Niepolecanki
Moderator: RedAktorzy
-
- Nexus 6
- Posty: 3388
- Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45
Nie wiem, co w nim widzicie, strasznie nijaka postać. Dziesięć razy lepszy dla mnie jest już Lucjusz. Zgredek, Dolores Umbridge i Syriusz też wypadli całkiem nieźle. Książkowi oczywiście. A po Zakonie Feniksa panią Umbridge wręcz nienawidzę ;]Narai pisze:Coś w tym jest. Tylko Snape jej się udał, moim zdaniem. I ewentualnie...Albiorix pisze:Mistrzowską charakterytykę drętwych postaci.
...
Nie wiem kto.
Siakiś duplikat.
- Zanthia
- Alchemik
- Posty: 1702
- Rejestracja: czw, 11 sie 2005 20:11
- Płeć: Kobieta
Ale reprezentuje tylko przerost ambicji i konformizm... EDYT No tak, zapomniałam, że filmowy Lucjusz jest b. b. przystojny i świetnie ubrany.Xiri pisze:Dziesięć razy lepszy dla mnie jest już Lucjusz.
Obejrzałam po sobie najnowszego HP i Wiernego Ogrodnika. Dobrze, że nie przyszło mi do głowy dorzucić do tego Czerwonego Smoka o_O. Teraz cierpię na straszny dysonans poznawczy.... No i chyba już nie mogę brać Lorda Voldzia zupełnie poważnie. Zbyt duża amplituda, łi łi.
- Radioaktywny
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1706
- Rejestracja: pn, 16 lip 2007 22:51
Właśnie wracam z seansu Insygniów Śmierci. Jak dla mnie film zaburzył tendencję, którą podążały ekranizacje od czasu czwartej części, czyli: ze świetnej książki robią kiepski film (czwórka), a z kiepskiej książki robią świetny film (piątka, szóstka). Siódemka natomiast jest niezłym filmem na podstawie świetnej książki. Ale tylko niezłym i wywołującym u mnie ambiwalentne uczucia. Pozwolę sobie wyliczyć wady i zalety tego filmu.
Wady:
- dłużyzny. Trochę za dużo było tego werterowskiego cierpienia w pięknych plenerach, co osłabiało tempo filmu.
- zbędne sceny. Po tym filmie uświadomiłem sobie, że ekranizacje Pottera mają sporo zbędnych scen, najczęściej mających wprowadzać dodatkowy humor, ale zwykle kompletnie dennych.
- przeinaczenia dokonane przez twórców filmu. Ja wiem, że reżyser ma prawo mieć własną wizję, ale... Harry i Hermiona całujący się nago w wizji zesłanej Ronowi przez horkruksa?! Że co, k****???
- za mało Bellatrix!!! Ale na to samo marudziłem przy piątym i szóstym filmie, i przy cz.II Deathliwych Hallowsów też będę pewnie na to marudzić;-)
- muzyka!!! Gdzie te czasy, gdy muzyka z HP miała swój własny osobliwy rys, swoje własne charakterystyczne melodie? Już w czwartym filmie brakowało mi motywów muzycznych, które znałem z poprzednich filmów, i od tamtego czasu muzyka leci na łeb na szyję. Tu mamy już głównie epicką papkę albo nijakie plumkania. To był chyba pierwszy film potterowy, na którym nie siedziałem do końca, by słuchać muzyki na napisach końcowych. Żal.
Zalety:
- zgadzam się z Margotowym Progeniturą - śliczne plenery.
- Bella!!! Zgredek!!! Fenrir!!! Stworek!!!
- w niektórych scenach klimat grozy bardzo dobrze został oddany. Chociażby świetna scena z Bathildą w jej domu w Dolinie Godryka
- opowieść o trzech braciach i Śmierci. Wykonanie było arcydziełem - aż mi się kojarzyły filmy Tima Burtona. Chętnie obejrzałbym film o tej opowieści, w takim wykonaniu jak to w filmie. Majstersztyk!
A ogólnie - film mógł być oczywiście lepszy, ale nie uważam seansu za stracony czas, choć ekranizacja jest znacznie gorsza od książki. Sądzę, że umieściłbym go w kategorii "Polecać? Odradzać? Sam nie wiem".
Wady:
- dłużyzny. Trochę za dużo było tego werterowskiego cierpienia w pięknych plenerach, co osłabiało tempo filmu.
- zbędne sceny. Po tym filmie uświadomiłem sobie, że ekranizacje Pottera mają sporo zbędnych scen, najczęściej mających wprowadzać dodatkowy humor, ale zwykle kompletnie dennych.
- przeinaczenia dokonane przez twórców filmu. Ja wiem, że reżyser ma prawo mieć własną wizję, ale... Harry i Hermiona całujący się nago w wizji zesłanej Ronowi przez horkruksa?! Że co, k****???
- za mało Bellatrix!!! Ale na to samo marudziłem przy piątym i szóstym filmie, i przy cz.II Deathliwych Hallowsów też będę pewnie na to marudzić;-)
- muzyka!!! Gdzie te czasy, gdy muzyka z HP miała swój własny osobliwy rys, swoje własne charakterystyczne melodie? Już w czwartym filmie brakowało mi motywów muzycznych, które znałem z poprzednich filmów, i od tamtego czasu muzyka leci na łeb na szyję. Tu mamy już głównie epicką papkę albo nijakie plumkania. To był chyba pierwszy film potterowy, na którym nie siedziałem do końca, by słuchać muzyki na napisach końcowych. Żal.
Zalety:
- zgadzam się z Margotowym Progeniturą - śliczne plenery.
- Bella!!! Zgredek!!! Fenrir!!! Stworek!!!
- w niektórych scenach klimat grozy bardzo dobrze został oddany. Chociażby świetna scena z Bathildą w jej domu w Dolinie Godryka
- opowieść o trzech braciach i Śmierci. Wykonanie było arcydziełem - aż mi się kojarzyły filmy Tima Burtona. Chętnie obejrzałbym film o tej opowieści, w takim wykonaniu jak to w filmie. Majstersztyk!
A ogólnie - film mógł być oczywiście lepszy, ale nie uważam seansu za stracony czas, choć ekranizacja jest znacznie gorsza od książki. Sądzę, że umieściłbym go w kategorii "Polecać? Odradzać? Sam nie wiem".
There are three types of people - those who can count and those who can't.
MARS!!!
W pomadkach siedzi szatan!
MARS!!!
W pomadkach siedzi szatan!
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Avatar.
Pomijam już fakt, że co rusz miałam przebitki z Pocahontas — do tego stopnia, że część fabuły przewidziałam bez trudu, choć to akurat żadna sztuka — bo i tak z góry uznałam, że chcę przede wszystkim patrzeć. No to patrzyłam... patrzyłam... parskałam... patrzyłam... przysypiałam... patrzyłam...
Rozumiem, że kolorowe = ładne. Rozumiem, że błyszczące/świecące = ładne (nie dotyczy wampirów). Ale (kolorowe + błyszczące/świecące) do potęgi duuużooo = bolesny dla oka i ciężkawy dla kołka niewiary nadmiar. Za wysoki poziom cukru w cukrze, trochę przegięli z tą baśniowością. Przerośnięte Smerfy też mnie jakoś nie przekonały, takoż niektóre zwierzątka. Te dodatkowe odnóża, dodatkowe skrzydła, dodatkowe nozdrza czy-co-to-tam-było, dużo dodatkowego wszystkiego — że hę?...
Tak w zasadzie poza scenami oswajania zwierzątka i bitwą o Śródzie... no, tą dużą bitwą — nuda. A patos chciał mnie zabić. Wielokrotnie.
Pomijam już fakt, że co rusz miałam przebitki z Pocahontas — do tego stopnia, że część fabuły przewidziałam bez trudu, choć to akurat żadna sztuka — bo i tak z góry uznałam, że chcę przede wszystkim patrzeć. No to patrzyłam... patrzyłam... parskałam... patrzyłam... przysypiałam... patrzyłam...
Rozumiem, że kolorowe = ładne. Rozumiem, że błyszczące/świecące = ładne (nie dotyczy wampirów). Ale (kolorowe + błyszczące/świecące) do potęgi duuużooo = bolesny dla oka i ciężkawy dla kołka niewiary nadmiar. Za wysoki poziom cukru w cukrze, trochę przegięli z tą baśniowością. Przerośnięte Smerfy też mnie jakoś nie przekonały, takoż niektóre zwierzątka. Te dodatkowe odnóża, dodatkowe skrzydła, dodatkowe nozdrza czy-co-to-tam-było, dużo dodatkowego wszystkiego — że hę?...
Tak w zasadzie poza scenami oswajania zwierzątka i bitwą o Śródzie... no, tą dużą bitwą — nuda. A patos chciał mnie zabić. Wielokrotnie.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Cordeliane
- Wynalazca KNS
- Posty: 2632
- Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23
-
- Nexus 6
- Posty: 3388
- Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45
Zgadzam się. Moment to był odpychający (specyficzne wykonanie) i przyciągający zarazem. Uważam go za najlepszą scenę w filmie. Jeden fragment nie uratuje jednak całego filmu.Radioaktywny pisze: - opowieść o trzech braciach i Śmierci. Wykonanie było arcydziełem - aż mi się kojarzyły filmy Tima Burtona. Chętnie obejrzałbym film o tej opowieści, w takim wykonaniu jak to w filmie. Majstersztyk!
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Oj, Wam to się wszystko z dupą kojarzy ;-)Cordeliane pisze:Może Młodzikowi chodziło o żęcie, a nie rżnięcie ;)
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Obejrzawszy The Sorcerer's Apprentice czyli Ucznia Czarnoksiężnika.
Wypada przyłączyć się do wszystkich, którzy wcześniej w tym wątku twierdzili, że to film zły. I może nawet byłoby zabawnie, gdyby ten film był faktycznie zły, jak na przykład - The Core.
Nie, ten film jest bezpłciowy. Ani dobry ani przesadnie zły. Za to kompletnie nieporuszający. Oglądania dzieua to jak żucie kawałka styropianu. W ustach coś się miele, ale smaku żadnego to ni ma. Przed zaśnięciem ratują widza tylko przyzwoite efekty specjalne.
Może to dlatego, że twórcy filmu nie bardzo wiedzieli w którą stronę iść. Czy miała to być komedia i wtedy należało wykorzystać potencjał tkwiący na linii Baltazar-uczeń czy uderzyć w "mroczne tony" i spróbować widza przestraszyć bardzo złą czarownicą i zagładą ludzkości (po raz enty). Twórcy spróbowali iść w dwóch kierunkach i w efekcie zostali w miejscu. Ani śmieszno ani straszno.
Do tego drewniane aktorstwo głównego bohatera, który miał być sympatycznym gamoniem a jest wkurzającym idio*, który na dodatek mówi jakby nieustająco coś żuł.
Sam Cage filmu nie udźwignie.
I jedna autentycznie, choć nieintencjonalnie zabawna scena (prócz tej z mopami ofkors).
Kiedy bohater próbuje przekonać swoją dziewczynę, żeby poszła do domu, bo tu magia, źli czarodzieje i w ogóle. Niebezpieczeństwo. On rycerski jest i białogłowy na szwank narażać nie będzie...
Co prawda szanse na zwycięstwo tych dobrych są, jak zwykle, całkiem marne, więc i tak za chwilę świat trafi szlag, razem z bohaterem i jego dziewczyną i wszystkim innym. Co to w końcu za różnica zginąć teraz czy nieco później? A przydać się panna na polu walki zawsze może... Ale zdrowy rozsądek dostał tu wychodne.
Tyle. Taka videosacharyna. Do zapomnienia.
Wypada przyłączyć się do wszystkich, którzy wcześniej w tym wątku twierdzili, że to film zły. I może nawet byłoby zabawnie, gdyby ten film był faktycznie zły, jak na przykład - The Core.
Nie, ten film jest bezpłciowy. Ani dobry ani przesadnie zły. Za to kompletnie nieporuszający. Oglądania dzieua to jak żucie kawałka styropianu. W ustach coś się miele, ale smaku żadnego to ni ma. Przed zaśnięciem ratują widza tylko przyzwoite efekty specjalne.
Może to dlatego, że twórcy filmu nie bardzo wiedzieli w którą stronę iść. Czy miała to być komedia i wtedy należało wykorzystać potencjał tkwiący na linii Baltazar-uczeń czy uderzyć w "mroczne tony" i spróbować widza przestraszyć bardzo złą czarownicą i zagładą ludzkości (po raz enty). Twórcy spróbowali iść w dwóch kierunkach i w efekcie zostali w miejscu. Ani śmieszno ani straszno.
Do tego drewniane aktorstwo głównego bohatera, który miał być sympatycznym gamoniem a jest wkurzającym idio*, który na dodatek mówi jakby nieustająco coś żuł.
Sam Cage filmu nie udźwignie.
I jedna autentycznie, choć nieintencjonalnie zabawna scena (prócz tej z mopami ofkors).
Kiedy bohater próbuje przekonać swoją dziewczynę, żeby poszła do domu, bo tu magia, źli czarodzieje i w ogóle. Niebezpieczeństwo. On rycerski jest i białogłowy na szwank narażać nie będzie...
Co prawda szanse na zwycięstwo tych dobrych są, jak zwykle, całkiem marne, więc i tak za chwilę świat trafi szlag, razem z bohaterem i jego dziewczyną i wszystkim innym. Co to w końcu za różnica zginąć teraz czy nieco później? A przydać się panna na polu walki zawsze może... Ale zdrowy rozsądek dostał tu wychodne.
Tyle. Taka videosacharyna. Do zapomnienia.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola

- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Heh. Duplikat bohatera byronicznego, do tego nieudany trochę - i ta skaza czyni z niego jedną z ciekawszych postaci w beletrystyce.Xiri o SS pisze:Nie wiem, co w nim widzicie, strasznie nijaka postać. (ciach!)
Siakiś duplikat.
Znaczy, IMAO - świetnie wykorzystany stereotyp. :P
Rickman tchnął w Snape'a seks. I GŁOS.Wodonośny pisze:Czy to nie jest tak, że w Snape'a osobowość tchnął Rickman, a bez niego nie byłoby w ogóle o czym i o kim mówić?
Reszta jest z książek, więc miał łatwo. :P
Zanthio, niech Ci będzie - drętwe postaci, ale zabiegi przy charakterystykach bardzo dobre. A raczej zmiany ujęcia. Pod tym względem ostatnia część HP mnie zaskoczyła. I pod względem fabularnym, ale już nie na plus. :)))
So many wankers - so little time...
-
- Nexus 6
- Posty: 3388
- Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45
Nie, nie nie...Małgorzata pisze:Heh. Duplikat bohatera byronicznego, do tego nieudany trochę - i ta skaza czyni z niego jedną z ciekawszych postaci w beletrystyce.Xiri o SS pisze:Nie wiem, co w nim widzicie, strasznie nijaka postać. (ciach!)
Siakiś duplikat.
Znaczy, IMAO - świetnie wykorzystany stereotyp. :P
Ja edytowałam posta, bo 2x napisałam ten sam wyraz w zdaniu :d
- Narai
- Fargi
- Posty: 345
- Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26
Gdzieś czytałam na jakimś forum wypowiedź pewnej osoby dot. Snape'a. Jej zdaniem jest on uosobieniem "złego chłopca", a która istota płci żeńskiej nie chciałaby takiego dla siebie oswoić?
Edit: Ta wredna Lily!
Edit: Ta wredna Lily!
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven