strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
strona 29

KRÓTKIE SPODENKI


Jakikolwiek wstęp, mógły się okazać dłuższy niż najdłuższy z szrotów. Krótko: W tym numerze cztery, krótkie w formie, ale bogate w treści ;-) opowiadanka Andrzeja Drzewińskiego, Grzegorza Gortata, Ivany Slanej, A.Masona.





Andrzej Drzewiński


Trzy życzenia

 

 

...ujrzeli Dżinna ogromnej postaci,

o czole szerokim i piersi olbrzymiej...

(Księga tysiąca i jednej nocy)

 

 

Marian spacerował brzegiem morza już dobrą godzinę. Wiatr i wzmagający się apetyt właśnie miały namówić go do powrotu, gdy dostrzegł na piasku jakiś kształt. Zaciekawiony podszedł bliżej. Duży dzban, wyglądający na antyk, tkwił zagrzebany do połowy w wodorostach i wszystko wskazywało, że przyniosła go tu wczorajsza burza. Marian uśmiechnął się chytrze.

- Nikt mi nie wmówi, że to skarb - powiedział na głos i ujął dzban oburącz.

Badając ciężar, trzymał go daleko od siebie tak, jakby się bał, że ów co najmniej plunie mu w oko. Pokrywa była zabezpieczona sznurkiem i zalana woskiem z zatartym już odciskiem pieczęci. Obstukał go trzonkiem noża i wiele się nie namyślając, chlasnął ostrzem po sznurku. Więzy musiały być nadgniłe, gdyż puściły od razu. Marian zrzucił pokrywę i na wszelki wypadek odskoczył metr do tyłu. Z dzbana trysnął czarny dym, który szerokim słupem począł walić w górę tak szybko, iż po minucie sprawa się wyjaśniła.

Dżinn był olbrzymi, brudny i z nieprzyjemną gębą.

- No - warknął. - Pierwsze życzenie!

Marian z wrażenia aż kucnął.

- Że co, proszę?

Dżinn zabulgotał.

- Mów życzenie! - zagrzmiał. - Spełnię je.

Marian gorączkowo myślał i dla zyskania czasu powiedział.

- Sam chciałbym wiedzieć, jakie jest moje pierwsze życzenie?

- Tak, panie - odparł Dżinn - zaraz spełnię twoje pierwsze życzenie.

- Co?! - wrzasnął Marian, mając wrażenie, że robi się go w konia. - Jakie życzenie?

- Chciałeś wiedzieć, jakie masz pierwsze życzenie - podpowiedział życzliwie Dżinn. - Oto odpowiedź: chcesz być władcą świata.

Marian postukał się w czoło.

- To... - jąkał się z oburzenia. - To, to ja sam wiem! - ryczał i począł ciskać na Dżinna szczególnie paskudne wyzwiska, przeplatane okrzykami.

- Całe życzenie! Zamorduję! O rany...

Dżinn patrzył się z wysokości swych dziesięciu metrów a jego dłonie poczęły wykonywać pewne obrzydliwe ruchy, jakby brał coś i ukręcał temu głowę. W końcu nie wytrzymał.

- Milcz, chamie! - zawył, wyciągając swoje siedmiometrowe ramiona.

Marian przerażony usiadł na piasku i osłonił głowę.

- Nie, nie rób mi nic złego - zapiszczał.

Dżinn momentalnie się wyprostował i zlożył głęboki ukłon.

- Tak panie, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

Marian powolutku uniósł się z piasku.

- Chcesz powiedzieć, że spełniłeś już dwa moje życzenia? - wycedził bliski apopleksji.

- Tak, panie - zarechotał Dżinn i złożył ręce na piersi.

- Acha... - powiedział Marian i począł chodzić w kółko zgrzytając zębami tak mocno, że stawało się to groźne dla jego protezy.

Dżinn z satysfakcją kołysał się na boki.

Po pięciu minutach oczy Mariana zabłysły przebiegle.

- Tak, to będzie dla niego najlepsza nauczka - szepnął i odwrócił się do Dżinna.

- Właź do dzbana!

Metrowa szczęka Dżinna zwisła na piersi.

- Co?!

- Właź do dzbana! To moje trzecie życzenie. - Gestem przypomniał, gdzie znajduje się ów przedmiot.

Pobladły Dżinn wyglądał teraz szczególnie nieszczęśliwie.

- Panie, każde inne życzenie, tylko nie to!

- Won do dzbana! - wrzasnął Marian.

- A... - zawył Dżinn i tak jak poprzednio, wleciał do środka w postaci dymu.

Marian założył pokrywkę i dobił ją pięścią. Zadowolony z efektu popatrzył chwilę na dzban, a potem kopnął go kilka razy. Zdaje się, że w środku coś zabulgotało. Uśmiechnął się do siebie i zdjął pokrywę. Olbrzymi wiatr cisnął nim o wydmę.

- Cha... głupcze! - triumfował Dżinn, aż morze zaczęło falować. - Otworzyłeś pokrywę, a ja cię teraz zabiję, utopię, podpalę, nabiję na pal, połamię kołem... -  ryczał, wykazując niemałą znajomość w tej materii.

Marian otrzepał się z piasku i spokojnie poczekał, aż ten zamilknie dla zaczerpnięcia tchu.

- Nic mi nie możesz zrobić - stwierdził.

- Tak?! - zawył Dżinn, ale jakby trochę niepewnie. - A to niby dlaczego?

- Bo cię uwolniłem, a za to musisz spełnić trzy moje życzenia.

Dżinn miał coraz bardziej niewyraźną minę.

- Przecież to ty mnie tam wsadziłeś! - krzyknął gorączkowo.

- I co z tego? - odparł flegmatycznie Marian i prowokacyjnie podłubał w uchu. - Masz słuchać każdego, kto cię uwolni. Prawda?

Z zadowoleniem zauważył, iż Dżinn oklapł conajmniej o połowę.

- Nie ma żadnych ograniczeń, mój drogi. Takie jest prawo.

Dżinn milczał z ponurą gębą. W jego oczach widać było złe ogniki, lecz Marian miał go w saku.

- Idź tam za wydmę - wskazał palcem. - Ja zastanowię się nad moimi życzeniami.

Gdy Dżinn odchodził na wskazane miejsce, bluźniąc pod nosem chyba we wszystkich językach świata, Marian zatrzymał go jeszcze na moment.

- Ale mogę powiedzieć ci jedno - stwierdził, szczerząc zęby. - Już wiem jakie będzie moje trzecie życzenie, jakie ono będzie za każdym razem, mój drogi - dodał złośliwie i usiadł na piasku.

Dżinn jeszcze długo wył z żalu za wydmą.






Grzegorz Gortat


Duża różnica głosów

 

 

Projekt ustawy trafił pod obrady Sejmu. Posłowie z Samozagłady, z myślą o przeforsowaniu wniosku, zawiązali taktyczny sojusz z parlamentarzystami kilku innych ugrupowań. W skład naprędce stworzonej koalicji weszli, poza samozagładnikami: Prawi i Swarliwi, Liga Przeciw Rozumowi oraz część parlamentarzystów z Polskiej Siły Ludowej.

Wniosek na forum Izby przedstawił poseł sprawozdawca Jędrzej Łupież, przewodniczący Samozagłady. Potem wszedł na mównicę jego oponent Leszek Młynarz z Sojuszu Lewitujących Demokratów. Po ich krasomówczych przemówieniach sala wyraźnie podzieliła się na dwie części.

- Zarządzam głosowanie - wydusił z siebie, pokasłując, Marszałek Smardz.

Samozagładnicy poprowadzili ku mównicy klubowego kolegę, Józka Wątrobę. Podstawa mównicy zatrzeszczała pod ciężarem dwustu dwudziestu siedmiu kilogramów Wątroby. Marszałek Smardz drżącą ręką uruchomił przycisk zegara i głosowanie się rozpoczęło.

Wątroba dobywał głos z najgłębszych pokładów swej cielesnej powłoki. Wraz z wyziewami alkoholu, odsmażanej kapusty i panierowanego schabu, na salę popłynął jego ochrypły bas. Podtrzymując obiema rękami trzęsący się brzuch, samozagładnik zaczął wysoko, biorąc inicjujące "p" niczym sam Carreras, by następnie, rozciągając w nieskończoność pozostałe głoski w słowie "Polska", dociągnąć do końcowego "a" w stylu Pavarottiego.

- Minuta siedemnaście sekund - odczytał marszałek Smardz, wpatrując się z grobową miną w tarczę zegara.

Triumfujący Wątroba stoczył się z mównicy prosto w partyjne objęcia Jędrzeja Łupieża. Kiedy ucichły wiwaty samozagładników, przeciwrozumowców, prawoswarliwych i ich sympatyków z Polskiej Siły Ludowej, w Izbie zaległa cisza. Leszek Młynarz, blady jak mąka, zbierał cichcem papiery do teczki i zerkał przez lewe ramię, oceniając odległość dzielącą go od drzwi.

Nagle przez salę przetoczył się lekki szmer. Do mównicy zmierzał pewnym krokiem zadbany staruszek.

Marszałek Smardz podniósł się z fotela. Poprawił okulary.

- Poseł Wojski, niezależny - wydukał.

Już po wyglądzie widać było, że niezależny: nikła postura, zapadnięte policzki, garnitur czysty, ale mocno sfatygowany. Wojski wspiął się na mównicę, oparł się rękami o blat i przymknąwszy oczy, zagłosował.

Pierwszy dźwięk wziął dyszkantem, jakby niepewnie jeszcze. Ale potem poszło już gładko. Sekundy mijały, a z wątłej piersi Wojskiego wciąż dobywał się mocny głos. Przy końcowym "a" część sali powstała i zaczęła liczyć. Wojski wspiął się na palce, wzdął policzki, natężył się, z wysiłku w oczach krwią zabłysnął. Zdawało się, że tchu mu zabraknie, ale on głosował dalej.

Kiedy przebrzmiała ostatnia głoska, marszałek Smardz wskoczył na fotel i trzymając oburącz sejmowy zegar, wykrzyczał z ulgą:

- Dwie minuty pięć sekund. Ogłaszam, że wniosek samozagładników został oddalony dużą różnicą głosów.






Ivana 'Ischade' Slaná


Zwierzęta

 

 

Jeśli spojrzycie za okno, co zobaczycie? Ogród, drogę, podwórze, lub coś podobnego... Zobaczycie niebo... może rzekę.... a co ja widzę?

 

Nie mam pojęcia, co to jest, ale mogę wam spróbować to opisać. Kiedy zdecyduję się podejść do okna i wyjrzeć przez nie, to zawsze tylko przez szybę. Otwarcie okna zagrażałoby życiu, powietrze już dawno przestało nadawać się do oddychania. Poza tym są tutaj także te... zwierzęta. Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłyby być inteligentne. To przecież da się poznać, prawda? Pojawiły się dopiero niedawno. Są jak ogromne nietoperze z ludzką twarzą, całe czarne i mają wielkie oczy. Widzę, jak szybują po niebie i po cichu im zazdroszczę. Są wolne, mogą oddychać powietrzem na zewnątrz, mogą tam być. Zazdroszczę im, a zarazem ich nienawidzę. Czasem przylatują aż tutaj i, przysiadłszy na parapetach, obserwują ludzi przez szyby okien. Są jak ogromne ptaki. Przerażające wrażenie. Czuję się jak w jakimś ogromnym ZOO. ZOO liczącym sobie 9 miliardów egzemplarzy.

Dziś w nocy naszedł mnie sen. Śniło mi się, że stoję przed lustrem. W jego tafli dostrzegam szczelinę pod oknem, przez którą przedostaje się niebezpieczeństwo w postaci zatrutego powietrza. I wiem, co nastąpi. Cały pokój zapada się w mroku. Przyglądam się uważniej i widzę, że to nie pokój, ale ja ciemnieję, aż moja skóra staje się czarna niczym obsydian. Obsydian, który pogrąża w czerni cały świat. Padam na kolana ze strachu i bólu. Moje łopatki przekształcają się w strzeliste wypustki, z których wyrastają błoniaste skrzydła. Moje powieki odpadają, a źrenice nieprawdopodobnie się powiększają. Widzę niesamowicie wyraźnie. Potem czuję jakiś ruch we własnym wnętrzu i zaczynam się dusić. Rzucam się do okna z szaleństwem tonącego, który nabiera wody do płuc. W końcu szyba poddaje się naporowi mego ciała i pęka. Omal nie mdleję, kiedy oddech powraca tam, skąd wcześniej wyrwany był mi siłą. Nabieram wysokości i odlatuję w mrok.

Gdy się budzę, mam uczucie, jakby coś było nie w porządku. Wieczorem, kiedy pod oknem dostrzegam szczelinę, w moje myśli wkrada się natrętne uczucie deja vu. Padam na podłogę i ze spokojem bezsilnego oczekuję swojej przemiany. Ta nie daje na siebie długo czekać...

Wszędzie ciemność. Noc i zimno. Światła pobłyskujące w dole mamią mnie niczym błędne ogniki. To jakieś terraria, w których żyją dziwne zwierzęta. Podlatuję tak blisko, jak tylko jest to możliwe i zaglądam do wewnątrz. Zwierzęta. Niczym innym nie mogą być. Tylko zwierzęta mogą chcieć żyć w cieple i świetle, nie dzieląc się tym z kimkolwiek. A tutaj jest przecież tak ciemno. Tak ciemno...

 

 

 

Tłumoczył z czeskiego: A. Mason






A.Mason


Ostatnie życzenie

 

 

Pragnął śmierci. Modlił się o nią codziennie, ale ta nie nadchodziła. Bóg nie słucha grzeszników. A on tak bardzo pragnął umrzeć, lecz sam nie miał odwagi, by to zrobić. Modlił się więc dalej. Aż pewnego dnia wpadł na pomysł: coś za coś. Może jeśli uratuje życie komuś innemu, Anioł Śmierci dla równego rachunku weźmie ze sobą w zamian jego? Tak, to było to! Wstąpił do Gwiezdnej Piechoty. Na jednej z planet układu właśnie trwała wojna domowa.

Było cicho i pusto, tylko jakiś starszy człowiek przechadzał się ulicą. W ręce trzymał torbę z wyrysowanym na niej czerwonym krzyżem. Najwyraźniej miejscowy lekarz.

I wtedy, nagle, dostrzegł na dachu błysk! Jakiś niedoświadczony partyzancki snajper musiał wybrać sobie cel znajdujący się w kierunku skąd padały promienie słońca. Na ulicy była tylko dwójka ludzi, on i starszy człowiek. Tylko ten drugi mógł być celem ataku. Trzeba działać szybko! Ruszył biegiem w kierunku starego, próbując zasłonić go swym ciałem. I wtedy rozległ się huk strzału. Kula przebiła go na wylot, rozszarpując serce.

Upadł na ziemię szczęśliwy, stary przeżył, a dobry Bóg w końcu zesłał upragnioną śmierć. Życie za życie, równy rachunek.

Lecz Bóg jest słabym księgowym. I nie słucha grzeszników. Stary człowiek okazał się być uzdrowicielem-cudotwórcą...







Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Dawid Brykalski
Wojciech Kajtoch
Adam Cebula
Iwona Surmik
Łukasz Orbitowski
Robert Zeman
Tadeusz Oszubski
Piotr Schmidtke
Ondřej Neff
Vladimír Sokol
KRÓTKIE SPODENKI
Adam Cebula
Ryszard Krauze
D.Weber, J.Ringo
KNTT Ziemiańskiego
 

Poprzednia 29 Następna