Już tak nie Dukaj.

czyli o naszych albo cudzych autorach i ich dziełach - wszystko co chcielibyście wiedzieć, a o co (nie)boicie się zapytać

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Q
Strategos
Posty: 5191
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Post autor: Q »

Korowiow pisze:Zwijanie to dobre okeślenie:)
Jak dla mnie szczytem jego pisarskich osiągnięć było - pod względem intelektualnym - "W kraju niewiernych".

Od tego czasu podniósł biegłość stylistyczną, ale (IMO) pogubił się pisarsko. (Nie on jedyny zresztą.)
Korowiow pisze:Natomiast co do mody na historię najnowszą, to się nie zgadzam. O stanie wojennym dyskutuje się przynajmniej od czasu jego wprowadzenia- i temperatura dyskusji nie opada. Rzekłbym, że chyba żadne z wydarzeń historii XX wieku nie było w III RP tak często analizowane i "rozmawiane".
Hmm.. Zdaje mi się, że od czasów rządów PiSu i nowego kierownictwa TVP (od Wildsteina po Farfała) dyskusje o historii przybrały na sile.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Korowiow
Ośmioł
Posty: 657
Rejestracja: wt, 25 paź 2005 13:59

Post autor: Korowiow »

Q pisze:
Hmm.. Zdaje mi się, że od czasów rządów PiSu i nowego kierownictwa TVP (od Wildsteina po Farfała) dyskusje o historii przybrały na sile.
Bo ogólnie nastąpiło pewne otwarcie- i osoby o poglądach niezgodnych z towarzystwem Wyborczym mogą się wypowiadać w mediach popularniejszych niż Gazeta Polska czy Najwyższy Czas(oczywiście nie chcę generalizowąć, że tam sami zwolennicy Jaruzela, a tu przeciwnicy- ostatecznie Korwin czy Wielomski, z powodów, których pojąć do końca nie mogę, rozpływają się nad Ślepowronem). Dla mnie to zaleta- historia ciekawa, to warto dyskutować.
Zjednoczony blok wszelkiego wstecznictwa

Awatar użytkownika
Q
Strategos
Posty: 5191
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Post autor: Q »

Mnie nie chodziło o to, że dyskutowanie o historii jest "be" (albo "cacy"), a o to, że "Wroniec" wchodzi na rynek w dość dogodnym momencie.

Edit:
Widzisz... Artykułowanie własnego zdania nie jest niczym złym, tyle, że Zajdel i Ziemkiewicz głosili swoje - sprzeczne z dominującą linią - poglądy kiedy były niemile widziane, i coś tam głosząc je ryzykowali. (Zajdel więcej, Ziemkiewicz mniej.) A.S. i Pacek też mieli odwagę głosić swoje - dla odmiany sprzeczne z prawicowym nastawieniem dominującym, w owe lata, w fandomie SF. Coś takiego cenię (niezależnie od tego do których z nich poglądami mi bliżej, a do których dalej)...

"Wroniec" natomiast pojawia się w momencie, w którym dyskusje o historii staja się głośniejsze, i atakuje wroga definitywnie martwego. Miniony ustrój jest miniony. Stanu wojennego nikt nie chwali. SLD spadło poparcie (zresztą co ma SLD wspólnego z tamtymi czasami, skoro kierują nim trzydziestokilkulatkowie; i skoro nawet PiS wchodzi z nim od czasu do czasu w taktyczne sojusze).

Nie, nie twierdzę, że każdy ma być "księciem niezłomnym" (kilka zdań w "Obłoku..." i "Astronautach") w niczym nie zmniejszyło mojego szacunku do Lema). Nie twierdzę też, że Dukaj zachowuje się jak - nie przymierzając - zdarzało się zachowywać (jako pisarzowi i publicyście) J. Piekarze.

Twierdzę natomiast, że Dukaja stać na coś więcej niż formalna zabawa osnuta wokół modnego tematu. (I to napisana chyba na szybko - w wywiadach Dukaj mówił szeroko o swoich pisarskich planach, ale nic wrońcopodobnego w niech się nie pojawiało. Inna rzecz, że "Wroniec" napisany jest na tyle dobrze, że tej pospieszności nic, a nic nie widać. Stylistycznie J.D. jest coraz lepszy. Szkoda, że tylko stylistycznie, bo poza stylem nic we "Wrońcu" nie znalazłem.)
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2234
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Q pisze: Twierdzę natomiast, że Dukaja stać na coś więcej niż formalna zabawa osnuta wokół modnego tematu. (I to napisana chyba na szybko - w wywiadach Dukaj mówił szeroko o swoich pisarskich planach, ale nic wrońcopodobnego w niech się nie pojawiało. Inna rzecz, że "Wroniec" napisany jest na tyle dobrze, że tej pospieszności nic, a nic nie widać. Stylistycznie J.D. jest coraz lepszy. Szkoda, że tylko stylistycznie. )
1. Nie zgadzam się ze zdaniem Conrada wygłaszanym przez Lema. Takie twierdzenia można tworzyć dla np. butów (buty mają chronić stopy przed różnorakimi czynnikami znajdującymi się po drugiej stronie powłoki buta niż stopa). Celem tworzenia dowolnie wybitnej (i odwrotnie - kiepskiej) literatury może być także chęć zabawienia czytelnika, podzielenia się z nim jakimś przebłyskiem, przypadkowym zwarciem neuronów - jeżeli podane to jest z odpowiednią dozą szacunku, czytaj: co najmniej poprawne stylistycznie, w zupełności wystarczy. Zatem "Wroniec" jest dziełem jak najbardziej uprawnionym, podobnie jak wszelkie inne, którym ktokolwiek zarzuca brak intelektualnej (czo? "Lód" płytki intelektualnie? "Inne pieśni" płytkie intelektualnie?) osnowy czy podstawy.

2. Rzeczywiście "Wroniec" jest pewnym zaskoczeniem w serii książek Dukaja i właśnie o to go podejrzewam: albo to efekt jakichś pobocznych cykli jego procesora, coś mu się tam kluło, ale zupełnie na boku, niezobowiązująco. A jak przybrało jaką taką postać, zasiadł nad dopracowaniem całości, przyprawił po swojemu i oto mamy.

3. Wrócę jeszcze do mniemanej płytkości twórczości Dukaja po "W kraju niewiernych". Które czytałem dwa razy a i tak nie pamiętam, o co tam szło, czy to o tych partyzantach, co robią rajd na Moskwę? Jeżeli tak, to była to sprawnie napisana historia alternatywna w konwencji kina wojennego. Za to "Inne pieśni" stanowiły absolutny przełom - dowiodły, że można przy użyciu naszego języka mówić o ich świecie. W przeciwieństwie do niektórych nigdy nie miałem problemu ze słowotwórstwem Dukaja, przeciwnie, podziwiałem go za mistrzostwo spostrzeżeń (forma-morfa!). "Lód" był powieścią totalną nie tylko pod względem objętości. "Potop" ma przecież nie mniejszą. Gierosławski wydawał się nieprawdopodobny zaledwie przez pierwsze 300 stron. Kiedy wsiąkłem w świat przedstawiony - zamarzło, wszystko stało się oczywiste. Nb. "zamarzło" zdażyło mi się już gdzieś słyszeć w potocznej rozmowie. Te dwie książki dowodzą moim zdaniem czegoś więcej niż tylko stylistycznej biegłości. Po prostu żeglują one po innych morzach: nie ma tam tyle spoglądania na własny pępek, właściwie brak zainteresowania problemami emocjonalnymi. Skoncentrowane są na sprawach zewnętrznych, eksploatują filozofię na poziomie niespotykanym, tak sądzę, od czasów Kartezjusza. Nie sposób od razu zabrać się na jakąkolwiek inną książkę po lekturze Dukaja.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
Q
Strategos
Posty: 5191
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Post autor: Q »

flamenco108. Z tego co widzę nie uzgodnimy wspólnego stanowiska, bo Ty jesteś miłośnik "sztuki dla sztuki", a ja stary pozytywista ;-).

Tym niemniej nie uważam by "Wroniec" nie miał racji bytu. Ma ją oczywiście jako pozycja rozrywkowa, odprysk poważniejszej twórczości (coś jak "Dyktanda..." w dorobku Lema), tymczasem - przez to, że traktuje o tym o czym traktuje - jest odbierany chyba jednak inaczej niż jak "Dyktanda". (Podobna sytuacja jak z Danem Brownem - napisał takie se, nawet nienajgorsze, czytadła, ale że ich kanwą uczynił co uczynił, tęgie głowy zaczęły o tych czytadłach dyskutować z większą pasją niż o dziełach niejednego noblisty.) To raz.

Dwa (tu właśnie zaczyna się protokół rozbieżności ;-)): Dukaj jest niewątpliwie geniuszem, i niewątpliwie wyrósł na następcę Lema. Zauważam to, ba byłem pewien, że Dukaj tak wysoko zajdzie gdy jako młody chłopak czytałem opowiadanie innego młodego chłopaka (tzn. "Korporację Mesjasz"). Jako pozytywista ;-) uważam, że taki talent zobowiązuje. I to nie do pisania felietonów do "TP" czy "Odry" (czytywałem te mistrzowe, miały b. różny poziom) a do mówienia czegoś istotnego. Otóż jest nowy Lem. A gdzie nowe "Summa..." czy "Dialogi"?

Nie odmawiam Dukajowi geniuszu, jako rzekłem. Dlatego "Innym..." czy "Lodowi" też nie odmawiam genialnego wykonania. (Np. fragment o ludziach jako lodowych "kwiatach" na szybie jest świetny. Lem mógłby pozazdrościć). Kłopot jest inny - widać, że to filozof pisał ;-) - znaczy są to genialne abstrakcje oderwane od rzeczywistości i to oderwane bardziej niż SF (bo na inne planety możemy kiedyś trafić - tzn. nie my, jako my, ale ludzkość, czy postludzkość) a do wszechświatów rządzonych tak odmiennymi prawami raczej nie.

Jest więc to "gra czysta', swoista abstrakcja, genialna abstrakcja zresztą ale informacyjnie pusta (coś jak genialny kryminał nie przymierzając). Zmyślnie skonstruowana zabawka.

Lubiłem New Weird i pokrewne eksperymenty, nawet bardzo, ale dochodzę do wniosku, że nie są one jednak krokiem we właściwym kierunku. SF, ta stara, klasyczna, odnosiła się do rzeczywistości. Clarke, Lem, Dick, Le Guin o czymkolwiek by nie mówili, mówili o Wszechświecie, w którym żyjemy, i związanych z tym problemach (tylko trochę bardziej elementarnych niż "kto, z kim, i po co?"). Klasyczna fantasy była bajką, ale bajką odwołującą się do kulturowych archetypów, do pewnych wartości. Howard, Tolkien, Le Guin, Bradley mieli jakieś poglądy na świat. (Kontrowersyjne zresztą - Howardowi obrywało się już na FF za głoszenie swoiście pojętego machismo, Brin jeździł po Tolkienie za konserwatyzm, Le Guin jest feministką i miłośniczka filozofii Wschodu, a Bradley nie kryje neopogańskich sympatii.) Tymczasem do czego odwołuje się New Weird? Do gier formalnych, do śmiałego wymyślania światów, jakich nikt jeszcze nie wymyślił. Do tworzenia bohaterów, z którymi - jak sam zauważyłeś - nic nas nie łączy, bo inne zasady determinują ich myśli i czyny. Nie mówię, że nie można tak się bawić, ale jeśli genialny pisarz zadowala się tylko taką zabawą to mam uczucie niedosytu. Ba, zaczynam odczuwać wkurzenie, że to mu wystarcza, bo dla mnie - jako czytelnika, to za mało.

(Np. nagrodzony w tym roku Piskorski, też machnął New Weird, nie oszukujmy się, mniej sprawną od dukajowych dzieł, i intelektualnie bardziej błahą, ale wplótł w to jakieś archetypy - XIXiwiecznej, nie feudalnej zresztą, proweniencji. Jakieś rozważania o postępie, o roli wynalazcy. Problemy realne, nie fikcyjne. Czyli można... Tego mi właśnie brakuje ostatnio u Dukaja.)

E: jeszcze jedno: po Dukaju zabrałem się z powrotem za Lema, więc, że "nie sposób" to przesada ;-).

ps. "W kraju niewiernych" to jest ten tomik. Z partyzantem to był "Xavras Wyżryn", niezbyt dobra zresztą rzecz, ale poruszająca jeszcze realne problemy.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Albiorix
Niegrzeszny Mag
Posty: 1768
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44

Post autor: Albiorix »

Zgadzam się z Q i nie będę pisał więcej bo musiałbym pisać to samo ;)
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2234
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Q pisze:flamenco108. Z tego co widzę nie uzgodnimy wspólnego stanowiska, bo Ty jesteś miłośnik "sztuki dla sztuki", a ja stary pozytywista ;-).
O ile faktycznie pozytywistą nie jestem, to z pewnością nie jestem wyznawcą sztuki dla sztuki. Wyznaję sztukę dla odbiorców. Uważam, że artysta, jego utwór i odbiorca są niezbędnymi rogami tego samego trójkąta. Brak jednego, brak całości. Zatem artysta, którego utwory nie znajdują odbiorców (są tacy, którzy nie mogą nawet za darmo zainteresować publiki, ale żyją z państwowych dotacyj, jadą na kabotyństwie), jest d*pa, nie artysta.
Q pisze: taki talent zobowiązuje. I to nie do pisania felietonów do "TP" czy "Odry" (czytywałem te mistrzowe, miały b. różny poziom) a do mówienia czegoś istotnego. Otóż jest nowy Lem. A gdzie nowe "Summa..." czy "Dialogi"?
Prawdziwy artysta nie zna pojęcia chałtury, zatem pisze tam, gdzie go chcą.
[edit]A poziom zależny może być tylko od wysokości honorarium. Jednak nigdy nie może obniżyć się pod granicę poprawności formalnej.[/edit]
To raz. Dwa, z Lema najbardziej znane są Dzienniki gwiazdowe oraz inne "lżejsze" utwory. A te summa, to wyrafinowany produkt dla znawców. Geniusz Lema moim zdaniem objawił się właśnie w Cyberiadzie i przygodach Ijona, a nie w memłaniu, które, nawiasem mówiąc, znajduję bardzo interesującym.
Q pisze: Nie odmawiam Dukajowi geniuszu, jako rzekłem. Dlatego "Innym..." czy "Lodowi" też nie odmawiam genialnego wykonania. (Np. fragment o ludziach jako lodowych "kwiatach" na szybie jest świetny. Lem mógłby pozazdrościć). Kłopot jest inny - widać, że to filozof pisał ;-) - znaczy są to genialne abstrakcje oderwane od rzeczywistości i to oderwane bardziej niż SF (bo na inne planety możemy kiedyś trafić - tzn. nie my, jako my, ale ludzkość, czy postludzkość) a do wszechświatów rządzonych tak odmiennymi prawami raczej nie.
1. Nie ma utworów oderwanych od rzeczywistości, bo tylko rzeczywistość może być ich substratem.
2. A co z "Perfekcyjną niedoskonałością", "Extensą"? Czyste SF na poziomie Lema.
3. Twoje odwoływanie się do Lema ma duże znaczenie: zarówno u niego, jak u Dukaja widać wyraźnie, że nie człowiek i jego emocje ich najbardziej interesowały. Najbardziej ludzkie opowiadania Lema, to zapewne Pirx, zapewne niefantastyczny "Szpital przemienienia". W reszcie utworów widać, że podstawą ich był jakiś problem abstrakcyjny, np. miniaturyzacja, nanotechnologia w "Pokoju na Ziemi". Postaci zresztą u Lema, podobnie jak u Dukaja mają znaczenie pretekstowe, czasem są ledwo zarysowane. Zwróć uwagę, że praktycznie nie ma tam seksu, nawet w "Powrocie z gwiazd". A seksu jest mało, bo mało tam kobiet. Bo jak są kobiety (w wieku produkcyjnym) z mężczyznami (w wieku produkcyjnym), to brak seksu (choćby w podtekście) uczyniłby sytuację mało wiarygodną. Ponieważ nie emocje maluczkich zajmują geniuszy, kobiety zostały zredukowane do niezbędnego minimum.
Q pisze: Lubiłem New Weird i pokrewne eksperymenty,
A ja wręcz przeciwnie. W ogóle nie lubię eksperymentów. Porównywanie Dukaja do New Weird jest mi wstrętne.
Q pisze:SF, ta stara, klasyczna, odnosiła się do rzeczywistości. Clarke, Lem, Dick, Le Guin o czymkolwiek by nie mówili, mówili o Wszechświecie, w którym żyjemy, i związanych z tym problemach (tylko trochę bardziej elementarnych niż "kto, z kim, i po co?").
Do rzeczywistości technicznej. SF w najbardziej ludzkim wymiarze zajmuje się przedstawieniem człowieka w nowej sytuacji technicznej. Jeżeli Clarke pisał o windzie orbitalnej, to przedstawiał to oczami swojego bohatera, bo w ten sposób robił z tego literaturę, a nie podręcznik budowy windy. Ale podmiotem i tak była winda.
Q pisze:Nie mówię, że nie można tak się bawić, ale jeśli genialny pisarz zadowala się tylko taką zabawą to mam uczucie niedosytu. Ba, zaczynam odczuwać wkurzenie, że to mu wystarcza, bo dla mnie - jako czytelnika, to za mało.
Jak wyżej - geniuszy nie interesują kompleksy maluczkich. O emocjach, o problemi równości ras, płci, ideach politycznych piszą liczni inni. Zauważ, że Lem, jak tylko zaczął pisać z sensem (czyli nie "Astronauci"), całkowicie odciął np. politykę. Dowcipkował często o kulturze Zachodu, ale bez nastawienia, wyglądało to raczej, jakby Zachód dawał większe możliwości jako tworzywo, a też był atrakcyjniejszy dla czytelnika.
Q pisze:Problemy realne, nie fikcyjne. Czyli można... Tego mi właśnie brakuje ostatnio u Dukaja.)
Przypomnę hasło ukute ongi przez NF: Fantastyka odpowiada na pytania, które ludzkość dopiero sobie kiedyś zada. W tym kontekście to Dukaj pisze prawdziwą fantastykę, a reszta wyłącznie korzysta ze sztafażu. Wiem, judzę.
Q pisze: ps. "W kraju niewiernych" to jest ten tomik. Z partyzantem to był "Xavras Wyżryn", niezbyt dobra zresztą rzecz, ale poruszająca jeszcze realne problemy.
No, to z tego zbiorku niewątpliwie dla mnie jest najlepszy "Ruch generała", który nie ma nic wspólnego z political fiction, fantasy, sf, jest wymiecioną bajką, totalnie eksploatującą dostępne scenografie, pobudzającą do myślenia i od początku do końca zabawną.

Pomyśl, jakby było kiepsko, gdyby Dukaj dał się ogarnąć pysznej myśli, że powinien tworzyć w jakimś celu: może, by uczynić nas bardziej etycznymi? Może skłonić do zastanowienia nad marnością naszej kondycji? Może zwrócić uwagę na problemy społeczne, polityczne? Jakby tak dołączył do tej większości, która poza tymi właśnie problemami nie widzi wiele więcej?
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
Alfi
Inkluzja Ultymatywna
Posty: 20471
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29

Post autor: Alfi »

Q pisze:Z partyzantem to był "Xavras Wyżryn", niezbyt dobra zresztą rzecz, ale poruszająca jeszcze realne problemy.
I to była jedna z najlepszych w fantastyce lat 90. historia alternatywna ożeniona z political fiction. Coś, co lubię.
flamenco108 pisze:
Ponieważ nie emocje maluczkich zajmują geniuszy
Oj, niektórych zajmują, i to bardzo. Geniusz różnie się objawia.
flamenco108 pisze:
Do rzeczywistości technicznej. SF w najbardziej ludzkim wymiarze zajmuje się przedstawieniem człowieka w nowej sytuacji technicznej. Jeżeli Clarke pisał o windzie orbitalnej, to przedstawiał to oczami swojego bohatera, bo w ten sposób robił z tego literaturę, a nie podręcznik budowy windy. Ale podmiotem i tak była winda.
I to jest pewna słabość SF. Literatura, której brak pełnowymiarowego bohatera - takiego, który koncentrowałby uwagę na sobie - jest mniej lub bardziej ułomna. Tylko pisarz genialny potrafi przeskoczyć tę barierę, którą zresztą sam sobie stawia.
flamenco108 pisze:
Pomyśl, jakby było kiepsko, gdyby Dukaj dał się ogarnąć pysznej myśli, że powinien tworzyć w jakimś celu: może, by uczynić nas bardziej etycznymi? Może skłonić do zastanowienia nad marnością naszej kondycji? Może zwrócić uwagę na problemy społeczne, polityczne? Jakby tak dołączył do tej większości, która poza tymi właśnie problemami nie widzi wiele więcej?
Gdzie niby taka większość jest? Rozglądam się i jakoś nie widzę. Problemy etyczne? Gdzie, kto? Społeczne i polityczne? Chyba Pilipiuk w słynnych dygresjach antylewicowych i antyunijnych, zbyt łopatologicznych niestety, i dlatego przeszkadzającym w lekturze nawet zwolennikom tych samych poglądów (znam paru takich).
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2234
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Alfi pisze: Gdzie niby taka większość jest? Rozglądam się i jakoś nie widzę. Problemy etyczne? Gdzie, kto? Społeczne i polityczne? Chyba Pilipiuk w słynnych dygresjach antylewicowych i antyunijnych, zbyt łopatologicznych niestety, i dlatego przeszkadzającym w lekturze nawet zwolennikom tych samych poglądów (znam paru takich).
Bierz na warsztat wszystkich literatów, nie tylko fantastycznych, to miałem na myśli. Ale jeżeli postawimy opozycję Dukaj - reszta, to reszty też będzie więcej. Do przekazywaczy ideolo możemy doliczyć także Grzędowicza, Kołodziejczaka, Oramusa, RAZa, KTLa, żeby wyliczyć tych najwidoczniejszych. Poza tym każdemu się zdarza.
Dukajowi - raczej nie. Nie widać u niego deklaracji za jakąś dyskusyjną opcją, a to machnie opowiadanie, w którym Bóg jest, w innym go nie ma, w jeszcze innym jest, ale mniejszy od człowieka. W jeszcze innym w ogóle nie ma takiej koncepcji (chwała mu za to), znaczy nikomu tam to nie przyszło do głowy. W "Lodzie" bohaterowie wygłaszają tezy polityczne, ale jest to tylko scenografia, bo czas był gorący i wszyscy piśmienni politykowali.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
Korowiow
Ośmioł
Posty: 657
Rejestracja: wt, 25 paź 2005 13:59

Post autor: Korowiow »

flamenco108 pisze: Pomyśl, jakby było kiepsko, gdyby Dukaj dał się ogarnąć pysznej myśli, że powinien tworzyć w jakimś celu: może, by uczynić nas bardziej etycznymi? Może skłonić do zastanowienia nad marnością naszej kondycji? Może zwrócić uwagę na problemy społeczne, polityczne? Jakby tak dołączył do tej większości, która poza tymi właśnie problemami nie widzi wiele więcej?
Okropna okropność, straszna straszność. Gdzieżby literatura wielka mogła się zajmować wyłącznie takimi rzeczami
Zjednoczony blok wszelkiego wstecznictwa

Awatar użytkownika
Albiorix
Niegrzeszny Mag
Posty: 1768
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44

Post autor: Albiorix »

Alfi pisze:
flamenco108 pisze:Do rzeczywistości technicznej. SF w najbardziej ludzkim wymiarze zajmuje się przedstawieniem człowieka w nowej sytuacji technicznej. Jeżeli Clarke pisał o windzie orbitalnej, to przedstawiał to oczami swojego bohatera, bo w ten sposób robił z tego literaturę, a nie podręcznik budowy windy. Ale podmiotem i tak była winda.
I to jest pewna słabość SF. Literatura, której brak pełnowymiarowego bohatera - takiego, który koncentrowałby uwagę na sobie - jest mniej lub bardziej ułomna. Tylko pisarz genialny potrafi przeskoczyć tę barierę, którą zresztą sam sobie stawia.
To jest siła (nielicznych, lepszych tekstów) SF :) W praktycznie literaturze począwszy od Sierotki Marysi i Harlequina skończywszy na śmietance głównego nurtu jest uwaga skoncentrowana na bohaterze. To miłe że czasem (np w SF) można też przeczytać o czymś innym i ciekawszym niż wymyślone osobowości.
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.

Awatar użytkownika
Q
Strategos
Posty: 5191
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Post autor: Q »

flamenco108 pisze:2. A co z "Perfekcyjną niedoskonałością", "Extensą"? Czyste SF na poziomie Lema.
Na poziomie Lema? No, jednak wolne żarty.

"Extensa" trochę żżyna z "Wizji lokalnej" (dwie możliwe ścieżki rozwoju - postęp, albo skansen) trochę z Egana (vide początki "Diaspory"). Mówi b. podobne rzeczy, tylko w inny sposób. Lubię ją, ale bez przesady.

"Perfekcyjna..."? Dobra jest, nie powiem. Nawet bardzo dobra. Podejmuje pałeczkę upuszczoną przez Lema w latach '80. Z tym, że jest jeden wielki zgrzyt. We "Fiasku" np. Lem opisał całą fikcyjną fizykę potrzebną by dało się obejść prędkość światła. W "Perfekcyjnej..." osią fabuły staje się w pewnym momencie kraftunek. Jak działa? "Very well, thank you", jak odpowiedział pytany o działanie jednego z serialowych ustrojstw, konsultant naukowy "Star Treka". Jest więc "magią" doklejoną do warstwy hard SF, by było ciekawiej. (Podobną doklejkę, nawet bardziej ostentacyjną, mamy w "Czarnych oceanach".)
flamenco108 pisze:Jeżeli Clarke pisał o windzie orbitalnej, to przedstawiał to oczami swojego bohatera, bo w ten sposób robił z tego literaturę, a nie podręcznik budowy windy. Ale podmiotem i tak była winda.
I bardzo dobrze. Winda jest realna (tzn. realna potencjalnie, jako coś co da się zbudować, chyba już niedługo). Człowiek też jest realny.

Hieronim Berbelek natomiast nie jest realny (twór niby człekopodobny, ale zdeterminowany inną fizyką). Ludzi spotykamy, winą kosmiczną pewnie ktoś się kiedyś przejedzie. Berbelek - i to co go otacza - jest tak samo istotny jak scholastyczne spory o diabły na łebku szpilki. I tyle samo może obchodzić czytelnika.
flamenco108 pisze:Przypomnę hasło ukute ongi przez NF: Fantastyka odpowiada na pytania, które ludzkość dopiero sobie kiedyś zada. W tym kontekście to Dukaj pisze prawdziwą fantastykę, a reszta wyłącznie korzysta ze sztafażu.
Znaczy sądzisz, że kiedyś natrafimy na światy rządzone fizyką Arystotelesa? Albo na psychomemy?

Ja bym bardzo chciał, żeby Dukaj zadawał takie pytania o jakich mówisz, i jeszcze na nie odpowiadał, ale on raczej zadaje sobie pytania z gatunku kwadratury koła. Ciekawe abstrakcyjnie, ale praktycznie nieistotne, w dowolnym - śmiem twierdzić - interwale czasowym.

(By była jasność: też nie lubię fantastyki używanej tylko jako gotowa konwencja, nie lubię płaskiej agitki na rzecz tego czy owego, nie lubię myślowego niechlujstwa pisarzy, ale nie uważam by lekiem na to były umysłowe abstrakcje godne stanąć w jednym rzędzie z ideami platońskimi i leibnitzowymi monadami.)
flamenco108 pisze:No, to z tego zbiorku niewątpliwie dla mnie jest najlepszy "Ruch generała", który nie ma nic wspólnego z political fiction, fantasy, sf, jest wymiecioną bajką, totalnie eksploatującą dostępne scenografie, pobudzającą do myślenia i od początku do końca zabawną.
Dla mnie najbłahszy (choć go lubię i czasem wracam do niego). Dlatego mówiłem, ze protokół rozbieżności nam pozostaje ;-).

flamenco108 pisze:Pomyśl, jakby było kiepsko, gdyby Dukaj dał się ogarnąć pysznej myśli, że powinien tworzyć w jakimś celu: może, by uczynić nas bardziej etycznymi? Może skłonić do zastanowienia nad marnością naszej kondycji? Może zwrócić uwagę na problemy społeczne, polityczne? Jakby tak dołączył do tej większości, która poza tymi właśnie problemami nie widzi wiele więcej?
Widzę, że uważasz, że "nic" = więcej niż "coś".

Edit był. Dwukrotny.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5630
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Trzykrotny chyba...
FTSL
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2234
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Q pisze: Widzę, że uważasz, że "nic" = więcej niż "coś".
A Sokrates mówił: "Wiem, że nic nie wiem." Łapiesz?
A teraz dla Korowiowa, szersze wyjaśnienie ;-):
Ostatnio rzeczywiście tak jest, że za sprawą mediów artyści wypowiadają swoje poglądy na sprawy wszelakie, w tym, o zgrozo, ważne. Z lekcji polskiego w liceum można by wnosić, że w Polszcze oczekiwano tego od nich już półtora wieku temu. Niektórym zapewne mogło się coś poplątać z tego powodu i zaczęli wierzyć, że naprawdę mają coś mądrego ludzkości do powiedzenia (znamienne były wyniki sondy przeprowadzonej wśród młodzieży, która znaczącą większością zadeklarowała wiarę w prawdy objawiane przez telewizyjnych szołmasterów. Wojewódzki skwitował to słowem: "kretyni", za co mu chwała.). Moim zdaniem jednakowoż komediant pozostanie komediantem, truwer truwerem, pacykarz pacykarzem. Głębokich treści nie twórca się doszukuje w swoim dziele, jeno odbiorca. To jego dzieło porusza, wzrusza, skłania do myślenia. Twórca, znaczy się, może, owszem, ale z pewnością inaczej to widzi niż odbiorca, w końcu to jego dzieło. Zgadzam się z twierdzeniem ASa w tej materii, że co sobie twórca myślał, gdy tworzył, po co to zrobił i dlaczego - to sprawa twórcy. Oczywiście, zabawne jest dochodzić tych rzeczy, dedukować, korelować wydarzenia z utworami. Wychodzi z tego sterta papieru w przypadku uznanych artystów o wiele wyższa niż popełnione przez nich utwory.
Zatem - może i Lemowi o coś szło, kiedy tworzył. Może nawet o coś szło Słowackiemu. Ale czy o to, czego się dziś w ich utworach doszukujemy? Tego wiedzieć nie będziemy. I bardzo dobrze.

Zatem, choć uważam za uprawnioną twórczość zaangażowaną, czyli tworzoną w konkretnym celu, żeby np. ukazać światu koszmar globalnego ocieplenia wywołanego przez pierdzące w żłobkach dzieci, otwórzcie oczy, o ślepcy, to nie przydaję jej za to dodatkowych plusów dodatnich.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
Q
Strategos
Posty: 5191
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Post autor: Q »

flamenco108 pisze:A Sokrates mówił: "Wiem, że nic nie wiem." Łapiesz?
Wolę nic nie złapać ;-).

A serio: rozumiem, że dochodzimy tu do literatury abstrakcyjnej (przez analogię do abstrakcji w malarstwie i rzeźbie). Abstrakcyjny świat, abstrakcyjni bohaterowie, abstrakcyjne problemy. Rozumiem, że następnym krokiem będzie np. zapełnienie książki literami i cyframi dobranymi tylko według estetycznego i/lub matematycznego klucza... ;-)
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

ODPOWIEDZ