strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Literaturoznawca Literatura
<<<strona 03>>>

 

Literatura

 

 

Nie jest dobrze. Znowu jestem przykuty do kaloryfera, Szefowa patrzy na mnie złowrogo, Sekretarz mruga przymilnie, a to nie wróży niczego dobrego. Naczelny śpi na swoim biurku, kącikiem ust puszczając bańki ze śliny. Rzecznik cytuje Kapitał Marksa, a GIN dłubie coś w świeżo założonym gipsie na ręku. Jest bardzo źle.

Zaczęło się od tego, że chciano mnie wdrożyć do pracy literaturoznawcy. Pokazano mi komputer, za pomocą którego mam przerzucać teksty. No to ja za widły i po nim! Podniósł się krzyk. Naczelny skrzywił się niemiłosiernie i powiedział, że musi się napić, bo jak widzi, to numer znowu pójdzie z opóźnieniem. Ochoczo go poparłem, za co dostałem od Szefowej wydrukiem trzytomowej powieści po łbie. Przyznam szczerze, że zamroczyło mnie na tyle, iż nie byłem w stanie oddać. Rzecznik zaczął jęczeć, bełkocząc coś o niszczeniu mienia fajerharta i kosztach z tym związanych. Przyjrzałem się widłom, wszystko w porządku, nawet się nie wygięły, spytałem więc, w czym problem. Przecież co najmniej jeden tekst przerzuciłem. Szefowa zazgrzytała zębami, a jej oczy jęły sypać skry, aż wydruki zaczęły się palić. Powoli wycofywałem się na z góry upatrzone pozycje, czyli do schowka sprzątaczki. Pierwszy zgasił gaśnicą płonące papiery, westchnął ciężko i gdzieś poszedł. Sekretarz stanęła w mojej obronie, mówiąc, że każdemu zdarzają się pomyłki na początku nowej pracy, a futrzak (to niby ja?) jaki jest, każdy widzi. Szefowa klapnęła na swój fotel i złamanym głosem powiedziała, że tęskni za starym literturoznawcą. "Jaki był, taki był, ale swoją robotę zawsze odwalał solidnie i w terminie" – mówiła ze łzami w oczach, wycierając spływający makijaż jakimś shortem. – "Gdzież jest mój literaturoznawca? Moja ostoja i podpora?" Na co jej odburknąłem, że ja się do tej roboty nie garnąłem, mam zawód wyuczony, w którym odnoszę znaczące sukcesy. Spokojnie mogłem dożyć emerytury, łupiąc jedynie bałtyckie wybrzeża, a na przekwalifikowaniu się całkowicie mi nie zależy, bo kocham swoją pracę, do której czuję powołanie. I tu się całkowicie rozkleiłem, bo sobie przypomniałem te płonące osady i wycie moich kolegów po fachu. Jakże za tym tęskniłem!

Sekretarz, widząc mój stan, przygarnęła mnie do siebie, aż mi w karku coś chrupnęło, i powiedziała, że wszystko będzie w porządku. Wypłakałem się w jej sweterek. Zaraz wszyscy się zbiegli i zaczęli mnie pocieszać. Nawet Szefowa. Naczelny znowu zaproponował wypicie, za co dostał od Szefowej, ale delikatnie, obsmarkanym shortem. I niemal w żartach, bo Szefowa, widząc, jakie faux pas popełniła, tłukąc swego pracodawcę, zaraz przymilnie się uśmiechnęła. Zdezorientowany Naczelny się odśmiechnął.

Wrócił Pierwszy z nowym monitorem pod pachą i zamontował na miejscu starego. Sekretarz, powoli i dokładnie, wytłumaczyła mi, że przerzucanie odbywa się za pomocą klawiatury i myszki. Trzy razy mnie spytała, czy rozumiem, i uzyskawszy potrójne potwierdzenie z mojej strony, wyświetliła tekst do przerzucenia na monitorze. No to ja za klawiaturę i w ten tekst! Chciałem jeszcze poprawić myszką, ale ciężko jest nią trafić z podłogi, będąc do tego przygniecionym ciałami Sekretarz, Pierwszego i Rzecznika. Naczelny, któremu w końcu udało się troszkę napić, śmiał się w kułak, a Szefowa zawyła, że chce starego literaturoznawcę, bo ten nowy to jakiś barbarzyńca i wszystko demuluje. Wystękałem jej spod tych ciał, że największe sukcesy odnosiłem właśnie w demuluwaniu. Wtedy do redakcji wpadł GIN, wymachując swoimi gnatami i strzelając gdzie popadnie. GIN, jak nudziła go papierkowa robota, stawał na bramce przed redakcją. Teraz, słysząc odgłosy walki i rozbijanych sprzętów, wrócił ze swego stanowiska, myśląc, że to atak terrorystyczny i natychmiast przystąpił do obrony fajerharta. Zanim trzy ciała mnie przytłaczające przerzuciły się na GINa, zdążyły pójść z dymem kolejne dwa monitory i świeżo napoczęta butelka Naczelnego. Załamany Naczelny kazał wszystkim się wynosić. W szamoczącej się kupie ciał coś chrupnęło i kupa zamarła. To Sekretarz wykręciła GINowi rękę z gnatem. Kupa pozbierała się do kupy. Pierwszy zaprowadził GINa na pogotowie, Rzecznik mrugnął porozumiewawczo do Naczelnego, ukradkiem pokazując przechwyconą od GINa butelkę, a Sekretarz przykuła mnie do kaloryfera, mówiąc, że jak się na mnie leży, to jestem miękki jak kaczuszka. Niezły ze mnie materacyk, nie ma co. I od tej pory uśmiecha się do mnie przymilnie. Tylko załamana Szefowa siedziała naburmuszona, wściekle na mnie zezując.

Naczelny, po dość intensywnej konsultacji z Rzecznikiem (ten już od jakiegoś czasu deklamował Kapitał Marksa), stwierdził, że mam pozostać w łańcuchach i obserwować pracę redakcji. To chyba już wtedy zaczął puszczać bańki kącikiem ust.

No to się przyglądałem. Nawet próbowałem pomóc, ale mam za krótki łańcuch i nie sięgam do sprzętu służącego do przerzucania tekstów. Wiem, bo próbowałem i udało mi się tylko kulką papieru strącić ulubioną maskotkę Sekretarz z monitora. "Nio, nio!" powiedziała i nadal przymilnie się uśmiechała. To mnie przeraża.

I wiecie co? Właśnie zauważyłem, że oni (ta redakcja) korzystają z Internetu! A przecież ja z moimi kolegami od łupienia kontaktuję się właśnie za jego pomocą! Obmacałem kieszenie i znalazłem tam książkę adresową. Jak zaskarbię sobie znowu zaufanie redakcji, to zamajluję do kolegów, żeby mnie odbili, o!

GIN właśnie dostał po usztywnionej łapie od Sekretarz, bo zaczął gips lizać. Ona nie ma litości nawet dla kaleki.

Coś chrząknęło pod sufitem. To wampir dawał znać, że jest i wszystko widział. Chciał nawet cos powiedzieć, ale Szefowa wskazała tylko na niego palcem. Nawet nie spojrzała na krwiopijcę, a ten już się skulił i mocniej przywarł do żyrandola.

A ja sobie siedzę spokojnie przy kaloryferku, w nieco lepszym nastroju, bo już sobie wyobrażam co tu się będzie działo, jak przyjadą koledzy. Zwłaszcza, że tu się jakieś święto szykuje, Pierwszy wspomina coś o malowaniu jajek. Na mnie niech nie liczy. Jest zimno i rozbierać się nie będę.

A w bieżącym numerze, z tego, co mi powiedziała Sekretarz (niech przestanie do mnie mrugać!), będzie można przeczytać: Kałużyńską, Kaina, Witczaka, Wrońskiego, Świdziniewskiego.

 

Futrzak, jeszcze nie literaturoznawca

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Hormonoskop
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Marcin Wroński
M. M. Kałużyńska
Dawid Kain
Tomasz Witczak
W. Świdziniewski
PO
Gustav von Urhebers
David Drake, Eric Flint
Pat Cadigan
Tomasz Piątek
Alastair Reynolds
 
< 03 >