Fahrenheit XLIX - grudzień 2oo5
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 14>|>

Nazywam się Mróz, Dziadek Mróz

 

 

Wśród korowodu postaci nieodmiennie związanych z tradycją choinkową Dziadek Mróz jest niewątpliwie przypadkiem szczególnym. Nie był częścią świątecznej legendy od zawsze, nie może pochwalić się życiorysem obejmującym kolejne stulecia, jak Jultomen czy Wróżka Bofana, nie wyrósł też w tradycji chrześcijańskiej i nigdy nie miał wiele wspólnego z celebracją Bożego Narodzenia.

Na scenę świątecznego teatru jego jednego zaprosili ludzie i to właśnie po to, by stworzyć nową tradycję i to tradycję w każdym wymiarze świecką.

Nie znaczy to jednak wcale, że Dziadka Mroza na tę okoliczność wymyślili.

Wśród naprawdę wiekowych rosyjskich bajek można znaleźć i tę o Morozce i dwóch siostrach. Oczywiście jedna panna jest głupia, zła i leniwa (córka żony), druga, jako ten aniołek, dobra, pracowita i nad podziw pokorna (córka ojca). Matka, a właściwie macocha tej drugiej, natchnięta przemyśleniami natury ekonomicznej wysyła pasierbicę do lasu. Ta spotyka tam tajemniczego starca, władcę mrozu i zimna. Oczywiście, jak to w bajkach bywa, starzec, czyli Morozko właśnie, ujęty zachowaniem dziewczyny obdarowuje ją szczodrze i pozwala bezpiecznie wrócić do domu. Nie jest już tak miły w stosunku do drugiej siostry, która (nadal z powodów ekonomicznych) idzie w ślady pierwszej – zła panna, nie potrafi zachować się odpowiednio, obraża Morozkę i zostaje przez niego skazana na śmierć poprzez zamrożenie (co podobno nie boli).

Sędzia i kat w jednej osobie, starzec władający zimnem i mrozem to, ni mniej ni więcej, a Dziadek Mróz we własnej, niepowtarzalnej osobie. Integralna część folkloru rosyjskiego, który pod różnymi postaciami pojawia się w kolejnych baśniach, legendach i klechdach – równie wiekowy jak one same.

Bajka o Morozce i dwóch siostrach jest o tyle szczególna, że przedstawia Dziadka Mroza w sposób, jaki później został zaadoptowany w tradycji świątecznej. Mniej lub bardziej surowy starzec, odziany w biały (lub, w niektórych wersjach, błękitny) płaszcz, nagradzający grzeczne dzieci (w bajkowej wersji była to grzeczna dziewczynka) prezentami.

Zanim jednak Dziadek Mróz stał się komsomolskim Nie-Świętym Mikołajem, z bajań ludowych trafił na karty literatury.

W 1840 roku zostały opublikowane „Bajki dziecięce dziadka Irinieja” W.F Odojewskiego, w których po raz pierwszy pojawiła się literacka wersja Dziadka Mroza – Mróz Iwanowicz. Pierwsza literacka, nie oznacza wcale ta znana nam dzisiaj – według Odojewskiego Mróz Iwanowicz mieszkał w studni i bynajmniej nie chadzał w odwiedziny do dzieci, a dzieci przychodziły do niego. Prezenty zaś jeśli otrzymywały to tylko jako nagrodę za dobrą służbę. Zapewne w skutek nadmiaru wolnego czasu, nie uczestniczył przecież w noworocznej celebrze, Mróz Iwanowicz zajmował się też sprawami gospodarskimi – przede wszystkim okrywał śniegiem ozime zboża. Poza tym, co osobiście uważam za wyjątkowo urocze, pukał gospodarzom w okienka, żeby nie zapominali palić w piecach i zakrywać kominów. Staruszek Mróz Iwanowicz i bajkowy Morozko u Odojewskiego stają się jedną personą – dobrym i sprawiedliwym wychowawcą, wskazującym właściwą drogę tym, którzy zbłądzili – nie sięga też po rozwiązania ostateczne – lenie otrzymują co najwyżej sopel lodu, nawet o rózgach nie ma mowy.

W późniejszej literaturze obraz Mroza rozwija się w dwóch kierunkach. Z jednej strony np. w poemacie Niekrasowa „Mróz Czerwony Nos” (1863), Dziadek Mróz przedstawiany jest jako uosobienie negatywnych stron zimy – „krew w żyłach zamraża i mózg w głowie zamienia w lód”. U Surikowa w „Zimie” (1880) car Mróz przedstawiony jest jako „kosmaty starzec z  iglastym kosturem”, mieszkający w „krajach zimy”, a Sadownikow w „Wiosennej bajce” (1880) opisuje go jako okrutnika i zagrożenie dla wszystkiego co żywe.

Pomysł zamrażania mózgów w głowach, choć spektakularny, nie zakorzenił się jednak zbyt głęboko w świadomości społecznej. Daleko lepiej oddziaływującym na wyobraźnię okazał się portret Dziadka Mroza przedstawiany głównie w poezji.

Nie sposób przegapić faktu, że w twórczości rosyjskich poetów zima zajmuje poczesne miejsce – nie sposób przegapić i nie sposób się zdziwić. Rosyjskie zimy i hasające po ulicach niedźwiedzie polarne są stereotypem powszechnym daleko poza granicami nie tylko kraju, ale i całego kontynentu. Mogłyby te zimy być niemalże towarem eksportowym, bo nawet Antarktyda i rejony Arktyki nie stały się w kontekście temperatur równie przysłowiowe, co właśnie Rosja. Może z uwagi na brak kontrastów. Zaś kontrasty jak wiadomo oddziaływają na wyobraźnię. Nic więc dziwnego, że rosyjscy poeci, przejęci widokiem zamarzających w locie ptaków, niejedną zwrotkę poświęcili swej dumie narodowej – zimie. W ten sposób poeci, począwszy od Łomonosowa, a na współczesnych twórcach kończąc, utrwalali i wzbogacali wizerunek niekoronowanego króla tej pory roku – Dziadka Mroza

Personifikowanie siły natury postępowało w tym przypadku w dość konkretnym kierunku – władcy zimowego lasu. Już u Niekrasowa „Mróz, Czerwony Nos” przedstawiony jest jako „wojewoda”, pan przysypanej śniegiem kniei, czarodziej, który swoje królestwo przystraja w „diamenty, perły i srebro” – wszystko dość nietrwałe, szczerze mówiąc, jednak na tyle spektakularne, by zostało zapamiętane. Coraz częściej w kolejnych utworach Dziadek Mróz pojawia się właśnie w tej postaci, czarodzieja i dobrotliwego władcy – tracąc przy tym wszelkie niekrasowowskie okrucieństwo. Niektóre teksty, jak na przykład „Biały Dziad” Korfinskiego (1982), przedstawiają Dziadka Mroza w roli bez mała Kaowca, który z zapałem organizuje zimowy wypoczynek dzieciom i dorosłym.

Oczywiście co lepsze utwory stają się powszechnym i bezwzględnie obowiązującym kanonem literackim, który poznaje się w ramach przymusowej lektury podręcznika szkolnego.

A stamtąd...

W połowie XIX wieku na salony rosyjskiego mieszczaństwa powoli wkracza choinka. Tradycja jest jak najbardziej zachodnia, ale, zapuszczając korzenie na niwie rosyjskiej, choinka łączy się z folklorem rodzimym – nie ma opcji, by drzewko nie zostało jakoś połączone, choćby i metaforycznie, z obrazem zimowego lasu. Pierwsze choinkowe ozdoby to przede wszytkim kojarzone z zimą i lasem atrybuty. Wśród nich zaś najznaczniejszą szybko staje się figurka staruszka w kożuchu i z workiem w rękach (zakładam, że pełnym sopli dla niegrzecznych dzieci, śniegu na zboża ozime i kartek samoprzylepnych z informacjami, któremu gospodarzowi należy zapukać). Zabawka ta szybko zyskuje status głównej ozdoby choinkowej, ustawianej pod drzewkiem. Odlany z gipsu staruszek, z siwym brodziskiem, policzkami i nosem czerwonymi od mrozu, odziany w przaśny kożuch i łapcie sprzedawany był na wszystkich straganach z choinkami.

Pod koniec lat trzydziestych, kiedy po kilkuletnim zakazie, zezwolono na świętowanie Bożego Narodzenia, Dziadek Mróz stał się osobiście odpowiedzialny za dostarczanie dzieciom prezentów.

W ramach nowej, świeckiej tradycji.

 


< 14 >