strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Dominika Repeczko Publicystyka
<<<strona 22>>>

 

Pieskie recenzje

 

 

Świat chyli się ku upadkowi. Schodzi na psy. A pierwsze psieją oczywiście dobre obyczaje. W zasadzie spsiały nam już całkowicie. Nie ma co zaprzeczać, bo i nie da się tego przeoczyć. Upadek obyczajów dotknął też i naszego tak zwanego getta fantastów, a na stałe wręcz zagnieździł się w dziale recenzji Nowej Fantastyki.

NF kupuję od pierwszego numeru, nie tylko kupuję, ale nawet kolekcjonuję sobie i pieczołowicie układam na oddzielnej półce, chociaż może najwyższy czas jednak zacząć używać czasu przeszłego... Nie o tym jednak być miało, tylko o świecie, co to na psy schodzi. I o recenzjach, co już dawno zeszły. I nie o opinię wyrażoną tu chodzi.

Zasady, że "de gustibus non est disputandum" nauczono mnie jeszcze w dzieciństwie. Jeśli więc recenzent smaruje, że książka głupia i nudna, a do tego, że już ktoś kiedyś coś takiego napisał – prawo recenzenta. Mogę po cichu i prywatnie uznać, że recenzent głupi, nie książka, że duby smalone plecie, i tak się zna na tym, co pisze, jako kura na gwiazdach. Mogę sobie posarkać w gronie przyjaciół, że kto to widział takie głupoty na łamy, że recenzentowi lepiej gęsi pasać i tak dalej. Nie wątpię, że znając moje zdanie, recenzent ów odpłaciłby mi pięknym za nadobne. Jego prawo, ale i moje, bo przecież "beauty lies in the eye of beholder", a głupoty każdy popełnia na własne konto. Recenzji nie dyskwalifikuje to tylko, że jej autor wyraził pogląd zgoła od mojego odmienny, są jednak rzeczy, których się recenzentowi popełniać nie godzi. I to bez względu na poglądy.

Nie tak dawno trafiłam w sieci (gdzie, nie pomnę) na wypowiedź w temacie książki, której opiniodawca nawet nie przeczytał do końca (zdaje się, że się chłopinie nie chciało), jednak poglądy głosił zdecydowane i jedyne słuszne. Zmartwiłam się wtedy, że oto dobre obyczaje w łeb biorą, bo już można grzmieć i gromy ciskać, nie mając wielkiego pojęcia o celu. Jednak nadzieja na niezmienność pewnych zasad zgasła mi, bidula, dopiero wraz z najnowszym numerem NF. Czytałam sobie recenzję bez złych podejrzeń, bez obaw, aż tu nagle, jej autorka w ostatnim zdaniu poinformowała mnie uprzejmie, że "mordercą, proszę państwa, był lokaj"! Szczerze powiedziawszy, oczom uwierzyć nie mogłam! Trzy razy czytałam, jednak nijak nie chciało być inaczej! Jak byk stało napisane, że nie było happy endu, a zbrodnie i przewiny, mimo opamiętania się i żalu sprawcy, ukarano! Że się przy okazji autorce udało streszczenie napisać, cóż, bywa. Niejeden nie bardzo pojmuje różnicę pomiędzy jednym a drugim. Że dysonans w książce usłyszała... No, bywały i dziwniejsze przypadki, historycznie lub medycznie nawet udokumentowane, takich, co nie dysonans wprawdzie, ale głosy słyszeli. Ale żeby tak zakończenie?! Bez ostrzeżenia?! Może to sabotaż był? Chciała mieć autorka recenzji pewność, że nikt nie sięgnie po książkę, którą ona sama za zbyt udaną nie uznała (pogląd zgoła od mojego odmienny)? A może nikt jej nie powiedział, że tak się po prostu nie robi? Nie wiem, ale za to wiem już, że świat na psy schodzi, a na czele idą tacy recenzenci.

Tak, pieskie czasy nastały i pieskie obyczaje, cóż więc się dziwić, że i recenzje pod psem. Pewnie teraz do pisania zasiadają młodzi i obowiązkowo zdolni – ci sami, którzy w szkole zamiast lektur regularnie czytają bryki (sic!). A taki bryk to wiadomo, nie dość, że streszczenie, to i jedyną słuszną interpretację dzieła zawiera. No i oczywiście zakończenie – wypisz wymaluj recenzja z NF. A mawiają Anglicy, że "little learning is a dangerous thing" i jak tu nie przyznać Brytom racji? No i do tego moda, też pieska, a jakże! Co tylko się da, należy podciągnąć pod postmodernizm, porównać do wiedźmina, ewentualnie do Bridget Jones. Tak, wiem, Bridget Jones to nie fantastyka, nie w tradycyjnym wydaniu, ale porównanie do tej niezmiernie popularnej prozy, podobnież typowo kobiecej, zawsze jest możliwe: jest kobita, jest facet – mamy romans. Jest interakcja między nimi – mamy typowe babskie czytadło. Gwałcą i biją kobietę... hm... to może pomińmy milczeniem. Głoduje? Nie – ona po prostu liczy kalorie! Byle w obowiązującym duchu, byle na czasie, byle się wykazać znajomością nowych i lepszych zasad. Pieskich zasad, bo nie wymagają od recenzenta żadnych umiejętności, ba, nawet znajomości treści czytanej książki, a nie wspomnę nawet o sytuacji, w której się recenzentowi zawartość kolejnych tomów pomyli. Nie wymagają nawet szacunku dla czytelnika! Wszystko już uchodzi, bo świat... ale chyba już o tym wspominałam.

Kiedyś, dawno, dawno temu, może nie przed wiekami, ale coś koło tego, recenzje zamieszczane w Fantastyce traktowałam jako swego rodzaju drogowskazy. To według nich właśnie budowałam sobie własny kanon literatury sf w, jak to się mówi, szeroko pojętym zakresie i dzięki nim dzisiaj też należę do grona zawołanych fantastów. Teraz mogę tylko, ze smuteczkiem i melancholią, wspominać tamte czasy: szczęśliwego dzieciństwa i dobrze napisanych recenzji i żałować niegdysiejszych dobrych obyczajów. I żałuję.

Kolejnych recenzji w NF nie ośmieliłam się przeczytać. Zabrakło mi odwagi i dawnej wiary w renomę pisma. Nie sądzę, bym kiedykolwiek odzyskała jedną bądź drugą.




 
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
SPAM(ientnika)
Zapytaj GINa
Komiks
HOR-MONO-SKOP
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Dominika Repeczko
Piotr K. Schmidtke
Satan
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
W. Podrzucki
Tadeusz Oszubski
Tomasz Pacyński
Zbigniew Jankowski
Ďuro Červenák
P. Nowakowski
Marcin Pielesh
Adam Cebula
XXX
Marcin Mortka
Andrzej Zimniak
Brian W. Aldiss
Ian Watson
J. Grzędowicz
M. i S. Diaczenko
Brian W. Aldiss
T.Noel, D.Brykalski
Raport nr 1
 
< 22 >