Tytuł: „Dzielnica obiecana”
Wydawca: Insignis 2014
Cena: 39,99
Stron: 500
Uniwersum Metro 2033, projekt stworzony przez Rosjanina Głuchowskiego, ma się całkiem nieźle. Cyklicznie wydawane są kolejne powieści osadzone w postapokaliptycznym świecie, w którym garstki ocalałych ludzi walczą o utrzymanie życia w podziemnych tunelach metra. Akcja zazwyczaj rozgrywa się po mniej więcej dwóch dekadach od potężnych eksplozji nuklearnych, które zwieńczyły bliżej nieokreślony konflikt międzynarodowy. W tym czasie świat radośnie ewoluuje w radioaktywną dżunglę pełną zmutowanych roślin i zwierząt. W skrócie mówiąc, na powierzchni nie jest bezpiecznie, i nim człowieka wykończy choroba popromienna, ma szansę na zakończenie żywota z entuzjastyczną pomocą nowej fauny i flory. Klasyczna powieść sygnowana znakiem Uniwersum Metro to przeważnie książka drogi, osadzona w wyżej opisanym świecie, gdzie ostatnim bastionem ludzkości są stacje i tunele metra.
Jak w ten schemat wpisuje się powieść Pawła Majki, pierwsza, której akcja dzieje się na terenie Polski? Powiem szczerze, że mam mieszane uczucia.
Zacznijmy więc od tego, co dobre. Z pewnością na pochwałę zasługują dość plastyczne opisy Ziemi dotkniętej zagładą nuklearną. Opuszczone bloki, rozszabrowane samochody i wszechobecny handel pamiątkami z poprzedniego świata są mocnym atutem fabuły. Podobnie sfera socjologiczna. Doskonałym pomysłem było ukazanie panujących w schronie układów społecznych oczami Marcina, członka trupy teatralnej, młodziutkiego aktora grającego w wyreżyserowanych przez starego bibliotekarza sztukach nawiązujących do popkultury sprzed zagłady. Marcin jest właściwie jedynym bohaterem z krwi i kości, inni są nijacy i łatwi do przejrzenia. Fabuła też specjalnie nie zaskakuje zwrotami akcji i nie wyróżnia w sposób pozytywny na tle innych opowieści z cyklu Uniwersum Metro 2033. Na pochwałę zasługuje wątek parapsychologiczny, nadający zupełnie nowy wymiar kierunkowi mutacji gatunków, jakim udało się przeżyć apokalipsę. Paweł Majka dodał do świata Uniwersum coś nowego i zasługującego na dalszą eksploatację.
Oś akcji jest trochę chaotyczna. W pierwszej części jest budowana z namysłem i wciąga czytelnika, potem wydarzenia zaczynają pędzić, jakby autor chciał jak najszybciej zakończyć powieść. Pewne wątki nie zostały do końca poprowadzone, inne pozostawiają czytelnika w sferze domysłów. Być może autor zostawił sobie furtkę, by w przyszłości napisać dalszy ciąg historii, ale ta obecnie wydana nieco traci przez to na spójności.
Tym jednak, co najbardziej zdumiewa, jest fakt, że w książce wydanej w ramach cyklu o życiu w podziemiach metra brakuje metra. Akcja rozgrywa się w Nowej Hucie, gdzie ludzie przetrwali w schronach oraz w legendarnym Kombinacie, będącym dla mieszkańców schronu rajem obiecanym. Oczywiście nie ma sensu trzymać się kurczowo ram pierwowzoru. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że po Pożodze życie przetrwałoby także w innych miejscach, nie tylko w tunelach metra. Tym niemniej brak tego – wydawałoby się kluczowego – elementu każe się zastanowić, czy to ciągle Uniwersum Metro stworzone przez Głuchowskiego. Nie poruszałabym tego aspektu, gdyby „Dzielnica obiecana” była samodzielną powieścią, a nie częścią większego projektu, i z pewnością nie zaliczałabym braku metra do wad. A tak – zostaje pewien niedosyt i cisnące się na usta pytanie, czy rzeczywiście pierwszą polską powieścią osadzoną w Uniwersum Metro 2033 powinna być opowieść bez metra. Na pewno warto przeczytać, choćby po to, by samodzielnie móc sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Jagna Rolska
Pobierz tekst:
Wsi spokojna, wsi wesoła… alleluja!
Marta Kisiel Dożywocie Fabryka Słów, 2010 Stron: 376 Cena: 31,90 zł …
Wieczna kobiecość
„Kobieta na schodach” to druga powieść Bernharda Schlinka, która wpadła w moje ręce. Pierwszą był „Lektor”. Dostrzegam…
Poleć to jeszcze raz, Doroto (14)
Natasha Solomons „Lista Pana Rosenbluma” Jak stać się prawdziwym Anglikiem? To proste, wystarczy…
Fakt, ryzykowne. Musisz się trzymać zasad, przestrzegać ograniczeń, które nie są twoimi zasadami i ograniczeniami. Jako fucha czemu nie. ;) W tym przypadku chyba szkoda, że książka wyszła w serii „z metra”, bo zderzyć się musiała z konkretnymi oczekiwaniami czytelników, co widać w recenzji. Jako niezależne postapo chyba czułaby się lepiej.
To w ogóle zabawne – naziemne postapo wychodzi w serii metrowej, a podziemne w serii stalkerskiej. Zdziwniej i zdziwniej. :D