strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
strona 06

Recenzje



Książka

Dusza muzyki i panna z kosą

 

Książki Pratchetta to jest coś, co biorę w ciemno i jak dotąd nigdy się nie zawiodłam. "Muzyka duszy" także nie odbiega w tym wypadku od reguły.

Wiadomo nie od dzisiaj, że piosenki krasnoludów są nader proste i tekst można opanować w mgnieniu oka. Po zwrotce "złoto, złoto, złoto", następuje refren, który brzmi oczywiście "złoto, złoto, złotooooo..." i tak dalej. Ale czy ktoś słyszał muzykę trolli? Okazuje się, że muzyka jest wszechobecna - można ją usłyszeć zarówno na górskich halach Llamedos, w kopalni, jak i w trollowej jaskini, choć, rzecz jasna, ta ostatnia będzie bardzo... skalista. Przypadek sprawił, że w jednym zespole spotkali się harfiarz Imp y Celyn, perkusista (a może raczej "kamienista") troll Lias Chalkantyt oraz grający na trąbie krasnolud Buog Buogsson. I może nic wielkiego by się nie stało, gdyby nie tajemniczy instrument, przypominający koszmarnie toporną gitarę, a posiadający... duszę.

W tym momencie chciałabym wtrącić, że od czasu lektury zastanawiam się wciąż (przy swej skromnej znajomości angielskiego), czy przetłumaczony tytuł "Soul music" nie byłby równie właściwy jako "Dusza muzyki".

A to ze względu na to, że ów tajemniczy instrument obdarzony jest indywidualnością i energią na tyle silną, by zawładnąć muzykiem oraz zafascynować nieprzebrane tłumy słuchaczy z miasta Ankh-Morpok i okolic.

Jak zwykle Pratchett bawi nas, wymagając jednocześnie czegoś więcej niż tylko przesuwania wzroku po literkach. Nie doceni w pełni wszystkich smaczków opowieści ktoś, kto nie zainteresował się przedtem choć trochę historią rock and rolla. Kołysanie biodrami, wybuchający fortepian, damskie... ehm ehm... części garderoby rzucane na scenę - skąd my to znamy? Nazwy zespołów takie jak Ssaki czy Coś też budzą dość konkretne skojarzenia. A gdy oczami wyobraźni ujrzymy Dziekana Niewidzialnego Uniwersytetu z nażelowanym czubem, pracowicie wypisującego świecącymi napami na plecach skórzanej kurtki "Zrodzony do run", to już bolą nas boki ze śmiechu.

Jakby tego wszystkiego było mało, równolegle do przygód muzyków Grupy z Wykrokiem, ciągnie się wątek jednego z mych ulubionych bohaterów - Śmierci. Śmierć popada w kryzys tożsamości - który to już raz? - więc odchodzi w poszukiwaniu sensu życia... przepraszam... NIEżycia. Biedak włóczy się po knajpach i najbardziej zakazanych kątach universum (czasem jedno równa się drugiemu), nigdzie nie znajdując ukojenia. A że natura nie znosi próżni, więc automatycznie na opróżnione stanowisko zostaje powołana wnuczka Śmierci. Przypomnijmy, że Śmierć miał adoptowaną córkę, siłą rzeczy mogła pojawić się także wnuczka, a takie drobiazgi jak dziedziczenie genetyczne są śmiechu wartą mrzonką w świecie Dysku. Zamiast dwumetrowego szkieletu mamy więc raptem Mroczną Kosiarkę. Nareszcie my, Polacy, możemy swojsko oraz sensownie mówić o Śmierci "Ona". A gdy los zetknie nastolatkę z wielką kosą, bożyszcze sceny i narwanego ducha muzyki, to mogą zdarzyć się rzeczy nieprzewidziane, do rozplątania których będzie trzeba wielu sił ziemskich i nadziemskich. Ale czy będzie to płomienny romans, czy dramat, czy może jedno i drugie... nie napiszę! Po co psuć komuś zabawę?

Czytanie Pratchetta zawsze przypomina geologiczną eksplorację urodzinowego tortu - wiele warstw i taki sam ciężar gatunkowy. Czyta się to lekko, przyjemnie, cieszy każdą stronicą, odkrywając piękne niespodzianki językowe (chwała tłumaczowi) i dowcipne odniesienia do naszego świata.

Łatwiej napisać recenzję z książki złej, gdyż przynajmniej wiadomo, czego się czepiać, a tu czepiać nie ma się czego, więc po prostu polecam. Jest zabawnie, jest mądrze, jest bogato... zwyczajnie polecam.

 

Ewa Białołęcka

 

Terry Pratchett

Muzyka duszy (Soul Music)

Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2002

tłum. Piotr Cholewa





Książka

Najlepsza chwila

 

Najlepsza jest chwila na moment przed zjedzeniem miodu, jak to twierdził Kubuś Puchatek. To spostrzeżenie zawsze mi się przypomina, gdy trzymam w dłoniach nie czytaną jeszcze książkę. I zawsze przyznaję Puchatkowi w myślach rację, zanim jeszcze przewrócę tytułową kartę. W tej "puchatkowej" chwili książka jest bowiem dokładnie taka, jakiej szukałam i jaką chciałabym przeczytać. Są w niej bohaterowie tak żywi i tak nietuzinkowi, że już na zawsze zostaną ze mną i pamięć, zawodna czasem, nie zgubi ich gdzieś wśród tuzinów im podobnych. Jest w tej książce sporo humoru, by dodać smaku fabule, wciągającej bez reszty. Jest w niej i trochę smutku, i trochę refleksji, są sprawy zaskakujące i rzeczy znajome. Krótko mówiąc, ma w sobie wszystko, co książka doskonała mieć powinna. W tej chwili "przed".

Tymczasem w odniesieniu do najnowszej książki Anny Brzezińskiej, "Opowieści z Wilżyńskiej Doliny", owa mądrość Puchatkowa nie znalazła zastosowania. Najlepszą bezwarunkowo chwilą okazała się bowiem ta, kiedy, przeczytawszy pierwsze z opowiadań zbiorku, uświadomiłam sobie, że jeszcze osiem kolejnych przede mną.

Zebrane w książce opowiadania to dziewięć odrębnych historii. Niektóre z nich znane są już czytelnikom z wcześniejszych publikacji. Zdążyły przynieść Autorce nie tylko popularność, ale i Nagrodę Fandomu Polskiego. Jednak pokusiłabym się o stwierdzenie, że ocenić, jak i docenić, można je dopiero w połączeniu z pozostałymi tekstami, z którymi tworzą nierozerwalną całość. Natomiast wrażenia odniesione przy czytaniu owej całości, mogłabym porównać do tego, jakie się ma spoglądając przez wielobarwny witraż. Świat przybiera co rusz inną barwę, a rzeczy i ludzie zmieniają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pokazując nam coraz to inne oblicza. I choć porównanie jest może nieco górnolotne, nie staje się przez to mniej adekwatne. Każde kolejne opowiadanie odkrywa przed czytelnikiem inne oblicze Wilżyńskiej Doliny i jej mieszkańców. Czasem zabawne, czasem smutne, czasem, prawdziwie po ludzku, głupie i złe, czasem, równie po ludzku ciepłe i wzruszające, czasem zaś tak okrutne, że aż nieludzkie. Prawdziwa feeria barw. Najwięcej z nich zaś przynależy postaci głównej bohaterki, która swą niezwykłą osobą łączy wszystkie opowieści. Mam na myśli nikogo innego, jak tylko Babunię Jagódkę. Babunia mieszka w niedużej chatce, w miejscu, które w pełni zasługuje, niestety, na określenie "straszliwe zadupie", czyli właśnie w Wilżyńskiej Dolinie. Lubi wszelkie wygody, śliwkowe powidła i rydze, a jej głównym zmartwieniem zdaje się być, by zacnej okowity nie zbrakło i by jej chłód jaki nie dokuczył w łóżku. A jednak nie można powiedzieć, by była zwykłą wioskową czarownicą, na podobieństwo, dajmy na to, Baby Jagi. Po prawdzie powiedziawszy, przymiotnik "zwykła", bardziej obraża Babunię niż określenie "brzydka jak nieszczęście i plugawa". Umiejętności Babuni w żadnym razie nie ograniczają się do przyrządzania eliksirów z miłostki, czy też parzenia herbatki "zrób to bez obaw". I choć można by odnieść wrażenie, że spokój, choć bynajmniej nie święty, i bezpieczeństwo od płomieni stosu zawdzięcza Babunia posiadanej tajemnej recepturze na lek, który proboszczowi pozwala usiąść bez boleści, to czytelnik szybko zyskuje przekonanie, że jeśli ktoś tu się kimś opiekuje, to Babunia proboszczem, a nie proboszcz Babunią. Nie tylko proboszczem zresztą. Wpływ Babuni na życie mieszkańców wioski wydaje się być nieograniczony, tak jak i potęga jej magii. Nic też dziwnego, że uważa ona całą Wilżyńską Dolinę za należącą do niej niepodzielnie i nieodwołalnie, i  swoje włości otacza dość szczególną troską. Sama Babunia zaś, to kwintesencja tego, co w książce Brzezińskiej dobre i udane, a jest przecież tych zalet nie mało.

Czytałam kiedyś recenzję, w której autor zazdrościł tym wszystkim, którzy lekturę recenzowanej powieści mają jeszcze przed sobą, chętnie powtórzyłabym tutaj jego słowa. Pocieszam się, że, choć już nie tak, jak to było za pierwszym razem, nadal jednak mogę do Wilżyńskiej Doliny wrócić. I nie omieszkam. A kto wie, może marzenia się rzeczywiście spełniają i będzie kiedyś ciąg dalszy opowieści...

 

Kigva

 

Anna Brzezińska

Opowieści z Wilżyńskiej Doliny

Runa, 2002







Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Dawid Brykalski
Wojciech Kajtoch
Adam Cebula
Iwona Surmik
Łukasz Orbitowski
Robert Zeman
Tadeusz Oszubski
Piotr Schmidtke
Ondřej Neff
Vladimír Sokol
KRÓTKIE SPODENKI
Adam Cebula
Ryszard Krauze
D.Weber, J.Ringo
KNTT Ziemiańskiego
 

Poprzednia 06 Następna