strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Fahreheit Crew Bookiet
<<<strona 04>>>

 

Bookiet

 

 

Czerwona Książeczka

 

Z półki wypadła Mała Czerwona Książeczka. Zauważyłem, że moje przygody z recenzowaniem książek zaczynają się ostatnio często od ich wypadnięcia. Bo mam książki poustawiane w dwu rzędach, bo nie mam miejsca, bo piętrzą się stosy. Jest ich coraz więcej i więcej... A ta książeczka akurat mała, czerwona. Na okładce jakiś jaszczur, maska transportera wojskowego i dwu komandosów? Zamiast napięcia – nostalgia. W środku dedykacja: "W świadomości ujemnych skutków walki z analfabetyzmem, w częściowej rekompensacie za czas spędzony nad tą "wagonową" lekturą". Dedykuje Andrzej Drzewiński. I jeszcze data: Wrocław 15.06.89. Ile to już lat?

Otworzyłem pierwsze strony i od razu przed oczy nasunęły mi się sceny ze starych filmów sensacyjnych, od razu też naszła mnie refleksja: kiedyś ludzie się starali. Solidna pisarska robota. Przemyślane sceny, przemyślany podział akcji, gdzie trzeba dygresja, przedakcja, odpowiednio dawkowane techniczne opisy. Bo przecież całość to SF, a SF bez technologii obejść się nie może. Albo taki kawałek:

"Cleeve spojrzał na barometr.

– O Boże – westchnął w duchu – czy można się dziwić, że ludzie wariują? Tak niskie ciśnienie powinno usprawiedliwiać nawet najgorsze dziwactwa.

Przesunął ręką po swych coraz bardziej rzedniejących włosach.

-Wezmę aspirynę – pomyślał i zrezygnowany opadł na fotel."

Skąd oni wiedzieli, że facet u progu pięćdziesiątki tak reaguje na barometr?! A w ogóle, na dzisiejsze czasy to jakaś skomplikowana powieść psychologiczna z nadwrażliwym bohaterem...

No cóż, w Tamtych Czasach jakoś mało komu do głowy przychodziły myśli, że z czytelnictwem w Polsce mogą być kłopoty, że kryminał okaże się być gatunkiem szlachetnym i że nie będzie miejsca na bohaterów, którzy są hipochondrykami i meteopatami.

Książka, wynik autorskiego duetu dwu Andrzejów, na wszelki wypadek trzeba zaznaczyć, jest solidną akcyjną SF z nurtu militarnego, jeśli chcemy ją umieścić dokładniej na półkach biblioteki. Ze starannie zbudowaną akcją, niebanalnymi bohaterami i zakończeniem, które nie rozczaruje. Kompilacja wojskowej scenografii z tajemnicami wieków przeszłych i technicznymi gadżetami, z których – tak nawiasem mówiąc – niektóre stały się codziennością naszych czasów, daje doskonały efekt. Upływ czasu nie przeszkadza, by czerwoną książeczkę schować do kieszeni, bo idealnie pasuje, i z przyjemnością odlecieć z zatłoczonego przedziału w świat dostępny jedynie dla wyobraźni. Dodam jeszcze, że dziś konesera przyciągnie rysunek okładki, porządna robota grafika, który nie tylko znał ograniczenia ówczesnej techniki drukarskiej, ale jeszcze na dodatek wiedział, jak uniknąć efektu plastykowej sztuczności. A znaleźć można pewnie w jakimś ciemniejszym kącie zapomnianej biblioteki, przysypane innymi bukinistycznymi tajemnicami...

 

Baron


 

Andrzej Drzewiński, Andrzej Ziemiański

Zabójcy szatana

KAW, Wrocław 1989

Stron: 183

 

Urocze, choć zupełnie nieprawdziwe przygody Kapitana Korkorana

 

Niektórzy upierają się, że pewne książki trzeba koniecznie przeczytać w pewnym wieku, potem już ich nie wolno dotykać. Hmm... Pewnie jestem takim czytelniczym Piotrusiem Panem, co sobie obiecał nigdy nie dorosnąć i mu się to udało. Ale gdy odkryłem, że książeczka, która dawno powinna zaginąć, leży sobie spokojnie na mojej półce – nie omieszkałem sprawdzić, jakież to wrażenie sprawi na mnie po ponad 25 latach. Po pierwsze, pomieszała mi się treść. Skutecznie zapomniałem. Może zdziecinnienie, ale co mi tam: czy nie jest to odpowiednia cena za przyjemność ponownej lektury? Autor, o który wiem niewiele, najprawdopodobniej nobliwy profesor historii, musiał mieć podobny rodzaj gustu do mojego, żeby stworzyć historię, taką ciut, ciut realistyczną, ale z poważnym wsadem fantastyki w postaci sympatycznej tygrysicy, która dzielnie wesprze głównego bohatera w jego awanturach. Rzecz dzieje się w Indiach w połowie XIX wieku i tyczy jak najbardziej walki o równość, sprawiedliwość i Piękną Księżniczkę. Postaci tyleż schematyczne, co charakterystyczne; tyleż pouczające, co rebelianckie i zupełnie nie do naśladowania. W pewnym momencie główny bohater konstatuje: "Cóż wspanialszego, niż ratować z opresji urocze księżniczki i oddawać za nie życie!" Gdy ktoś nie oglądał jeszcze "Bondów" z Rogerem Moorem, ten nie zrozumie, co to zdanie tak naprawdę znaczy. A chodzi o kawał dobrej roboty literackiej, niby serio, lecz półżartem, gdzieś pomiędzy gatunkami i ich zasadami, o pisanie "swoimi drogami". Książka, którą czyta się dwa, trzy razy. Raz z wypiekami na twarzy, żeby się dowiedzieć, jak się skończy, raz dla urody przygód, których opisy czyta się jak skecze, wreszcie dlatego, by zobaczyć, "jak on (autor) to zrobił". Trzeba przyznać, że sprawności narracyjnej, pomysłów sytuacyjnych powinni się tu uczyć nasi dzielni pisarze, a zwłaszcza umiejętności "robienia oka" do czytelnika. No i już. Bo poza tym to rzecz się wyda puściutką awanturą do lat czternastu. Egzemplarz, który mam, posiada ilustracje. Malował je najwyraźniej akwarelami Janusz Grabiański i to jest zupełnie osobna historia, że te maziajki z wyraźnym podkreśleniem naiwności, do dnia dzisiejszego zachowały niezwykłą żywość koloru. Mam szczere podejrzenie, że ich autor z premedytacją użył jakiegoś szkolnego zestawu najwyżej 12 farbek, że ich nie mieszał, by w rezultacie wyszło coś tak bardzo plakatowego. Jeśli szkoda wam czasu na lekturę, bo po pierwszych linijkach czujecie, że nie potraficie się już bawić w podchody, to przynajmniej je obejrzyjcie.

 

Baron


 

Alfred Assolant

Niezwykłe, choć prawdziwe

przygody kapitana Korkorana

Tłum: Janina Zielonko

Iskry, Warszawa 1969

Stron: 250

Cena 20 zł (co już nic nie znaczy)

 

 

Wulkan do pociągu

 

Na czym polega wielkość pisarza? Czasami na tym, że napisze jedną genialną książkę. Istnieją jednak tacy zawodowcy, którzy właściwie nigdy nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Zazwyczaj ich nieszczęściem jest to, że wyznaczają sami sobie pewien standard, który dla innych jest niedostępny, i w ramach niego tworzą kilka (trzy cztery) książek zdecydowanie najlepszych. Skutek jest taki, że reszta ich spuścizny, mimo że na głowę bije konkurencję, zostaje zapomniana. Taki los niewątpliwie spotkał Julesa Verne’a. Pamiętamy o tych najbardziej wbijających się w pamięć. Wypada przynajmniej wiedzieć, że była "Tajemnicza wyspa", "Dzieci kapitana Granta", "20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi". Potem czasami mówimy o "Łowcach meteorów", o "Z Ziemi na Księżyc".

"Wulkan złota" należy do tych chyba prawie zupełnie zapomnianych książeczek. Niewątpliwie w standardzie, jaki wyznaczył autor, nie jest to top. Trzeba nawet uczciwie przyznać, że książka się zestarzała, nie najlepiej brzmi dziś narracja, rażą staroświeckością postawy bohaterów. Nie przygważdża także pomysłem: oto gdzieś jest wulkan, który wyrzuca z siebie roztopione złoto. Oczywiście, rusza wyprawa w jego poszukiwaniu, oczywiście pojawiają się złoczyńcy, wreszcie mamy przewrotne rozwiązanie, które może zaskoczyło czytelnika z czasów komuny, lecz nie dzisiejszego, który z giełdowymi aferami ma zapewniony – dzięki publikatorom – bardzo bliski kontakt.

Muszę jednak powiedzieć, że właśnie na takich słabszych nieco tekstach poznać solidność i wielkość autora, który niesiony nie jakąś niezwykłą wizją, ale realizujący całkiem przeciętne zamierzenie, potrafi wypełnić zwyczajne zdarzenia specyficznym dla siebie duchem awanturniczej żądzy przygód, potrafi lekką ręką nakreślić i sylwetki bohaterów, i zarysować tło, bynajmniej nie społeczne, ale technologiczno-społeczne. Z zupełnie zwyczajnych jak na powieść sensacyjną zdarzeń tchnie zrozumienie świata, a przynajmniej wiara, że ów zrozumieć się da. Można oberwać okładki i pierwsze kartki, a i tak da się poznać, że to pisał Jules Verne. Książkę można polecić i młodym, którzy lubią czytać, i zwłaszcza tym starszym, którzy wiedzą, co to za autor. Tacy mogą ją spokojnie zabrać do pociągu w charakterze wypełniacza czasu.

I na koniec taka refleksja: dość już chyba tradycyjnie biadam nad upadkiem kultury pod rządami Jaśnie Kapitalizmu. Otóż książeczka wyszła właśnie dzięki gospodarczej rebelii. Choć za czasów minionej komuny dość starannie kopałem po bibliotekach, to na ten tytuł wcześniej nie natrafiłem, zresztą na okładce mamy adnotację, że wydano na podstawie edycji z 1928 roku. Tym razem rynek wyszedł książce na dobre.

 

Baron


 

Jules Verne

Wulkan złota

Piast S. C. Szczecin, 1991

(Na podstawie edycji z 1928 roku

Skarby wulkanu")

Stron: 233

 

 


reklama

Wysyłkowa księgarnia internetowa www.fantastyka.now.pl

 

 

Szukasz książek z gatunków science-fiction, fantasy i horror lub komiksów? Gier figurkowych, fabularnych i karcianych? Zaj­rzyj do nas, znajdziesz prawie trzy tysiace pozycji, w tym trudnodostępne.

 

Na stronie księgarni oprócz tego konkursy, informacje o nowościach i zapo­wiedziach wydawniczych. I, co ważne, sprawdź nasze ceny, nie zawiedziesz się :-)

 

Zapraszamy do zakupów.

 


 

Zapraszamy właścicieli serwisów i stron internetowych (nie tylko fantastycznych) do naszego Programu Partnerskiego. Szczegóły na stronach księgarni fantastyka.now.pl

 

 

Po prostu Ceram

 

Widziałem kiedyś młodego chłopaka, który siedział z nosem w jakimś dziele, rozmiarami podobnym akademickim podręcznikom. Nie reagował na to, co działo się wokół, czasami rzucał tylko krótkie, półsekundowe spojrzenia w szybę, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że jest w najlepszym stanie do przegapienia właściwego przystanku. Z ciekawością zerknąłem mu przez ramię: cóż to jest za dzieło, które go tak wciągnęło. Co się teraz czyta? I okazało się, że to samo, co wiele lat temu, gdy to ja byłem tak młody. Pomyślałem "Szczęśliwcze, ty jeszcze tego nie czytałeś, masz to wszystko przed sobą!"

To książka absolutnie kultowa. Każdy młody chłopak musi się z nią zetknąć. Coś lepszego od "Poszukiwaczy zaginionej Arki", bo zawiera wiele takich wspaniałych historii i na dodatek są one prawdziwe. Można powiedzieć jeszcze inaczej: ta książka to kawałek naszej wyobraźni, to coś, co czyni nas tu i teraz, i pozwala marzyć o zupełnie gdzie indziej. Bo każdy musi szukać swego kamienia z Rosetty, a kto nie wie, co to jest, musi się czym prędzej dowiedzieć, a tu jest to opowiedziane najlepiej.

C.W Ceram, "Bogowie, groby i uczeni" – z pozoru popularyzatorska lektura, jakich wiele, ale inna. Bo to jest o tym, co w historii jest pasjonującego. Nie wykład, który król którego i w jakiej bitwie przepędził, ale o tym, dlaczego ludzie ryzykowali życie, żeby się tego dowiedzieć. Książka, która mówi o tym, że są tacy chłopcy jak Champollion, tacy kupcy jak Schliemann, którzy wsłuchani w opowieść o nieznanym lądzie, do którego jeszcze nikt nie zdołał dotrzeć, wyruszają na niebezpieczne morza i te lądy znajdują. Są tu i bajeczne skarby, i zapomniane miasta, i ludzie, którzy dzięki nim zyskują sławę, choć nie koniecznie bogactwo. A wszystko dzieje się naprawdę.

Na dodatek mamy po prostu bardzo solidny historyczny wykład. Dowiadujemy się, że nasze przesądy przetrwały zagłady cywilizacji i pochodzą od ludów, o których już nikt nawet legend nie opowiadał, tak dawno przepadłych. Poznajemy historie i nazwiska odkrywców, których zwyczajnie, mieszkając w Europie, wypada znać. Wreszcie, co jest niebagatelną zaletą, dostajemy wykład historii niepolitycznej, nienarodowej, nie internacjonalistycznej, nie klękającej służebnie wobec jakiejś ideologii, ale utkanej z czystej ciekawości tego, jak to tam kiedyś było. Czyta się jak doskonały kryminał, i można znakomicie zabić czas podróży, wszelako z jednym zastrzeżeniem – warto mieć jeszcze kogoś, kto nie czyta, bo mogą okraść, możemy przejechać docelową stację, a jak tego wszystkiego unikniemy, może się zdarzyć, że wysiądziemy z przeświadczeniem, że wcale nie tu chcieliśmy przyjechać.

 

Baron


 

C.W Ceram

Bogowie, groby i uczeni

Tłum: Jerzy Nowacki

Państwowy Instytut Wydawniczy 1963

Stron: 459

 



Czytaj dalej...




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Hormonoskop
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Marcin Wroński
M. M. Kałużyńska
Dawid Kain
Tomasz Witczak
W. Świdziniewski
PO
Gustav von Urhebers
David Drake, Eric Flint
Pat Cadigan
Tomasz Piątek
Alastair Reynolds
 
< 04 >