Scenariusz: Tomasz Grodecki,
Grafika: Kacper Wilk,
Cykl: Ćma
Wydawnictwo: Timof i cisi wspólnicy,
Typ publikacji: papier,
Premiera: 15 maja 2025
Liczba stron: 24
Format: 16x23 cm
ISBN: 978-83-68259-28-5
Cena: 15 PLN
Więcej informacji: Tomasz Grodecki, Kacper Wilk „Ćma: koi no yokan”
Przeczucie miłości
Ulica japońskiej wiśni,
niech ci się przyśni co jakiś czas.
Ulica japońskiej wiśni,
niech się wymyśli w purpurze gwiazd.
Agnieszka Osiecka
Z punktu widzenia Europejczyków nawet na tle różnorodnej Azji Japonia od zawsze jawi się jako wyjątkowe miejsce. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście kultura, wiążące się z nią lokalne tradycje i wierzenia czy odmienna od występującej na Starym Kontynencie organizacja życia społecznego. Natomiast nie mniej fascynujące jest przecież samo jej położenie geograficzne, ukształtowanie terenu, klimat czy specyficzna flora i fauna. Nic zatem dziwnego, że dla wielu artystów Japonia stanowiła inspirację do tworzenia; niekonieczne zresztą zgodnego z prawdą, bowiem liczyło się raczej odwoływanie się do (wyimaginowanego) ducha Orientu. Ale abstrahując nawet od bezpośredniego wpływu japońskich twórców, Japonia bardzo mocno zaznaczyła swój ślad w kulturze popularnej.
Tym razem właśnie tam, w Kraju Kwitnącej Wiśni, a nie w retrofuturystycznej Warszawie, znajdą się czytelnicy komiksu Cypriana Leopolda Różewicza. Awangardowy artysta jest członkiem polskiej delegacji, na czele której stoi marszałek Józef Piłsudski (w formie mocno zmechanizowanej). W trakcie przyjęcia, toczącego się prawdopodobnie w miejscowej ambasadzie, dochodzi do incydentu z udziałem lokalnego gangu. Na jego czele nie stoi jednak przedstawiciel miejscowego światka przestępczego, lecz Europejka. I to ona właśnie jest prawdziwy, powodem pojawienia się Ćmy na wyspach zachodniego Pacyfiku.
Najnowszy epizod o przygodach nocnego motyla jest nie tylko kolorowy i rozgrywa się na innej półkuli, ale ma także nieco inną strukturę. Przede wszystkim na początku komiksu nie pojawia się – a przynajmniej nie w dotychczasowej formie – „Poczytnik warszawski”. Ten brak na poły humorystycznego wprowadzenia do opowieści należy odczytać jako zapowiedź odmiennego charakteru opowieści, a zatem zdecydowanie mniej pastiszowej fabuły, lecz bardziej refleksyjnej, naznaczonej przeszłą tragedią głównego bohatera. Z kolei na końcu komiksu można odnaleźć grafiki autorstwa Zuzanny Sokół, Adama „AROZa” Rozińskiego oraz Alana „ALGOYa” Gajewskiego.
Zdecydowanie większą rolę do odegrania otrzymał Cyprian Leopold Różewicz w swojej niezamaskowanej postaci. Wcześniej jego osoba na dłużej pojawiała się w fabule dwóch epizodów – „Hotel Rubikon” oraz „12:24”. Tym razem artysta bawi się na przyjęciu, poznaje bliżej jedną z gejsz, a nawet widać moment jego przemiany w Ćmę. Niczym Superman w wykonaniu Christophera Reeve’a protagonista biegnie i zrzuca z siebie kolejne elementy wierzchniej garderoby kryjące kostium bohatera. Tę scenę można odczytać w dwójnasób – być może to nie Różewicz zmienia się w Ćmę, lecz już Ćma staje się tylko na jakiś czas Różewiczem. Jak sam w pewnym momencie wewnętrznego monologu stwierdza: „…został ćmą”. Problemy tożsamościowe nie są przecież czymś szczególnie obcym w przypadku herosów, zwłaszcza tych zmuszonych do ukrywania swoich nadludzkich mocy oraz naznaczonych osobistą tragedią.
Jeśli zaś chodzi o samą fabułę „Ćmy: koi no yokan”, to w posłowiu Tomasz Grodecki stwierdza, że miał na celu przybliżenie przyczyn przeobrażenia się nocnego motyla. I niejako zderzenia go z wyobrażeniem własnej osoby. Zdecydowanie zamierzenia scenarzysty udało się zrealizować, i to z dużą nawiązką. Podobnie jak w poprzednich epizodach akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony czytelnik obserwuje bieżące zmagania Ćmy, a z drugiej śledzi jego wewnętrzny monolog. Nie zawodzi finał, a to bywało bolączką niektórych wcześniejszych epizodów Ćmy. Tym razem opowieść jest kompletna, a zakończenie satysfakcjonujące.
Można oczywiście przyczepić się, że Tomasz Grodecki niekiedy wręcz epatuje sztampowymi schematami. Trudno do końca powiedzieć, dlaczego miejscem akcji musiała być akurat Japonia. Z kolei jeśli już pojawiał się Japonia, to wiadomo, że w opowieści muszą wystąpić wojownicy ninja. A jeśli ma to być melodramat, to obowiązkowy jest deszcz. Ale te rozwiązania w żadnym wypadku negatywnie nie rażą, a co więcej, wpisują się w dotychczasowe nawiązania czy komentarze do innych dzieł kultury popularnej.
„Ćma: koi no yokan” to również nowy rysownik, Kacper Wilk. Na tle poprzednich artystów jego kreska wydaje się nieco mniej schludna, chociaż nie oznacza to, że ilustracje są niedokładne czy pozbawione tła. Wręcz przeciwnie: nie ma „pustych” kadrów, na których pojawiałaby się tylko sama postać – każdy jest kompletny, bogaty w różnego rodzaju szczegóły. Co więcej, do swojej dyspozycji Wilk otrzymał również kolory, jak dotąd nieobecne w serii. Z tej możliwości skorzystał w sposób nader ciekawy, ponieważ – operując ciepłymi i zimnymi barwami – wzbogaca czy też wzmacnia treści i ich przekaz.
Pod względem montażu „Ćma: koi no yokan” wpisuje się w poetykę cyklu. Oznacza to na przykład dynamiczne sceny pościgu, komplementarne wykorzystanie różnego rodzaju wielkości kadrów (jeden całostronicowy plus kilka małych), zbliżenia oddające emocje postaci, ale też przebieg akcji. To niewątpliwie zasługa Tomasza Grodeckiego, który niezależnie od aktualnego rysownika daje im jasne wytyczne w zakresie konstrukcji komiksu.
W przypadku tego epizodu oko cieszą jeszcze różnego rodzaju detale. Wspomniany Piłsudski przypominający wyglądem Robokwaka z oryginalnych „Kaczych Opowieści”. Latające miniroboty, chyba nie tylko transportujące różnego rodzaju paczki, ale też będące pracownikami korporacji (kilka z nich dzierży w swoich kończynach walizki). Wreszcie unoszące się nad miastem sterowce. Trochę jedynie szkoda, że przy całej progresywności strój antagonistki jest wzięty rodem z filmów fantastycznych z lat 70. i 80. XX wieku. Nie liczy się zatem jego realna funkcjonalność, lecz minimalizm, odsłaniający wszystkie walory dziewczyny. Może to też miało być rodzajem mrugnięcia do odbiorcy, nawiązania do kiedyś obowiązujących popkulturowych wzorców, ale wyszło raczej nieciekawie.
„Ćma: koi no yokan” wieńczy pewien etap opowieści o losach Cypriana Leopolda Różewicza. Zakończenie odstaje nie tylko od samych przygód Ćmy, lecz również od tradycyjnych komiksów o herosach obdarzonych nadprzyrodzonymi zdolnościami. Być może to zamknięcie pewnego etapu w życiu protagonisty będzie stanowić zupełnie nowe otwarcie dla dalszej konstrukcji serii. Aczkolwiek nieco niepokojąco brzmią słowa Tomasza Grodeckiego o braku pewności co do przyszłości „Ćmy”. W tym kontekście należy wyraźnie i stanowczo stwierdzić, że nocny motyl, mimo swojej dosłownej, jak i metaforycznej monochromatyczności, wpisał się już na stałe w rodzimy komiksowy koloryt, i absolutnie nie można pozwolić sobie na jego stratę.
Maciej Tomczak

Technobełkoczący neandertalczyk
Autor: Radosław Lewandowski Tytuł: „Yggdrasil. Struny czasu” Wydawca: NovaeRes 2013 Stron: 304…

[Recenzja] „Grzechót” Maciej Lewandowski
Miejscem akcji pisarz uczynił położone na Kaszubach fikcyjne miasteczko Czartyże, a głównymi…

[Recenzja] LandsbergON nr 15
Motywem przewodnim piętnastego numeru magazynu „LandsbergON” – Gorzowskiego Magazynu Fantastycznego – są…