strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew Recenzje
<<<strona 06>>>

 

Recenzje (1)

 

 


Książka

"Niewinny raj, gdzie grzesznik staje się dziecięciem..." – Fantastyka paleontologiczna

 

Są opowieści, których urok nigdy nie przemija, oraz takie, które darzy się nieuzasadnionym sentymentem i powraca do nich, choć zawieszenie niewiary na najbliższym kołku wymaga ewidentnej premedytacji, a treść znana jest już niemal na pamięć... Naszym przodkom nie przeszkadzało słuchanie po wielokroć tych samych baśni, mnie, ich wzorem, nie przeszkadza czytanie po raz kolejny niektórych powieści fantastycznych. Jedną z takich lektur jest cykl Jean M. Auel Dzieci Ziemi, a przyczyną powrotów nie jest bynajmniej niecierpliwe oczekiwanie na dalszy ciąg – pewne jest bowiem, że powstanie jeszcze jedna część, a ja bez większych trudności jestem w stanie domyślić się, o czym będzie. To nie fabuła wciąga mnie do przeczytania z górą 5 kg papieru, choć fabule niewiele można zarzucić.

W kolejnych tomach czytelnik poznaje perypetie głównej bohaterki – Ayli, wraz z którą wędrujemy po świecie – naszej Ziemi, ale... sprzed ok. 35 000 lat. Umieszczenie akcji w epoce zlodowacenia, w interstadialnym ociepleniu Wurm, kiedy homo sapiens stawiali dopiero podwaliny cywilizacji i łupali krzemień, jest samo w sobie wyjątkowe – fantastyka, do jakiej przywykłam, ma zazwyczaj zasięg skierowany w przyszłość, a cofanie się do początków dziejów ludzkości stanowi najczęściej konsekwencję zaawansowanej technologii temporalnej. W przypadku Jean M. Auel nie mamy jednak do czynienia z wehikułem czasu, lecz z opowieścią o losach kobiety z epoki, gdy po świecie chodziły mamuty, a większą część Europy pokrywał lodowiec. Sceneria zatem nie jest fantastyczna sensu stricte. Co więcej autorka przywiązuje ogromną wagę do szczegółów i stara się przedstawić realia ery zlodowaceń w sposób jak najbardziej zgodny z faktycznym stanem wiedzy na temat tych odległych czasów. Każdy z tomów cyklu zawdzięcza swoją niemałą objętość właśnie opisom przyrody oraz ludzkich społeczności i osad, niekiedy niezwykle drobiazgowym, ale nieodmiennie interesującym, rzec można nawet – malarskim. Znać po nich nie tylko dobre pióro, ale również fachowe przygotowanie – w każdym z tomów autorka składa podziękowania ekspertom, którzy pomogli jej stworzyć świat przedstawiony, i jest to naprawdę rekonstrukcja tchnąca autentyzmem, a przy okazji wyprana z nachalnego elitaryzmu opracowań naukowych.

Na tym tle rozgrywają się losy Ayli – barwna historia dzieciństwa spędzonego wśród neandertalczyków i długiej wędrówki w poszukiwaniu domu. Podobnie, jak przy opisach świata epoki glacjalnej, także w przypadku bohaterów autorka dba o szczegółowość i autentyzm postaci. Co prawda Tomasz Pacyński określił Aylę w recenzji jednej z części cyklu mianem "supermenki", bowiem przypisano jej wszystkie ważne wynalazki ludzkości – od technologii krzesania ognia po oswojenie zwierząt domowych – jednak dajmy autorce licentiam poeticam, prawdą jest, że wymagało to znacznie dłuższego czasu niż jedno ludzkie życie, ktoś jednak musiał być pierwszy!

Ayla jest, oczywiście, supermenką epoki zlodowaceń – w ciągu krótkiego, zaledwie dziewiętnastoletniego życia, dziewczyna wędruje przez pół kontynentu i spotyka różnorodnych ludzi, tytułowe dzieci Ziemi, bowiem wszyscy tak właśnie nazywają siebie w swoich językach. Dziewczyna najpierw poszukuje własnej tożsamości, dojrzewa. Później spotyka miłość i razem z partnerem wyrusza do jego ludzi. Z pozoru zwyczajny wątek obyczajowo – romansowy jak z, nie przymierzając, pierwszego z brzegu Harlequin Desire. W końcu supermanka zasługuje na swojego samca Alfa, który zabiera ją do domu, by żyli w nim długo i szczęśliwie. Czy długo i szczęśliwie – tego właśnie dowiemy się z tomu, jaki dopiero się ukaże. W życiu Ayli jednak uważny czytelnik bez trudności odnajdzie wyraźnie zarysowane etapy: dzieciństwo w nietypowych, odbiegających od normy, warunkach. Potem okres odosobnienia, gdy bohaterka dojrzewa i zdobywa nowe umiejętności, przygotowując się do realizacji szczytnych celów. Potem miłość, która odmienia jej życie. I wreszcie trudna i długa wędrówka do domu – azylu, podczas której uczy spotykanych ludzi nowych umiejętności oraz niesie przesłanie tolerancji wobec tych, których jej gatunek nazywa pogardliwie "płaskogłowymi zwierzętami", będącymi w rzeczywistości wymarłą dziś rasą homo neandertaliensis. Albowiem w świecie przedstawionym w cyklu Dzieci Ziemi istnieje wyraźny konflikt między młodymi społecznościami homo sapiens i schyłkowymi neandertalczykami, spychanymi ze swoich terytoriów i unikającymi kontaktów z ekspansywnymi kuzynami. Powieść Auel opisuje okres przejściowy, gdy obie rasy egzystują obok siebie. Nie jest to całkowicie pokojowa egzystencja, choć do konfrontacji sił jeszcze nie doszło.

Oczywiście, z perspektywy współczesności, wiemy, jak się skończyło – Klan, inaczej płaskogłowi, a po naszemu neandertalczycy, zniknęli z oblicza Ziemi bezpowrotnie, ustępując miejsca właśnie nam. Ayla przeczuwa to w swoich wizjach, jednak zrozumieć może tylko czytelnik, dla bohaterki powieści jej profetyczne widzenia pozostaną na zawsze niewyjaśnione. Przemiły zabieg powiązania fabuły z teraźniejszością, jak uprzejmy ukłon autorki w stronę czytelnika. Dzieci Ziemi tchną również starą jak świat prawdą, że człowiek wcale się nie zmienia – bohaterowie poznawani na kartach książki zdają się nie różnić od współczesnych, choć żyją krócej i zdawać by się mogło, w bardziej prymitywnych warunkach.

Dla tych, którzy pamiętają lub uważali na lekcjach języka polskiego, wszystkie elementy cyklu w tym miejscu powinny już złożyć się w całość. Jest świat przedstawiony w okresie przejściowym, jest globalny i wewnętrzny konflikt, jest bohater zbiorowy – tytułowe dzieci Ziemi, które obejmują znaczeniowo zarówno Innych, jak i płaskogłowych, jest w końcu bohaterka uwikłana w oś wydarzeń, która przechodzi kolejne etapy rozwoju, by sprostać heroicznej misji odmiany oblicza świata. Co chwilę napotykamy opisy tego świata – barwne, dokładne, już dawno określone przez literaturoznawców mianem naturalizmu... Już zrozumieliście?! Dzieci Ziemi wciągają tak łatwo, ponieważ poruszają motywy oparte na prawdach ostatecznych i wykorzystują schematy opowieści sprawdzone przez niezliczone pokolenia bajarzy, a później literatów. To proste, Auel napisała epopeję, a epopeja jest najdoskonalszą z opowieści. Niechaj zaświadczą takie dzieła, jak Iliada, Odyseja, Beowulf, Pan Tadeusz (jeżeli ktoś lubi), Trylogia, Władca Pierścieni, Ziemiomorze (przynajmniej 3 pierwsze części cyklu) ... lista jest długa i interstreamowa.

W Dzieciach Ziemi Auel jest jednak coś jeszcze, jak w każdej porządnej epopei, owo drugie dno, wymiar eschatologiczny. Nie od razu to zauważyłam, ale parokrotna lektura wydobyła w końcu ulotne wrażenie, że świat przedstawiony z takim pietyzmem, jest czymś więcej niż doskonałym tłem dla opowieści o odwiecznie niezmiennej naturze człowieka. Jean M. Auel poświęca wiele stron na pokazanie czytelnikowi bogactwa przyrody w epoce glacjałów, utożsamianej przez ludzi z Matką Ziemią. Równie wiele miejsca zajmują realistyczne opisy egzystencji społeczności silnie związanych ze swoimi ekologicznymi niszami...

To nie przypadek, bowiem tak naprawdę autorka prowadzi nas po ścieżkach Raju. Lecz choć idea jest podobna, nie jest to zupełnie ten sam Ogród, dobrze znany z katolickiej Biblii. W tej krainie istnieje i zło, i śmierć, jednak nie ma tu lęku, są to bowiem elementy natury, która pozwala żyć w pełni wszystkim stworzeniom. Właśnie taka jest egzystencja ludzi pierwotnych – zgodna z naturą, niewinna w swojej prostocie drogi do osiągnięcia szczęścia, a jednocześnie ciekawa i pełna emocji, które nie zacierają jednak wrażenia sielankowości... Jak to w Raju. Paleolityczna Ewa – Ayla wraz Adamem – Jondalarem zrywają tu nie jeden owoc z Drzewa Wiadomości, lecz wiele, ucząc się kształtowania własnego środowiska i czyniąc sobie ziemię oraz wszelkie stworzenie posłusznym. Z Raju Auel ludzie nie zostaną wygnani, to Matka dobrowolnie go opuści, aby jej dzieci mogły samodzielnie dorastać. Jest w tym swoista metafora dziejów – świat się zmieni, gdy ustąpi lód i przeminie epoka glacjalna, a wówczas ekspansywne dzieci Ziemi rozprzestrzenią się po wszystkich zakamarkach świata i przemienią go na swój obraz i podobieństwo... Na nasz świat, który znamy tak dobrze, kiedy wczytując się w epopeję Jean M. Auel zapominamy o codzienności, by powrócić do raju utraconego przed 35 000 lat....

To sentymentalne pragnienie, by powrócić do krainy niewinności, drzemie chyba w każdym z nas i wcześniej, czy później, jakaś opowieść przywołuje z głębi duszy tęsknotę – dla niektórych będzie to kraj lat dzieciństwa, domowe zagrody, dla mnie – wielobarwny kraj paleolitu, gdzie mogę się utożsamić z Aylą – supermenką. Nie wolno się oszukiwać, tak naprawdę, jest to powieść dla dziewcząt, przede wszystkim dla nich. Autorka nie przez przypadek złamała popularną konwencję czynienia mężczyzny główną postacią opowieści. Nic dziwnego, skoro opisuje czasy, gdy panował matriarchat, cywilizację tworzyły kobiety (przy drobnym udziale mężczyzn, ma się rozumieć) i nawet Bóg był kobietą... Przyznając się do sentymentu dla powieści Jean M. Auel prawdopodobnie daję dowód swoich feministycznych ciągot. I zapewne coś w tym jest, jednak feminizm nie przeszkadza w lekturze, zapewniam!

Nie przeszkadza również fakt, że epopeja Dzieci Ziemi dotknięta została piętnem anachronizmu niemal natychmiast po ukazaniu się pierwszej części cyklu. Badania genetyczne dowiodły niepodważalnie, że homo sapiens sapiens i homo sapiens neandertaliensis stanowią odrębne gatunki, co ex definitio wyklucza możliwość mieszanego potomstwa, istotnego elementu konfliktu w powieści. Cóż z tego? Zawieszam niewiarę na kołku i udaję się na wycieczkę po Edenie...

-–-

Niewinny raj... – cytat z Raju Utraconego J. Miltona. Wyjaśniam, bo tego eposu PT. Czytelnicy mogli jednak nie zaliczyć w trakcie obróbki lektur szkolnych.

Kraj lat dzieciństwa, domowe zagrody – dla tych, którzy nie znają na pamięć Pana Tadeusza A. Mickiewicza, wyjaśniam, że jest to fragment z Epilogu, gdzie autor tłumaczy, dlaczego w ogóle napisał epopeję. Gdybym ośmieliła się świętości szargać, porównałabym mechanizmy stosowane przez Auel do tych, którymi posłużył się wieszcz...

Wielobarwny kraj – to jedna z niewielu epopei SF, w której bohaterowie cofają się w czasie do okresu, zanim pojawił się człowiek, tytułowego wielobarwnego kraju. Autorem jest J.May, a określenie zaczerpnięte zostało z jakiegoś wiersza, chyba Keatsa, ale nie mam pewności...

 

Małgorzata Koczańska

 

Jean M. Auel

Dzieci Ziemi (Klan Niedźwiedzia Jaskiniowego, Dolina Koni, Łowcy Mamutów, Wielka wędrówka, Kamienne sadyby)

Zysk i S-ka, 2002-2004.

 

 


Książka

Przeszłość zagrożona przyszłością

 

Wielbicielom historii i militariów z pewnością nie jest obca postać Belizariusza – ulubionego, a zarazem kilkukrotnie podejrzewanego o zdradę generała w służbie bizantyjskiego cesarza Justyniana I Wielkiego. Justyniana można uznać za jednego z największych władców, zaś Belizariusza za jednego z najwybitniejszych dowódców.

Droga cesarza do tronu nie była usłana różami, także utrzymanie pozycji nie należało do łatwych. Pochodził z niezbyt możnego rodu (delikatnie rzecz ujmując) w prowincjonalnej Dardanii, być może dlatego zasłynął jako piekielnie podejrzliwy wielbiciel intryg i czystek wszelkiego rodzaju. Z drugiej strony państwo zawdzięcza mu rozwój kultury. Przyczynił się także do umocnienie kościoła, likwidując pogańskie instytucje (nie wiem, czy to dobrze, biorąc pod uwagę, iż były wśród nich uczelnie, ale co kraj to obyczaj). Jego największym sukcesem, a zarazem pomnikiem stał się jednolity zbiór prawa – Kodeks Justyniana.

Dręczyła go obsesja przywrócenia potęgi i zasięgu terytorialnego państwa rzymskiego. Z początku popierał kościół greckokatolicki, później zaś zwrócił się w kierunku rzymskokatolickiego. Któż to wie, może powodem rozkwitu i ostatecznego utrwalenia wpływów greckokatolickiego wyznania w rejonie Konstantynopola był fakt, że Justynian nie pozwolił patriarchom spocząć na laurach...

Belizariusz, Trak z pochodzenia, słynął z niezwykłej przebiegłości i wojennego kunsztu. Od 526 r. n.e. dowodził bizantyjską armią Wschodu, rozbił w puch Persów, zaledwie w trakcie jednego roku podbił państwo Wandalów, zdobył Rzym i Rawennę... Olśniewające sukcesy można jeszcze długo wymieniać. Pomimo to, jak już wspominałam, nieraz próbowano zarzucić mu zdradę. Na szczęście dzięki renomie "niezastąpionego dowódcy" oraz zapewne wielkiemu szczęściu unikał kary. Po raz ostatni został oskarżony w 562 r., trzy lata przed śmiercią. Po Bizancjum krążyła legenda, że w końcu Justynian go oślepił – odtąd generał miał błąkać się samotnie i żebrać na ulicach Konstantynopola.

Mam nadzieję, że czytelnicy wybaczą mi ten nieco przydługi wstęp historyczny, uważam jednak, że wymagają tego bohaterowie książki, o której chcę opowiedzieć.

Owi bohaterowie to nie kto inny, jak słynny generał oraz: jego małżonka, jego władca, małżonka władcy, a także cała plejada barwnych postaci, z których wiele pojawia się również na kartach podręczników do historii np. Prokopiusz z Cezarei (któremu notabene zawdzięczamy lwią część wiedzy o Belizariuszu) lub Jan z Rodos.

Podstęp autorstwa Davida Drake’a i Erica Flinta jest pierwszym tomem cyklu Belizariusz. Wbrew pozorom czytelnicy nie mają tu do czynienia z powieścią historyczną, choć akcja toczy się w VI wieku. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby historia została nagle... wypaczona. Gdyby wydarzenia przestały biec właściwym sobie rytmem, a znane nam przyczyny nie wywołały swoich skutków, a nawet w ogóle by się nie pojawiły...

Nie, książka nie opowiada alternatywnej historii, a w każdym razie nie w sposób, do którego przywykła większość miłośników fantastyki (między innymi dla mnie owa metoda "obróbki" materii przeszłości okazała się sporym zaskoczeniem). Z początku możemy odnieść mylne wrażenie, że obcujemy z fantasy, jednak gdy poświęcimy chwilę uwagi, trudno nie dojść do wniosku, iż mamy do czynienia z science fiction. Jest to s-f o tyle nietypowe, że łączy się z elementami stricte historycznymi, tworząc alternatywną przeszłość, co w efekcie może przynieść zupełnie alternatywną przyszłość.

Przeszłość zostaje zagrożona przyszłością.

Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy Michał z Macedonii – mnich stylita poszukujący oświecenia poprzez medytację, otrzymuje zadziwiającą wiadomość. W miejscu jego odosobnienia objawił się tajemniczy "klejnot", być może pochodzący z innej rzeczywistości, lecz z całą pewnością z przyszłości. Ostrzega przed najazdem Malawiańskiego Imperium, które powstało (a raczej powstanie) na terenach Indii. Najpierw zagarnie hinduskie kraje, a potem zniszczy Konstantynopol. Zagłada Konstantynopola ma być jednak, tak naprawdę, dopiero początkiem. Tajemnicza, złowroga siła ukrywająca się za owym imperium i kapłanami Mahwedy pragnie zmienić oblicze całego świata. Wyposaża napastników w broń niepojętą dla innych, broń, która sprowadza ogień i sieje spustoszenie wśród najlepiej wyszkolonych armii. Taki obraz ukazują makabryczne wizje zesłane przez "klejnot". Ów "przedmiot" (ewidentnie posiada coś w rodzaju umysłu, sprawia wrażenie nieustannie uczącej się, dopasowującej się do odbioru rzeczywistości AI) zostaje przekazany Belizariuszowi.

Mnich z początku nie jest przekonany do tego pomysłu. Uważa, że kryształ zesłał Bóg, więc powinien być oddany człowiekowi, który ma prawdziwą wiarę i zadatki na świętego. Jak łatwo się domyślić ma wątpliwości, czy żołdak (nawet wysoko postawiony) jest wystarczająco "czysty". Pewien biskup przekonuje go jednak, iż jeśli ktoś poślubił nierządnicę, to z całą pewnością jego czystości i pobożności nie można niczego zarzucić. Prawda jest taka, że nie ma wyjścia – jeśli ten nadzwyczaj inteligentny Trak nie rozgryzie zagadki i nie zmieni przyszłości, świat stanie się przerażającym miejscem. Belizariusz korzystając z rad "klejnotu" oraz z bystrych głów Antoniny i Jana z Rodos zamierza zbudować podobne urządzenia i stawić opór wrogom.

Autorzy wykonali kawał solidnej roboty, przygotowując się do napisania tej książki. Większość ciekawostek dotyczących obecnych w utworze narodów i ich kultury jest prawdziwa. Od razu dodam, że tajemnicza nazwa "Ye-tai", to prawdopodobnie wariacja na temat Białych Hunów (Heftalitów), odpowiedzialnych za najazdy z ziem afgańskich, które w rezultacie doprowadziły do kresu Imperium Guptów w V w n.e. Rządy dynastii Guptów były okresem złotego wieku dla Indii (szczyt potęgi – IV w – panowali wtedy również nad państwami Dekanu).

W naszej rzeczywistości, po upadku Guptów, przewagę w Indiach zyskali władcy ze szczepu Radżputów, należącego do warny (czy jak kto woli kasty) Kszatrijów – rycerzy i wojowników. Byli na tyle potężni, że Twierdze Radżputany utrzymały niezależność nawet w XII w., po ekspansji muzułmanów. W powieści Drake’a i Flinta, Radżpuci zostali zmiażdżeni przez Malawian, czyli naród utworzony ze zasymilowanych Białych Hunów i ocalałej części Guptów z obszaru Malwy.

Do innych historycznych ciekawostek książki należy kwestia państw Aksum, Maharashtry i Andhry – te dwa ostatnie do dziś stanowią (lecz że jako stany indyjskiego państwa) część Wyżyny Dekańskiej. W okresie świetności Andhra panowała nad Maharashtrą, Malwą i Radżputaną. W naszym świecie, władająca Andhrą dynastia Satavahanów przetrwała właśnie do VI wieku. W następnych stuleciach prymat zyskała dynastia Ćaluków, a królestwo podupadło. Podstęp pokazuje różne możliwości innego zakończenia. Z jednej strony – krwiożerczych Malawian, co w jednej z dostępnych wersji historii "przetoczyli się" po wszystkich silnych państwach i prowincjach. Z drugiej zaś – efekt dobroczynnego wpływu Belizariusza oraz jego podwładnych i przyjaciół. Jedną z bohaterek powieści jest księżniczka Szakuntala, ostatnia potomkini rodu Satavahanów i potencjalnie wielka władczyni znów potężnego imperium...

Wiedząc to wszystko, stanie się dla czytelnika jasne dlaczego nauczyciel księżniczki Ragunath Rao zwany jest Panterą Maharashtry, Tarczą Dekanu, Zwierciadłem Klęski Radżputów i wreszcie Wichrem z Niezmierzonego Kraju... Swoją drogą Pantera stanowi znakomity przykład postaci rodem z indyjskiego eposu.

Państwo zwane Aksum to starożytna kolebka Etiopii, niegdyś jedna z potęg Bliskiego Wschodu. W połowie IV w. przyjęło chrześcijaństwo (istniejący tam kościół koptyjski różni się od innych dogmatem, że boska natura Chrystusa całkowicie "wchłonęła" jego ludzką część), jak również podporządkowało sobie naród Kuszanów (królestwo Meroe) wspominany często w książce. Autorzy w niezwykle interesujący sposób opisują nietypowe na tle innych chrześcijańskich społeczności obyczaje Aksumitów – na przykład brak istnienia pojęcia "rozwiązłości" i "prostytucji", czyli w rezultacie swobodny seks bez moralnych sankcji. Jeszcze ciekawszą rzeczą jest specjalny urząd niewolnika towarzyszącego królewskim dzieciom, którego zadaniem jest ustawiczne przypominanie, że linia dzieląca władcę i niewolnika jest żałośnie cienka... Wszak król jest niewolnikiem swego ludu.

Warto wspomnieć o tym, że nie tylko bohaterowie książki są wspaniali lecz również bohaterki. Kobiece postaci – Antonina (posądzana o magię nierządnica i ukochana żona generała), cesarzowa Teodora, księżniczka Szakuntala i Irena (należąca do najlepiej wykwalifikowanych szpiegów) – są interesujące, pełnowymiarowe i co najważniejsze nie stanowią jedynie tła. Pisarze nie usunęli ich w cień. Świetnie pokazane są kobiety, które choć się boją, potrafią zdobyć się na odwagę w trudnych sytuacjach i walczyć. Niekoniecznie z bronią w ręku, choć jeśli trzeba, działają także w ten sposób, nie ograniczając się do histerycznego wrzasku. To nie jakieś papierowe laleczki, lecz bohaterki dysponujące błyskotliwym intelektem. W sumie trudno byłoby inaczej przedstawić Teodorę, osobę z nizin społecznych (aktorkę mimiczną, córkę niedźwiednika z hipodromu), której talent polityczny wpływał na decyzje męża. Przyczyniła się do zdławienia powstania Nika i tym samym ocaliła tron i życie Justyniana

Drake i Flint często pozwalają sobie na postmodernistyczne zapędy. Na przykład wkładają w usta katafraktów (ciężka kawaleria Bizancjum) i afrykańskiego wojownika wypowiedzi na temat zawiłych filozoficznych kwestii lub przedstawiają koński punkt widzenia na szarżę. Trudno uwierzyć również, by mentalność kawalerzystów trackiego pochodzenia (choć usilnie starających się przedzierzgnąć w rzymską szlachtę) była aż tak podobna ludziom XX i XXI wieku.

Powieść pisana jest kwiecistym stylem, a uważni czytelnicy dostrzegą rytm charakterystyczny dla bliskowschodnich eposów. Dobrym przykładem jest tu Dawid z Sasunu – ten sam styl powtórzeń, mających za zadanie podkreślić to, co zdaniem poety powinno wywrzeć silne wrażenie na odbiorcy.

Wielką zaletą jest zjadliwy humor. Bohaterowie wręcz błyszczą sarkazmem.

Ogólnie rzecz ujmując – książka albo bardzo się spodoba, albo rozdrażni i zniechęci. To trudna lektura i wymaga znajomości pewnych informacji historycznych i kulturowych lub po prostu gotowości do ich przyswojenia. Jestem pewna, że ci, co nie boją się sprawdzania i pogłębiania swojej wiedzy, czyli zerknięcia niekiedy do encyklopedii, docenią dzieło Drake’a i Flinta. Osobiście uważam, że książka jest świetna i mam wielką nadzieję, że wydawnictwo ISA zdecyduje się na zaprezentowanie polskim czytelnikom kolejnych tomów o nieco zmodyfikowanych losach Belizariusza i jego iście diabelskich podstępach.

 

Joanna Kułakowska

 

David Drake i Eric Flint

Podstęp

Tłum: Justyna Niderla

ISA 2004

Stron: 491

Cena:29,90

 


Książka

Złoto kontra honor – ciąg dalszy

 

Jak należało się spodziewać, piąty tom Malazańskiej Księgi Poległych jednak nie mógł się tak do końca obyć bez Malazańczyków. Wszędobylscy mieszkańcy imperium rządzonego przez Lassin znaleźli sposób, żeby wziąć udział w jego drugiej części. Co prawda, nie trafili na miejsce akcji z własnej woli, nie są nawet do końca obywatelami Malazańskiego Imperium, lecz jego zaprzysiężonymi wrogami... Niemniej jednak przynamniej pochodzą z terenów włączonych w jego obręb, a więc z nieco bardziej znanej miłośnikom części universum Eriksona. Więcej nie zdradzę, gdyż nie chcę psuć niespodzianki.

W poprzedniej części – Przypływy nocy: Misterny plan – czytelnicy mieli możliwość po raz pierwszy zajrzeć na drugą stronę lodowca. Dominujące w owym odległym zakątku świata dwie prastare cywilizacje – plemiona Tiste Edur i Królestwo Letheru (potomkowie kolonistów z Pierwszego Imperium) szykowały się do potencjalnej wojny, snując misterne plany.

W Siódmym Zamknięciu rozgrywka o władzę nad kontynentem rozgorzała krwawym płomieniem. Wojna okazała się nieunikniona, a obie strony są pewne zwycięstwa.

Letheryjczycy nie doceniają mocy adwersarzy. Jak dotąd wszystkie okoliczne rasy ulegały ich przewadze technologicznej, skutecznie wyćwiczonej armii, potężnej magii, lecz nade wszystko bogatym podarkom. Rychło okazywały się one śmiertelną pułapką.

Prymitywniejsi mieszkańcy ziem, na które Lether niegdyś zagiął parol, przyzwyczajali się do pięknych i użytecznych (choć nie zawsze) przedmiotów. Pragnęli ich coraz więcej, niczym Indianie szklanych paciorków. Sądzili, że wciąż otrzymują prezenty, a tymczasem zaciągali dług... Kłopot w tym, że nigdy nie dawało się go spłacić, więc przechodził na następne pokolenia, a one zaciągały nowe długi... Jednak Dzieci Cienia to nie jakieś tam dzikusy, które połaszczą się na byle błyskotkę, choćby to była nawet cudowna, niedościgniona letheryjska stal. Naturalnie tylko ta drugiej jakości – sprzedaż obcym najlepszej stali jest prawnie zakazana, a kara jest tylko jedna.

Tiste Edur zaczęli snuć szalone marzenie o wskrzeszeniu swego dawnego imperium. To nic, że znajdowało się ono w innym świecie, wiele tysięcy lat temu.

Niestety, jak na ironię, Dzieci Cienia przeceniają potęgę swej rasy. Rhulad, najmłodszy syn rodu Sengar, zyskał ogromną moc i przestał być jedynie "wojownikiem, który jeszcze nie przelał krwi". Cały naród trzęsie się ze strachu i podziwu, czcząc go niczym ascendenta. Jedynie bracia samozwańczego Cesarza oraz pozornie okiełznany przez niego poprzedni Król – Czarnoksiężnik znają prawdę. Rhulad jest tylko przerażonym, popadającym w obłęd młodzieńcem, którym manipuluje Przykuty Bóg. Czyni to z niezrównanym kunsztem i okrucieństwem, gdyż nikt tak jak on nie potrafi wykorzystywać wszystkich skaz i słabości.

Nie jest to jedyny błąd Tiste Edur. Nie rozumieją, że udany podbój kolonistów z Pierwszego Imperium oznacza... klęskę. Cywilizację Letheru cechuje ślepa wiara w postęp, jako cel sam w sobie słuszny. Wiecznie spoglądają w przyszłość i żądają coraz więcej, zaś ich przeciwnicy mają "złoty wiek" już za sobą – patrzą w przeszłość i śnią sen o powrocie minionej chwały. Letheryjczycy łatwo ich oszukają, omamią kłamstwami i złotem. Tiste Edur mogą rządzić ludzkimi ciałami, lecz nie wyplenią ludzkiej natury. Siłą rzeczy przejmą część obyczajów Letheryczyków, by móc się porozumieć i nimi zarządzać. Nie chcą zniszczyć infrastruktury królestwa, gdyż nie potrafiliby zapanować nad bezładną masą niewolników. W rezultacie złoto Letheru, które dotąd nie miało wielkiego wpływu nad życiem Dzieci Cienia, podkopie wartości i cnoty czczone przez ten lud. Zniszczy ich "niewinność".

Autor pokusił się o całkiem poważną, pomimo że wyrażoną bardzo żartobliwym, a nawet kpiącym tonem, krytykę motywów kierujących praktycznie każdym ludzkim społeczeństwem. Szczególnie rozmowy finansowego geniusza Tehola z jego lokajem Buggiem noszą wszelkie znamiona groteski. Przypływy nocy są pełne wręcz absurdalnego humoru, choć powieść bynajmniej nie należy do wesołych.

Być może nie ma już ratunku dla nacji włączonych do królestwa. Podbite narody nie zasymilowały się tak do końca – zwykle cierpią nędzę, a ich społeczność jest skażona przemocą. Ci, co chcieliby im pomóc, muszą liczyć się z tym, że wymogi dawnego stylu życia przekraczają ich możliwości, gdyż zaginęła dawna wiedza i umiejętności, do których mogliby się odwołać "dzikusy" niegdyś posiadające przynajmniej własną kulturę. Z kolei rodowici Letheryjczycy maniakalnie gromadzą bogactwa, brak współczucia nazywają realizmem, są nieodmiennie przekonani o własnej słuszności, choć właśnie niszczą wszystko wokół i kroczą wprost w paszczę śmierci. Nazywają to postępem. Pęd ku przyszłości bez oglądania się na boki jest jednak tylko ucieczką przed śmiercią, a raczej próbą negacji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pisarz szczególnie ostro rozprawia się z idealizacją cywilizacji Zachodu i wyśmiewa kapitalistyczną gospodarkę. Z drugiej strony jeden z bohaterów książki stwierdza, iż widział "jak działają spółdzielnie i zrzeszenia – to koszmar". Rywalizacja bez oglądania się na boki rzadko bywa czymś zdrowym. Współpraca bez niej, a tym samym brak hierarchii nie jest możliwy, gdyż z ludzkiej natury nie da się usunąć zawiści i chciwości. Każdy próbuje narzucić innym własny porządek. Słowem – ludzkość jako gatunek nie jest "rozwiązaniem". Na szczęście autor pociesza czytelnika, że w jego universum jeszcze żaden gatunek istot inteligentnych nim się nie okazał.

Kwestia "złoto kontra honor" nie należy wcale do prostych. Wojna nie zawsze pozwala na okazywanie rozsądku i wybieranie prostych rozwiązań, za to rodzi nienawiść i chęć zemsty. Honor Tiste Edur zezwala im na niewolenie "demonów". Nie interesuje ich, że są to zwykli rybacy i myśliwi z innych wymiarów, którzy nie rozumieją, dlaczego mają walczyć dla obcych istot, i już nigdy nie zobaczą swoich bliskich.

Obie części Przypływów nocy zawierają świetne sceny batalistyczne i w interesujący sposób pokazują wiarę w Twierdze. Jest to stary sposób postrzegania rzeczywistości, który aż do Siódmego Zamknięcia wystarczał Letheryjczykom i spełniał swoją rolę, choć nie odwzorowywał w wystarczającym stopniu potęg działających w świecie.

Dopełnia się Siódme Zamknięcie – czas, gdy wszystko zbiega się w jednym punkcie – stare i nowe, koniec i początek. Budzą się pradawne moce. Uzurpator ogłasza się Cesarzem Tiste Edur, rozpoczyna inwazję na naród, który był przekonany, że nadchodzi moment, gdy ich król dostąpi ascendencji, królestwo stanie się cesarstwem i powróci Pierwsze Imperium. Umiera wieża Azath – ostoja i mechanizm obronny równowagi, która wydaje się być przez to zachwiana. Wiele potężnych istot uwięzionych przez wieżę usiłuje wydostać się na zewnątrz. Części się udaje.

Czy jednak rzeczywiście stanowi to naruszenie równowagi?

Nie mogła przecież istnieć bez prawidłowego odwzorowania śmierci. Martwa wieża staje się więc Twierdzą Śmierci. W ogóle kwestia śmierci i równowagi jest jedną z najbardziej istotnych spraw poruszanych w piątym tomie. Wśród głównych postaci książki ważną rolę pełnią żywe trupy – metafora niedostrzeganej Twierdzy.

W powieści pojawia się znacznie więcej smakowitych metafizycznych i filozoficznych dywagacji, a wszystko okraszone upiornym dowcipem. Jak zwykle u Eriksona, wielu bohaterów udaje kogoś mniej znacznego niż jest w istocie. Znużeni wiecznością bogowie podszywają się pod śmiertelników, a skromne osoby w rzeczywistości dysponują wręcz nieprzyzwoitymi możliwościami.

Druga część Przypływów nocy daje odpowiedź na wiele pytań, które powstały po lekturze poprzedniej. Charakterystyczną cechą cyklu są jednak niedopowiedzenia i stawianie czytelników twarzą w twarz z nowymi wątkami.

Czytelnicy z łatwością dostrzegą fascynację Eriksona grami RPG. Jego bohaterowie zwykle zbierają w grupy zjednoczone wspólnym celem, pokrewieństwem lub przyjaźnią – ot, takie "drużyny". Używając slangu graczy, można rzec, że są to "przepakowane drużyny". Cóż, przynajmniej autor Malazańskiej Księgi Poległych jest mistrzem w swoim fachu i to, co u niektórych twórców drażni, w jego wykonaniu staje się "wisienką na torcie". Pod koniec piątego tomu również zbiera się grupa osób dysponujących całkiem pokaźną mocą, by otworzyć nowy wątek. Trzeba przyznać, że pisarzowi ponownie udało się pozostawić czytelników w pełnym napięcia oczekiwaniu na kolejne tomy. Ja w każdym razie czekam z niecierpliwością.

 

Joanna Kułakowska

 

Steven Erikson

Przypływy nocy: Siódme Zamknięcie

Tłum: Michał Jakuszewski

MAG, 2004

Stron: 504

Cena: 35,00

 



Czytaj dalej...




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Permanentny PMS
Ludzie listy piszą
Galeria
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
Idaho
W. Świdziniewski
Łukasz Małecki
Joanna Kułakowska
J.W. Świętochowski
J.W. Świętochowski
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Koczańska
Adam Cebula
Natalia Garczyńska
K.A. Pilipiukowie
M. Kałużyńska
Eryk Ragus
Grzegorz Czerniak
Jeresabel
Christopher Paolini
Paul Kearney
Robin Hobb
Witold Jabłoński
Andrzej Ziemiański
 
< 06 >