numer XLIII - grudzień 2004
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
On Cornish Spam(ientnika)
<<<strona 07>>>

 

Spam(ientnika)

 

 

MagMaxIV zwariował.

To dla mnie już pewne.

Jak wielu przedtem, którzy weszli w kontakt z tak zwanym Fandymem. Nie do końca wiem, co to jest – dmuchają coś? Palą? Wąchają?

Ale tak czy śmak – po jakimś czasie wszystkim odbija.

Maxiu postanowił otworzyć firmę, która by sponsorowała jego fandymowe pisemko. Zorientował się, że pieniędzy z tego nie ma i nie będzie. I ktoś mu powiedział, że wszyscy tak postępują: zawiązują firmę, a jak ta nie idzie – wspierają ją inną firmą, dochodową. Mnie się wydawało, że to nie tak, że zawiązuje się firmę, ona daje tyły, to się zawiązuje drugą, która przejmuje wszystko, co jeszcze nie zostało zapłacone, ta pierwsza pada, a druga żyje, póki nie dojdzie do konieczności zawiązania trzeciej, która przejmie...

I tak dalej.

Ale Max – nie. On inaczej.

Nawet nie wiem dokładnie, co zarejestrował i jaką tabliczkę powiesił na bramie. Nie chciał ze mną o tym rozmawiać, podlec. Że niby się wymundrzam zawsze i go gaszę. Gaszę! Co to ja – gaśnica jestem? Jestem Księga Magiczna, do siarczystych lich!

Fajne przekleństwo, zanim się je wypowie, to złość przechodzi...

No i zaczął działalność.

Pierwszy klient.

– Proszę pana – mówi ostro i zdecydowanie. – Pan napisał: „Kłopoty to moja domena!”. Rozumiem, że nie pan je przynosi, tylko likwiduje?

Max złożył ręce jak do paciorka, wtulił w dłonie nos i ze szlachetnym, mało widocznym uśmiechem powiada takim głosem kaznodziei:

– Owszem, proszę pana. Rozwiązuję.

– Ja mam problem drogowy...

– Zaskoczyła pana zima?

– Nie! – I nagle klient eksplodował: – Mnie wkurwiają ci wszyscy faszyści, ci durnie, ci Nowi Polacy, którzy na każdym metrze pieprzonej, dziurawej, wąskiej jezdni wpieprzają mi się przed samochód! Dostaję szału, jak mi się jakiś gnój pakuje w lukę, gdzie nie zmieściłaby się dziecinna spacerówka. I wiem, że ta kanalia ma jakieś chody w ubezpieczalni, i że zawsze wyjdzie z kolizji z portfelem grubszym i radością w sercu, a ja będę musiał zwalniać się z pracy kilka razy, a wie pan, to uczelnia jest, zajęć, ot, tak sobie, odwoływać nie mogę...

Otarł pot z czoła, uderzył się pięścią w kolano.

– Ale już tak mam tego stresu dość, że pewnego dnia wyskoczę z samochodu i skopię takiemu durniowi karoserię. A on mi za to wybije zęby... – zakończył z rozpaczą. – I będę miał do czynienia z ubezpieczeniem, blacharzem i stomatologiem...

– Sprecyzujmy – powiedział MagMax z nosem w kopercie z dłoni. – Pan chce, żebym powybijał tych... Nowych Polaków? Czy spowodował, żeby się pana bali?

Klient wzruszył ramionami.

– No-o... Powybijał, to za dużo. Dwadzieścia procent narodu do piachu to przesada... – powiedział jakby spokojniej. – Raczej, żeby się mnie bali...

– To nie będzie tanie – ostrzegł go MagMaxIV. – Trzeba by silne pole założyć i to w dużym promieniu, żeby tak ze dwadzieścia metrów od pana oni już się orientowali, że coś nie tak, i nie należy przed tego gościa się wpychać.

– A co będzie tańsze? I nie takie... krwa... radykalne?

Max zmrużył oczęta i trwał tak chwilę. Założyłabym się, że w jakimś filmie podejrzał tę scenę. Ale zagrał, o dziwo, dobrze.

– Może coś takiego – pomsta? – powiedział w końcu. – Nawet jeśli ktoś się przed pana wepchnie, to pan, wiedząc, że już za chwilę będzie ukarany, pochichocze co najwyżej i już. A jeśli rzeczywiście jest tak, że tak wielu Nowych Polaków mamy na ulicach, to prędzej czy później skojarzą, że niegodne zachowanie jest karane.

– Ale... jak...? – Klient z jednej strony się cieszył już, z drugiej – wahał.

– Hm... Co by pan powiedział na coś takiego: wjeżdża ktoś panu przed ry... nos... pan robi klaksonem „ta-ta-tadada”, wie pan, jak na meczu? I kierowca, do którego pan kieruje klakson, robi siku w majtki? Co?

Klient otworzył oczka tak szeroko, że rzęsy zaczepiły mu o grzywkę.

– Tak! – szepnął. – Tak!! – Podskoczył na krześle. – O tatko! Tak!

– No to załatwione – powiedział MagMaxIV.

– Ale!? A policja? – Ochłonął trochę klient. – Przecież używanie klaksonu jest zabronione?

– Wymuszanie pierwszeństwa też. – Machnął niedbale ręką Max. – A poza tym, kiedy pan ostatnio widział policjanta z drogówki? Wymarły gatunek.

– No tak. – Klient odetchnął jak przed wejściem do zimnego basenu. – Okay. Biorę. Ile?

– Półtora.

– Sto pięćdziesiąt?

– Tysiąc pięćset.

Klient przygryzł wargę, ale po sekundzie na twarz powrócił mu miły uśmiech wywołany perspektywą moczenia.

– Kartą można?

– Oczywiście!

Max skasował gostka i pożegnali się. Nastała cisza. Kto nie wytrzymał? On:

– I co powiesz, mądralo?

Nic nie powiedziałam. Zagłębiłam się w siebie.

O osiemnastej sześć wyszłam z siebie, żeby posłuchać, o czym też tak płacze nasz poranny klient. Bo wrócił!

– Proszę pana... Ja... Ja mam żonę jędzę... Jak każdy z takim stażem. Dziewięć lat po ślubie, ile można... Kołki ciosać... Nic mi nie wolno... Wszyscy dokoła mądrzejsi, bogatsi...

– Do rzeczy, drogi panie – ponaglił go Max, bo już miał oglądać „Pasterixa 6”, a ten mu tu głowę zawracał. – Chce pan, żeby po klaśnięciu żona zamykała usta?

– Nie! Nie, nie chcę jej tykać, bo... No, nie chcę i już! Ale chodzi o ten klakson... Wie pan, „ta-ta-tadada!”.

MagMaxIV zmarszczył brew. To z innego filmu.

– Co z nim? – zapytał (jeszcze innego filmu).

– No, dziś już ze cztery razy tak potrąbiłem... I raz nawet widziałem, jak facet porzucił wóz i popędził w krzaki, ale nie zdążył. Fura radości...

– No to?..

– No, ale ja... żona... więc mam przyjaciółkę... I, wie pan, odwiedziłem ją... Ona zapłakana, pomyślałem, że żona ją dopadła... Rzucam kwiaty, biegnę do niej, ona... Jadzia... w spazmach... I mówi: „Jakiś idiota tak mnie dzisiaj na skrzyżowaniu wystraszył klaksonem, że się posikałam!” I szlochy, i płacze. Ja przypominam sobie, że jakaś taka micra pakowała się, nie przede mnie, tylko obok, jak użyłem klaksonu, to patrzyłem przed siebie, nie na boki... mogłem nie zauważyć... No więc mówię: „Skarbie, może coś nie tak zrobiłaś? Dlatego ten pan...” A ona: „Pan? Cham!!! W takim sraczkowatym polo, jak twoje... Pewnie ty też byś na kobietę nawrzeszczał, a najlepiej od razu pobił!!! Widziałam takie bilbordy: „Bo zupa była za gorąca!”. I tak się nakręciła, nawymyślała mi od chamów... Słowem, rozstaliśmy się...

Pokręcił głową.

– Czego pan oczekuje ode mnie? Wycofania zemsty? Odzyskania przychylności kochanki? – MagMaxIV zaczął mówić dziwnym głosem. Nadgłosem, jak wiedziałam. I wiedziałam, że zaraz polecą z kogoś strzępy. Jak MagMaxIV używa Nadgłosu, jak jakieś BeneGeserit, za przeproszeniem... Oj-joj-joj!

– A może za niewielką dopłatą zrobimy tak, że jak pan użyje klaksonu, to wszystkie panie w micrach się posrają, co? Albo może od razu poronią? Albo rozsadzi im trzustki? Może rozpękną się w swoich samochodzikach? Takie flaki – sru, od środka po szybach? Żeby już nigdy nie wyprzedzały, nie szlochały, nie histeryzowały?

– C-co pan?.. – Klient poczuł wreszcie, że mu włosy dęba stają.

Wytrzeszczył oczy i cofnął się o krok. A MagMaxIV – i za to faceta mimo wszystko kocham – stanął na wysokości. Chamstwa to my nie lubimy, nawet jeśli ma stanąć w opozycji do Nowych Polaków. MagMaxIV podniósł ręce i klasnął: klask-klask! Klask-klask-klask!!!

Klient chwycił się za krocze i wybiegł.

Z własnej woli przewróciłam się na stronę z zaklęciem osuszenia.

Maksio użył go i włączył odtwarzanie. „Pasterix 6”. Widziałam to już cztery razy.

Ale skoro Mag chce – niech mu...

 

Okładka
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Permanentny PMS
Ludzie listy piszą
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
K. Night Coleman
M.Kałużyńska
Adam Cebula
Adam Cebula
M.Koczańska
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Toroj
Tomasz Franik
Stanisław Truchan
Joanna Łukowska
Andrzej Sawicki
GW
Feliks W. Kres
Tomasz Pacyński
Dariusz Spychalski
Marcin Mortka
 
< 07 >