Recenzje (4)
Komiks
Przystojniak z bródką
Co łączy serie: "Cygan", "Drapieżcy" i "Skorpion"? No tak, wszystkie narysował Enrico Marini... Ale co jeszcze? A właśnie! Przystojniak - brunet z bródką. Mało oryginalne? Eee, bez przesady. Marini posiada niezaprzeczalny talent zarówno do rysowania baaardzo przystojnych mężczyzn, jak i baaardzo pięknych kobiet. I ja osobiście przypisałbym to raczej swoistemu i rozpoznawalnemu bez kłopotu stylowi, niż autoplagiatowi. Marini ma po prostu swój ulubiony typ urody i konsekwentnie się go trzyma. Różnorodność typów mogą nam za to zagwarantować postaci drugoplanowe.
"Skorpion" jest (przynajmniej w pierwszym albumie) dość prostą historią spod znaku płaszcza i szpady. Przystojny awanturnik, jego tłustawy, ale sprytny i wierny pomagier, kobieta równie piękna, co niebezpieczna, potężny i możny przeciwnik, romantyczna sceneria XVIII - wiecznego Rzymu. Nie zapominajmy jednak, że jest to dopiero pierwszy album, wprowadzenie w całą intrygę. Przed nami wciąż pozostają kwestie tajemniczego spisku wielkich rodów, tajemnicze pochodzenie samego bohatera, a to wszystko nie bez kozery powiązane z najwyższymi szczeblami władzy kościelnej. Oczywiście, nie wykraczamy poza pewne ramy opowieści przygodowej, a nawet przygodowo - awanturniczej, aczkolwiek jest nam ona serwowana na bardzo dobrym poziomie.
Oczywiście, nie każdy miłośnik komiksu będzie usatysfakcjonowany. Niektórzy narzekają na kreskę Mariniego, że jest zbyt mało oryginalna. Być może. Być może, gdyby mieć wybór tak wielki, jak ma to miejsce w Belgii, czy Francji, jego prace mogłyby zginąć w tłumie (a nie giną, Marini jest przecież w tej chwili jednym z popularniejszych europejskich rysowników!), jednak na polskim rynku zaliczam jego prace zdecydowanie do tych ciekawszych. A to, że sam również jakoś bardziej lubię brunetki, niż blondynki, nie ma tu absolutnie żadnego znaczenia.
Konrad Bańkowski
Skorpion. Znamię szatana.
Scenariusz: Stephen Desberg
Rysunki: Enrico Marini
Egmont 2003
Cena: 17.90
Komiks
Bez zachwytu
Nie ma co ukrywać, "Cygana" najbardziej lubię za monstrualne ciężarówki i za to, co dzieje się na trójkontynentalnej autostradzie. Taki trochę klimat "Konwoju", czy "Mistrz kierownicy ucieka", ale w fajniejszym, przyszłościowym wydaniu.
A tymczasem Cagoj zjechał z autostrady. Wpakował się gdzieś na pustynię i ugania się za jakąś kiecką. Fakt, że madamme (madmoiselle?) jest wyjątkowo atrakcyjna, ale czy warto dla niej tracić coś, co było pomysłem wyjściowym dla całej serii? Trudno powiedzieć, niemniej odnoszę wrażenie, że to, co do "Oczu czarnych" najbardziej mi się w "Cyganie" podobało, w "Białym skrzydle" już się trochę rozmywa. Zmienia się również oś całej akcji, zmagania z transportowymi korporacjami, czy nawet z nową rosyjską rewolucją, wydawały mi się ciekawsze, niż wprowadzana właśnie tajemnicza organizacja. No nic, zobaczymy, co będzie dalej.
Miłośników przede wszystkim talentu Mariniego album ten z pewnością i tak nie rozczaruje (tak jak i mnie nie rozczarował pod tym względem). W końcu "Cygan" jest jedną z tych serii, które zbudowały popularność Mariniego na Zachodzie. Drastycznie zmienia się w tym albumie kolorystyka, ze śnieżnej północy przenosimy się na piaski pustyni. Oczywiście również tutaj, do Cagoja kobiety po prostu się kleją, scenografia nie robi większej różnicy. Pocieszające jest także to, że od poprzedniego albumu seria zdecydowanie zyskała na poczuciu humoru.
Podsumowując, gdyby ktoś zamierzał zapoznać się z tą serią dopiero teraz, to raczej rekomendowałbym sięgnięcie po poprzednie albumy. A najlepiej zaczynać od pierwszego. "Białe skrzydło" to po prostu kontynuacja, nienajgorsza, ale również nic wielkiego.
Konrad Bańkowski
Cygan. Białe Skrzydło
Scenariusz: Thierry Smolderen
Rysunki: Enrico Marini
Egmont, 2003
Cena: 18.90
Komiks
Byle nie być bucem
Są różne rodzaje wielkości. Można być Wielkim Człowiekiem, można być Wielkim Pieniaczem, można być Wielkim Aktorem, można być Wielkim Zapomnianym, można być Wielkim Bucem, ale przede wszystkim można być Wielkim Superbohaterem. I taki właśnie jest Wilq. To znaczy, Wielkim Superbohaterem, nie tymi pozostałymi. Z pewnością nie jest wielkim człowiekiem, bo wzrostem odpowiada raczej siedzącemu psu rasy nizinnej, niemniej emanuje z niego ten niesamowity, jedyny i niepowtarzalny rodzaj Wielkości, jakiego próżno szukać u któregokolwiek innego bohatera komiksowego. Włączając w to również superbohaterów.
Dobra, dość tych bzdetów. Istnienie Wilqa jest nierozerwalnie związane z dwoma miejscami: Opolem (Wilq mieszka na jednym z opolskich osiedli) i "Produktem". To drugie, o czym nie wszyscy wiedzą, to magazyn komiksowy. Undergroundowy w treści, całkiem profesjonalny w formie. Wilq pojawił się tam jako bohater w odcinkach i teraz oto nadszedł czas na pierwszy samodzielny album z jego niesamowitymi przygodami. Których opisywać mi się nie chce, bo szkoda tego materiału na poznawanie z drugiej ręki.
Toteż jeszcze parę słów o Wilq i "Wilq". Przede wszystkim jest to komiks dość odległy od tradycji rysunku realistycznego. Tjaaa... bardzo dość odległy... Dokładnie wiem, co pomyślicie, kiedy rzucicie na niego okiem. Że to rysuje dzieciak z przedszkola. Dupa. Bartosz Minkiewicz jest cholernie, ale to naprawdę cholernie zdolnym rysownikiem. Nawet jeśli nie widać tego w samym "Wilq", to szczerze polecam oficjalną stronę Wilqa, na której można znaleźć dziesiątki obłędnych i świetnych technicznie szkiców rysowanych jeszcze w szkole na co głupszych lekcjach. To głównie dla tych, którzy zechcą zarzucać autorowi brak umiejętności. Ponadto Wilqa charakteryzuje dość niewybredne słownictwo i dowcip nierzadko hm... "koszarowy" to zbyt wyszukane słowo. Chodzi jednak o to, że taka jest konwencja. Jeśli komuś więdną uszy od wyrazów "na cha" i "na ka", niech po prostu nie czyta. Za to każdy, kto uznaje, że wszystko w języku jest dozwolone, jeśli tylko użyte we właściwy sposób, znajdzie w "Wilq" prawdziwą ucztę. Scenariusz jest autorstwa obu braci Minkiewiczów i trzeba przyznać, że cechuje ich poczucie humoru najwyższej próby. Przyznaję, dalekie od jakiejkolwiek poprawności, czasem nawet gramatycznej, ale cudownie wręcz absurdalne, a co najważniejsze, cholernie inteligentne.
Fabularnie również nie jest to komiks dla każdego. Specyfika komiksu undergroundowego, przynajmniej tak, jak ja ją pojmuję, polega w głównej mierze na tym, iż są to prace tworzone przez entuzjastów/pasjonatów dla ludzi ich pokroju. Oznacza to mniej więcej tyle, że znajdują się tu motywy, które będą czytelne wyłącznie dla miłośników komiksów, choć Wilq nie jest aż tak hermetyczny, żeby miał być nieczytelny dla osoby nieobeznanej. Po prostu zabawa będzie mniejsza.
A teraz dwa słowa o pozostałej zawartości albumu. Bartosz Minkiewicz jest również autorem kilkunastu (kilkudziesięciu) absolutnie obłędnych żartów rysunkowych, które pod nazwą "Śmieszny rysunek" prezentowane są na stronie Wilqa, wędrują też czasem mailem od skrzynki do skrzynki. W albumie znalazła się część z nich. W moim skromnym odczuciu jest to poważna konkurencja dla Mleczki. I piszę to zupełnie serio. Ponadto znalazła się tu również pierwsza część autorskiego komiksu Tomasza Minkiewicza "Wyprawa na ciemną stronę Słońca". Zupełnie odmienna stylistyka, znacznie wyższy poziom absurdu. Nie będę ukrywał, że o wiele bardziej spodobałaby mi się ta opowieść, gdybym nie podchodził do niej zaraz po lekturze "Wilqa". Taka zmiana nastroju nie może pozytywnie wpłynąć na odbiór. Mimo wszystko jest to również rzecz warta polecenia, ale zalecam dawkowanie.
I jeszcze na koniec drobna uwaga o tym, dlaczego "Wilq" wart był według mnie takiego rozpisywania się. Proste. Bo to dobry komiks jest. I nie ma w nim żadnej sztuczności, która sprawia, że nigdy nie będę miał ochoty zrecenzować "Gaila". Czapki z głów, Panowie Artyści, przed pomysłem i doskonale przemyślaną jego realizacją!
Konrad Bańkowski
Wilq superbohater
Scenariusz: Bartosz Minkiewicz, Tomasz Minkiewicz
Rysunki: Bartosz Minkiewicz (Wilq), Tomasz Minkiewicz (Wyprawa na ciemną stronę Słońca)
BM Vision, 2003
Cena: 7.89
|
|