Fahrenheit XLIX - grudzień 2oo5
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Literatura

<|<strona 03>|>

Literatura

 

 

No tak... Święta dają popalić nam wszystkim. W pierwszej kolejności spalił się jeden szereg lampek, zawieszonych na redakcyjnej choince. Akurat ten na samym szczycie. OjZet z okrzykiem „ja naprawię, ja!” popędził do komórki po drabinę. W komórce jak zwykle zabarykadował się Rzecznik, więc trochę czasu OjZet przy drzwiach spędził. Stosował argumentację słowną, prosił i groził, nawet posunął się do płaczu – nic, zero reakcji. Rzecznik drzwi nie otworzył, skupiony nad lekturą przepisów BHP.

Szefowa patrzyła na przedstawienie i parskała śmiechem znad stosu papierzysk. Potem złapała ołówek i gumką na końcu wystukała jakiś numer, nie zapominając za drugim razem dobić zero-kierunkowy. Pomamrotała po cichu coś do słuchawki, słychać było, że wzywa kogoś na dywanik przed sobą, i z szatańskim chichotem rozłączyła się.

OjZet wciąż egzystował przy komórce, gdy drzwi wejściowe otworzyły się szeroko, z rozmachem, huknęły o ścianę, a potem, zamykając się z powrotem, huknęły prosto w czółko Wampira, który z poszumem błoniastych skrzydeł chciał mieć godne entre. Nie wyszło. Szkoda, bo fajnie wygląda godne entre w wykonaniu Wampira. No nic... Może innym razem. Teraz tylko się Wampir zdenerwował, poderwał do lotu, zakołował nad choinką. Wskazującym pazurkiem pstryknął żaróweczkę, drugą, trzecią. Przy piątym pstryknięciu szereg lampek zapłonął kolorowymi światełkami.

OjZet mógł już przestać bluzgać pod siedzibą Rzecznika, sapnął więc tylko i udał w kierunku swojego biurka. Na nim leżały wszystkie aniołeczki, bombeczki, bombunie, anielskie kłaki, łańcuchy z pozłacanych kuleczek, gwiazdki, malowane szyszki, cukiereczki i inne choinkowe ustrojstwo. Co kto miał zbędnego w domu, to przyniósł do redakcji.

Smoka i Tygrysa biedziły się nad tymi duperelami i pracowicie rozplątywały sznureczki, porozginane spinacze, aniołkom prostowały skrzydełka, czesały włosie. W końcu Smoka nie wytrzymała i jak buchnęła z nozdrzy...

Szefowa beztrosko rzuciła, że to nic, że jest jeszcze sporo papierów do wykorzystania. Niech no tylko ktoś skoczy do sklepu po farbki plakatowe; zrobi się nowe bombki. Wskazała przy tym stos na blacie swojego biurka.

Nudziłam się pracowicie, więc tak niby przypadkowo, mimochodem, przespacerowałam się w stronę Szefowej, zerknęłam tak niby od niechcenia na nazwiska zakreślone żółtym markerem. Aż mnie zatchnęło: Szefowa chce takie opowiadania dać na zmarnowanie?!

No bo sami zobaczcie: James Patrick Kelly, EuGeniusz Dębski, obie Magdaleny: Kozak i Kałużyńska, Adam Cebula, Błażej Szydzisz i Agnieszka Smoręda.

Szefowa miała dzień rzucanych spojrzeń. Zerknęła na mnie właśnie w ten rzucany sposób i uspokoiła, że to wszystko już przepisane do komputera, że maszynopisy można spokojnie zużytkować do produkcji ozdób choinkowych.

No to usiedliśmy w kręgu na podłodze, gnietliśmy maszynopisy, formowaliśmy kulki. Mniejsze i większe, niektóre kanciaste. Szefowa i Tygrysa pędzlowały kulki farbkami z takim zapałem, że aż sobie pomagały wysuniętymi języczkami. Smoka wraz ze mną doprawiała bombkom uszka do powieszenia. OjZet skrobał mailem życzenia do Wikinga, Wampir zasnął pod sufitem, Rzecznik w komórce nucił kolędy. Zrobiło się cicho, ciepło, miło i biało...

 

Czego i Wam życzymy!

 

Awaryjna literaturoznawczyni

 

 

PS: Cicho, ciepło, miło i biało... Phi! Akurat!

Pod biurkiem Wampira coś zatrzeszczało, zasyczało, posypały się iskry, posypał się zasilacz w komputerze. Potem coś huknęło i błysnęło. To choinka rzucała nierówne blaski pożogi na okoliczne ściany i nas, zgromadzonych w kręgu na podłodze. W jednej chwili było i po komputerze, i po choince. Całe szczęście, że ozdoby ocalały. Będą jak znalazł na przyszły rok.

 


< 03 >