WT 3: Z deszczu dźwięków pod rynnę melodii - prace

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
mirael
Mamun
Posty: 175
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59

Post autor: mirael »

Margot Nadużywać:
1. używać czegoś w nadmiernych ilościach, zwykle ze szkodą dla zdrowia
2. wykorzystywać coś w niewłaściwy sposób

Tekst Black Angel zawiera 1497 znaków. Imię bohaterki pojawia się nim dokładnie osiem razy. Na szczęście składa się tylko z trzech liter dzięki czemu połknęło 24 znaki z limitu. Oczywiście całkowite wycięcie Imienia bohaterki nie wchodzi w grę, jednak czytelnikowi jest niewygodnie jeśli w co drugim wersie (przynajmiej przy mojej rozdzielczości) powtarza się to imię. Chyba można to ładniej rozwiązać? żeby nie kuło oczków? Tobie to Małgorzato w tekście nie przeszkadza? A może ja się w ogóle mylę i to jakiś zamierzony zabieg jest <załamuje się troszku>
..::Reality Is Almost Always Wrong::..

Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?

Awatar użytkownika
maniak82
Sepulka
Posty: 88
Rejestracja: śr, 28 paź 2009 15:02

Post autor: maniak82 »

No-qanek pisze:Maniak82
Turystyczne crescendo


Przyznam, że irytowały mnie onomatopeje. Są wciśnięte na siłę, kompletnie niepotrzebne. To zaznaczanie dźwięku przy każdej akcji przypominało mi bajki dla dzieci. A reszta wcale do bajek nie nawiązywała.
Niby mogłoby to wyjaśniać, że eksperyment dźwięków nie znał i dlatego uważał, że to konieczne, by opowiadając tłumaczyć słuchaczom, jak to wszystko brzmi. Ale tego wyjaśnienia w tekście nie ma.
A to co?
(...)gros dźwięków słyszę pierwszy raz.
No-qanek pisze:Związku z tematem nie ma prawie żadnego.
Gość siedzi w laboratorium, w którym jedynymi dźwiękami są stukot obcasów i pracująca aparatura. Ucieka i trafia w "deszcz dźwięków", następnie trafia do pubu, gdzie grany jest koncert, czyli pod "rynnę melodii". Rzeczywiście z tematem niewiele wspólnego.
No-qanek pisze:
Następnym razem dalej.
Ano właśnie. Strasznie naiwna ta ucieczka eksperymentu.
A powyższe mota - eksperyment już kiedyś uciekł? Zamierza znowu (a w ogóle jest szansa, że mu się kiedykolwiek uda po tym incydencie)?
Zdanie sugeruje, że te nieudane ucieczki się powtarzają.

Ale wcześniej mówi, że ten świat widzi pierwszy raz. A takie planowanie na przyszłość jest jednak dziwne.
Tym razem docieram do wyjścia
Zdanie to sugeruje, że obiekt uciekał już wcześniej, lecz teraz udało mu się dotrzeć do drzwi.
No-qanek pisze:Może byłoby ciekawie, gdybyś tak nie namotał Autorze i jasno przekazał myśl. Ciekawą myśl, ma się rozumieć.
Starałem się, może nie wyszło. W każdym razie dziękuję.
Napisz mi "sKoNd KlIkAsH i TsHy WyŚleSh mEe SwOjOm FoTkEł" a powiem ci kim jesteś :)

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Wolfie
Czarownik a człowiek radziecki


Primo - agent. Agent? Duże znaczenie ma tutaj miejsce akcji. Z poszlak opisowych wnoszę, że na terenie ZSRR bądź jakiegoś państwa satelickiego. Czemu to ma znaczenie? Agent to ktoś działający między obcymi, wrogami, ktoś lepiej wyszkolony. Zaś do trzymania w ryzach włąsnych obywateli wystarczy szpicel, tajniak, funkcjonariusz. Uzasadnione byłoby użycie stopnia ale słowa "agent" IMO nie.
Za niepotrzebne mam również przedstawienie agenta z imienia i nazwiska (a czemu bez otczestwa?). Funkcją tej postaci jest wskoczyć i umrzeć, po co ją przedstawiać?
Pretensje mam również do pisowni. Czemu zangielscyzowane Nikolai? Po polsku Nikołaj nie można? A jeśli już, to czemu po polskiemu Boczarow? Jeśli Nikolai, to Botsharov! Niekonsekwencja.

Najwięcej pretensji mam do zachowania agenta. Funkcjonariusze KGB mieli nader często opinie niezbyt lotnych (nie w tym przypadku bo to jakiś śledczy, jak wynika z tekstu) ale skutecznych w pewien specyficzny sposób. Objawiający się następująco: nie staję naprzeciw wroga z pustymi rękami by go oskarżyć o cokolwiek, jeśli w jego głowę z tyłu nie celuje kilka luf. A jeśli jestem sam, to dbam o to, by przed wyduszeniem oskarżeń znaleźć się za jego plecami. A jeśli zostałem zaskoczony, co jak mniemam ma miejsce w tym tekście, to wyciągam spluwę i walę pod stołem a nie na niego wskakuję.
Wyobrażam sobie, że tenże agent zachowuje się jednak w ten absurdalny sposób w konkretnej sytuacji. Mianowicie gdy obiekt jego poszukiwań - czarownik, zjawia się w restauracji na bibce a agent jeszcze go nie zna. Czarownik dosiada się do stołu bo jego celem jest wyeliminowanie swego prześladowcy. Jedzą, piją, czarownik prowokuje, agent myśli że to jakiś pijany fagas iiiii.... bach. Jednakże przeciwko takiemu rozumieniu sytuacji świadczy zachowanie czarownika. Po co zbliżać się, wchodzić w łaski, prowokowac do ataku - skoro ma się taką moc w łapkach? A podejść do stołu, machnąć karakterem w plecy gadziny i szlus. Zwykle prowokuje się do czegoś w konkretnym celu, by móc kogoś załatwić publicznie ale w pozycji człowieka broniącego się, w obronie koniecznej. A to nie wchodzi w grę z kilku powodów - a bo publika i tak nie widzi czaru i efektu, a bo nawet gdyby widziała, czarownikowi zależy na ukrywaniu swej mocy, a bo w ZSRR naprawdę nie miało znaczenia czy się zabiło KGBowca z premedytacją czy w obronie koniecznej...
I choć przedostatni akapit świadczy o tym, że w tej konkretnej scence faktycznie czarownik zapolował na agenta i to tłumaczy zachowanie KGBowca, to zachowanie czarownika wobec tego jest dziwne.
Wolfie pisze:W ułamku sekundy szarżujący napastnik rozsypał się w aksamitnie czarny ni to dym, ni to pył.
(...)
palcem wskazującym kierując ulotne pozostałości agenta do popielniczki.
Skoro nie wiadomo czy to dym czy pył, to dlaczego do popielniczki? A jeśli jednak dym, to po co i jak?
Agent odkrył zbyt wiele, więc musiał przestać... być.
Pauza wyrażona trzykropkiem i słowo być, nie wiedzieć czemu kursywą. Odczytuję to tak - dla czarownika życie ludzkie, a zwłaszcza KGBowca, ma żadną wartość, zgniata ich jak owady. Tylko wprowadza to delikatne mącipole, bo przecież agent nie przestał być. Nadal istnieje jako ten dym/pył, tylko nie żyje.
Gdy odźwierny zamykał drzwi za Feliksem, spektakl dobiegł końca i raptownie zapadła cisza.
Czy cała restauracja (lokal czy jak to nazwać) i spektakl są czarem obliczonym na zwabienie i uśpienie czujności Boczarowa? To by tłumaczyło raptowną ciszę. Bo przecież nawet po spektaklu w lokalu nadal powinien panować gwar, może i nawet wzmożony, ludzie wreszcie po skończeniu się hałaśliwego występu moga pogadać przy wódce. Ale z drugiej strony spektakl dobiegł końca, co sugeruje jednak, że był prawdziwy. Czyli raptowna cisza po nim jest nienaturalna.
Energiczna melodia, płynąca z radzieckich skrzypiec (...)
Muzykiem ani muzykologiem nie jestem, więc muszę zapytać: czy istnieje osobna subkategoria skrzypiec okeślana umownie czy zwyczajowo jako radzieckie? Bo mi się nie wydaje.

I na koniec o wymogach formalnych. Fantastyka - jest. Limit - wierzę na słowo Małgorzacie, choć jak ja sprawdzałem w moim Wordzie, to spora część tekstów znad kreski też minimalnie przekraczała. Jeśli dla Małgorzaty to nie ma fundamentalnego znaczenia, dla mnie też nie, tym bardziej, że przekroczenie jest delikatne (nie tak jak u mnie :( ). Tekst kończy się zakończeniem utworu - tak. Opis muzyki - jest. Onomatopeje - są. Choć uważam, że Wolfie wybrał najprostszą możliwą definicję onomatopei i w efekcie wstawki wyglądają sztucznie i nienaturalnie. Gdyby z nich zrobić czasowniki, rzeczowniki czy przymiotniki - byłoby miodniej.
Zaś temat... No ja nie widzę. Z deszczu pod rynnę - to przysłowie mówi o tym, że w złej sytuacji robię coś co sprowadza na mnie jeszcze gorszą. A nie widzę w tekście, żeby sytuacja bohatera (któregokolwiek) zmieniła się na gorszą wraz z przerodzeniems się pojedynczych lub grupowych dźwięków w melodię.
Ale temat można rozumieć na wiele sposobów, jak swojego nie chcę narzucać (choć mam go za naturalny). Można też rozumieć go prosto i bezpośrednio w oderwaniu od przysłowia. Ale mimo to w tekście nie widzę nigdzie jak z dźwięków rodzi się melodia.

In plus odczytuję w tekście to, że jest to prosta historia opowiedziana zrozumiałymi dla mnie słowami, rozumiem ją bez analizowania i to mi się podoba.
------------------------------------------------------------------------------------
Dacepowolny
Za siedmioma stopniami jest sprawiedliwość

Dacepowolny pisze:Do nor, dziupli i w chaszcze! Zaczyna się nagonka! - wystukał morsem szpakowaty dzięcioł.
W kontekście wyodrębnonej przez mnie z tekstu historii, czyli pogoni i zasadzki przygotowanej przez czterech pancernych (i psa) na Czerwonego Kapturka, ten fragment odczytywany bezpośrednio razi. Dzięcioł nadaje zrozumiałe sygnały innym zwierzętom? I to morsem? Wobec tego odstępuję od rozumienia bezpośredniego i poczytuję to za metaforę. Zakładam, że jest spójna, że stukanie dzięcioła moze być faktycznie ostrzeżeniem dla zwierzaków o polowaniu. Zakładam, bo choć nie jestem leśnikiem czy biologiem, jestem przekonany, że dzięcioły takiej funkcji nie spełniają. Idąc tropem tej spójności zastanowiło mnie tylko, czemu te zwierzaki zamierają w oczekiwaniu miast się chować lub uciekać? Musi być jakiś powód tegoż, ale tego autor już nie wyjawia zapominając o tym wątku.
W scenie nagonki kłuje mnie tylko zgrzytanie pazurów. Zakładam, że o siebie, bo betonu czy metalu tam raczej nie ma. Trochę to dziwne, wil, nie wilk, aż takich wielkich pazuszysk nie ma. A nawet jeśli, to polować umi i w ściółce te pazury nie powinny tak złowieszczo zgrzytać... ale dobra, przenośnia grozy jest. Potem:
Do akcji włączył się Janek, siedzący niczym kos na pobliskiej brzozie.
Janek - kos - brzoza. Pierwszy sygnał, że chodzi o czterech pancernych. Nawet się nie będę czepiał tego kosa, skoro ma to coś delikatnie sygnalizować, ale zapytam - co takiego szczególnego jest w sposobie siedzenia kosa? Bo wyszła niezamierzona dwuznaczność. Skoro robimy porównanie: siedzi niczym kos, to ten sposób siedzenia, albo fakt siedzenia musi być charakterystyczny. A nie jest, siedzieć umie wiele gatunków a sposób sziedzenia u kosa jest podobny wielu innym ptakom.
– Szarik, stój! – rozległ się modulowany krzyk. Rozczarowany wilk popiskując usłuchał.
Po kiego grzyba Jaś moduluje okrzyk? Ćwiczy przed występem w przyfrontowym teatrzyku, czy co?
Czemu Szarik popiskuje? Toż to pies-gieroj, kazdy rozkaz wykonuje bez szemrania. Popiskuje jedynie gdy mu słów w pysku brakuje a musi przekazać ważną wiadomość pułkownikowi, przykładowo że Marusia z Jankiem sa okrążeni.
Z ukrycia gruchnęło czołgowe działo i melodyjnie zajazgotał cekaem. Wielkokalibrowa kanonada rozerwała Czerwonego Kapturka, który na moment przed śmiercią, zdążył poderwać głowę ukazując niewidoczną dotąd twarz. W oczach brzydkiego i zaplutego karła widniało nieme pytanie – dlaczego?
– Za Ewkę! – ryknął basem Gustlik i zakończył rzucając wiązkę granatów ogłuszających.
Primo, jak ta kanonada może być wielkokalibrowa? Takie sformułowanie oznacza, że pocisków wielkiego kalibru jest więcej niż jeden, a przecież działo gruchneło raz. A cekaem bronią wielkokalibrową nie jest. Nawiasem mówiąc "cekaem" to też błąd, Rosjanie w T34 montowali różne rzeczy, ale o ile wiem żadnego cekamu. Zaś DT (czołgowa wersja karabinu maszynowego DP) jest erkaemem.
I jak siedzący w wieży T-34 Gustlik może widzieć nieme pytanie w oczach karła, widzianych jedynie przez moment?
I jeszcze granaty ogłuszające... W tym momencie historycznym? Wtedy granatów ogłuszających się nie produkowało. Po co? Faszystów miano zabijać, nie ogłuszać. No i po co te granaty, skoro karzeł już został rozerwany na strzępy?

Ale zostawmy szczegóły i skupmy się na fabule. Mamy tutaj oderwanych od bohaterskich czynów załogantów Rudego 102 skupionych na polowaniu na Czerwonego Kaprturka będącego w istocie brzydkim i zaplutym karłem. To ostatnie to zabawa słowami taka jak Janek siedzący niczym kos, Czerwony Kapturek staje się karłem reakcji. I czterej pancerni mszczą się na nim za Ewkę (nie pamiętam szczegółów kto zacz, ale zakładam, że powód do zemsty jest).
Taki zabieg, z upersonifikowaniem postaci bajkowych, to mamy u Tomasza Pacyńskiego. Ale tam jest to cała długa opowieść, z początkiem, końcem, sensem i uzasadnieniami. A tutaj? Pachnie to groteską z trudnym do zidentyfikowania celem. A widzę tylko jeden sens tego tekstu - miało być zabawne, spowodować uśmiech. Baaardzo lubię teksty, które bawią. Pisząc opowiadania (nie na ZWT, tu mi nie wychodzi rozbawianie) nader często staram się wbijać w taki styl. Ale ten tekst z jego wymową mnie nie rozbawił.
Kompletnie nie rozumiem związku tytułu z tekstem. Sprawiedliwość owszem, ale te stopnie i to siedem? Widać nie rozumiem odniesienia do czegoś konkretnego.

Co do formalności: limit jest, fanstastyka (per analogiam do "Linii ognia") jest, onomatopeje są.
Opis melodii jest wątpliwy. Są dźwięki, palcem pokazany jest rytm ale nie widzę melodii, nawet widzianej metaforycznie, w opisie pościgu-ucieczki i zasadzki. Skoro nie ma melodii, nie ma jej końca. Nie ma zaakcentowanej ciszy w końcu tekstu, jest basowy ryk Gustlika i rzut granatami który sugeruje, że po kropce będzie huk wybuchu tych granatów.
No i skoro nie ma melodii to tym bardziej nie ma szans na choć pobieżną realizację tematu.
------------------------------------------------------------------------------------

Tyle na razie, czas wracać do roboty.
Dziękuję za dotychczasowe komentarze, które pojawiły się mimo niespełnienia przeze mnie wymogu formalnego czyli limitu.

Dodam jeszcze coś. Była w otwartych warsztatach ostatnio przypomniana kwestia używania języków obcych w tekstach, że ma mieć swój specyficzny sens, że ładnie jest podać tłumaczenie, jeśli nie jest to coś powszechnie rozumianego. Użyte przeze mnie określenia myzyczne i muzykologiczne moga być trochę nieczytelne, więc zamieszczam słowniczek. Może jedna czy dwie rzeczyw tekscie staną się bardziej zrozumiałe :)

BARBARO - dziko, namiętnie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
CALANDO - zwalniając, wyciszając (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
CALMA - cisza, spokój (wł.)
DOLOROSO - boleśnie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
ENERGICO - energicznie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
FEROCE - dziko, namiętnie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
IMPETUOSO - burzliwie, agresywnie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
INDECISO - niezdecydowanie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
MODERATO - umiarkowanie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
RAPIDO - nagle, gwałtownie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
STRINGENDO - coraz gwałtowniej (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
TERMINE - koniec (wł.)
TRISTE - smutno, żałośnie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
TUMULTUOSO - hałaśliwie, burzliwie (w muzyce, określenie tempa lub sposobu wykonania)
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

Za dotychczasowe uwagi odnoście mojego tekstu bardzo dziękuję. Za wyjaśnienie wątpliwości dotyczących moich komentarzy również dziękuję :)

Zamieszczę tu odpowiedzi na parę pytań odnośnie "Magicznego proszku", na wszelki wypadek zmniejszam czcionkę, bo to będzie również spoiler.



Tekst ma charakter żartobliwy. Jego motto może być takie, że nie należy chodzić trzeźwym do pracy ;) Biały proszek to oczywiście ekwiwalent prochów ze świata realnego ;p Fabuła mam nadzieję jest zrozumiała. Gnom-pracownik zostaje zwolniony z roboty, bo według szefa, kierownika fabryki, jest do niczego (pracownik oczywiście, no i robota jaką wykonuje też). Miałam zdanie, że brat tego pracownika jest jasnowidzem i przewidział, że tamten zostanie zwolniony, lecz wycięłam je ze względu na limit znaków - w sumie wyjaśnienie nie jest istotne dla fabuły. Dlatego tego dnia dał tamtemu "haszysz". Tak więc pracownik faszeruje się "magicznym proszkiem", następnie, na haju, buduje maszynę do tworzenia dźwięków - czyli może to być nasz odpowiednik ogromnej wieży muzyki elektronicznej i głośników. Kiedy szef znajduje rano pracownika, jest oszołomiony stworzonym wynalazkiem, dlatego wszystko mu wybacza.

"Krew ziemia" jest odpowiednikiem prądu w świecie fantasy, zwykle jest to lawa lub magma. Gnomy pewnie znalazły sposób, by uzyskiwać z niej energię.

Ten ich podziemny zakład pracy nie jest kopalnią, lecz składającą się z kompleksu połączonych ze sobą jaskiń pracownią naukową. Moje gnomy to wynalazcy, wytwarzają różne maszyny, często wzorując się na świecie ludzi ("Ty nigdy nie zbudować Silnik Co Robić Techno, jak u ludzi").

Co do mowy, to szef używa bezokoliczników i nie odmienia rzeczowników, natomiast pracownik odmienia czasowniki przez przypadki i czasem rzeczowniki, zwykle w liczbie mnogiej. Może to być interpretowane, że pracownik jest nieco mądrzejszy od szefa.



Wyklęty Poznać melodię
Słyszał pustkę, czuł wibracje kadłuba, w który stukała.
Coś podobnego (nie pamiętam, jak się to nazywało) było u Franciszka Karpińskiego: "Bóg się rodzi, moc truchleje (...) Ogień krzepnie, blask ciemnieje, ma granice Nieskończony”. Jednak w tym przypadku celem kolędy było ukazanie niezwykłości narodzin Chrystusa. Jednak u Ciebie nie widzę uzasadnienia w zestawieniu: "słyszał pustkę".
Zdawało się, że rwą się, nim jeszcze na dobre się zaczną!
Ale przedtem… przedtem pozna tajemnicę wszechświata!
Wytłumacz, jakie znaczenie ma w tym przypadku użycie wykrzyknika w , jak mi się wydaje, zwyczajnym zdaniu. Dla porównania w drugim zdaniu jego użycie jest jak najbardziej uzasadnione. Swoją drogą pierwszego zdania zupełnie nie rozumiem (brak logiki).
Słyszał wesoły szum ognia, żartobliwe tremolo, które doskonale wtapiało się w melodię ze swoim sssss!
Raczej trzask ognia. I czym jest to "sssss" w przypadku ognia?
Dopiero po chwili do jego uszu doszedł dziwny, pusty dźwięk.
Już ktoś to zauważył: w przestrzeni kosmicznej dźwięk się nie rozchodzi. Chyba, że był to dźwięk wyimaginowany przez bohatera - kwintesencja śmierci.

Zauważyłam jeszcze, że różnie stosujesz interpunkcję przed powtórzeniami: raz są przecinki, raz ich nie ma. Ogólnie pomysł dobry, dużo onomatopei, chociaż musiałam korzystać ze słownika, by zrozumieć znaczenie tych wszystkich dźwięków ;)

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

sprawdzi czasownik "nadużywać" w SJP lub SPP - papierowym, żeby dowiedzieć się, jak łączą się z tym czasownikiem rzeczowniki;
Mirael: Margocie chodziło nie o znaczenie slowa "nadużywać", a o łączenie go z rzeczownikami. W tym przypadku o ile się nie mylę stosuje się rzeczownik w dopełniaczu.

Nie nadużywać imienia
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
mirael
Mamun
Posty: 175
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59

Post autor: mirael »

Za błąd gramatyczny i wcześniejszy, ortograficzny przepraszam, ale już za późno by je zmienić... Więc ten tego nie poradzę:P
..::Reality Is Almost Always Wrong::..

Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Xiri
Magiczny proszek


Trudno dodać coś konstruktywnego, ale spróbuję, może kapkę powtórzę po kimś.
Generalnie dość trudno się czegoś czepić, bo na wszystko jest argument - stylizacja. No, prawie na wszystko, ale na sporo zagadnień na pewno. Ale przecież można się czepić stylizacji...
A to jest obosieczne narzędzie. Wiele ułatwia, daje smak i klimat ale również wymaga żelaznej konsekwencji. Trochę jej zabrakło. Zwrócono już uwagę, że mimo trzymania się rzeczowników w pierwszym przypadku, zdarzyły się jednak odmiany. Zwrócono też uwagę, że w tym zubożonym języku gnoma pojawiło się kilka wyrażeń mocno niepasujących. Nie pamiętam czy zwrócono uwagę na czasowniki. Tutaj też zabrakło konsekwencji, chyba że miało tak być. Bo szef nie potrafi odmieniać czasowników i leci bezokolicznikami, a bohater już potrafi choć młodszy i głupszy.
Z pierdółek trafiłem na jedną, budzące me wątpliwości.
Xiri pisze:Łomoczą pracujące napędy hydrauliczne.
Napęd, to silnik. Nie spotkałem się z napędami hydraulicznymi (choć może mało wiem). Za to wydaje mi się, że hydraulika często jest przełożeniem napędu na końcowy element pracujący.

Fabularnie... No jest zamknięta historia, choć wątek Maszyny-techno uważam za niedomknięty. Nie wiem co to za maszyna, jaka jest jej funkcja (bo pomijając najprostsze znaczenie szukam jakiś głębszych) i przede wszystkim nie wiem, dlaczego jest dla gnomów taka ważna.

Z formalności - fantastyka jest, limit jest, muzyka jest, cisza na końcu jest, onomatopeje są i to ładnie wplecione w całość. Tylko temat sprawia kłopoty. W prostym rozumieniu - przejscie do dźwięków do melodii jest. Ale w znaczeniu głębszym, przysłowiowym, temat jest niespełniony, sytuacja bohatera się poprawiła zamiast pogorszyć.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
mirael
Mamun
Posty: 175
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59

Post autor: mirael »

Maniak82
Turystyczne crescendo

Wprowadzający opis jest całkiem przyzwoity i aż mi się chce go pochwalić, ale nie, nie, nie ma chwalenia,
bo się rozbestwią:P
Opuszczam pokój ze szkła i namawiam naukowca by zasnął.
W tym momencie czytelnik w osobie wyżej podpisanej nie wie co ów eksperyment uczynił naukowcu by zasnął:)
Przecież nie podszedł mówiąc "Panie Heńku, pan zaśnie to będę mógł uciec" więc teges, co zrobił?
Tuk tuk tuk tuk, niebo przecina ciemna maszyna, to helikopter
Skąd się wziął helikopter? i po co?
Biegnę przez ulicę pozdrawiany nerwowym bip bip granym przez spóźnionych dokądś kierowców
Do tego miejsca używasz takich zdublowanych onomatopei opisując dźwięki monotonne (jak w początkowym
opisie) powtórzenie tego zabiegu w opisie trąbiących samochodów jest nieco nietrafione.
Trafiam do pubu, trwa koncert. Organki jodłują w asyście melodyjnie riffującej gitary, idealnie
użytkując rytm wybijany przez perkusję. Dźwięki są zbyt ostre dla mych uszu, mimo tego płaczę z
przejęcia. To piękne.
Jeśli pierwszy raz słyszy taki koncert, nawet sam przyznaje, że jest za ostry dla jego uszu, powinien się
go chyba wystraszyć, nie zachwycać się.
Na początku opisy są subtelne, potem zaczynasz okładać czytelnika łopatą po głowie jak na przykład:
Jeden ze słuchaczy zwraca uwagę na mój strój i bose stopy. Nie wie, że jestem naukowym
eksperymentem urodzonym i chowanym w placówce, że te nazwy – auto, pub, gitara - znam jedynie z książek;
gros dźwięków słyszę pierwszy raz.

Czytelnik domyślił się na początku, że z laboratorium uciekł królik doświadczalny. W początkowym opisie
to ładnie widać.
Opis po ucieczce jest dość chaotyczny, można by go dopracować.
Skoro trzeba się czepiać szczegółów to znaczy, że tekst nie jest zły:P A przy odrobinie wysiłku mógł być
IMHO naprawdę dobry:)

Rosenberry
Muzyka zła
Nie mogąc dłużej wytrzymać, zasnęła głęboko, tak jak strażnicy
To zdanie masz typowo nieładne. Mogła zasnąć, strażnicy mogli zasnąć wraz z nią, nie mogli zasnąć tak jak
ona:)
Ładny tekst kończy się tradycyjnym ciosem łopatologicznym:
- Teraz będziesz nasza – szepnął Chrétien, nie przestając grać. – A potem podziękujmy twą krwią za
diabelskie instrumenty, byśmy mogli dalej prowadzić dzieło zniszczenia dynastii Kapetyngów. Przygotujemy
tę ziemię na nadejście Bestii! – wykrzyknął i ostatni dźwięk melodii ucichł.
Harbina z tego co rozumiem śpi, jej straż śpi, demony to wszystko dano wiedzą (to chyba nie ich pierwsza
ofiara), więc komu szepcze Chrétien? Kto słyszy ten szept?
Gdyby demony krzątały się, zbierając ciała wśród opadającej muzyki było by straszniej jednak.
Dzieło podobało mi się, podoba mi się pomysł, nie podoba mi się ostatni monolog.
..::Reality Is Almost Always Wrong::..

Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?

Bebok

Post autor: Bebok »

BMW
Rozkoszuj się ciszą


Nie rozumiem, dlaczego podziemia zasługują na przyrównanie do pandemonium? Na powierzchni był wolny od synestezji?

Do czego odnosi się dzyń, dzyń, do ulewnego deszczu wiadomości, czy do dźwięcznego hałasu?
Pierwsza możliwość: Deszcz nie robi dzyń, wiadomości może i mogą, ale wówczas metafora deszczu nietrafiona. Stąd pytanie: czy synestezja powoduje nieprawidłową identyfikację wrażeń w obrębie właściwego zmysłu, znaczy na przykład deszcz, który robi dzyń a nie kap? Poza tym ulewny deszcz nie zrobi ani dzyń, dzyń, ani kap, kap. Jest tak intensywny, że dźwięków wydawanych przez pojedyncze krople nie da się usłyszeć.
Druga możliwość: Dzyń to chyba za słabe jest, by je hałasem określić. Dlatego skłaniam się do tego, że hałas czyni eksplodujący (metaforycznie) obraz. Z tego względu dzyń, dzyń wydaje mi się niezależne. Stąd pytanie: co to jest to dzyń, dzyń?
Tuż obok zaszemrał szelest szybkich szeptów. Bum. Bum.
Tu się dopatruję pociągu i to bez trudu, znaczy jest dobrze. Ale następnego zdania w ogóle nie rozumiem. Granatowy grzmot, ok, synestezja, ale muzyki? Co ja mam sobie wyobrazić? Z siwym świstem już trochę lepiej (chyba), ale czy aby na pewno chodzi o jakąś parę, dym (tak zrozumiałem), i o jaki? Parowóz zajechał?

Następny akapit rozumiem bez wysiłku, tak mi się wydaje.
Krople fonicznych emanacji połączyły się nagle i chlusnęły niczym z rynny, układając się w ponurą melodię.
Czyli to, co nie było melodią, nagle się nią stało? Z pierwej pojedynczych dźwięków powstała melodia? Nie słyszę jej, właściwie gdybyś jej nie nazwał, nie wiedziałbym, że się pojawiła.
Na tym kończą się dźwięki w tekście. Reszta jest napisana z perspektywy człowieka normalnie odbierającego rzeczywistość i to razi, choć zrozumienie wreszcie nie wymaga stawania na głowie ;) Czym uzasadniona jest ta zmiana? Wygląda, jakbyś nie chciał/nie mógł całości poprowadzić konsekwentnie zgodnie z obraną koncepcją. A przecież wciąż opowiadasz z punktu widzenia Tomasza.

Trzykropki nieładne są i powodują wrażenie, jakbyś nimi zalepiał jakieś dziury. Ot, nie wiedziałeś, co napisać, więc dałeś kropki.
Bo kto zabija w obecności świadków? Tylko ten, kto musi. Fakt nie do przeoczenia przez Służby Śledcze.
Więc służby będą wiedziały, że ktoś tam musiał zabić Tomasza. Czy wynikać z tego będzie, kto musiał zabić, kto zabił? Mogę sobie wyobrazić, że tak, ale tekst tego nie uzasadnia.
Z tych trzech zdań można wyprowadzić wniosek, że faktem, który służbom nie umknie, jest to, że w obecności świadków zabija tylko ten, kto musi zabić. I co z tego?
Dlaczego Służby Śledcze dużymi literami? Jeśli to nazwa własna jakiejś agencji, to chyba służba, nie służby.
Mężczyzna upadł na ziemię.
Do tej pory Tomasz był Tomaszem lub też zaimkiem, aż tu nagle oddalasz się od niego, już nie jest Tomaszem, tylko mężczyzną. Chodzi mi o to, że w ten sposób powstaje raptem dystans, a ja nie znam uzasadnienia ku temu.

Mam wątpliwości, czy temat został zrealizowany. Onomatopeje wprawdzie są, ale gdzie przejście z deszczu pod rynnę, znaczy przejście ze złej sytuacji w gorszą? Nie dopuszczam możliwości takiej, że deszcz (ten z tematu) był na powierzchni, bo w ogóle nic o niej wiadomo. Z kolei druga połowa pracy mi do rynny melodii nie pasuje, bo nie ma tam nawet jednej onomatopei. Gdzie melodia zresztą? Pojawia się z imienia, ale jej nie słychać, według mnie przynajmniej. Tym bardziej, że zaraz po słowie melodia następuje w zasadzie cisza, tzn. nie opisujesz już żadnego dźwięku.
Natomiast cisza zadeklarowana na końcu nie wydaje mi się uzasadniona. Już w połowie tekstu wychodzimy z głowy Tomasza i odbieramy jak przeciętny obserwator, a Ty przestajesz opisywać dźwięki. Do tego w zdaniu przedostatnim pojawia się dystans w stosunku do Tomasza, tak to odbieram (zaznaczam subiektywizm mojego odbioru). Jakie więc znaczenie może mieć śmierć Tomasza? W jaki sposób dźwięki są z jego istnieniem skorelowane?

Wreszcie, czy to nie jest tylko scenka? Tomasz zbiega do podziemia, specyficznie odczuwa rzeczywistość, przestaje ją tak odczuwać (w narracji) i ginie.

Chyba tyle, przynajmniej na razie.

pozdrawiam

Awatar użytkownika
maniak82
Sepulka
Posty: 88
Rejestracja: śr, 28 paź 2009 15:02

Post autor: maniak82 »

mirael pisze:Maniak82
Turystyczne crescendo

Opuszczam pokój ze szkła i namawiam naukowca by zasnął.
W tym momencie czytelnik w osobie wyżej podpisanej nie wie co ów eksperyment uczynił naukowcu by zasnął:)
Przecież nie podszedł mówiąc "Panie Heńku, pan zaśnie to będę mógł uciec" więc teges, co zrobił?
Wydawało mi się nieistotne co zrobił, by naukowiec zasnął, istotnym było, że to uczynił i że zrobił to z łatwością, co sugeruje brak opisu owej czynności. Sądziłem, że sugeruję tu nadprzyrodzoną zdolność. Jaką? Chciałem, aby pozostała ona niedoprecyzowana. Taki lekki ukłonik w stronę fantastyki, nie zagłębiając się w nią jednak po uszy.
mirael pisze:
Tuk tuk tuk tuk, niebo przecina ciemna maszyna, to helikopter
Skąd się wziął helikopter? i po co?
A no w wielkich miastach helikoptery sobie fruwają po niebie i straszą nieprzystosowanych społecznie wykolejeńców swym złowieszczym tuk tuk tuk tuk :)
mirael pisze:
Biegnę przez ulicę pozdrawiany nerwowym bip bip granym przez spóźnionych dokądś kierowców
Do tego miejsca używasz takich zdublowanych onomatopei opisując dźwięki monotonne (jak w początkowym
opisie) powtórzenie tego zabiegu w opisie trąbiących samochodów jest nieco nietrafione.
Ach, ten limit znaków :)
mirael pisze:
Trafiam do pubu, trwa koncert. Organki jodłują w asyście melodyjnie riffującej gitary, idealnie
użytkując rytm wybijany przez perkusję. Dźwięki są zbyt ostre dla mych uszu, mimo tego płaczę z
przejęcia. To piękne.
Jeśli pierwszy raz słyszy taki koncert, nawet sam przyznaje, że jest za ostry dla jego uszu, powinien się
go chyba wystraszyć, nie zachwycać się.
Takie miałem wrażenie, że będąc całe życie w zamknięciu, gdybym trafił pierwszy raz na koncert bluesa, to mimo zbyt głośnych dźwięków podziwiałbym muzykę. Ale może rzeczywiście raczej zatkałbym uszy i spuścił balast w portki.
mirael pisze: Na początku opisy są subtelne, potem zaczynasz okładać czytelnika łopatą po głowie jak na przykład:
Jeden ze słuchaczy zwraca uwagę na mój strój i bose stopy. Nie wie, że jestem naukowym
eksperymentem urodzonym i chowanym w placówce, że te nazwy – auto, pub, gitara - znam jedynie z książek;
gros dźwięków słyszę pierwszy raz.

Czytelnik domyślił się na początku, że z laboratorium uciekł królik doświadczalny. W początkowym opisie
to ładnie widać.
Cały czas staram się oduczyć łopatologii, ale ciągle się obawiam, że czegoś nie dopowiadam, nie doprecyzowuję i w rezultacie zazwyczaj rzucę gdzieniegdzie takiego oto kloca.
mirael pisze: Opis po ucieczce jest dość chaotyczny, można by go dopracować.
Skoro trzeba się czepiać szczegółów to znaczy, że tekst nie jest zły:P A przy odrobinie wysiłku mógł być
IMHO naprawdę dobry:)
Dziękuję ślicznie za rozbiórkę.

Edytka: robi poprawkę interpunkcji
Edytusia: j.w.
Edytunia: doprecyzowanie (czyli tzw. kloc)
Napisz mi "sKoNd KlIkAsH i TsHy WyŚleSh mEe SwOjOm FoTkEł" a powiem ci kim jesteś :)

Awatar użytkownika
mirael
Mamun
Posty: 175
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59

Post autor: mirael »

maniak82 pisze:
mirael pisze:
Tuk tuk tuk tuk, niebo przecina ciemna maszyna, to helikopter
Skąd się wziął helikopter? i po co?
A no w wielkich miastach helikoptery sobie fruwają po niebie i straszą nieprzystosowanych społecznie wykolejeńców swym złowieszczym tuk tuk tuk tuk :)
Dobrze, że nie bywam w tych samych miastach co ty:P
..::Reality Is Almost Always Wrong::..

Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?

Awatar użytkownika
Rosenberry
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: pn, 12 sty 2009 21:10

Post autor: Rosenberry »

Nie mogąc dłużej wytrzymać, zasnęła głęboko, tak jak strażnicy
Bardzo dziękuję za wyłapanie tego błędu, nie zwróciłabym na niego uwagi. Tak niewinnie wygląda ;)
Ładny tekst kończy się tradycyjnym ciosem łopatologicznym:
- Teraz będziesz nasza – szepnął Chrétien, nie przestając grać. – A potem podziękujmy twą krwią za
diabelskie instrumenty, byśmy mogli dalej prowadzić dzieło zniszczenia dynastii Kapetyngów. Przygotujemy
tę ziemię na nadejście Bestii! – wykrzyknął i ostatni dźwięk melodii ucichł.
Harbina z tego co rozumiem śpi, jej straż śpi, demony to wszystko dano wiedzą (to chyba nie ich pierwsza
ofiara), więc komu szepcze Chrétien? Kto słyszy ten szept?
Chrétien miał szeptać do siebie, ale teraz wydaje mi się, że mogłam to zaznaczyć. Jeszcze się przyznam do literówki w tym zdaniu, powinno być "podziękujemy".

Prawda, bardzo "siłowałam się" z ostatnim monologiem. Chciałam, aby historia była zamknięta. A zamknęłam ją, niestety, z trzaskiem - chyba dlatego, że zwątpiłam w sens mojego pomysłu.

Awatar użytkownika
JanTanar
Fargi
Posty: 383
Rejestracja: wt, 22 lip 2008 21:10

Post autor: JanTanar »

Dziękuję za komentarze. Wszystkich razi DNA i całkowicie słusznie. Najgorsze, że już nie pamiętam, co przez nie chciałem osiągnąć. Chyba fantastykę. Porażka.
Tak się zastanawiam czy gdyby tam wstawić np. "z szarą materią" to byłoby lepiej, czy też przekombinowane i lepiej wyciąć ten fragment zdania?
Podobnie z "ważkiem" (to ten ważek a nie wiele ważek) czy to wielkie przestępstwo językowe, czy jeszcze dopuszczalne.
Przedstawienie sytuacji po wejściu w tekst "stwora" faktycznie się zmieniało, może nie udało mi się tego do końca wyczyścić z poprzednich wersji. Ostatecznie miało być coś jak w moim obecnym avatarku.

Przepraszam, że rzadko wpadam, ale zostałem w domu nieco odcięty od sieci. Nici z przyjemności nocnych posiadów na forach. Dopóki coś się nie zmieni (np. komputer albo dostawca) mogę wpadać na krótko i okazjonalnie, ale bywam i czytam. Niektóre teksty całkiem ciekawe, komentarze jeszcze bardziej.

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

maniak82 - pewnie wina pośpiechu, zbytnio skracałem.

Ok, tropy w tekście są. Tylko czemu ja mam się doszukiwać pojedynczych zdań, czemu mi trzeba precyzować? Bo widzę, że pomysł jest, ale on z tekstu nie wynika.
Opisujesz akcję, co się dzieję, tą pierwszą płaszczyznę. A nie skupiasz się na tym, by przekazać pomysł, idee. To powinno razić, nie pojawiać się między wierszami.

<UWAGA, TU NIE TYLKO DO MANIAKA>

I myślę, że to problem wielu tekstów (i mojego z poprzednich warsztatów tez jak najbardziej) - jest pomysł, ale jest zmarnowany, bo nic z założeń w tekście nie wynika. Jest ukryte, czytelnik ma sobie dopowiedzieć resztę - a dostaje tylko zapychacz, opis wydarzeń, tylko z odrobiną tropów.
Jasne, czytelnik powinien się domyślać, nie trzeba mu tłuc łopatologicznie, ale nie oznacza to, że ma sam wymyślić pomysł. Może łączyć fakty, ale nie myśleć, jak to zinterpretować, żeby się zgadzało z tematem.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Wolfie
Sepulka
Posty: 53
Rejestracja: wt, 13 lis 2007 22:51

Post autor: Wolfie »

Ups, wpadłem pod krechę...
No-qanek, Kruger – dziękuje za komentarze. I parę słów wyjaśnienia.
No-qanek pisze:Wolfie
Czarownik a człowiek radziecki

Znowu - po co to wszystko? Po co było tyle pisać? Skoro treść sprowadza się do "Jest agent KGB, mag zabija go magią"?
Zdaję sobie sprawę, że wstawiłem trochę za dużo opisów i szczegółów, zamiast skoncentrować się na temacie. Niestety, często mi się to zdarza, a na dodatek nie miałem czasu wprowadzić gruntownych poprawek, bo deadline się zbliżał... Tak więc zaprzeczać nie będę, bo uwaga słuszna.
No-qanek pisze:A muzyka sobie a muzom.
Nie rozumiem...
Kruger pisze: Primo - agent. Agent? Duże znaczenie ma tutaj miejsce akcji. Z poszlak opisowych wnoszę, że na terenie ZSRR bądź jakiegoś państwa satelickiego. Czemu to ma znaczenie? Agent to ktoś działający między obcymi, wrogami, ktoś lepiej wyszkolony. Zaś do trzymania w ryzach własnych obywateli wystarczy szpicel, tajniak, funkcjonariusz. Uzasadnione byłoby użycie stopnia ale słowa "agent" IMO nie.
Tak, akcja rozgrywa się na terenie jednego z państw satelickich. W zamierzeniu miała być to Polska, ale zabrakło znaków na doprecyzowanie. Co do agenta:

SJP twierdzi, że:

Agent:
1. detektyw, tajny funkcjonariusz policji, wywiadowca;
2. tajny współpracownik obcych służb wywiadowczych, szpieg;
3. ajent, osoba pośrednicząca w zawieraniu umów przez zleceniodawcę

Jak widać, nie jest powiedziane że agent musi działać na terenie wroga :)
Kruger pisze:Za niepotrzebne mam również przedstawienie agenta z imienia i nazwiska (a czemu bez otczestwa?). Funkcją tej postaci jest wskoczyć i umrzeć, po co ją przedstawiać?
Imię i nazwisko wstawiłem dla ułatwienia – gdy używałem słów agent, mężczyzna albo olbrzym (bo początkowo z postaci miał być kawał chłopa), brzydko to brzmiało i kuło po oczach. A otczestwa nie podałem, bo przecież Rosjanie nie zawsze się tak przedstawiają.
Kruger pisze:Pretensje mam również do pisowni. Czemu zangielscyzowane Nikolai? Po polsku Nikołaj nie można? A jeśli już, to czemu po polskiemu Boczarow? Jeśli Nikolai, to Botsharov! Niekonsekwencja.
Nazwisko Boczarow zerżnąłem z powieści Sturmvogel Andrieja Łazarczuka i występowało tam w dokładnie takiej formie. W zbiorze opowiadań rosyjskich pisarzy Mroczny Bies natknąłem się na imię Nikolai. Pisanie przez i.
Kruger pisze: Wyobrażam sobie, że tenże agent zachowuje się jednak w ten absurdalny sposób w konkretnej sytuacji. Mianowicie gdy obiekt jego poszukiwań - czarownik, zjawia się w restauracji na bibce a agent jeszcze go nie zna. Czarownik dosiada się do stołu bo jego celem jest wyeliminowanie swego prześladowcy. Jedzą, piją, czarownik prowokuje, agent myśli że to jakiś pijany fagas iiiii.... bach. Jednakże przeciwko takiemu rozumieniu sytuacji świadczy zachowanie czarownika. Po co zbliżać się, wchodzić w łaski, prowokowac do ataku - skoro ma się taką moc w łapkach? A podejść do stołu, machnąć karakterem w plecy gadziny i szlus. Zwykle prowokuje się do czegoś w konkretnym celu, by móc kogoś załatwić publicznie ale w pozycji człowieka broniącego się, w obronie koniecznej. A to nie wchodzi w grę z kilku powodów - a bo publika i tak nie widzi czaru i efektu, a bo nawet gdyby widziała, czarownikowi zależy na ukrywaniu swej mocy, a bo w ZSRR naprawdę nie miało znaczenia czy się zabiło KGBowca z premedytacją czy w obronie koniecznej...
Kierowałem się tu powiedzeniem: najciemniej pod latarnią. Oczywiście, czarownik mógł rozwiązać sprawę po cichu – chciał jednak zadrwić z KGB, wprowadzić też co nieco chaosu, paniki – skoro doświadczony agent znika na bankiecie, w towarzystwie wielu ludzi, nie wychodząc ani do toalety, ani na zewnątrz, to coś musi być nie tak. Drugim powodem zachowania czarownika są przeszkody w postaci innych funkcjonariuszy, zawsze kręcących się wokół Boczarowa. Czarownik moc sporą ma, ale przeciwko kilkunastu osobom rady by nie dał. No ale cóż, ja tu gadu-gadu o swoich zamiarach, ale w tekście tego nie zamieściłem... Choć miałem dobre chęci :p
W ułamku sekundy szarżujący napastnik rozsypał się w aksamitnie czarny ni to dym, ni to pył.
(...)
palcem wskazującym kierując ulotne pozostałości agenta do popielniczki.
Kruger pisze:Skoro nie wiadomo czy to dym czy pył, to dlaczego do popielniczki? A jeśli jednak dym, to po co i jak?
Źle to odczytałeś – ni to dym, ni to pył wskazuje na to, że to coś pomiędzy, coś, co unosi się w powietrzu, przypomina dym, a jednocześnie ma większą gęstość... Wydawało mi się, że tą pośredniość wyraźnie zaznaczyłem.
Agent odkrył zbyt wiele, więc musiał przestać... być.
Kruger pisze: Pauza wyrażona trzykropkiem i słowo być, nie wiedzieć czemu kursywą. Odczytuję to tak - dla czarownika życie ludzkie, a zwłaszcza KGBowca, ma żadną wartość, zgniata ich jak owady. Tylko wprowadza to delikatne mącipole, bo przecież agent nie przestał być. Nadal istnieje jako ten dym/pył, tylko nie żyje.
Trochę zagmatwałeś :p Przestał być oznacza, że przestał żyć. Kursywa... W zasadzie to nie wiem, dlaczego ją dałem :p Chyba wydawało mi się, że takie podkreślenie będzie właściwe...
Gdy odźwierny zamykał drzwi za Feliksem, spektakl dobiegł końca i raptownie zapadła cisza.
Kruger pisze:Czy cała restauracja (lokal czy jak to nazwać) i spektakl są czarem obliczonym na zwabienie i uśpienie czujności Boczarowa? To by tłumaczyło raptowną ciszę. Bo przecież nawet po spektaklu w lokalu nadal powinien panować gwar, może i nawet wzmożony, ludzie wreszcie po skończeniu się hałaśliwego występu mogą pogadać przy wódce. Ale z drugiej strony spektakl dobiegł końca, co sugeruje jednak, że był prawdziwy. Czyli raptowna cisza po nim jest nienaturalna.
Tak, spektakl był prawdziwy. A co do ciszy – zapadła raptownie, bo raptownie ucichła muzyka, śpiew, huk płomieni etc. Po ciszy rozbrzmiałyby oklaski i wiwaty, ale 1-dnym z ograniczeń formalnych miało być zakończenie tekstu w momencie, gdy zapada cisza. Tak więc zapadła.
Energiczna melodia, płynąca z radzieckich skrzypiec (...)
Kruger pisze:Muzykiem ani muzykologiem nie jestem, więc muszę zapytać: czy istnieje osobna subkategoria skrzypiec okeślana umownie czy zwyczajowo jako radzieckie? Bo mi się nie wydaje.
Radzieckich, bo wytworzonych w ZSRR, stamtąd pochodzących.
Kruger pisze:Choć uważam, że Wolfie wybrał najprostszą możliwą definicję onomatopei i w efekcie wstawki wyglądają sztucznie i nienaturalnie. Gdyby z nich zrobić czasowniki, rzeczowniki czy przymiotniki - byłoby miodniej.
Ja się mocno zdziwiłem, kiedy zobaczyłem że część tekstów znad kreski nie ma onomatopej. A to dlatego, że za onomatopeje uważałem właśnie wyraziki typu: bam, bam! tik-tak! etc., nie mając pojęcia, że onomatopeje to też czasowniki, rzeczowniki czy przymiotniki :)
Kruger pisze: In plus odczytuję w tekście to, że jest to prosta historia opowiedziana zrozumiałymi dla mnie słowami, rozumiem ją bez analizowania i to mi się podoba.
O, to podniosłeś mnie na duchu, bo właśnie często miałem problem z przekazaniem czytelnikowi, o co mi lotto ^^

Jeszcze raz dzięki za komentarze!

ODPOWIEDZ