Wstępniak
Zima naprawdę dała nam się we znaki. Dni zrobiły się jakieś takie krótkie, wieczory ponure, a wszystko to doprawione paskudną papką z topniejącego śniegu i gnijących liści. Ludziska gadają coś o depresji zimowej, że niby dopada i wcale mi się to wydaje prawdopodobne. Wszystko przez tę zimę. Najpierw Literaturoznawca, spędziwszy przy oknie kilka dni, doszedł do wniosku, że ta aura go przygnębia i redukuje wszelkie jego wrodzone talenta, do tego drobny śnieżek niszczy fryzurę, a na zamarzniętych kałużach łamią się obcasy. Marudził, narzekał, po czym zniknął nagle, zostawiając karteczkę z kilkoma niejasnymi zdaniami o gejszach i wiecznie kwitnących wiśniach. Wraz z nim zniknęła cała kolekcja sukienek (nie tylko jego!) oraz Metatron. To z kolei zirytowało wampira, który twierdzi, że pal pies te kiecki, chociaż mała czarna była w dobrym stylu, ale Metatrona sam znalazł i przyniósł i znikanie Metatrona sobie wyprasza. Teraz trzeba okna zamykać szczelnie, żeby i krwiopijcy gdzieś nie poniosło. Żeby chociaż można było mieć pewność, że poleci do swojego ulubionego akademika, ale nie, on też zaczął coś smętnie przebąkiwać o wiśniach. O wiśniach! Znalazł się fruktofil! Wszystko przez tę zimę. Żeby zapobiec jej kolejnym ewentualnym skutkom, odziałam się ciepło i postanowiłam udać się na poszukiwanie wiosny. Na progu powstrzymał mnie Pierwszy, twierdząc, że jako żywo nie zdarzyło się jeszcze, żeby jedna baba drugą znalazła i przyprowadziła. Jako przykład podawał Pierwszą z zaprzyjaźnionego pisma, która udała się na poszukiwanie wiosny czas jakiś temu i od tej pory nikt jej nie widział. Wiosny też nie, musi więc być Pierwsza sukcesu w poszukiwaniach nie odniosła. Lub, jak twierdził Pierwszy, Pierwsza z Wiosną siedzą teraz w jakiej przytulnej knajpie, nad kuflem grzańca i plotkują, ile wlezie. Ewentualnie udały się na wiosenne zakupy i zupełnie zapomniały, że trzeba zimę i zimową depresję przeganiać. Zaraz do powstrzymywania dołączył się Naczelny, twierdząc, że faktycznie, jako żywo. On zaś ma już niejakie doświadczenia i sukcesy na polu, bo znalazł taką jedną. We dwóch uradzili, że szybciej wiosnę znajdą i tym sposobem położą kres zimowym kłopotom. Mnie zaś kazali siedzieć w redakcji, pilnować dobytku, a przy okazji napisać wstępniak, bo oni zajęci poszukiwaniami nie będą mieli na to czasu. Na nic się zdały wykrzykiwania, że pisanie czegokolwiek to akurat nie moja działka. Zostałam, w kaloszach, kożuszku i z dwoma szalikami wokół szyi, na progu i wpół zdania. Przyszło mi pilnować dobytku i wampira rozżalonego zniknięciem Metatrona, wzdychającego tęsknie za Literaturoznawcą i jego małą czarną. I z wstępniakiem do napisania. Tego ostatniego nawet nie ma na kogo zwalić, bo wampira by się dało, z żyrandola. Kijem od szczotki. Teksty też zawsze można zepchnąć – łokciem z biurka. Ale wstępniaka? W tym miesiącu wstępniaka nie będzie, ale za to może będzie wiosna, której teraz wyglądam już tylko przez okno.
Dominika Repeczko
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||