wstępniak
 literatura
 brykalski
 pierwuszina
 pierwuszin
 prozorow
 rossa
 wojaczek
 wojtkiewicz
 zimniak
 interaktywna...
 w iezioranna-h
 publicystyka
 pole miki
 hot dog
 gin & tonic
 dystans
 erotyka
 galeria
 random fandom
 film

linki:
 polska
 sąsiedzi
 świat
 antykwariat
 kontakt

nagrody:
 on-line
 APPF

 title
 home

 
 
 
  Anna Rossa  
 
 
 

    Przedstawiamy kolejnego Fahrenheit'owego debiutanta... Właściwie powinienem powiedzieć następną Fahreheitową debiutantkę. Promocja nowych pisarzy to jedna z funkcji, którą na siebie nałożyliśmy i, która najbardziej nas cieszy. Jak to miło będzie za kilka czy kilkanaście lat siedzieć przed telewizorem i sluchać wywiadów z naszymi czołowymi literatami, którzy na pytanie dziennikarza będą odpowiadać: "Mój debiut? Oczywiście Fahrenheit". A jak miło będzie potem, będąc już zgrzybiałym starcem siedzieć przy kominku i sklerotycznie gadać do wnuków: "Wiecie dziateczki moje, wasz dziadek rozpoczął karierę większości polskich noblistów... Noblistów?... Albo tych... filatelistów. Nie pamiętam już. Może cyklistów? Fahrenheitystów? A nie, nie. Fahrenheityści to przecież taka zdelegalizowana sekta sprzed dwudziestu lat...". (o ile dożyjemy starości, przy trybie życia redakcji Fahrenheita to raczej mało prawdopodobne).
    Dostajemy sporo listów, w których wytyka się nam, że przedstawiamy za dużo debiutantów - Więcej Sapkowskiego, mniej "Kowalskiego". Nie, nie. Nie zgadzamy się z tym nigdy. Nawet jeśli teksty wymagają drobnych poprawek, nie wyczyszczono w nich wszystkich wpadek to debiut ma w sobie coś magicznego. To ten pierwszy raz. Ludzie, dajmy im wszystkim wystartować. Niektórzy z nich już za kilka lat będą tworzyć LITERATURĘ POLSKĄ.
    Nie wierzycie? Spotkajmy się w roku 2017 i wymienimy poglądy jeszcze raz.

Copyright © by Anna Rossa, 1999

A U T O D E S T R U K C J A


    Megal jak zwykle rozpoczął dzień od dwudziestu minut medytacji. Nie mógł zrozumieć, dlaczego jego potencjał wciąż malał, pomimo wydłużenia czasu przeznaczonego na czerpanie energii.
    Przecież jeszcze pół roku temu znajdował się w pierwszej dziesiątce, a od chwili, kiedy zapragnął zostać naczelnym, ciągle ubywało mu energii. Pewnie ktoś odgadł jego zamiary i chcąc mu przeszkodzić rzucił klątwę. Ale kto to mógł być? Przecież wszyscy mieszkańcy Konsonansu byli tacy ulegli i dobroduszni. Który z nich mógł zapragnąć władzy?
    To pytanie dręczyło go już od kilku tygodni.
    Dzisiaj znów jego potencjał był mniejszy, chociaż pobierał energię z Ziemi, kosmosu i wszystkich żywiołów dwa razy dłużej niż naczelny. Naczelny. Osoba, której najbardziej nie cierpiał. Człowiek, który dostał się na najwyższe stanowisko, zupełnie go nie pragnąc i nie zasługując na nie.
    Później zamiast dać dowody potwierdzające nieprzystosowanie do pełnienia tej funkcji, wciąż odnosił kolejne sukcesy. Los wyraźnie mu sprzyjał. A może po prostu płaci kilkunastu energetykom za podnoszenie jego potencjału?
    Tak, na pewno. Innym każe mnie osłabiać i nie dopuścić żebym stał się mu równy. On wie, co o nim myślę, ale ja nie pozwolę mu się zniszczyć. Najpierw muszę się dowiedzieć, kto zmniejsza mój potencjał. Kto może udzielić dokładniejszej odpowiedzi jeli nie wyrocznia? Jeżeli pozwolą mi się do niej dostać... Przecież mogli się domyśleć, że udam się do niej.
    Wbrew jego obawom, dopuszczono go do wyroczni.
    - Pan musi pytać o radę? - zdziwił się strażnik.
    - Widocznie jeszcze są pytania, na które nawet najrozsądniejsi nie umieją odpowiedzieć.
    "Jacy oni są naiwni - pomyślał Megal. Wierzą, że wyższe grono jest wstanie wszystkiego ich nauczyć i zawsze im pomóc."
    On też tak mylał, gdy do niego dołączył. Miał tam osiągnąć doskonałość duchową. Był pewien, że udzielą mu odpowiedzi na wszystkie pytania, które zadawał już będąc dzieckiem, nie otrzymując odpowiedzi. Ciągle słyszał "Na wszystko przyjdzie czas. Jeszcze nie jesteś gotowy do zrozumienia."
    Megal czuł, że rodzice i ich znajomi, od których usiłował się czego dowiedzieć, również nie znają odpowiedzi.
    Dziwił go brak zainteresowania sprawami wyższego grona. Wszystkim wystarczała codzienna medytacja i cotygodniowe zajęcia integracyjne. Wszyscy byli szczęśliwi, mogąc osiągać harmonię z naturą i rozumiejąc innych. Wyższe grono i wyrocznię, darzyli całkowitym zaufaniem. Oni pomagali im rozwiązać wszystkie problemy.
    Później zrozumiał, że wyższe grono wraz z naczelnym, po prostu ubierają w piękne słowa ogólnie znane zasady. Poza wysokim potencjałem, dzięki któremu mogli leczyć i kontaktować się z nadświadomością, nie wyróżniało ich nic. Tylko skąd go brali? Przecież robił dokładnie to, co oni. Stosował się do nauki misjonarzy. Jednak ostatnio czuł się coraz gorzej.
    Wreszcie medium było gotowe do udzielenia odpowiedzi.
    - Czy mam w Konsonansie wrogów? - spytał.
    - Nie - brzmiała odpowiedź.
    - Czy ktoś mi zagraża?- spróbował inaczej.
    - Tak.
    - Kto to jest?
    - Ty sam.
    - Czy jest to pewne?
    - Całkowicie.
    - Czy jest jeszcze kto, kto może mnie skrzywdzić?
    - Nie.
    - Dlaczego wciąż obniża się mój potencjał?
    - Czerpiesz energię z niewłaściwych źródeł.
    - Z jakich?- zdziwienie Megala wciąż rosło.
    - Chcesz się nią posłużyć do odbierania!
    - Więc to tak!- krzyknął, wybiegając z pomieszczenia wyroczni.
    Nakłonili medium , do odpowiadania w ten sposób! Chcą go przestraszyć. Poddania!
    Tego się nie spodziewał. Nigdy nie słyszał o nakłanianiu medium do mówienia nieprawdy. Naczelny musi się go bać, skoro złamał zasadę uczciwości, do przestrzegania której wciąż nakłaniał. Musi być bardzo ostrożny. Na pewno się dowiedzą, że pytał o przyczynę utraty energii. Teraz pewnie będą usiłować jeszcze bardziej go osłabić.
    Rzeczywiście. Od rana jego potencjał znów się zmniejszył. Nie mógł nawet się skoncentrować podczas kolejnych dwudziestu minut medytacji, kiedy chciał go podnieść.
    A może stało się co z miernikiem!?
    To mało prawdopodobne. Z Miernikami subtelnej energii, od kiedy otrzymali je od misjonarzy, nie było żadnych problemów. Chyba że ktoś umyślnie go uszkodził? Nie to niemożliwe. Gdyby można go w jakiś sposób uszkodzić, wszyscy by o tym wiedzieli. Przyczyną osłabienia musi być naczelny. Musi więc go zniszczyć, zanim będzie za późno.
    Jednak w wyższym gronie nie uczyli go jak szkodzić innym. Misjonarze stanowczo tego zabraniali. Megal popierał ich metodę wychowania. Dzieci miały być wychowywane w izolacji od przemocy, nieuczciwości i manipulacji. W ten sposób mieli powstać ludzie bez skazy, którzy nie wiedzieliby, co to zło.
    Megal do niedawna sądził, że rzeczywiście udało im się osiągnąć ten cel. Nie przypuszczał, że sam naczelny może użyć przemocy. W końcu to on pierwszy zaatakował. Megal mógł się tylko bronić.. Nie miał chwili do stracenia. Ale jak zniszczyć naczelnego?
    Był tak zdenerwowany, że trudno było mu się skupić. Wreszcie udało mu się rozluźnić i przywołać w pamięci obraz naczelnego.
    Pamiętał dobrze metodę wizualizacji, którą umiał wykorzystać każdy mieszkaniec Konsonansu. Jak dotąd używano jej tylko do osiągania pozytywnych efektów, ale przecież mogła posłużyć do zaszkodzenia naczelnemu. Może nawet ktoś już w ten sposób zniszczył swojego wroga? Nie miał pewności - przecież historie wojen usunięto z programu nauczania.
    Wyobraził sobie pogrzeb naczelnego. Maksymalnie skoncentrował się na tym obrazie. Włożył to wszystkie siły. Powtarzał sobie, że jego życzenie się spełni.
    Po tym czuł się bardzo osłabiony. Jego potencjał zmalał o 50%. Misjonarze mieli rację. Ostrzegali, że szkodząc innym pozbawiamy się pozytywnej energii.
    Zaraz...
    Teraz wszystko było jasne. Przecież mierniki miały informować o ilości energii służącej do czynienia Dobra. Myśląc o zniszczeniu naczelnego musiał sam się jej pozbawiać, jednak jego potencjał wcale nie malał. Zmieniło się tylko jego przeznaczenie. Ale czy nie będzie to miało nań wpływu?.
    Misjonarze głosili przecież, że wysyłając energię, z zamiarem zaszkodzenia innym, zgromadzi się ją również wokół siebie, co wpłynie niekorzystnie na życie tego, który ją wysłał.
    Ta wiedza była dostępna tylko dla wyższego grona, które miało chronić pozostałych przed szkodliwymi dla nich działaniami.
    Nagle poczuł chłód. Miał wrażenie, że kto za nim stoi. Odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył. Jednak wciąż czuł, że jest w niebezpieczeństwie.
    Poczuł się bardzo zmęczony, powinien odpocząć. Zasnął. We nie zobaczył istotę astralną, która wchłaniała resztki jego energii. Gdy się obudził, czuł się znacznie gorzej. Wskaźnik miernika opadł poniżej zera. Megal miał silne zawroty głowy, nie mógł ustać na nogach.
    Wciąż czuł czyjąś obecność. Czyżby we nie zobaczył skutek swoich zabiegów?
    Na odgłos pukania do drzwi lęk wstrząsnął jego ciałem. Przez chwilę pomyślał, że to śmierć.
    - Kto tam? - zapytał.
    - Poczta- usłyszał w odpowiedzi.
    O tej porze zazwyczaj ją roznoszono. Codziennie otrzymywał prośby o pomoc, jak każdy członek wyższego grona, chociaż nie miał jeszcze takiej wiedzy jak inni. Jednak od pewnego czasu nie dostawał już tylu listów, co kiedyś. Coraz rzadziej był w stanie pomóc.
    - Proszę - odpowiedział.
    - Dziwnie pan wygląda - powiedział listonosz. - Czy nic panu nie jest?
    - Trochę źle się czuję.
    - Czy coś się stało?
    - Nie, nic. Proszę zostawić listy.
    - Tu musiało się coś stać. Zawołam kogoś.
    - Nie trzeba.
    Listonosz jednak już wybiegł. Wyglądał na przestraszonego. Po chwili w drzwiach stanął sam naczelny. Był w świetnej formie.
    - Nie spodziewałem się tego po tobie - powiedział.
    - Czego?- spytał Megal, udając zdziwienie.
    - Kto cię tego nauczył?
    - Nie rozumiem - usiłował się ratować, chociaż czuł, że wszystko już o nim wiedzą.
    - Megal, posłuchaj. Chcę ci pomóc. Jeszcze można cię uratować. Nie mówiliśmy ci jeszcze o aniołach i demonach. Anioły towarzyszą tym, którzy wysyłają pozytywną energię. Tacy ludzie są przez nie wspomagani. Krzywdząc innych przyciągamy do siebie demony,, które zabierają nam energię życiową. Musiałeś zrobić coś złego, inaczej demon by cię nie znalazł. Jeżeli przestaniesz o tym myśleć, jeśli zrezygnujesz...
    - Daj mi spokój!. Sam posłałeś tu tego demona, a teraz udajesz, że mnie bronisz!
    - To nieprawda, tak było zawsze - zaprzeczył naczelny.
    Misjonarze dodatkowo zabezpieczyli Ziemię przed kolejnymi katastrofami, przyspieszając utratę energii. Megal, jeżeli się nie zmienisz, umrzesz, a w następnym wcieleniu otrzymasz z powrotem porcję nienawiści, którą teraz wysłałeś. Musiała być duża, skoro tak szybko osłabłeś.
    Megal zrozumiał, że przegrał. To właśnie postępowanie naczelnego, okazało się właściwe.
    - Nie chcę. To bez sensu - odparł mimo to.
    - Megal musisz uwierzyć w miłość...
    Nie. Poddać się zasadom, którym od początku się sprzeciwiał? Nie! Już lepiej umrzeć.
    - Przyjacielu. Nie pozwól się zniszczyć! To demon nakłania cię do poddania się mu. To on chce cię zniszczyć...
    Megal już nie mógł tego znieść. Znowu naczelny miał rację. Wybiegł spokoju. Słyszał jeszcze za sobą wołanie naczelnego, który chyba wciąż traktował go jako cierpiącego przyjaciela. Może nie wiedział, jakie miał zamiary? Wszystko jedno. Chciał o tym zapomnieć.
    Upadek z wysokości trzydziestu metrów wyzwolił go od tych wspomnień. Naczelnemu pozostało mieć nadzieję, że w kolejnym wcieleniu nie zazna wielkiej krzywdy. W końcu wyrządził ją tylko sobie.
    Codziennie modlił się więc za niego.