numer XLVI - lipiec 2005
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Tomasz Pacyński Publicystyka
<<<strona 14>>>

 

Kuchnia by Pacek

 

 

Motto:

Czekaj, właśnie odświeżam sobie Harrisa. Nie mam pamięci do przepisów...

Pacek (Lista dyskusyjna F&F)

 

 

Co warto mieć w jadłospisie:

Update: co do rosołku – warto na wiosnę pozyskać parę młodych gawronów. Oskubać, sprawić, podzielić na połówki, włożyć do zamrażarki. Potem dodawać połówkę przy gotowaniu rosołu.
Z braku gawronów mogą być gołębie, ale gawrony lepsze.

 

A serio – ptaki nie przenoszą groźnych dla człowieka pasożytów. Nie bada się dzikich kaczek, bażantów itd. Natomiast jeśli chodzi o gawrony czy sroki, to masz tylko bariery zwyczajowe, i to w naszym kręgu kulturowym – za to jada się np. kwiczoły czy słonki, które się niewiele różnią. Wrona jako podstawa do rosołu czy sosu funkcjonuje od dawna w kuchni francuskiej czy włoskiej, tej bardziej wyrafinowanej, albo wręcz przeciwnie, plebejskiej (btw. ładny opis jest w "Hannibalu"). A już na pewno gawrony są zdrowsze niż kurczaki z fermy, na sterydach i antybiotykach, karmione mączką kostną.
Miejskie się nie nadają, bo istotnie żrą świństwa, które się odkładają w kościach (jak u kurczaków z fermy).

 

Jadam również szczeżuje;) Smakują dokładnie jak mule, mają też zaletę, że są świeże;)

 

No dobra, to teraz o sposobach pozyskiwania:

1. Szczeżuje. Zdjąć buty, wejść do wody. Zbierać.

2. Wrony/gawrony/sroki. Na wiosnę poczekać, aż młode się wypierzą, ale jeszcze nie latają. Znaleźć drzewa z gniazdami (na ogół całe kolonie). Drzewa nie mogą być za grube. Trząść drzewem, aż powypadają. Będą uciekać na piechotę, więc trzeba dogonić i ukręcić łeb. Sposób 2 – wiatrówka.

3. Gołębie poza miastem pozyskuje się bez problemu. Na ogół wystarczy flaszka.

4. Winniczki – zbierać, tylko na trzeźwo, bo one szybkie;)

5. Żaby – najlepszy jest wędkarski podbierak.

z Wieży Błaznów

 

 

Konie wyłącznie jadam. Koń to takie zwierzę, które z przodu gryzie, z tyłu kopie, a w środku trzęsie. Więc nadaje się tylko do jedzenia.

z Wieży Błaznów

 

Barszcz ukraiński wygląda jak zlewki dla nierogacizny. Bo tam jest wszystko:>.

A chłodnik litewski, który wygląda tak samo przed zjedzeniem, i po zjedzeniu? Pieszczotliwie zwany "pawiem"?

z Listy dyskusyjnej F&F

 

 

Zauważyłaś taką prawidłowość – to, co jest smaczne, jest niezdrowe, i odwrotnie?

To ja już wolę niezdrowe. Mięsko ze szczególnym uwzględnieniem świnek (morskich, rzecznych i lądowych), cholesterolek, i tak dalej.

A otręby to odpad z produkcji desek w tartaku. Szpinak daje krowa. W zdrowej soli kłodawskiej z mikroelementami znalazłem kiedyś peta, makroelement się trafił. Serek(sic!) sojowy(sic!) tofu ma błąd w nazwie, powinien się nazywać "to fuj". No to na cholerę go jeść? Soi jest wystarczająco w wędlinach z supermarketu. Biała kiełbasa stamtąd przywodzi na myśl ontopiczne plantacje drożdży ewentualnie "Soylent green":>

W dodatku zboczeńcy mieniący się dietetykami dość często zmieniają zdanie. I rzeczy zdrowe stają się mniej zdrowe, za to nigdy smaczne.[tofu]

z Listy dyskusyjnej F&F

 

 

Jedzenie naczelnych (ssaków ogólnie, bo NURSa nie lubię – nie jadam kontrowersyjnych naczelnych, potem mi się czkawką odbija) jest kanibalizmem. Jedzenie świnek (morskich i lądowych) jest normalne. Jedzenie otręb (otrębów?) nie jest normalne. Nadawanie świnkom imion nie jest normalne.

I tak kłaki [świnek morskich] po smażeniu odchodzą. Zwłaszcza na głębokim oleju.

Mają tylko jedną wadę, są za małe. Trudno się najeść.

Polecam, naprawdę znakomite.

A pasztet z kota też niezły. Zresztą według Torojki nawet jeżyki z szosy (te w wersji 2D) podpadają pod jedzonko.

 

Rozwiązanie kwestii igieł:

Proste. Obtoczyć w jajeczku i masz panierkę. Nawet bułki tartej nie trzeba. Chrupiący jest wtedy. Zupełnie jak chrupiąca żabka, musi być z kosteczkami, inaczej nie chrupie.

 

z Listy dyskusyjnej F&F

 

To podaję cały przepis:)

Ptaszki się łapie w taką siatkę, jak na motyle. Potrzebny jest worek – czyli focza skóra zdjęta tak, że od wewnątrz zostało sporo tłuszczu. Złapane ptaszki wrzuca się do wora w całości. Napełniony worek zawiązuje i zostawia.

Uwaga – ważne jest, żeby parę razy zamarzał i odmarzał, więc wybór miejsca, gdzie się ten worek zostawi jest istotny.

Potrawa jest dla cierpliwych, bo smaczna się robi po minimum dwóch latach, kiedy wewnątrz worka jest już w miarę jednolita, zielona masa. Podawać na zimno, w stanie zmrożonym, łatwo się wtedy kawałki odłupują.

 

Ptaszki dla turystów [na Grenlandii] pochodzą z miejscowego supermarketu, zresztą i nas można kupić podobne – w folii, zielonkawe, wielokrotnie zamrażane i rozmrażane. Żadna atrakcja, ale przyznasz, że technologia podobna;) Poza innowacjami, jak moczenie w detergentach. Są dojrzałe, ale przechodzą kilka cykli Mid Life Update. I żebyś się nie zdziwiła, technika chłodnicza to potęga. Btw. część tych ptaszków (jeśli supermarket ma odpowiednią umowę, a większość ma) wraca do dostawcy, potem się z nich robi przetwory drobiowe.

z Listy dyskusyjnej F&F

 

Wędzonka to podstawa. Niech żyje cholesterol:)

Pacek

 

Okładka
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Galeria
M.Koczańska
Konrad Bańkowski
A.Mason
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Tomasz Pacyński
Magdalena Kozak
Adam Cebula
Hanna Fronczak
A.Chojnowska
Tomasz Pacyński
KC
J.Grzędowicz
Milena Wójtowicz
Neal Stephenson
Terry Pratchett
< 14 >