafnego – operującego na poziomie słowa w specyficznie podtekstowy sposób.
Para bohaterów skonstruowana z wyczuciem, na bazie przeciwieństw i kontrastów. Obaj, zarówno Sztuk Mistrz, jak i jego Asystent, to wielce sympatyczni goście. Ale jeszcze bardziej sympatyczne jest otoczenie, w którym dane im było bytować. Przekonacie się sami, bo tu łatwo o spojlery, a te mogłyby niepotrzebnie osłabić wrażenie przepełnionej komizmem groteskowości. Swoistej... hm... ere...erupcji wyobraźni ;)
Gorąco polecam, bo co strona, to kolejny... hm... atrybut... leje się z kart tego opowiadania ;)
I ch*j!
Wiktoria Semrau – „Tylko mnie kochaj”
Na zakończenie trochę smutnej refleksji.
Ładnie opowiedziana, niewesoła, ale i niejednoznaczna historia. Znaczy to tyle, że nie mamy do czynienia z tragiczną opowieścią, po zakończeniu której zostanie nam się tylko pociąć. Albowiem refleksja, jaka płynie z tego tekstu, nie należy do czarno-białych. Jest to ten szczególny rodzaj prostej, prawdziwej mądrości. Pochwała miłości, przy jednoczesnym dostrzeżeniu jej niełatwych konsekwencji, a także łatwości z jaką czasem zapominamy... Zapominamy o znaczeniu miłości i o tym, że należy ją pielęgnować.
Cieszę się, że antologię kończy taki refleksyjny, klimatyczny akcent. Tym bardziej, że utwór ten jest bardzo sprawnie napisany i pozostawia dobre wrażenie, gdy odkładamy książkę na półkę.
Podsumowując – udało się :)))
Czytałem z ogromną przyjemnością. Cieszy fakt, że nie ma (moim zdaniem) słabych tekstów.
I jestem dumny, że moje opowiadanie znalazło się w gronie tak znakomitych utworów. Nie zamieniłbym tego towarzystwa na żadnych Grzędowiczów, Sapkowskich, czy Dukajów. Myślę, że ta antologia związała nas w pewien sposób i żywię nadzieję, że spotkamy się jeszcze w kolejnych :D A może kiedyś wspólnie podbijemy nasz rodzimy rynek? ;)
W tym miejscu chciałbym jeszcze podziękować Wysokiej Komisji za nieprawdopodobną rzecz, jaką dla nas zrobili. Dla mnie osobiście jest to spełnione marzenie, a ile razy w życiu ktoś spełnia nam marzenie?
Wciąż czuję się wzruszony, gdy spoglądam na półkę.
Chciałbym też podziękować Fabryce Słów za to, że umożliwiła cały ten eksperyment i mam nadzieję, że wydawnictwo nie będzie na nas stratne.
Dzięki!
- Meduz
- Cylon
- Posty: 1106
- Rejestracja: ndz, 19 lis 2006 21:59
Zacząłem już pisać swoją recenzję, kiedy pojawiało się "dzieło" Diabliu. Przeczytałem i wymiękłem.
Pytanie brzmi: czy w tej sytuacji ja tez mam napisać swoją recenzję? Cokolwiek bym nie napisał, to przy recenzji Diabliu będzie to zaledwie cieniem. ;-(
Pytanie brzmi: czy w tej sytuacji ja tez mam napisać swoją recenzję? Cokolwiek bym nie napisał, to przy recenzji Diabliu będzie to zaledwie cieniem. ;-(
Meduz Kamiennooki
- Lepiej się spytaj, co to daje?
- A co zabiera?
- Lepiej się spytaj, co to daje?
- A co zabiera?
- Ika
- Oko
- Posty: 4256
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26
Jestem zachwycona! Absolutnie zachwycona obszernością recenzji.
!/3 Komisji w mojej osobie czuje się doceniona, obdziękowana jak stąd do niewidać.
Czytałam te teksty tyle razy, że zupełnie straciłam dystans i musze powiedzieć, że odzykuję go w najmilszy możliwy sposób.
EDIT: Meduz pisz! To nie jest konkurs na recenzje - chcemy znać wrażenia!
!/3 Komisji w mojej osobie czuje się doceniona, obdziękowana jak stąd do niewidać.
Czytałam te teksty tyle razy, że zupełnie straciłam dystans i musze powiedzieć, że odzykuję go w najmilszy możliwy sposób.
EDIT: Meduz pisz! To nie jest konkurs na recenzje - chcemy znać wrażenia!
Im mniej zębów tym większa swoboda języka
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
Po pierwsze primo, moja 1/3 a myślę, że i 1/3 przynależna Margocie są usatysfakcjonowane*, że się wreszcie ktoś pochylił i to rzetelnie i obszernie.
Ponieważ autor recenzji tylko krótko wspomniał o pewnym utworze, nienależącym do szczególnie wesołych, nadmienię, że IMHO jest to utwór szczególnie dobry:P
Meduz! Zasuwaj! Nie mam zamiaru długo czekać.
Ina! Coś kręcisz.
Reszta! A co bomby nie macie? Nie ma kogo w okolicy wynająć, żeby z listonoszem od serca porozmawiał? Lenicie się!
Kłulik! Pszytul. To powinno załatwić sprawę, albo listonosza.
*)zastanawiam się dlaczego Dabliu nie zgłosił się do pisana recenzji. Wymówki w stylu: "Nie mam czasu" proszę WĄ STĄ. Jasne, import też trzeba recenzować.
Ponieważ autor recenzji tylko krótko wspomniał o pewnym utworze, nienależącym do szczególnie wesołych, nadmienię, że IMHO jest to utwór szczególnie dobry:P
Meduz! Zasuwaj! Nie mam zamiaru długo czekać.
Ina! Coś kręcisz.
Reszta! A co bomby nie macie? Nie ma kogo w okolicy wynająć, żeby z listonoszem od serca porozmawiał? Lenicie się!
Kłulik! Pszytul. To powinno załatwić sprawę, albo listonosza.
*)zastanawiam się dlaczego Dabliu nie zgłosił się do pisana recenzji. Wymówki w stylu: "Nie mam czasu" proszę WĄ STĄ. Jasne, import też trzeba recenzować.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Listonosz chyba zagląda na FF i boi się tulenia, bo dzisiaj przyniósł :-)Ebola pisze:Kłulik! Pszytul. To powinno załatwić sprawę, albo listonosza.
Jak tylko wyrobię normę redakcji, biorę się do czytania i opisywania wrażeń, aczkolwiek obawiam się, że Dabliu zbyt wysoko podniósł poprzeczkę. Popieram — raz-dwa zagonić go do recenzji. Za karę, o! :-D
Nie-Wstęp, oczywiście, najlepszy. Od razu widać.
EDIT: jako że doba za żadne skarby nie chce się rozciągnąć (próbowałam — bez skutku), mogę czytać najwyżej jedno opowiadanie dziennie. Ma to jednak swoje dobre strony. Antologii wystarczy na dłużej :->
Zaczęłam od początku (oryginalnie, prawda?), czyli od Aleksandry Janusz. I jest to początek wielce obiecujący i zachęcający. Opowiadanie z gatunku łaskoczących, wywołujących już na samym początku uśmiech (który utrzymuje się na twarzy aż do końca), a co chwila, w ramach bonusu, również chichocik iście szatański. Główny bohater jest bez wątpienia jednym z najsympatyczniejszych przedstawicieli piekieł, o jakich miałam okazję czytać. Zakończenie pozostawiło pewien niedosyt, ale i wrażenie, że ciąg dalszy nastąpi. Jeśli tak — chętnie poczekam, byle nie za długo ;-)
Mały edycik ku czci, chwale i zadowoleniu ;-)
Ostatnio zmieniony śr, 26 wrz 2007 17:36 przez Harna, łącznie zmieniany 1 raz.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
Nie kręcę, tylko piekę, bułeczki z rodzynkami, ale to dopiero w piątek. Ciocia przywiozła z Kalifornii jakieś upiorne kilogramy rodzynek, nie wiem, nawyki z poprzedniej epoki, trzeba to zużyć.
A dzięki ci bardzo, Harnuś, za recenzję :) Przytulaj listonoszy, bo widać, że skutkuje.... (ja chcę moją pakę....).
Dobra, odezwę się, jak dostanę zbiorek, a w międzyczasie buzia na kłódkę, znaczy z mojej strony, bo mam jęzor trzepotliwy. :)
A dzięki ci bardzo, Harnuś, za recenzję :) Przytulaj listonoszy, bo widać, że skutkuje.... (ja chcę moją pakę....).
Dobra, odezwę się, jak dostanę zbiorek, a w międzyczasie buzia na kłódkę, znaczy z mojej strony, bo mam jęzor trzepotliwy. :)
- Montserrat
- Szczurka z naszego podwórka
- Posty: 1923
- Rejestracja: ndz, 17 gru 2006 11:43
A ja swojego egzemplarza jeszcze nie otrzymałam :( I nawet nie mam kiedy iść na pocztę i protestować, bo do soboty jestem wyjęta z jakiegokolwiek życia prywatnego. To będzie taki tydzień, kiedy doba wydłuża się niemożebnie i okazuje się, że w niej jest strasznie mało czasu na sen, a za to ogromna ilość czasu na pracę. I to taką bynajmniej nie w domu i nie pod własną kontrolą. Się robię śpiąca na samą myśl.
Dabliu:
Dziękuję za recenzję, cieszę się, że się podobało. Ze statycznością walczę, bo jak na razie łatwiej mi pisać właśnie takie teksty. A do "mania warsztatu" to mi jeszcze kawałek. Ale kiedyś się zrobi :)
Jeszcze raz dziękuję i zazdroszczę posiadania książki :)
Dabliu:
Dziękuję za recenzję, cieszę się, że się podobało. Ze statycznością walczę, bo jak na razie łatwiej mi pisać właśnie takie teksty. A do "mania warsztatu" to mi jeszcze kawałek. Ale kiedyś się zrobi :)
Jeszcze raz dziękuję i zazdroszczę posiadania książki :)
"After all, he said to himself, it's probably only insomnia. Many must have it."