strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
strona 08

Recenzje (3)



Komiks

Potrójny odgrzewaniec

 

Wartość sentymentalna... oto pierwsze, co przychodzi do głowy po wzięciu w ręce albumu "Funky Koval". To kolekcjonerskie wydanie jest dokładnie tym i niczym więcej - wydaniem kolekcjonerskim. Ładny album, w twardej oprawie, zawierający wszystkie trzy części serii o kosmicznym detektywie, rozrabiace, pilocie i w ogóle idolu naszych lat młodzieńczych (no, niektórych z nas...). Funky faktycznie był bohaterem znaczącym, a seria stworzona przez Jacka Rodka i Macieja Parowskiego (scenariusz) oraz Bogusława Polcha (rysunek) do dziś pozostaje jednym z najważniejszych wydarzeń w polskim komiksie. I już nim pewnie pozostanie. Nowe wydanie, mimo kilku słów wstępu i komentarza z ust (spod pióra? Nie, to nieprzyzwoite...) Naczelnego Nowej Fantastyki nie przynosi nic nowego. Co więcej, nawet te kilka nowych plansz spod... ręki (ufff...) Bogusława Polcha także nie wnosi zbyt wiele. Parowski ujawnia, co i Polch już niejednokrotnie potwierdzał, że plany "dorysowania" jeszcze kilku części nadal nie umarły w głowach twórców. I może lepiej, aby tam pozostały. Już trzeci album "Wbrew sobie" nie był tak udany jak dwa poprzednie. Może faktycznie Funky, jako postać, zbyt mocno związany był z polską rzeczywistością lat osiemdziesiątych, choć ja tych związków raczej bym nie przeceniał. Może raczej ówczesna rzeczywistość działała bardziej stymulująco na umysły twórców.

Jakby na to nie patrzeć, "Funky" wielkim komiksem jest i dziś mamy możliwość postawienia na półce eleganckiej reedycji. Jedni uzupełnią dzięki temu kolekcję, inni, być może, poznają po raz pierwszy kawałek historii polskiego komiksu. Tak, czy inaczej, album Egmontu sprawia radość i wychodzi naprzeciw wielu oczekiwaniom. I tyle.

 

Konrad Bańkowski

 

Funky Koval

Bez oddechu, Sam przeciw wszystkim, Wbrew sobie

Scenariusz: Maciej Parowski i Jacek Rodek

Rysunki: Bogusław Polch

Egmont, 2002

Cena: 29.90 PLN





Komiks

Duch w muszelce

 

Ileż radości sprawia mi za każdym razem to urocze tłumaczenie. Zdążyło już zafunkcjonować w polskiej prasie i telewizji. A tymczasem, o ile wymowniejsze byłoby pozostawienie tego tytułu w jego brzmieniu oryginalnym: "Ghost in the Shell". Po pierwsze, nie ma kłopotu z głupotami, jakie wychodzą w nieudolnym przekładzie, a po drugie, o wiele więcej osób wie, o co chodzi.

GITS jest na polskim rynku tytułem znanym. Co więcej, jest tytułem znanym nawet w kręgach osób zupełnie nie interesujących się mangą. Cóż, nie oszukujmy się, dla miłośników fantastyki, a zwłaszcza dla miłośników fantastyki w komiksie czy w filmie powinna to być pozycja obowiązkowa.

Nie każdy fan "Matrixa" zdaje sobie sprawę, jak bardzo pełnymi garściami bracia Wachowscy czerpali inspiracje właśnie z filmowej wersji GITSa. Wystarczy porównać spływające znaczki kodu Matrixa z napisami w czołówce filmowego "Ghost in the Shell". Ale nie o filmach mieliśmy...

Manga "Ghost in the Shell" wyszła spod ręki mistrza japońskiego komiksu Masamune Shirow. Mogliśmy go już poznać dzięki fatalnie wydanej kilka lat temu mandze "Appleseed". Dzięki bogom (a raczej, dzięki wydawnictwu J.P.F, czyli w pełnym brzmieniu Japonica Polonica Fantastica), tym razem mamy do czynienia z pięknie wydanym albumem. Blisko trzysta pięćdziesiąt stron, w tym kilkadziesiąt kolorowych plansz. Okładka z oryginalnym grzbietem i parę innych bajerów. Cacuszko. I cegła zarazem. Manga bowiem nie opowiada dokładnie tej samej historii, co anime (czyli film). Jest tu trochę więcej wątków, historia jest znacznie bardziej zagmatwana, a akcja, choć zaczyna się i kończy mniej więcej w tych samych momentach co w filmie, obejmuje znacznie więcej wydarzeń i znacznie dłuższy okres. To nie jedyne różnice. Przede wszystkim GITS w wydaniu komiksowym jest znacznie lżejszy (w odbiorze, nie w ręku). Mój filmowy idol, Bateau, w mandze jest typem klasowego błazna, rozładowującego atmosferę głupawymi odzywkami. Oczywiście, jest twardy, kiedy trzeba, potrafi wygarnąć z giwery większej niż on sam, ale... to nie to samo. Sama główna bohaterka, major Motoko Katsunagi też jest obdarzona nieco innym charakterem. Zdecydowanie więcej w niej baby, a trochę mniej androida. Jest tu też trochę nie występującej w filmie golizny, która u nas z pewnością stanie kością w gardle niejednemu krytykowi. Cóż poradzić, Japończycy traktują kawałek gołego tyłka o wiele bardziej naturalnie, niż białe diabły z Europy, i na Wyspach nikomu nie przyszłoby do głowy podnoszenie rabanu z powodu śmigających w kilku kadrach, z przeproszeniem, cycków.

Jednak poza tym lektura GITSa w wydaniu papierowym to kawałek ciężkiej roboty. Masamune Shirow to człowiek dokładny, pedantyczny, precyzyjny. Japończyk, jak cholera. Kiedy oddział specjalny policji strzela, Masamune czuje się w obowiązku wyjaśnić nam w przypisach, jakiej amunicji oddział używa, z jakiej broni strzela i czemu stoi rozstawiony właśnie tak a nie inaczej. I czy naboje, o których pisze, są już w użyciu w naszych czasach, czy musiał je dopiero wymyślić. Przypisy odautorskie są z pewnością istotnym elementem tego dzieła, ale proponowałbym czytanie ich dopiero przy kolejnej lekturze. Za pierwszym razem znacznie lepiej jest się skupić na śledzeniu akcji.

Podobnie sprawa ma się z intrygą polityczną oraz kwestiami biologiczno-informatycznymi. Na pierwszy rzut oka bełkot i chaos. Ma to jednak pewną zaletę, którą nie zawsze mogą się poszczycić inne komiksy, zwłaszcza te zza Oceanu (tak dla nas jak i dla Japończyków). GITS wręcz wymaga kilkukrotnej lektury, za każdym razem oferując zrozumienie kolejnych części układanki. Cierpliwi, zapewniam, z czasem pojmą całość w stopniu wystarczającym, aby historia ta zniewoliła ich do reszty. Po "Akirze" jest to drugie najbardziej znane na świecie dzieło z gatunku japońskiej fantastyki. Trzeba przyznać, że oba tytuły dają jej jak najlepsze świadectwo. Może warto by było, aby ci, którzy mangę i anime w dalszym ciągu kojarzą wyłącznie z "Czarodziejką z Księżyca" i pokemonami, zapoznali się wreszcie z dziełami z wyższej półki. Nie japońskiej wyższej półki. Wyższej półki ogólnie.

I jeszcze uwaga na koniec dla chętnych - "Ghost in the Shell", jak większość oferty J.P.F.-u dostępny jest wyłącznie wysyłkowo.

 

Konrad Bańkowski

 

The Ghost in the Shell

Scenariusz i rysunki: Shirow Masamune

J.P. Fantastica, 2002

Cena: 40 PLN plus koszty wysyłki







Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Komiks
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Rafał Ostuda
EuGeniusz Dębski
Tomasz Pacyński
Adam Cebula
Maja Kossakowska
Rafał Kosik
Grzegorz Buchwald
K. i K. Urbańskie
Ondřej Neff
Michal Jedinák
KRÓTKIE SPODENKI
nonFelix
Adowity
 

Poprzednia 08 Następna