strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Adam Cebula Efemeryda
<<<strona 40>>>

 

Sztuka wyczerpania, (2)

czyli niezbyt udana zupa z gwoździa

 

 

Odcinek 14

 

Kot haftuje na tamborku mapę okolicy. Haftowana mapa okolicy, dobry partyzancki motyw. Mapa papierowa jest do luftu, i prawdę powiedziawszy, to od dawna porządne mapy powinny być haftowane. Ma dziś kiepski dzień, czuje się źle. Ma ochotę na daleką podróż. No to pewnie wyhaftował dalszą okolicę naszej galaktyki. Ala siedzi na fotelu. Ma zamiar wreszcie uporządkować strych. Ma ochotę na piknik pod wiszącą skałą. Kiedy człowiek musi porządkować strych, przychodzą mu do głowy różne głupie pomysły. Ja miałem taki, żeby strych za pomocą starego odkurzacza, który sam naprawiłem, poodkurzać. No i okazało się, że strychu nie odkurza się odkurzaczem i już. Bardzo głupi pomysł. Ola siedzi na krześle. Ma dziś melodię do psocenia. Rozmyśla nad tym, czy chce wyjechać na wieś. Ola i Ala zastanawiają się, jak poprawić nastrój kota. Powiedzmy, że stają przy nim podczas tego haftowania mapy okolic galaktyki i zaczynają wykonywać taniec brzucha. Kot przestaje śledzić ruchy igły... Dobry pomysł?

Wiatr dziś wieje z północnego zachodu. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 21.8701 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 15

 

Ala haftuje na tamborku geometryczne wzory. Czuje się dziś niezbyt zdrowo. Zastanawia się, czy założyć czerwony kapelusz. Gdyby tak Gaugin zamiast malarzem był hafciarzem? Albo idziesz sobie człowieku do muzeum a tu autoportret Rembrandta z igłą w ręce. Ola siedzi na fotelu w dużym pokoju. Ma zamiar wreszcie uporządkować piwnicę. Ma ochotę na piknik w pobliżu wielkich stawów. Chce rozwikłać zagadkę: czego się te ryby na nią gapią? Kot siedzi na fotelu. Zastanawia się nad wyprawą w dalszą okolicę. Immanentną cechą kocurów jest włóczenie się po okolicy i nocne darcia się do księżyca. Zastanawia się, czy założyć słomkowy kapelusz. Siedzi kot na kominie w słomkowym kapeluszu i wydziera się po kociemu. Kociobikiniarz, czy kociotradycjonalista? Wiatr dziś wieje z południa. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 24.8444 stopni Celsjusza.

 

******************************

 

Tak czy owak, gdy zacząłem sobie, siedząc w śmietniku, układać biznes plan, to doszedłem do tego, że musiałbym wydawać coś takiego, co leżało związane w pakiecik na czerwoną kokardkę, ważyło znacznie więcej niż mój kot, nawet więcej niż kilka kotów, i zdecydowanie nie budziło mojego zainteresowania. Musiałbym produkować kolorową pulpę, o dietach, wydarzeniach z obszaru muzyki pop. Jedyny pomysł, jaki przyszedł mi do głowy, to wykreować tak zwaną przeciętną rodzinę i pisać o niej. Jakbym się chciał dopchać do gwiazdora Wiśniewskiego, to kłopoty, ochroniarze mogą wyrzucić na zbity pysk, a ja na ten przykład, obszerny wywiad z Wajduskową na temat jej poglądów w kwestii stosunków sąsiedzkich na klatce schodowej. (Prawidłowa nazwa schodów z okresu dominacji nauki radzieckiej). Byłoby to mniej więcej tak samo, a nawet bardziej ciekawe, z pewnością o wiele bliżej życia niż Wiśniewski, może mniej zajmujące, ale o ileż mniej kosztowne dla redakcji!

 

*******************************

 

Odcinek 16

 

Ala siedzi na fotelu w dużym pokoju. Zastanawia się nad letnią wyprawą. Zastanawia się, czy sprawdzić, co się dzieje na starym stryszku. Kot haftuje na tamborku różowe kwiaty. Ma zamiar wreszcie uporządkować swój pokój. Haftujący kot był bohaterem jakiegoś filmu rysunkowego i w sumie nie było to głupie, a nawet mądre. Ostatecznie kot, kwintesencja samozadowolenia, nadzwyczaj dobrze pasuje do takich czynności. Haftuje się w kręgach arystokratycznych, znaczy bogato bezpiecznie i szczęśliwie. Może nawet ze szczęśliwą mordką wpatrywać się w owe powstające pod igłą kwiaty. Zastanawia się nad tym, czy by na chwilę nie wybrać się nad staw. Ola gra na fortepianie. Ma ochotę na daleki spacer. Rozmyśla nad tym, czy chce wyjechać na wieś. Wiatr dziś wieje z północnego wschodu. Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 23.332 stopni Celsjusza.

 

******************************

 

Po takim wywiadzie można by na przykład zamieścić zdecydowaną replikę tego z parteru spod dwójki, że bynajmniej nie pije codziennie, bo nie ma co dzień 4 PLN na denaturę, więc co Wajduskowa zmyśla, potem wypowiedziałby się znowu Wajduskowa, dzielnicowy, żona tego spod dwójki, co już tam dawno nie mieszka, bo ją wypieprzył, i interes w ruchu 24 godziny na dobę. Gdybym miał kasę na, powiedzmy, 100 000 egzemplarzy, to pewnie wykreowałbym przebój typu Alternatywy 4/2 (brak domofonu), i przy odrobinie szczęścia, kolejne zdarzenia mogłyby trafiać do głównego wydania dziennika telewizyjnego.

Nie mógłbym, nie daj Panie Boże, zamieszczać materiałów jakichś poważnych osobistości, co by zaraz powiedzieli, że rzewnymi głupotami się zajmujemy. A na dodatek chcieliby jakiejś całkiem konkretnej wierszówki. Nie, zatrudniłbym młodych, początkujących dziennikarzy, najchętniej takich, których wypieprzono z innych redakcji, co nie mają za wielkich ambicji, zarówno finansowych jak i zawodowych. Takich tylko, którzy mniej więcej rozumieją, co się do nich mówi. Jednak nie za bardzo, bo w gazecie musi być element zaskoczenia, na przykład dział przepisy kulinarne, a tu raz na jakiś czas czytasz o tym, jak się ciotka na imieninach struła, jak daleko rzygała tatarem. Zawsze jakaś twórcza odmiana. Czytelnicy przyjmą to jako ożywczą odmianę, redaktora się wypieprzy, pewnie na skutek stażu pracy marzył już o stałej umowie, i że mu zaczniemy składki emerytalne płacić, więc przestał się nadawać. Na jego miejsce przyjdzie panienka po maturze, której dajemy szansę na praktykę w redakcji, więc zwrócimy jej tylko za bilet miesięczny (w drodze wyjątku oczywiście). I będziemy mieli czas zastanowić się, skąd na jej miejsce wytrzasnąć kogoś jeszcze głupszego. Zaś zaoszczędzoną pensję poprzedniego dziennikarzyny przeznaczymy na opłacenie zaległych rachunków, bo elektrownia grozi już odcięciem prądu. Jak wiadomo, zasadniczym przykazaniem prowadzenia biznesu w Polsce jest nie płacić.

 

*****************************

 

Odcinek 17

 

Ala siedzi na fotelu w dużym pokoju. Ma zamiar wreszcie uporządkować swą szafkę. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farb wodnych. Kot maluje ścianę komórki na niebiesko. Zapewne farbą rozpuszczoną w wodzie. Zauważmy, że ten kocur ciągle coś z tą ścianą w komórce kombinuje. Już była niebieska, teraz znowu ma być niebieska? Ma zamiar wreszcie uporządkować swój pokój. Ma ochotę wyjechać nad morze. Ola siedzi przy fortepianie. Ma dziś zły dzień. Ma ochotę na piknik w romantycznej okolicy. Ala i kot zastanawiają się, jak poprawić nastrój Oli. Na numer z rybą. Wiatr dziś wieje z zachodu. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 24.7826 stopni Celsjusza.

 

******************************

 

No więc, mając taki wspaniały zespół, musiałbym wydawać gazetę tak zwaną kobiecą. Gdyby zeszło na wydawanie, powiedzmy, czegoś, na czym się choć trochę znam, komputery, elektronika, to by mnie zeżarły koszta. Autorom tekstów trzeba płacić, choćby cokolwiek, potrzebne są jakieś testy sprzętu, a już na pewno nie da się wynająć administratora sieci za bilet miesięczny. To, co byłoby wydrukowane, musiałoby mieć jakiś sens. Tak mniej więcej, a opinia Wajduskowej na temat najnowszej dystrybucji Red Hata przeszłaby tylko raz w roku, na 1 kwietnia, i to w nie wnerwiającym zbytnio rozmiarze, jakiś 2000 znaków ze spacjami.

Kiedyś próbowałem wyszarpać od ludzi tak zwane teksty popularyzatorskie. Obracam się w kręgu tak zwanych twórców nauki, pomyślałem sobie, co dla takiego dla jednego, czy drugiego machnąć jakiś niewielki tekścik o tym, co sam aktualnie w pocie czoła kombinuje. No i nic. Ani trochę. Błędne przekonanie faceta, który pisze, że inni piszą. Okazuje się, że nie napiszą, bo nie piszą. Jakoś tak. W każdym razie, gdybym chciał wydawać czasopismo o nauce, bodaj niewielki dział poświęcony czemuś zbliżonemu do nauki, to ze świeczką szukać autora. A jak się go znajdzie i umie coś napisać, to na rękach trzeba nosić.

Siedząc w śmietniku, na wyrzuconym fotelu przed zgaszonym telewizorem, bo się go oglądać nie dało, wysnułem wniosek, że najpilniejszym zadaniem naszej cywilizacji jest oszukanie tak zwanego konsumenta. Jest to działalność najbardziej opłacalna, najpowszechniej uprawiana pod nazwą tak zwanego marketingu. A niepowodzenie w dziedzinie oszukiwania grozi bardzo poważnymi konsekwencjami międzynarodowymi. Bo czymże innym był spadek tak zwanego optymizmu konsumenckiego po ataku na WTC?

W USA naukowcy próbują się poważnie zajmować oszukiwaniem. Bodaj jeden z najważniejszych rezultatów, to wyprowadzenie bardzo dobrej korelacji pomiędzy umiejętnością oszukiwania, a robieniem kariery. Nie upór i ciężka praca, nie wrodzone zdolności, nie nawet rodzinne koneksje, nie suma zdobytej wiedzy, ale umiejętność oszukiwania decydują o tym, jak daleko człowiek zajdzie. Nawet nie ambicje. To ostatnie wydaje się niezbędne, bo gdy człowiek na przykład nie marzy o wystartowaniu w wyborach... to mu ktoś to zaproponuje. Partie potrzebują jak cholera ludzi, którzy się bardzo dobrze prezentują i potrafią, jak się to kurtuazyjnie mówi, dobrze negocjować.

 

***********************************

 

Odcinek 18

 

Ola maluje obrazek przy oknie. Ma dziś melodię do psocenia. Ma ochotę na daleką podróż. Kot patrzy przez okno w chmury. Ma zamiar wreszcie uporządkować biblioteczkę. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farb olejnych. Pomalował komórkę na niebiesko. Co znowu kombinuje? Ala siedzi na krześle. Ma zamiar wreszcie uporządkować swój pokój. Zbożny zamiar, jednak ... Zastanawia się, czy założyć żółty kapelusz. Jakoś tak wychodzi, że gdy ktoś chce się tu zabrać za uczciwą robotę, to okazuje się, że tak naprawdę w głowie mu kapelusze. Wiatr dziś wieje z południa. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 26.9671 stopni Celsjusza. Jest bardzo gorąco, wszyscy szukają chłodu w pomieszczeniach na parterze.

 

******************************

 

Za bardzo zbożne jest uważane oszukiwanie przez artystę publiczności. To jego cel. Ma ludziom wmówić, że cierpi, gdy nie cierpi, że się śmieje, gdy mu ani trochę nie jest do śmiechu, że ma ochotę na coś, na co ochoty nie ma nikt. Jeśli to się udaje, jest dobrym aktorem. A co, gdy zaczyna wmawiać ludziom, że ma do powiedzenia bardzo ważne rzeczy, gdy nie ma do powiedzenia nic?

Czymś takim zajmują się dziennikarze ostatnio. Wydarzenia drobne i nieznaczące podnoszą do rangi niezwykłych. Proces odwrotny czasami się zdarza, lecz to już zazwyczaj polityczna manipulacja: powiedzmy sobie szczerze, raczej rzadkość. Mało kogo stać na taką operację. Natomiast na co dzień mamy przerabianie niczego na coś i to coś wielkiego. Na przykład relacjonujemy życie gwiazd. Gwiazdy raczej nie, życie, jak życie, marne, ale gdyby tak ludziska się w tym połapali, o czym równie marny dziennikarzyna miałby pisać?

Jak sobie tak podsumowałem swoją niemoc twórczą to postanowiłem, że poszukam inspiracji w innych gazetach. Największy zbiór mam w dziedzinie tak zwanej prasy branżowej, kupa czasopism komputerowych. Jakoś się na tym nieco rozumiem.

Więc w komputerach, jak się otworzy gazetę, postęp. Wszelako od kilkunastu lat mamy 32 bity. Ma być 64, ale co człek spojrzy, to 32 bity. A jak będzie 64? Będzie się mniej różniło niż pomiędzy 32 i 16. A poza tym gorący temat: wirusy. Czają się, czyhają, atakują.

 

*********************************

 

Odcinek 19

 

Ola szuka zgubionego kubka w parku. Ma zamiar wreszcie uporządkować piwnicę. Ma ochotę na wyjazd nad morze. Kot maluje ścianę komórki na niebiesko. Pewnie tym razem na olejno? Zastanawia się nad letnią wyprawą. Ma ochotę na wyjazd cioci w odwiedziny. Ciocia kocia, coś nowego. Stara kocica w okularach. Ala maluje swój pokój na żółto. Ma zamiar wreszcie uporządkować strych. Ma ochotę na wyjazd do opery. Robota, robota i jakaś przyjemność. To się nazywa uporządkować sobie życie. To wielka sztuka, niestety, dla sztuki, czyli do teatru, psu na budę. Co ciekawego w takiej opowieści, że robi, zrobi coś następnego, a na koniec ciut przyjemności. Ma być tak: ma zrobić, to i nie zrobi, tamtego też nie zrobi, szef z roboty nie wyrzuci, a przyjemność sama w ręce wpadnie. Albo robi i czuje się bardzo skrzywdzona (skrzywdzony). Uporządkowanie jest niestety zabójcą akcji. Zwłaszcza gdy chodzi o nurt psychologiczny. Wiatr dziś wieje z południowego zachodu Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 25.2575 stopni Celsjusza. Jest bardzo gorąco, wszyscy szukają chłodu w pomieszczeniach na parterze.

 

******************************

 

Akurat wiszą mi. Pracując w Linuksie można o tym problemie zapomnieć. Może kiedyś w przyszłości ktoś napisze wirusa dla Linuksa. Pewnym problemem są tak zwane robaki internetowe, jedno od drugiego się konstrukcją nieco różni, ale nawet robale nie są w praktyce groźne. A więc wirusy mnie nie obchodzą. Nie muszą także za bardzo obchodzić znajomych. Owszem, pracując w Windows, trzeba podejmować pewne środki zapobiegawcze. Przede wszystkim, nie wykazywać się skrajną głupotą. W chwili obecnej, choćby unieruchomienie domyślnego mailera czyli Outlooka chroni przed większością nieszczęść. Najbardziej ostrożni powinni zainstalować sobie Linuksa do sieciowych kontaktów, ale powiem szczerze, choć jestem entuzjastą systemu: ich zysk będzie polegał na tym, że poznają inny system, owszem, może zatrzymają dwa, trzy ataki na rok, z którymi programy antywirusowe nie dałyby sobie rady. Nie więcej.

W niekończącym się sporze, czy lepszy Linux czy Windows, prawidłowa odpowiedź brzmi chyba: decyduje człowiek. Jak kto głupi, narobi sobie szkody, pisząc na przykład na starej, mechanicznej maszynie do pisania. Swoją drogą, to wspaniały temat na okres wyczerpania twórczego, z jakichś powodów z obydwu stron ruszają namiętni obrońcy swych jedynie słusznych systemów operacyjnych i natychmiast budują barykadę nie do przebycia. Jakby kto próbował nieszczęśliwie siąść na nie okrakiem, to zgodnie obie strony ściągną i spalą na stosie.

Otóż z jakichś powodów artykuły, które dotyczą tak żywotnej sprawy i które wywołują tak pożądaną reakcje publiczności (nieważna jak mówią, byle z nazwiska), stanowią rzadkość. Dlaczego? Czyżby redakcje obawiały się lub miały na ten przykład określoną linię partyjną wobec systemów operacyjnych? Czyżby te same pisma, które nie boją się rzucić w uliczną awanturę dotyczącą aborcji, obawiają się na przykład niechęci wiadomej firmy z Ameryki? A dlaczego w takim razie nie wystąpią z opinią, że Linux do niczego? Można oczywiście wymyślić spiskową teorię, ale coś mi się wydaje, że równie dobrze można zacząć awanturę o instrukcję GOTO. Wśród programistów budzi takie emocje, że awantura z interwencją policji murowana. Niestety, reszta publiczności będzie stała bezradna, nie mając najmniejszego pojęcia, nie tylko o co chodzi, ale, co ważniejsze: po czyjej stronie stanąć.

 

********************************

 

A teraz bez specjalnych wygłupów, będzie naukowo: zaciśnij zęby, Drogi Czytelniku, przeczytaj te kolejne 11 odcinków niewątpliwie najnudniejszej opowieści i zastanów się: czy mógłbyś je czytać w dowolnej kolejności? Czy wszystko się zgodzi?

 

Odcinek 20

 

Ola haftuje na tamborku kolorowe kwiaty. Ma zamiar wreszcie uporządkować strych. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farb olejnych. Kot maluje obrazek przy oknie. Ma ochotę na wyjazd w góry. Ala haftuje na tamborku różowe kwiaty. Ma ochotę na piknik w pobliżu wielkich stawów. Ola i kot zastanawiają się, jak poprawić nastrój Ali. Wiatr dziś wieje z południowego zachodu. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 27.1634 stopni Celsjusza. Jest bardzo gorąco, wszyscy szukają chłodu w pomieszczeniach na parterze.

 

Odcinek 21

 

Ala haftuje na tamborku różowe kwiaty. Ma zamiar wreszcie uporządkować strych. Ma ochotę na wyjazd do Ciechocinka. Ola szuka zgubionego kubka w parku. Ma ochotę trochę poleniuchować. Ma ochotę zwiedzić ciemne kąty w starym parku. Kot maluje ścianę komórki na niebiesko. Zastanawia się nad wyprawą w dalszą okolicę. Ma ochotę na piknik w romantycznej okolicy. Wiatr dziś wieje z północnego wschodu. Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 24.071 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 22

 

Kot przechadza się po ogrodzie. Ma ochotę trochę poleniuchować. Ma ochotę na piknik pod wiszącą skałą. Ola haftuje na tamborku czerwone kwiaty. Ma ochotę na piknik w wysokiej trawie. Ala haftuje na tamborku geometryczne wzory. Dziś ma ochotę się z kimś pokłócić. Ma ochotę na wyjazd do miasta Łodzi. Ola i kot zastanawiają się, jak poprawić nastrój Ali. Wiatr dziś wieje z północnego zachodu. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 25.5456 stopni Celsjusza. Jest bardzo gorąco, wszyscy szukają chłodu w pomieszczeniach na parterze.

 

Odcinek 23

 

Ala maluje ścianę komórki na niebiesko. Dziś ma ochotę mocno narozrabiać. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farb olejnych. Kot haftuje na tamborku geometryczne wzory. Dziś ma ochotę mocno narozrabiać. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farbek do obrazków. Ola haftuje na tamborku fantazyjne wzory. Ma dziś melodię do psocenia. Ma ochotę na wyjazd do opery. Wiatr dziś wieje z południowego zachodu Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 23.4216 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 24

 

Ola siedzi w małym pokoiku na pięterku. Ma ochotę na dobrą lekturę. Rozmyśla o spacerze w parku. Kot haftuje na tamborku stare przysłowia. Ma dziś melodię do gotowania. Ma ochotę na wyjazd do miasta Łodzi. Ala patrzy przez okno w chmury. Ma ochotę trochę poleniuchować. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farbek do obrazków. Wiatr dziś wieje ze wschodu Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 20.2559 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 25

 

Ala szuka zgubionego kubka w parku. Zastanawia się nad letnią wyprawą. Ma ochotę na wyjazd w dalekie okolice. Ola siedzi na krześle przy oknie. Ma dziś nastrój melancholijny. Ma ochotę na piknik w pobliżu wielkich stawów. Kot siedzi na fotelu. Rozmyśla o przyjemnych rzeczach. Ma ochotę na piknik w romantycznej okolicy. Ala i kot zastanawiają się, jak poprawić nastrój Oli.

Wiatr dziś wieje z południa. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 23.138 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 26

 

Ala maluje obrazek przy oknie. Ma dziś melodię do psocenia. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farbek do obrazków. Kot gra na fortepianie. Ma ochotę na piknik w pobliżu wielkich stawów. Rozmyśla o spacerze w parku. Ola szuka zgubionej konewki w ogrodzie. Czuje się wspaniale, czasami aż podskakuje z radości. Ma ochotę na wyjazd do opery. Ola i Ala zastanawiają się, jak poprawić nastrój kota.

Wiatr dziś wieje z północy. Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 21.8272 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 27

 

Kot maluje swój pokój na żółto. Ma ochotę na daleki spacer. Ma ochotę na piknik w romantycznej okolicy. Ala maluje obrazek przy oknie. Ma ochotę na dobrą lekturę. Ma ochotę na piknik w wysokiej trawie. Ola patrzy przez okno w chmury. Ma zamiar wreszcie uporządkować piwnicę. Ma ochotę na wyjazd do miasta Łodzi. Wiatr dziś wieje ze wschodu Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 20.1654 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 28

 

Ala siedzi na fotelu. Ma dziś melodię do psocenia. Ma ochotę na wyjazd do opery. Kot haftuje na tamborku inicjały domowników. Ma dziś melodię do gotowania. Ma ochotę wyjechać nad morze. Ola siedzi przy fortepianie. Ma ochotę trochę poleniuchować. Ma ochotę na piknik w wysokiej trawie. Wiatr dziś wieje z północy. Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 18.3311 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 29

 

Kot siedzi na tapczanie. Ma zamiar wreszcie uporządkować swą szafkę. Rozmyśla nad tym, czy chce wyjechać na wieś. Ala haftuje na tamborku kolorowe kwiaty. Czuje się wspaniale, czasami aż podskakuje z radości. Zastanawia się, czy sprawdzić, co się dzieje na starym stryszku. Ola przechadza się po ogrodzie. Ma bardzo dobry nastrój i śpiewa piosenki pod nosem. Ma ochotę na wyjazd nad morze. Wiatr dziś wieje z północy. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 20.7367 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 30

 

Kot haftuje na tamborku niebieskie kwiaty. Ma zamiar wreszcie uporządkować swój pokój. Ma ochotę wyjechać nad morze. Ala siedzi na krześle przy oknie. Czuje się wspaniale, czasami aż podskakuje z radości. Ma ochotę na wyjazd w góry. Ola szuka zgubionej konewki w ogrodzie. Ma ochotę wybrać się do pobliskiej altanki. Wiatr dziś wieje z północy. Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 19.735 stopni Celsjusza.

 

Nie mógłbyś! Jest szczegół, który na to nie pozwala: to pogodynka, meldunki temperaturowe. Oczywiście poprzekładanie o kilka dni na pozór niczego nie zmienia. Tym niemniej mamy to zdanie: Jest dziś cieplej niż wczoraj. Albo zimniej. No i już po zawodach. Dzień cieplejszy musi być po zimniejszym, dzień zimniejszy na odwrót. Tak się tu zrobiła strzałka czasu. Zauważmy jeszcze jedną rzecz: pracowicie moglibyśmy poukładać te odcinki w innej kolejności, tak, żeby się zgadzało. Ale pojawia się inne ograniczenie: temperatura zmienia się niewiele. Jeśliby chcieć zachować reguły świata, to trzeba uwzględnić i ten drugi warunek (na 11 dniach tego nie widać wyraźnie lecz na dłuższym odcinku dałoby się we znaki). Dodajmy, że gdyby dodać drobną informację, o ile się ta temperatura zmieniła, to pewnie już nie dałoby się niczego przestawić. Prawdopodobieństwo trafienia na siebie zmian z dokładnością do 1/10000 jest koszmarnie małe. No i właśnie konkluzja: gdy tworzymy jakiś układ to niemal zawsze dochodzimy do momentu, że od pewnego stopnia komplikacji pojawia się w nim strzałka czasu. Zagwozdka?

 

******************************

 

Tymczasem grozi mi Ciemna Strona Internetu. Na przykład mogę tak zwanego dialera załapać. Tu szkoda może być prawdziwa. Tyle, że znowu, w Linuksie te wszystkie paskudztwa nie chodzą. Poza tym można wyłączyć skrypty Javy, cookiesy i inne bajery, przy okazji nasza przeglądarka nabierze niespotykanej czy niespodziewanej szybkości, a my będziemy mieli spokojną głowę. Sam jeszcze wyłączam animacje i czasami nawet pobieranie obrazków, żeby nie zatykać i tak zatkanych łącz.

Ja wiem, co usłyszę: że właśnie o te animacje, skrypty, cookiesy, a zwłaszcza obrazki chodzi (czytaj cokiesy nie kukiesy!). To już szanownego państwa problem. Niebezpieczniejsza od Internetu jest kuchenka gazowa, bo jak się postarać, nie tylko palec do czajnika można włożyć, ale nawet i co wysadzić.

To, co piszą gazety na temat ciemnej strony Internetu, można przełożyć mniej więcej tak na nasze: że jak się kto szwenda po ciemnych zaułkach, to nawet mu mogą dane na dysku pokasować. Oczywiście, jak jest idiotą i – na ten przykład, bardzo wyrazisty – ma jedną, jedyną kopię, powiedzmy wyników pomiarów, które trwały miesiąc i kosztowały kupę forsy, to... jest idiotą. Bo powinien się zastanowić nad tym, co się stanie, gdy w nieszczęśliwym momencie operacji zapisu-odczytu siądzie wtyczka w jego wspaniałej maszynie, i że producent dysków twardych nie bez powodu ogranicza swą odpowiedzialność do wartości nowego dysku. Tak więc właściciel ważnych danych powinien mieć kopię, a ja zawsze robię kilka kopii takich plików. Jeśli stracę jedną z nich, zazwyczaj natychmiast ją odtwarzam, traktując wypadek jako ostrzeżenie niebios.

To zazwyczaj wyczerpuje do dna problem utraty ważnych danych. W chwili obecnej dopiero zagłada miasta Wrocław dawałaby jaką taką pewność, że przepadnie bez powrotu część moich niezwykle cennych produkcji. Trzymam je bowiem na różnych komputerach, które stoją w różnych częściach miasta. Nawet zalanie Wrocławia w takiej skali jak w 1997 roku, spowodowałby tylko zagrożenie części kopii. Takie sztuczki są możliwe dzięki istnieniu sieci. Dzięki zaś istnieniu nagrywarek, mam ileś płyt CD, które najlepiej będzie w końcu młotkiem potłuc, żeby nikt się nie dowiedział, jakie durnoty wypisywałem. Coraz poważniej zastanawiam się nad tym, jak zatrzeć po sobie ślady, utrata informacji jest akurat czymś najmniej możliwym.

Może na koniec dodam, że nigdy się nie pozbywam, zgodnie z najnowszą modą, stacji dyskietek. Albowiem jest to najwygodniejszy i jeden z najlepszych sposobów tworzenia kopii bezpieczeństwa. Wystarczy nacisnąć przycisk wysuwania dyskietki, by została ona zabezpieczona przed fanaberiami systemu. Otóż dlaczego fachowcy z mądrych czasopism nie udzielają tej najprostszej rady? Bo po niej okazuje się, z jak banalnym problemem mamy do czynienia, że całej sprawie wystarczy poświęcić kilka linijek tekstu i już.

Bodaj największe emocje budzą włamania komputerowe. Cóż, o ile się na tym znam, to trzeba założyć, że każdy komputer włączony do sieci zostanie kiedyś skrojony. Mam te doświadczenia za sobą i wiem, że w przypadku nawet dosyć złośliwego włamania, skutki zazwyczaj są niewielkie. Najwięcej czasu tracimy, chcąc złapać włamywacza. Co prawda, złośliwiec może naprawdę narobić wiele szkody, ale że zazwyczaj koncentruje się na logach, to zostawia nasze katalogi domowe (mówię tu o systemie Linux) i największą szkodą jest utrata szczegółowej historii pracy naszej maszyn w przeciągu ostatnich kilkunastu dni.( Doprawdy, jest niezwykle istotne, by wiedzieć o której z sekundami nasza maszyna tydzień temu była uruchamiana, i o której zatrzymywana, sami się tej informacji chętnie pozbędziemy). Okazało się także w praniu, że zamknięcie podstawowych dziur wystarcza. Zazwyczaj kilka niestandardowych ustawień sprawia, że nasz komputer zmienia się w fortecę nie do zdobycia. Nie chcę tu wchodzić w techniczne szczegóły, ale nader skuteczna jest podmiana standardowego oprogramowania występującego w dystrybucji. Zmienia się wówczas mapa pamięci komputera i wszelkie próby nadpisania określonych, kończą się wyłączeniem procesu. Mało kto o tym wspomina, że włamy zazwyczaj są prowadzone nie personalnie przez włamywacza, lecz przez skrypty, zazwyczaj z innego opanowanego przez niego komputera. Skrypt oczywiście ma ograniczony zestaw sposobów i jeśli się one wyczerpią, rezygnuje z próby. Swoją drogą, to nie pisze się o tym, jak częste są próby wejścia na komputer. A bywa, że mamy ich kilka na minutę gdy komputer jest przyłączony bezpośrednio do Internetu.

Paradoksalnie, w czasach gdy każde włamanie komputerowe budziło wielkie emocje, dwa, trzy lata temu, prawdopodobnie nie stanowiło to zjawisko jakiegoś istotnego problemu. Dziś, gdy staje się ono coraz mniej egzotyczne, gdy przestaje się kojarzyć niemal z kosmiczną technologią, może zacząć nam naprawdę doskwierać. Marzeniem niemal każdego posiadacza komputera jest stałe łącze. Coraz więcej maszyn jest podłączonych do jakichś sieci. Mało też kto sięga po najprostsze zabezpieczenie: wyjęcie wtyczki z karty, bo ten dostęp do Internetu wydaje się absolutnie niezbędny w każdej chwili.

Włamania komputerowe nie są problemem banalnym, ale skala technicznej trudności jest zarysowana gdzieś w okolicach tej dyskietki bezpieczeństwa w stacji flopów i wyjęcia kabla z karty sieciowej. Dziennikarze nie piszą o tym, lecz prawdziwe schody zaczynają się, gdy komuś odpali i zaczyna łapać włamywacza (to nie haker!). Wówczas tracimy mnóstwo czasu i energii i zazwyczaj na końcu okazuje się, że trafiamy na kogoś tak banalnego, że aż trudno uwierzyć, i co najgorzej w stosunku do wysiłku, jaki włożyliśmy w jego złapanie, nic mu zrobić nie można. Pogrozić, dać mandat na kolegium i tyle. Gazety o tym właśnie nie piszą, że kompletnie nie opłaca się łapać włamywaczy. Są wyjątkowe sytuacje, gdy możliwe jest zidentyfikowanie gościa bez niebezpieczeństwa oskarżenia zupełnie niewinnej osoby, której komputer został opanowany. Prawda jest banalna i zupełnie taka sama jak o włamaniach do piwnic: najważniejsza jest solidna kłódka. Jest może nawet banalniej: o ile piwnicy nie możemy pilnować 24 godziny na dobę, to komputer bardzo łatwo odciąć od dostępu złodzieja . Nikt się nie włamie na maszynę odciętą od sieci, nikt nie skasuje nam danych na dysku wymienialnym, odłożonym na półce, na dyskietce wyjętej ze stacji.

Rozpaczliwym obrazem wyczerpania zazwyczaj są opisy, tchnące z natury rzeczy wiarą i optymizmem w przyszłość, nowego oprogramowania. Przy każdym niemal stęknięcie, jakież to nowe piękne i jakie to daje przed tobą możliwości. Możesz na przykład zrobić sobie napis, animowanego gifa, gdzie łazić będą po literach kolorowe paski. Albo literki będą podskakiwać, tak że się przeczytać nie da. Fajnie, nie? Co możemy jeszcze? Usunąć czerwone oczka z fotografii. Mamy do tego już dziesięć programów, ale my dajemy Ci, Czytelniku, jedenasty. Gorszy od tamtych, ale nowy. Kolejne notatniki, kolejne wystroje pulpitu, programy do mazania, tworzenia przycisków na strony internetowej. Kolejne (dzieci, łaskawie pomińcie brzydkie słowo) zajebiste edytory stron html. Nikt tylko nie ostrzega, że na skutek zapchania łącz (zasada Murphiego "zawsze jest gdzieś korek po drodze") im strona bardziej bajerancka, tym większa szansa, że się nie załaduje. Z tego wszystkiego wyłania się obraz dość nie zachęcający: diabelnie brak pomysłów, co z tymi komputerami zrobić. Rozwija się ta informatyka i rozwija, i zdaje się, że już dawno się całkiem rozwinęła. Miały być gadające komputery. Owszem, powstało odpowiednie oprogramowanie. Nawet działa, tylko że konwersacja z maszyną okazała się pomysłem durnowatym. Nie chodzi tu o to, że maszyna nie rozumie, choć się do niej ludzkim językiem gada. Nie chodzi o to, że oprogramowanie zjada moc. Moc przybędzie. Chodzi o to, że jest zwyczajnie cholernie niewygodne. Można dostać w rezultacie raka gardła, trudno powiedzieć, czy da się wytrzymać w tych warunkach bez stałego popijania piwem, z alkoholizmem w finale, jako chorobą zawodową, a na pewno nie da się ustawić dwu komputerów z dwoma pracującymi na nich osobami w jednym pokoju. Standardowym dodatkiem do czasopism komputerowych są CD, a teraz DVD. Szanowna redakcja, opisując uczciwie ich zawartość, powinna napisać, że dajemy Ci, Czytelniku, 4,7 GB informatycznego badziewia, najlepiej niczego nie instaluj, nie trać czasu na przeglądanie tego, w ogóle wypieprz wszystko od razu do kosza, łącznie z naszą gazetą. Może nie wypieprzaj, spróbuj, czy nie uda się odzyskać pieniędzy w kiosku.

 

********************************

 

Odcinek 323

 

Ala siedzi przy kanapie. Ma zamiar wreszcie uporządkować piwnicę. Zastanawia się nad tym, czy by na chwilę nie wybrać się nad staw. Ola haftuje na tamborku niebieskie kwiaty. Ma zamiar wreszcie uporządkować swą szafkę. Zastanawia się, czy założyć czapkę uszankę. Kot siedzi na fotelu na werandzie. Ma ochotę na dobrą lekturę. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farb wodnych. Wiatr dziś wieje z południa. Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 14.6797 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 324

 

Kot siedzi w małym pokoiku na pięterku. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farbek do obrazków. Ala haftuje na tamborku różowe kwiaty. Ma dziś zły dzień. Ma ochotę wybrać się do pobliskiej altanki. Ola siedzi na krześle przy oknie. Ma dziś nastrój melancholijny. Ma ochotę na wyjazd do opery. Ola i kot zastanawiają się, jak poprawić nastrój Ali. Ala i kot zastanawiają się, jak poprawić nastrój Oli. Wiatr dziś wieje z północnego wschodu. Jest dziś zimniej niż wczoraj. Temperatura wynosi 12.7354 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 325

 

Kot szuka zgubionego kubka w parku. Ma dziś nastrój melancholijny. Ma ochotę wyjechać nad morze. Ala maluje obrazek przy oknie. Zastanawia się nad tym, czy by na chwilę nie wybrać się nad staw. Ola haftuje na tamborku czerwone kwiaty. Ma zamiar wreszcie uporządkować piwnicę. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farbek do obrazków. Ola i Ala zastanawiają się, jak poprawić nastrój kota. Wiatr dziś wieje z północnego wschodu. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 15.0999 stopni Celsjusza.

 

Odcinek 326

 

Kot haftuje na tamborku fantazyjne wzory. Rozmyśla nad tym, czy chce wyjechać na wieś. Ola siedzi na fotelu. Ma zamiar wreszcie uporządkować strych. Rozmyśla, czy nie zakupić nowego kompletu farb olejnych. Ala siedzi przy kanapie. Ma zamiar wreszcie uporządkować biblioteczkę. Ma ochotę na piknik w pobliżu wielkich stawów. Wiatr dziś wieje z zachodu. Jest dziś cieplej niż wczoraj. Temperatura wynosi 17.3695 stopni Celsjusza.

 

No dobra: powiem, o co tu chodzi: a to, że cebula, powiedzmy, piszący nabija się z cebuli programującego. Ale idea jest jeszcze bardziej przewrotna. Powiedzmy, że autor dochodzi do stanu całkowitego wyczerpania. Leży odłogiem i nic mu nie idzie. Leży, dodajmy, gdzieś w domu. Bo nie chce mu się wychodzić. Ponadto nie chce mu się myśleć. Nawet jeśli coś wokół niego dzieje, to on ani myśli werbalizować, bo mu już to werbalizowanie wychodzi uszami. Czka mu się na samą myśl o werbalizowaniu. Zapytasz takiego, gdy patrzy na człowieka idącego po ulicy za oknem, co widzi, to ci pokaże, ale nie żadnym gest, tylko takie tup, tup, paluszkami. Gest zobaczysz, jak zaczniesz się domagać, żeby się wreszcie odezwał. Do takiego stanu ludzie potrafią dojść. Zaczynają się zachowywać jak koty: spojrzeniem przekaże każdą informację. Patrzy taki na szklankę i człowiek wie, że tamtemu chce się piwa, patrzy na drzwi, wiadomo, kupiłby sobie to piwo, ale nie chce mu się do sklepu wyjść. Nie odezwie się, bo poruszenie komórek odpowiedzialnych za mowę spowodowałoby chyba natychmiastową zapaść. W takim stanie mowy nie ma, nie ma pisma, a czasami pisać trzeba, choć boli jak wszyscy diabli. No więc na tę okoliczność wymyśliłem Komputerowe Wspomaganie Wyczerpanego Pisarza. Ponieważ sam jestem wyczerpany to efektowny skrótowiec w stylu Kobyszcza Szczęścia wymyślę potem. Jestem wyczerpany. To znaczy, twierdzę, że jestem. Więc napisałem program generujący świat i, co więcej, dokonujący werbalizacji, która znakomicie stymuluje proces twórczy, bo jak się już zwerbalizuje, to się można wypowiedzieć, ponadto ów paskudny proces został zwalony na maszynę, która go sumiennie wykonała, nie ulegając (jak na razie) wyczerpaniu sił twórczych. Tak więc maszyna wspomaga proces twórczy, uwalniając autora nie tylko od obserwowania zdarzeń, lecz nawet przekładając je od razu na konkretny (polski) język. Autor, nawet pomimo wyczerpania, może się na przykład ustosunkować, może się zdarzyć, że jakaś sytuacja wyzwoli w nim jakieś skojarzenia, może. No, nie wiem, co jeszcze. W każdym razie, gdyby ktoś chciał te brakujące kilkaset odcinków, można się do autora zwrócić mailem.

 

******************************

 

Otóż nie jest tak, że w choćby informatyce nie ma pracy do wykonania. I owszem, jest jej coraz więcej. Tajemnicą publiczną jest generowanie ogromnych ilości nadmiarowego kodu przez programy typu RAD. To choćby jedna działka do zagospodarowania. Problem w tym, że do wykonania takiej roboty, wyczyszczenia ze śmieci istniejących programów, na dodatek jeszcze z automatów, potrzeba naprawdę dobrych programistów. Ci przeciętni mogą tylko popsuć. Realnym problemem są dramatycznie skomplikowane strony internetowe. Odchwaszczając je, odzyskalibyśmy wszyscy trochę przepustowości łącz, pewnie gdyby tak wszystkie przetrzepać, to ruch zmniejszyłby się o jakieś 20%. Modemowcy płaciliby realnie mniej za rachunki telefoniczne. Oczywiście figa, nikt tego nie zrobi.

Zasada działania naszego świata to bynajmniej nie robienie tego, co potrzebne: to robienie dobrego wrażenia, wrażenia w ogóle, jak w kochanej balladzie, śmieszyć, tumanić, przestraszać. Opłaca się być kuglarzem, dekarzowi kiepsko płacą. Dlaczego, inna sprawa, ale nawet gdy jest dziura w dachu, nikt się tym nie przejmuje, problemem cywilizacji jest to, że znudziły nam się dowcipy trefnisiów. Bodaj najbardziej dramatyczne jest to, że to oni sami się swoimi dowcipami znurzyli i, uznawszy to za znak końca świata, zalecają wszystkim odkrycie w sobie tego znurzenia. Na tym polega wyczerpanie. Za dach się weźmiemy tylko na wypadek, gdyby zdarzyła się burza, tymczasem romantycznie w gębę gwiazdy zaglądają.




 
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
SPAM(ientnika)
Zapytaj GINa
Komiks
HOR-MONO-SKOP
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Dominika Repeczko
Piotr K. Schmidtke
Satan
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
W. Podrzucki
Tadeusz Oszubski
Tomasz Pacyński
Zbigniew Jankowski
Ďuro Červenák
P. Nowakowski
Marcin Pielesh
Adam Cebula
XXX
Marcin Mortka
Andrzej Zimniak
Brian W. Aldiss
Ian Watson
J. Grzędowicz
M. i S. Diaczenko
Brian W. Aldiss
T.Noel, D.Brykalski
Raport nr 1
 
< 40 >