strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
strona 07

Recenzje (2)



Książka

A miało być tak pięknie...

 

Do lektury "Pieczęci" Anny Koronowicz przystąpiłem z dużymi oczekiwaniami rozbudzonymi przez zapowiedzi publikowane w prasie i te z ostatniej stronie okładki tej książki. Oto, według zapewnień wydawcy, powieść miała się rozgrywać w świecie alternatywnym, w którym "Ameryka rządzona przez trzy szkoły magii konkuruje z technokratycznym Cesarstwem Europejskim", i opowiadać o sytuacji, w której "odwieczna wojna magii z technologią utknęła w martwym punkcie" - prawda, że brzmi obiecująco? Cóż za wspaniały temat na powieść - wojna magii z techniką.

Zacznę od tego, co zyskało moje uznanie, ponieważ lista zastrzeżeń jest zdecydowanie dłuższa. Książka jest ilustrowana portretami bohaterów, autorstwa samej Anny Koronowicz. Ciekawa to praktyka, bo pozwala przedstawić bohaterów dokładnie takimi jakimi byli w wyobraźni autorki, a nie jak widzi ich rysownik. Drugą zaletą, choć właściwie powinno to być standardem, jest to, że napisana jest ta opowieść sprawnie i pod względem warsztatu, właściwie niewiele można jej zarzucić. Jedynie fragment, w którym autorka odmienia czasowniki w trzeciej osobie liczby pojedynczej w rodzaju nijakim ("wybrałom" - sic! oraz "skoro mnie wybrałoś"), spowodował, że nie byłem pewny czy mam do czynienia z błędem w druku, czy z przeoczeniem korekty. Niestety, do końca nie rozumiem, czemu miał ten zabieg służyć, zwłaszcza, że odnosił się on do Wzoru, który przecież w języku polskim jest rodzaju męskiego.

Powieść Anny Koronowicz należy do nurtu tzw. urban fantasy, w którym magia jest obecna we współczesnej nam lub zbliżonej do naszej rzeczywistości, a nie jak w klasycznym fantasy, które zwykle jest osadzone w realiach bardziej typowych dla naszego średniowiecza. Autorka zdecydowała się na trudny zabieg dokonania zmian w historii i stworzenia alternatywnego świata, który jednak do pewnego okresu rozwijał się tak samo jak nasza Ziemia. Kluczowe wydarzenia nastąpiły w epoce wojen napoleońskich - Napoleon przy pomocy magów wygrał bitwę pod Trafalgarem, sukcesem zakończyła się również wyprawa na Moskwę. Tak rewolucyjne zmiany w historii Europy powinny mieć znaczne reperkusje w dalszych jej dziejach... i tu niestety zaczynają się schody. W książce aż roi się od błędów logicznych. Po pierwsze świat, którego dzieje różnią się tak fundamentalnie od "obowiązującej" wersji, jest niemal identyczny z naszym, do tego stopnia, że mamy w nim takie same marki samochodów jak obecnie - Renault, Fiat Punto. Można by to jeszcze od biedy zrozumieć, gdyby działo się tak tylko w "stechnicyzowanej Europie", która w końcu podążyła podobną nam ścieżką rozwoju. Może, więc w Ameryce rządzonej przez magów odnajdziemy śmiałą wizję świata, w którym technika została zastąpiona przez magię? Otóż nie, tutaj również mamy doskonale znane nam pojazdy jak: Pontiac, Mercedes czy Rols Royce. W tym momencie dochodzimy do drugiego mankamentu, Ameryka niczym się od Europy nie różni, co więcej ani śladu rywalizacji miedzy nimi, nie ma mowy o jakimkolwiek starciu magii i techniki, co więcej import zdobyczy europejskiej motoryzacji trwa w najlepsze, o czym świadczą wymienione przeze mnie nazwy. Wynika to, jak sądzę, z faktu, że autorka tak naprawdę nie chciała się skupić na budowie świata, ale na snuciu opowieści, a w jakiej się to będzie działo scenografii nie miało już większego znaczenia. Ponieważ jednak, łatwiej pisać o czymś co się zna, wybrała świat współczesny modyfikując go o tyle tylko, o ile było to konieczne do zaistnienia w nim magii. Książka na tym zdecydowanie straciła, bo spowodowało to liczne nieścisłości, nad którymi trudno przejść do porządku dziennego. Myślę, że lepszym wyjściem byłoby, jednak poświęcenie więcej wysiłku i osadzenie akcji w wymyślonym świecie, w którym wszystko jest możliwe, a który nie raziłby Fiatem Punto jeżdżącym drogami Cesarstwa Europejskiego.

Co jednak otrzymamy, jeśli zapomnimy na moment o scenografii, o Ameryce, o Europie, jeśli skupimy się jedynie na samej opowieści. Trzon powieści stanowią losy kilkorga magów, którzy walczą między sobą o wpływy i o odnalezienie pewnej dziewczyny. W to wszystko wmieszany jest Wzór, który jest jakimś rodzajem Absolutu - kwintesencją samej magii. Tyle tylko, że jego rola nie jest do końca wyjaśniona, po jego utracie przez magów nie widzimy żadnej różnicy. Właściwie nie wiadomo dlaczego jest on (ono?) tak ważny dla nich, jakie ma znaczenie dla magii. Niestety, jeśli jeszcze na początku akcja jest w miarę przejrzysta, to wraz ze zbliżaniem się do końca, wikła się i gmatwa coraz bardziej. Niestety zakończenie niczego nie wyjaśnia, pozostawia Czytelnika z wrażeniem, że przeczytał właśnie opowieść o tym, że ciężko być magiem w "stechnicyzowanym świecie".

Lekturę "Pieczęci " zdecydowanie odradzam tym, którzy tak jak ja, ostrzyli sobie zęby na opowieść o wojnie magii z techniką, miłośnikom historii alternatywnych, jak i zwolennikom wartkiej akcji. Mógłbym ją polecić osobom, które lubią "kobiecą" fantasy w stylu Patricii McKilip, gdyby nie fakt, że sam za taką literaturą nie przepadam, więc nie jestem w stanie ocenić czy jest to, w ramach tej konwencji, utwór dobry czy zły. Zdecydowanie emocje bohaterów, ich rozterki, wątpliwości moralne są u Koronowicz postawione na pierwszym planie, przed spójnością świata czy wartką akcją. Zastanawiam się również, czy wydawca nie zrobił, w pewnym sensie, krzywdy Autorce publikując "Pieczęć" jako pierwszą jej książkę, miał bowiem do wyboru inną jej powieść pt. "Wieża", która prezentuje postapokaliptyczną historię społeczności żyjącej w mieście-wieży. Przy czym została ona nagrodzona w konkursie literackim na powieść fantastyczną w 2000 roku, być może więc lepiej było wydać najpierw "Wieżę", a jeśli chodzi o "Pieczęć" zasugerować Autorce pewne zmiany i dalszą pracę nad tekstem. Dowiemy się tego być może za kilka miesięcy, bo na 25 czerwca planowane jest wydanie w "Żółtej serii" kolejnej powieści Anny Koronowicz, wspomnianej "Wieży" właśnie.

 

Tomek "kopyr" Kopyra

 

Anna Koronowicz

Pieczęć

Ares 2, Katowice 2003





Książka

Wrocław od zawsze poddaje się ostatni!

 

Książką, która rozpoczyna długo zapowiadaną "Żółtą serię" jest "Apokalipsa według Pana Jana" autorstwa Roberta J. Szmidta, redaktora "Science fiction" i pomysłodawcy całego projektu. Wewnątrz możemy przeczytać, że jest to pierwsza pozycja z "Żółtej serii" oraz że w tym samym miesiącu ukazała się również "Pieczęć" Anny Koronowicz. Według wydawcy tempo wydawania dwóch tytułów miesięcznie ma zostać utrzymane, więc, biorąc pod uwagę również zapowiedzi Fabryki Słów i Runy, możemy się spodziewać w 2003 roku wysypu kilkudziesięciu nowych powieści i zbiorów opowiadań polskich autorów. Należy się tylko cieszyć z takiego obrotu sprawy, bo przez kilka ostatnich lat wydawcy traktowali rodzimych autorów po macoszemu, wydając przede wszystkim pozycje anglojęzyczne. Sytuacja ta była o tyle niezrozumiała, że wiele z nich można było określić mianem co najwyżej przeciętnych. Teraz wreszcie zmieniło się to diametralnie i należy mieć tylko nadzieję, że zwiększona ilość pójdzie w parze z jakością.

Ładna lakierowana okładka z wrocławskim ratuszem, zza którego wyłania się olbrzymi grzyb atomowy, daje nam pojęcie, czego możemy oczekiwać po zawartości. Treść książki jest rozwinięciem opowiadania "Ognie w ruinach" opublikowanego w "Science fiction" nr 2/2000, które znalazło się w "Apokalipsie wg Pana Jana" w postaci prologu. Jako ciekawostkę podam tylko, że uważny czytelnik może znaleźć niewielkie zmiany w tekście w porównaniu z wersją sprzed dwóch lat, mające na celu uaktualnienie sytuacji geopolitycznej na świecie i muszę przyznać, że czytając ten fragment, poczułem, jak włos mi się jeży na głowie na samo wspomnienie ostatnio oglądanych wiadomości. Jak pewnie niektórzy pamiętają, motywem przewodnim opowiadania była wojna nuklearna, a właściwie sytuacja kilka lat po niej. W kompleksie tajnych bunkrów, ukrytych wewnątrz góry Ślęży, zwanych Bastionem, przetrwało kilka tysięcy żołnierzy. Po pewnym czasie dowództwo decyduje się na wysłanie trzyosobowego patrolu, którego zadaniem jest ocenić zniszczenia i zbadać możliwość przywrócenia sytuacji do w miarę normalnego stanu. Gdy dojeżdżają oni do rogatek Wrocławia, zostają ostrzelani i pojmani przez obszarpańców z bronią. Okazuje się, że w mieście są ludzie, ale niestety większość z nich ma zaawansowane objawy choroby popromiennej. Wysłannicy, bo tak nazywają żołnierzy z Bastionu obecni mieszkańcy Wrocławia, trafiają w końcu przed oblicze człowieka, który żelazną ręką rządzi w ruinach miasta - enigmatycznego Burmistrza, tytułowego Pana Jana. Postać ta jest, jak wskazuje tytuł, kluczowa dla opowieści. Na początku jawi się nam jako psychopatyczny polityk, ale wraz z rozwojem akcji stosunek do niego zmienia się, można nawet dodać, że niejednokrotnie. Właściwie cała akcja, poza prologiem, jest ukazana z perspektywy Pana Jana i jego współpracowników, których celem jest odbudowa IV Rzeczpospolitej, silniejszej niż kiedykolwiek dotychczas.

Robert J. Szmidt pisze w typowo holywoodzkim stylu i właściwie niewiele trzeba wysiłku, aby przekształcić treść w scenariusz filmowy. Mamy więc krótkie sceny, błyskotliwe dialogi i akcję, której nagłe zwroty nie pozwalają oderwać się od lektury nawet na moment. Szmidt czerpie pełnymi garściami z dorobku amerykańskiego kina akcji, ale w żadnym razie nie można mu zarzucić wtórności czy wzorowania się na konkretnych pozycjach. Autor bawi się z czytelnikiem w specyficzny sposób - wielokrotnie zostawia scenę nie dokończoną. Kiedy zaś czyta się kolejny akapit, ma się wrażenie, że odnosi się on do tej, niejako "zawieszonej" akcji z poprzedniego, tymczasem wcale tak nie jest. W ogóle widać, że wielką radość sprawia mu wyprowadzanie w pole odbiorcy. W momencie, kiedy już-już wydaje się, że wszystko idzie tak jak zaplanowali sobie włodarze "naszego" odrodzonego państwa, okazuje się, że pojawiają się okoliczności, które sprawiają, że sytuacja zmienia się o 180°. Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że wartka akcja jest atutem tej powieści, drugim zaś - osadzenie jej w polskich realiach. Książka zdecydowanie na tym zyskała, czytelnik może odnaleźć miejscowości, które zna osobiście. O wiele bardziej przejmujący dla polskiego czytelnika jest opis ruin Wrocławia niż analogiczny Nowego Jorku czy Londynu. W kilku sytuacjach polecam skorzystanie z mapy samochodowej, co jeszcze uatrakcyjni lekturę.

Niewiele można tej książce zarzucić, właściwie tylko drobne błędy. W pierwszym wypadku dotyczą one dość błahej kwestii, mianowicie jeszcze w opowiadaniu "Ognie w ruinach" jest mowa o "magazynach broni biologicznej w Strzelinie", by zaraz potem okazało się, że są tam składowane gazy bojowe, pod koniec powieści dowiadujemy się już, że w kamieniołomach w Strzelinie produkowano "broń chemiczną". W sumie niewielki błąd, ale jednak razi. Druga zauważona przeze mnie usterka wynika z kolei z nadgorliwości korekty. Chodzi o nazwę miejscowości koło Leszna, w tekście jest Osiecznica, z mapy niezbicie wynika, że powinno być Osieczna. A dlaczego sądzę, że to wina korekty? Bo kilkanaście stron wcześniej pojawia się nazwa Osiecznica, tylko że chodzi o zupełnie inną miejscowość, sądzę, że korektorka poprawiła, bo pomyślała, że powinno być Osiecznica. Przytoczone błędy są jednak na tyle nieistotne, że świadczą na korzyść Autora, bo oznacza to, że poważniejszych nie ma.

Polecam więc wszystkim tym, którzy lubią literaturę akcji, a tego typu książek osadzonych w naszych realiach nie ma przecież zbyt wiele. Szczególne słowa zachęty dla mieszkańców Dolnego Śląska, którzy ostatnio są wręcz rozpieszczani przez pisarzy, zarówno fantasy ("Narrenturm"), jak i science fiction ("Autobahn nach Poznań" czy "Legenda", a teraz "Apokalipsa według Pana Jana"), którzy właśnie tam lokują akcję swoich powieści i opowiadań. Z niecierpliwością oczekuję więc kontynuacji. A może by tak cały "cykl wrocławski", który mógłby zawierać również rozwinięcie w powieść nagrodzonego zeszłorocznym Zajdlem "Autobahn nach Poznań" autorstwa Andrzeja Ziemiańskiego?

 

Tomek "kopyr" Kopyra

 

"Apokalipsa według Pana Jana"

Robert J. Szmidt

Ares 2, Katowice 2003







Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Komiks
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Rafał Ostuda
EuGeniusz Dębski
Tomasz Pacyński
Adam Cebula
Maja Kossakowska
Rafał Kosik
Grzegorz Buchwald
K. i K. Urbańskie
Ondřej Neff
Michal Jedinák
KRÓTKIE SPODENKI
nonFelix
Adowity
 

Poprzednia 07 Następna