strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Jakub W. Świętochowski Publicystyka
<<<strona 22>>>

 

Groby z końca uliczki cmentarnej

 

 

Płynność

 

Swego czasu napisałem felieton, pt. "Zapałka jak dziewictwo, na jeden raz wystarczy". Mówiąc nawiasem – brać nauczycielska uznała go za antyfelieton, a metodyk od języka polskiego wyłożyła mi półgodzinny, profesjonalny wykład na następujący temat: jak pisać, by coś napisać.

Nie jest to w każdym razie żadna okrągła rocznica tego pamiętnego dnia, lecz, co jest może odpowiedniejszą formą nazewniczą, wspomnieniem zranionego publicysty...

Oto padłem bowiem w spazmach śmiechu na dywan, gdy skończyłem Frajerów Ziemkiewicza. Autor o twarzy uprzejmej, a przecież w tekstach wrednym do szpiku kości; błąkający się poniekąd na granicy tolerancji. Nie żebym jego felietony uznawał za nie melodyczne; jest to wszak kryterium, "podług którego zwykłem literaturę oceniać" – wspomina w jednym z felietonów.

Jego teksty są "płynne", jak felietony być powinny, i nieco bardziej kolokwialne, niż powinny być felietony, ażeby zaś zrozumieć ten obraz, trzeba przytoczyć dwa fragmenty:

(Mało co wzbudziło we mnie zachwytu, co poniższy passus).

"Z ocenianiem literatury jest mniej więcej tak samo, jak z ocenianiem kobiecej urody. Są jakieś kanony, ale w gruncie rzeczy każdy kieruje się własnymi kryteriami, ani dbając o cudze. I tak właśnie jest dobrze. Gdyby wszystkim ludziom podobało się to samo, to w niektórych miejscach na świecie tłok byłby wprost nie do wytrzymania".

( I następny, chociaż już wcale nie piękny, a wręcz płytki i nawet dla ludzi wrażliwych, nieczytelny).

"Cała reszta jest zwykłym, pardon my French, pieprzeniem w bambus" – puenta Kłamstwa kairskiego.

Z Ziemkiewiczem czasem się tak zdarza. Właściwie bawi się swoją wiedzą. Bierze na warsztat tematy różne tak w treści, jak przesłaniu. Po prostu nie spełnia, zaledwie w kilkunastu tekstach wybiórczo wygrzebanych przez wyżej podpisanego, zasad BHP. Z Frajerami tak właśnie się zaczęło (że tylko sparafrazuję słowa Lewisa Padgetta): Ziemkiewicz wymyślił ich urżnięty w sztok, podśpiewując ochrypłym głosem i wpatrując się w puszki po piwie. Bynajmniej nie chodzi mi o odurzenie środkami chemicznym, a zachłyśnięcie się tym wszystkim, co pisarza fantastyki przeraża.

Powstał więc odezw, jeszcze w słowach nie wulgarny, ale w wymowie...

Ludzie lubią takie książki zwłaszcza, gdy autorzy sieją ziarna nieprawdy. W każdym razie publicystykę "pisaną pod włos" lubią bardziej. A może tylko jej potrzebują, co jest w moim odczuciu nie tyle złe, co nie potrzebne.

(Stąd też).

Narzekanie na odtrącenie z mainstreamu zdaje się u nas od pewnego czasu należeć do sportu narodowego. Może i tkwi w tym coś zdrowego – ot chociażby bodźce asertywne; lub proste, acz przyjemne, dotlenienie mózgu na spacerze uspokajającym.

Głównonurtowcy krzyczą na poły pobłażliwym tonem: precz ze szmirą! literaturą popularną! precz z fantastyką!

O ile drzewiej dziwiły mnie takie konflikty – dziś to już normalka.

Bo, co ma w pieśni ożyć, w życiu musi zginąć!

I tu mnie zaskoczyła pewna prawidłowość: po drugiej wojnie światowej (Gwoli zainteresowań mediewistycznych: kto nie kupił sierpniowych "Mówią Wieki", szczerze mówiąc, niech żałuje. Albo, o ile rynek księgarski wydania specjalnego się nie pozbył, zapraszam do kiosku lub jakiegoś innego punktu kolportażowego.), kiedy sf zaczęła ukazywać się w książkach, zaczęły jednocześnie powstawać okręgi fanowskie, spławiające wspomnienia o bombie atomowej, atakach rakiet V1, V2 i samolotach o napędzie odrzutowym prosto do księgarń.

A to wszystko przyprawiono udatnie wizjami przyszłości.

Wszystko piękne, "płynne", ale nieakceptowane przez krytyków. Przedmiotem badań fantastów była natura rzeczywistości, przekraczająca niekiedy w utworach pojęcie solipsyzmu. Jednakowoż dostarczała uzasadnienia dla wątpliwości.

Niby nic się nie zmieniło. W łańcuchach przyczynowo-skutkowych Blisha, zasadzie niepewności Heisenberga, w spiskach Dicka – jest nadal popis językiem literackim.

Teraz, niestety, gdy mamy do czynienia z "taczką dziennikarską", którą każdy beletrysta musi pchać, prędzej czy później wpadamy w matnię kolokwializmu. Viagra mać dostarczyła mi (a z polityką nie mam nic wspólnego) wiele rozrywki... Dowód na to, że my, Polacy, zdolni Olimpijczycy – nie tylko w pływaniu czy florecie – potrafimy jeszcze pisać.

Do następnego zbioru felietonów Rafała Ziemkiewicza podejdę z dozą sceptycyzmu, a Ciało obce pozostawiam kosmitom. "Płynne" to chyba nie będzie – bo co ma "pornol", idąc za autorem, do dobrej literatury?

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Permanentny PMS
Ludzie listy piszą
Galeria
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
Idaho
W. Świdziniewski
Łukasz Małecki
Joanna Kułakowska
J.W. Świętochowski
J.W. Świętochowski
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Koczańska
Adam Cebula
Natalia Garczyńska
K.A. Pilipiukowie
M. Kałużyńska
Eryk Ragus
Grzegorz Czerniak
Jeresabel
Christopher Paolini
Paul Kearney
Robin Hobb
Witold Jabłoński
Andrzej Ziemiański
 
< 22 >