strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Wojciech Świdziniewski Publicystyka
<<<strona 14>>>

 

Cimmerian Show

 

Idrottir

 

Klasyczna fantasy to opowieść drogi. Zaczyna się od tego, że żyje sobie jakiś gościu, początkowo zwykły szaraczek, u którego nagle objawia się jakaś moc, tudzież okazuje się, że pochodzi ze znacznego rodu. Czasami powoduje to konflikty ze społecznością, w której żyje, w wyniku czego zostaje wyrzucony z tej społeczności, bo jest inny. Czasami sam się decyduje na opuszczenie rodzinnego sioła, aby odkryć swoje prawdziwe korzenie lub też dociec, na cóż mu ta tajemna moc. I wtedy się zaczyna. Taki bohater zaczyna gromadzić wokół siebie różne osobistości. Schematycznie jest to mag, złodziej i wojownik. Do tego w różnych kombinacjach rasowych: człowiek, elf, krasnolud, czy też innego rodowodu stwór – ograniczone to jest jedynie pomysłowością autora. Taka drużyna zaczyna podróżować, początkowo w mgliście określonym kierunku, dokonując bohaterskich czynów, zbierając doświadczenie, nabywając nowych umiejętności. Następnie powoli wyłania się Cel, a nasz bohater zaczyna się obracać w coraz wyższych kręgach. Już nie wystarcza mu kontakt ze szlachetnie urodzonymi niższego szczebla, obszarnikami ziemskimi czy zwykłym rycerstwem. Otaczać go zaczynają grafowie, hrabiowie, następnie nierzadko zdarza mu się współpracować z książętami, a w końcu ociera się o jakiegoś króla albo największego maga znanego sobie świata. Zaczyna wkraczać w krąg wielkiej polityki o międzynarodowej skali. Uwikłany zostaje w boskie konflikty i od niego zaczyna zależeć przyszłość znanego mu wszechświata. Jednym zdaniem – od zera do bohatera. Jak mu się to udaje? Taki bohater, jeśli nie ma wrodzonej mocy, przypisanej tylko jemu jednemu, co czyni go wyjątkowym, przez całą drogę się uczy. Z każdą nową umiejętnością staje się coraz bardziej wartościowym dla społeczeństwa człowiekiem. Jego pomocy potrzebują coraz wyżej postawione w hierarchii społecznej osobistości. A wszystko to dzięki temu, że przez całą powieść, czy też cykl, się uczy. Wiadomo jest wszystkim, im więcej wiesz i więcej potrafisz, tym bardziej jesteś potrzebnym człowiekiem.

Okazuje się, że u wikingów było tak samo. Słowo "idrottir" w tytule to umiejętności, jakie posiadali wikińscy mężczyźni i kobiety, umiejętności te przekładały się na srebro i pieniądze, jakie byli warci niezależnie od płci. Każdy wiking, przy narodzinach, otrzymywał pulę wyjściową, czyli przypisaną sobie sumę srebra z racji pochodzenia i zamożności rodu. I była to umowna kwota, wartość pierwotna takiego wikinga. Z biegiem lat, wraz z nabieranym doświadczeniem, "cena" takiego wikinga wzrastała. Miało to odzwierciedlenie w głowiźnie, jaką płacono za zamordowanie (zabicie w inny sposób niż w czasie bitwy czy holmgangi) członka rodu. Za dziecko płaciło się mniej srebra niż za dorosłego wojownika. Swoją wartość podnoszono w prosty sposób. Młody wiking, powiedzmy o puli wyjściowej w wysokości dwóch marek, który w przyszłości miał zostać wielkim wojownikiem czy też wodzem, zaczynał od rzeczy najprostszych – wypasu inwentarza. Kiedy opanował pasanie gęsi, zaczynał uprawiać rolę. Uczył się siać, plewić i żniwować. Potem zabierał się za ciesielkę i stolarkę. Wyrabiał meble do domowego użytku i naprawiał sprzęty na farmie. Jeśli okazało się, że ma pociąg do kowalstwa – zaczynał uczyć się podstaw i w tym fachu. W wieku siedemnastu lat wikiński nastolatek posiadał już wszelkie umiejętności potrzebne na farmie i przy domu. Na tym kończyło się szkolenie podstawowe. Później zaczynały się nauki dodatkowe – młodzieniec wybierał się z ojcem na targ, gdzie uczył się handlować. Jeśli był w tym dobry, to zaczynał uczyć się języków obcych. W wieku dwudziestu lat jego idrottir mógł wyglądać następująco: wypas gęsi, rogacizny, świń (liczono to oddzielnie), sianie, plewienie, żniwowanie, naprawa domowych sprzętów, budowa mebli, ciesielka, stolarka, kowalstwo (w podstawowym stopniu), jubilerstwo (jeśli miał okazję się tego nauczyć), podnoszenie i rzucanie głazami (śmiesznie to brzmi, ale to była jedna z ważniejszych umiejętności), handlowanie i języki obce. Całkiem sporo. Jego wartość w srebrze znacznie wzrastała, powiedzmy z dwóch marek do dziesięciu. Gdyby na tym kończył swoją edukację (większość Normanów do tego się ograniczała – wojownicy naprawdę stanowili tylko niewielką część społeczeństwa wikingów), byłby jednym z dziesiątków tysięcy wolnych chłopów. Dorzućmy do tego jeszcze jednak władanie kilkoma rodzajami broni, sterowanie statkiem i mógłby się załapać do jakiejś hird możnego jarla, dorobić się na służbie u niego mnóstwa srebra i zyskać sławę. Wtedy może zainteresowałby się nimi któryś z konungów. Konungowie zawsze otaczali się najdzielniejszymi i najsławniejszymi wojami – dodawało im to prestiżu. Taki młodzian mógłby, z racji znajomości obcych języków, posłować w imieniu swego konunga. Gdyby tak nasz Norman posiadł jeszcze umiejętność układania pieśni, miałby może zapewnione miejsce w lid, drużynie przybocznej konunga. Wikingowie zawsze mieli w wielkim poważaniu skaldów, obsypywali ich zaszczytami, obdarzali drogimi podarunkami czy ziemią. I już wartość takiego poety zaczyna się liczyć w złocie.

Oczywiście kobiety miały całkiem inne idrottir, np.: tkanie, wyszywanie, gotowanie. Część umiejętności była jednak wspólna i dla kobiet, i dla mężczyzny, np. uprawa roli. Jeśli mężczyzna starał się o rękę młodej kobiety, która posiadała nietypowe i rzadko spotykane u kobiet idrottir, to musiał rodzinie swojej wybranki zapłacić odpowiednio wyższą cenę. Jak i wnieść większą sumę jako zabezpieczenie, gdyby przyszła żona zechciała odejść, a powodem rozstania byłaby nieudolność mężczyzny w zapewnieniu jej godziwych warunków życia.

I tak nasz młodziutki Norman przeszedł drogę od zera do bohatera, całkiem podobnie jak większość sztandarowych postaci fantasy. W obu przypadkach stało się to dzięki idrottir, umiejętnościom jakie posiadł wiking/bohater fantasy.

Zastanawiałem się, jakie idrottir mam ja, i nie wygląda to zbyt imponująco. Nie posiadam właściwie żadnych umiejętności przypisanych wikingowi, ba!, nawet bohaterowi fantasy. Ale wiem, jakie idrottir muszę jeszcze uzyskać: władanie toporem jednoręcznym i tarczą, władanie toporem dwuręcznym, nauka języka norweskiego. To z zakresu zabawy w wikiństwo. A umiejętności dotyczące bezpośrednio życia współczesnego? Też nie jest za różowo. Chyba spiszę swoje idrottir i zacznę je realizować. I polecam to wszystkim, czasami dobrze jest być świadomym tego, co się potrafi, jak i tego, co jeszcze przydałoby się zrobić.

I kolejny raz okazało się, że fantastyka bliska jest rzeczywistości. Zwłaszcza w skali historycznej.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...?
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
HOR-MONO-SKOP
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
W. Świdziniewski
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Łukasz Małecki
Łukasz Orbitowski
Konrad Bańkowski
Paweł Laudański
Adam Cebula
T. Zbigniew Dworak
Łukasz Orbitowski
Magdalena Kozak
Krzysztof Kochański
Tomasz Duszyński
Konrad Bańkowski
Bartuss
XXX
Tomasz Pacyński
Robert J. Szmidt
Agnieszka Hałas
Jacek Piekara
Alexander Brajdak
 
< 14 >