strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Dawid Kain Literatura
<<<strona 20>>>

 

Rana

 

 

O AUTORZE
Dawid Kain - rocznik '81. Publikował zarówno w prasie (m.in. Ubik, Fraza, TDH), jak i w Internecie (Esensja, Nowa Gildia, Carpe Noctem). W maju ukaże się jego debiut książkowy - napisany wspólnie z Kazimierzem Kyrczem Jr zbiór opowiadań Piknik w piekle.

– Czy coś się stało?

Uniosłem głowę i spojrzałem na nią, na Magdę. Delikatny uśmiech i lekko uniesione brwi. To u niej oznaka troski.

– Nie. Czemu tak sądzisz? – spytałem.

– Nagle posmutniałeś i zamilkłeś. Myślałam, że...

Znów te jej podejrzenia. Nie można się nawet na chwilę zamyślić, bo zaraz zacznie pytać, co się stało, czemu tak nagle posmutniałem, czy coś mnie trapi i tym podobne. Aż niedobrze się robi.

Ale to przecież moja dziewczyna. Może naprawdę się o mnie martwi? Może przejmuje się każdą zmianą mojego nastroju? Może nawet czuje się winna, gdy robię się nieswój?

Że też moja twarz jest taka nieposłuszna. Chciałbym, żeby była nieprzenikniona jak maska, a tymczasem ona zawsze uzewnętrznia to, co czuję, i zupełnie nie mogę nad nią zapanować.

– Nic się nie stało, kochanie. Nie masz się czym przejmować – powiedziałem i pocałowałem ją. Zawsze ją całowałem, gdy zadawała te swoje pytania. To z reguły zamykało jej usta.

– Zobaczymy się jutro wieczorem? – spytała. – Może pójdziemy do kina albo na kolację?

– Oczywiście. Gdziekolwiek zechcesz – odparłem.

Pożegnałem ją i poszedłem do domu.

 

Kiedy już zamknąłem za sobą drzwi swojego mieszkania, przez chwilę stałem w przedpokoju. Mogłem się teraz zamyślić, strapić, milczeć, i nikt się nie zapyta dlaczego.

Poszedłem do łazienki i zacząłem się gapić na własne odbicie w lustrze. Nie, nie, nie, to nie mogę być ja.

Odbicie jak zwykle wydawało mi się dziwne. Było zupełnie nie na miejscu. Nie przedstawiało mnie, lecz kogoś tylko trochę do mnie podobnego. Oczy i może usta. Ewentualnie brwi. Ale reszta? Czyja jest reszta? Na pewno nie moja.

Dotknąłem dłonią twarzy.

Jak guma, jak miękka powłoka nałożona po to, by ukryć skrywaną wewnątrz prawdę. Ale jaką prawdę?

Twarz w dotyku wydaje się być sztuczna, jak maska, ale przecież nią nie jest. Zbyt wiele wyraża. Zbyt wiele rzeczy, które powinny pozostać wewnątrz, wydostaje się na zewnątrz przez każdą najdrobniejszą zmarszczkę, każdy ruch ust, brwi, przez każde spojrzenie... Tak łatwo można w tej twarzy czytać.

Włożyłem głowę pod kran i odkręciłem zimną wodę.

Powoli, sekunda po sekundzie, zacząłem wracać do siebie. Wraz z litrami lodowatej wody dziwaczne uczucie obcości, które nawiedzało mnie zaskakująco często, zaczęło się oddalać.

W końcu, gdy kark całkiem zdrętwiał mi z zimna, poczułem się normalnie.

Popatrzyłem do lustra i ujrzałem znajome odbicie. Zobaczyłem swoją własną twarz.

 

Jemy z Magdą kolację we włoskiej restauracji. Atmosfera jest przyjemna, świece na stolikach oraz kelnerzy, przemykający cicho i niepostrzeżenie jak widma. Magda zamówiła jakąś sałatkę, a ja spaghetti. Jemy, rozmawiamy. Jest naprawdę miło.

Magda wychodzi do toalety.

Zupełnie bez powodu czuję się jakiś nieswój. Gdzieś w głębi narasta dziwna potrzeba – chcę się skaleczyć.

Biorę nóż ze stolika i przykładam go do przedramienia. Czuję na skórze chłodny dotyk metalu.

Co właściwie próbujesz zrobić? – pytam w myślach sam siebie.

Skóra swędzi mnie dokładnie w tym miejscu, w którym przyłożyłem ostrze. Tak jakby tam w środku coś się poruszało Podskórne robactwo. Pasożyty.

Tnę.

Nieznaczny ruch dłonią. Ostrze przesuwa się o zaledwie parę milimetrów.

Magda wraca z toalety, widzę, jak przechodzi między stolikami. Świece rzucają refleksy na jej piękną twarz. Jest taka stuprocentowo kobieca, da się to wyczuć w każdym jej ruchu, w każdym...

Odkładam nóż na stolik. Ona siada naprzeciwko. Niczego nie zauważyła, niczego nie podejrzewa.

– O czym myślisz, kochanie?

Uśmiecha się, jej oczy błyszczą.

– O tobie – odpowiadam zgodnie z prawdą.

Kilka kropel krwi spływa z mojego przedramienia na podłogę. Nikt oprócz mnie tego nie zauważa. Jestem szczerze ubawiony. Miniaturowa kałuża ma taką samą barwę jak sos pomidorowy na moim talerzu.

 

Kupiłem szminkę i tusz do rzęs.

Z Magdą spotkam się dopiero po południu. Od rana się uczyłem, sesja coraz bliżej. Teraz mam trochę czasu dla siebie.

Maluję usta. Czerwień jest ciemna jak krew. Przyjemny dotyk na wargach, niczym wilgotny palec kochanki.

Jeszcze rzęsy. A potem powieki... Używam cienia, kupiłem go wiedziony jakimś niezrozumiałym odruchem, już kilka tygodni temu.

Wyglądam dosyć ładnie, ale i tak gorzej niż Magda, nawet gdy nie jest umalowana. A jednak jestem pewien, że lustra nie pokazują mojego prawdziwego odbicia, tylko coś innego, zniekształconego.

Rozmazuję szminkę, usta stają się groteskowe, sięgają niemal do uszu. Po policzkach spływa tusz zmieszany ze łzami. Kapie na podłogę, tworząc ślady jak małe czarne dziury.

Piszę szminką po lustrze: TY DZIWKO!

Dlaczego nigdy nie mogę zobaczyć, jaki jestem naprawdę? Czemu cały czas coś mnie zasłania?

Rozbijam lustro uderzeniem pięści.

Okruchy szkła sypią się na podłogę i rozpryskują się na jeszcze mniejsze kawałki. Biorę jeden z nich i wbijam go w zrobioną kilka dni temu w restauracji ranę.

Jest mi dobrze...

 

Przyjemne pieczenie w skaleczonym przedramieniu. Rana nie jest duża, nie ma chyba nawet centymetra, lecz mimo tego, że jest taka mała, przyjemne wibracje, jakie wytwarza, obejmują niemal całą rękę.

– Często mi się wydaje – mówi Magda – że coś przede mną ukrywasz, jakieś swoje tajemnice.

Patrzę na nią. Jest taka doskonała. Jej gładka i delikatna skóra, ciało czyste i nieskażone jak ciało noworodka. Oczy – wielkie i błyszczące, jak u bohaterek japońskich kreskówek. A przy niej ja – okaleczony, nieprawdziwy.

– A co niby miałbym ukrywać? Kocham cię i mówię ci wszystko. Czy to wyraz mojej twarzy sprawia, że myślisz, iż mam jakieś sekrety?

– Bo ja wiem... Coś jest w twoim spojrzeniu... To sprawia, że czasem w twoim towarzystwie czuję się dziwnie. Tak jakbym cię w ogóle nie znała.

Przecież tak właśnie jest – myślę. – Wcale mnie nie znasz. Nikt mnie nie zna.

Odbieram jej niedokończonego drinka i prowadzę w stronę sypialni, po drodze rozpinam jej czarną sukienkę.

 

Skaleczenie powiększyło się. Skóra pękła i teraz rana jest cztery razy większa niż była. Wygląda jak małe, zamknięte usta. Podoba mi się. Jest taka karykaturalna. Jak cały ja... Zupełnie nie na miejscu. Usta na przedramieniu... Kiedy przemówią?

Biorę prysznic. Kabina jest zaparowana. Wypisuję palcem przekleństwa na szybach. Gorąca woda ścieka mi po plecach. Gdybym tak mógł zmyć z siebie skórę i zobaczyć, co jest pod spodem. Gdybym mógł ujrzeć i docenić całe wewnętrzne bogactwo warstw tłuszczu, mięśni, ścięgien i kości. Popatrzeć na szpik samego siebie...

 

Jesteśmy z Magdą na dyskotece. Co chwilę tracę ją z oczu wśród oślepiających i migających świateł stroboskopu. Nieznane osoby wyłaniają się raz po raz z papierosowej mgły. Świecą neony. Świecą ekskluzywne, kolorowe drinki.

Przez chaotyczną dżunglę kończyn i zapitych mord przedzieramy się do baru.

Siadamy.

Dla siebie zamawiam piwo, a dla niej tequillę. Zawsze robi się po niej taka... mniej doskonała. Pieprzy głupoty i w kółko powtarza, że bardzo mnie kocha i że tak dużo dla niej znaczę. Czasami płacze wtedy bez powodu i rozmywa jej się tusz na oczach, sprawiając, że wygląda tak, jakby miała puste oczodoły.

 

Dzisiejszej nocy miałem osobliwy sen...

Śniło mi się, że widzę powolne przeistaczanie się gąsienicy w motyla. Potem obserwowałem lot tego motyla nad ogrodami pełnymi jaskrawych barw wdzierających się w najgłębsze pokłady podświadomości, boleśnie rażących najgłębsze rejony mózgu. A później motyl usiadł na jednym z kwiatów i został rozerwany od środka. Z rozdartych kawałków jego delikatnego ciała wypełzła gąsienica...

 

Rana rośnie z każdym dniem. Krwawa szczelina pęka i poszerza swoje terytorium. Jest taka oryginalna, taka... głęboka. Często wsuwam w nią palce (mogę włożyć już trzy) i wtedy czuję się tak, jakbym dotykał własnego drugiego dna, jakbym w jednej chwili przenikał wszystkie warstwy id, ego i superego. To przeżycie jest niemal mistyczne.

Wiem, że coś tkwi pod spodem, bo to sprawia, że chcę drążyć głębiej w poszukiwaniu prawdy i siebie samego. Swędzenie, zimne dreszcze, uczucie na przemian zimna i gorąca, jakby ktoś przykładał mi do przedramienia to rozgrzany kawał stali, to znów bryłę lodu.

Magda wreszcie zauważyła skaleczenie. Powiedziała tylko: "Jak to się stało?", a gdy nie odpowiedziałem, poradziła mi pójść do lekarza. Nie jestem pewien, o co jej chodziło.

 

Ciągła nauka i spotkania z Magdą. Mam mało czasu dla siebie i dla mojego krwawego maleństwa. Czasami maluję je szminką i mówię do niego, szepczę miłosne zaklęcia, chcę, by przemówiło. Ale ono milczy, uporczywie milczy. I rośnie, rośnie coraz bardziej.

Już zaczynam rozumieć, czemu to wszystko ma służyć. Im skaleczenie jest większe, tym bardziej jestem pewien...

 

To stało się dzisiaj, rana przemówiła do mnie. Wytłumaczyła mi wszystko. Miałem rację, podejrzewając, do czego zmierza. Zgodnie z jej poleceniami zdarłem sobie całą skórę z przedramienia i dłoni. Wcale nie bolało, zeszła lekko jak rękawiczka. Tylko krwi było sporo. Zostawiła brzydkie plamy na dywanie. To nic, później się tym zajmę. W tej chwili trzeba się napawać nowo odkrytą prawdą.

Pod warstwą starej skóry, leżącej teraz na podłodze niczym niemodny element stroju, znajdowała się delikatna kobieca dłoń, blade i gładkie przedramię. Piękno pod owłosioną powierzchnią, pod tłuszczem i krwią. Ładna kobieca rączka. Moja rączka, do całowania i pieszczenia. Do malowania sobie ust i czesania włosów. Znacznie piękniejsza niż ręce Magdy...

 

Zerwałem z Magdą i przestałem się uczyć. Zrobiłem więcej ran w swoim ciele. Dziesiątki małych nacięć... Chcę patrzeć, jak rosną, jak kwitną...

 

Dokonało się. Stara skóra leży gdzieś w kącie, zakrwawiona, gnijąca. Każdy centymetr kwadratowy mojego byłego ja, które zostawiłam za sobą i do którego nie chcę wracać.

Kupiłam nowe szminki, nowe tusze do rzęs i cienie do powiek, nowe ubrania i przede wszystkim – nowe lustro do łazienki. Właśnie teraz się w nim przeglądam. Czuję, że moje obecne odbicie jest bliższe prawdy niż poprzednie, doskonalej odwzorowuje rzeczywistość. Umalowałam się i ubrałam nową sukienkę. Wyglądam dużo ładniej niż Magda kiedykolwiek wyglądała, znacznie ładniej niż wszystkie kobiety, które kiedykolwiek widziałam.

Poczekajcie aż wyjdę na ulicę.

Wtedy wszyscy zobaczycie, jaka jestem piękna...

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Hormonoskop
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Marcin Wroński
M. M. Kałużyńska
Dawid Kain
Tomasz Witczak
W. Świdziniewski
PO
Gustav von Urhebers
David Drake, Eric Flint
Pat Cadigan
Tomasz Piątek
Alastair Reynolds
 
< 20 >