Fahrenheit XLVII - wrzesień 2oo5
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Wojciech Świdziniewski Publicystyka
<<<strona 15>>>

 

Cimmerian show

Hersir – rzecz o wikińskich wojownikach cz.2

 

 

W poprzedniej części Cimmerian show omówiłem pokrótce podstawowe komórki wojskowe wikingów i wyjaśniłem, skąd u Normanów brała się ich wojowniczość. Dzisiaj zajmiemy się armią, jej organizacją i sposobami prowadzenia wojny.

Mamy więc armię złożoną z kilkudziesięciu okrętów i kilkuset aett. W sumie jakieś tysiąc chłopa. Podstawową jednostką takiej armii była drużyna (hird). Hird, zazwyczaj złożona z załogi jednego okrętu, miała swojego własnego wodza hovdinga. Zresztą tytułów wojskowych u wikingów, z racji ich zamiłowania do wojaczki, było bardzo dużo. Podobnie jak u Eskimosów rodzaju śniegu. Na czele armii stał konung, czyli król, albo organizator wyprawy – jakiś znakomity wojownik, bądź jarl. Owi wodzowie, zdolni ściągnąć pod swoje proporce tylu wojów, posiadali swoją przyboczną hird, złożoną z najlepszych wojów, nierzadko berserkerów – wszystkich starannie dobieranych i gotowych poświęcić za swojego wodza życie. Wódz drużyny przybocznej miał swój własny tytuł, hersir, i zazwyczaj miał nie mniejsze poważanie, niż wódz/konung całej armii. Czasami hird przyboczny nazywano „tymi, co walczą na dziobie”. Ciekawe jest, że każda hird (oprócz hirdu przybocznego, oczywiście) mogła w każdej chwili opuścić armię, o ile wcześniej powiadomiła i wyjaśniła głównodowodzącemu, z jakiego powodu chcą opuścić jego szeregi. A powody były przeróżne; wojna z sąsiadem, widoki na większe łupy u innego wodza czy też pech prześladujący głównodowodzącego. W zwyczaju było, że taka hird miała wolną drogę i nikt jej nie zarzucał zdrady. W innym przypadku („angielskie wyjście” czy też wycofanie się z pola bitwy), było surowo potępione i dawało nawet prawo do zemsty. Taki układ wynikał z tego, że wikingowie bardzo cenili sobie honor i waleczność, ale i wolność wraz z niezależnością.

Nasza armia dobija brzegów wrogiego landu. Okręty z szurgotem wbijają się w piaskowe plaże Northumbrii, a na brzeg wysypuje się hirda za hirdą. I tu zaczyna się pokaz sztuki wojennej wikingów. Pierwsze, co robią, to wyciągają na brzeg okręty i stawiają wokół nich umocniony obóz (rów z wałem ziemnym i czasami z palisadą). Tym się zajmuje część armii. Reszta rusza na rekonesans i podwody (nie obywało się oczywiście bez łupienia). Jedną z wielkich zalet armii wikińskich była ich mobilność i manewrowość. Kiedy wracała grupa z końmi i prowiantem, obóz stał już gotowy. Wówczas armia znowu się dzieliła, pozostawiając w obozie silny oddział do obrony okrętów i każda hird (lub kilka połączonych) zaczynała łupić na własną rękę. Kroniki anglosaskie mówią o tym, że wikingowie spadali na wioski i małe miasteczka niczym orły z nieba. I tak było w istocie. Ich poczynania wojenne cechowała ogromna szybkość i przewaga polegająca na zaskoczeniu. Koni i okrętów używano do błyskawicznego przemieszczania się, a ruchliwość nie pozwalała ich przychwycić przez oddziały przez wroga. Jednocześnie wódz armii miał cały czas kontakt z poszczególnymi hovdingami i kiedy dowiadywał się od którejś z hird, że nadciągają większe siły obrońców, to zwoływał swe hirdy – armia znowu była w całości gotowa odeprzeć atak, powiedzmy, władcy Northumbrii. Zanim jednak przejdziemy do bitwy, trzeba jeszcze opisać, jak uzbrojony był wiking.

Podstawową bronią wikinga była włócznia i topór – oręż najłatwiejszy do wyprodukowania, najtańszy, a jednocześnie niezwykle skuteczny. Do tego dochodziła jeszcze tarcza. Wielu wojowników walczyło daneaxe’ami, czyli toporami duńskim. Była to broń, którą zazwyczaj walczono w drugim szeregu, osadzona więc była na długim, czasami dwumetrowym drzewcu. Jeśli chodzi ochronę ciała, to kolczugi mieli tylko nieliczni, możni i  weterani wielu bitew (uzyskiwali je zazwyczaj grabiąc poległych). Jeszcze rzadsze były skórzane lamelki. Podobnie było z hełmami, chodź te spotykano już częściej. Ogólnie mówiąc, tak jak dzisiaj występują współczesne grupy odtwarzające wczesne średniowiecze, to ubierali się tylko najmożniejsi. Do ogólnego uzbrojenia dochodził jeszcze scramasax – długi nóż bojowy o jednostronnym ostrzu. Poza tym wikingowie nie używali w walce koni – służyły im tylko do przemieszczania się z miejsca na miejsce. Na wyposażeniu były też łuki, ale łucznicy nie tworzyli oddzielnych formacji.

Powiedzmy, że obie armie, wikińska i anglosaska stają naprzeciw siebie, tarcza przy tarczy. Wikingowie używali kilku formacji, najpopularniejszą i uniwersalną był szereg – umożliwiał dobrą defensywę, a jednocześnie umożliwiał działania ofensywne (podchodzenie do przeciwnika całą linią). Szereg właściwie niczym nie różnił się od greckiej falangi i był formacją wyjściową do skjaldborgrsvinefylka. Skjaldborgr, czyli ściana tarcz była skuteczna przeciwko wszystkim formacjom ofensywnym wroga, jak i łucznikom. Pierwsza linia kucała, opierając tarcze o ziemię, druga wysuwała tarcze przed siebie – od strony przeciwnika wyglądało to jak solidna ściana. Skutecznie użył tej formacji przeciwko angielskiej lekkiej konnicy Harald Hardrada w bitwie pod Stamford Bridge. Pierwszy szereg wbił włócznie w ziemię i miał za zadanie strącić jeźdźca, drugi celował w konia. Do tego elitarny oddział Haralda, złożony z najlepszych wojowników i łuczników stał w odwodach, przy czym łucznicy wspierali walczących wręcz, a nie wypuszczali salwy jak słynni angielscy longbowmeni. Svinefylka, świński ryj, to formacja w kształcie trójkąta, w której pierwszy szereg tworzyło dwóch wojowników, drugi trzech, trzeci czterech itd. Bardzo skuteczna formacja do rozbijania defensywnych szyków przeciwnika – wykorzystywano w niej siłę całego trójkąta, gdyż wojowie napierali na pierwsze szereg, który działał jak klin. Wikingowie uważali, że svinefylka przekazał im sam Odyn. Najprawdopodobniej jednak zapożyczono ją od Rzymian.

Dużo do powiedzenia mieli też berserkerzy. Harald Harfargi, w morskiej bitwie (o tym, jak się odbywały – patrz „Cimmerian show – Długie łodzie”, dwa numery wcześniej) w Hafrsfjord ok. 872 r., jako pierwszy oddział wysłał dwunastu berserkerów, którzy praktycznie wygrali dla niego całą bitwę.

Jeśli sytuacja zmuszała wikingów do ostrej defensywy, tworzono krąg – i tam walczono do ostatka. Kiedy chciano pojmać ostatnich wojów (jak to było z Jomsborczykami w jednej z ich norweskich kampanii), zaciskano okrąg z tarcz, aż w końcu schwytany nie miał możliwości ruchu.

Po wygranej bitwie przystępowano do dalszego łupienia okolicy i posuwania się w głąb kraju. Kiedy miejscowi przychodzili po rozum do głowy i zaczynały się negocjacje, zazwyczaj kończyły się na sowitym okupie, wspomnianym we wcześniejszych felietonach, danegeld. Jeśli chodziło o zdobycie królestwa, to od razu szukano konfrontacji z armią obrońców, tak by dzięki kilku bitwom uzyskać rozstrzygnięcie na swoją korzyść.

I to by było tyle. Zainteresowanych odsyłam do angielskojęzycznych książek opisujących wczesnośredniowiecznych (i nie tylko) wojów wydawnictwa Osprey. Żegna was Olaf Wesoły – wiosna za oknem, czas ruszyć na wiking!

 

Okładka
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
PMS
Galeria
Anna Misztak
Adam Cebula
M.Kałużyńska
W.Świdziniewski
Andrzej Zimniak
Bartłomiej Czech
Dawid Juraszek
Adam Cebula
Jerzy Piątkowski
Magdalena Kozak
Dušan Fabián
Jacek Izworski
Anna Głomb
Marek Kolenda
Duo M
Hastatus
awatar Wal Sadow
Witold Jabłoński
Jaga Rydzewska
Wojciech Szyda
< 15 >