numer XLIII - grudzień 2004
| ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Ludzie listy piszą
Szanowna Redakcjo!
Z uwagą przeczytałem artykuł Pana Piotra Schmidtke zamieszczony w czterdziestym drugim numerze Fahrenheita. Nie mnie dociekać, czy inspiracją dlań stała się krótka wymiana zdań na liście dyskusyjnej FiF, dotycząca polecanek, czy też nastąpiła cudowna koincydencja i to samo zjawisko doczekało się równoległego oddźwięku. Niezależnie od tego cieszy, że taki oddźwięk ma miejsce, a okołofantastyczna działalność budzi zainteresowanie i prowokuje do przemyśleń. Rzuca się w oczy, iż autor tekstu "Polecanki-cacanki (a głupiemu radość)" porusza się wyłącznie w sferze aluzji, pozwalając sobie jednocześnie na autorytatywną krytykę osób istniejących faktycznie. Pan Schmidtke – posiłkując się metodą "jedna kuma, drugiej kumie" – teatralnym szeptem serwuje garść demaskatorskich stwierdzeń rzuconych w powietrze. Otóż warto może zwrócić uwagę, iż podobne teksty pisuje się z jak najdokładniejszym podaniem personaliów, numeru buta i długości sierści na ogonie kota należącego do demaskowanego, podczas gdy nazwisko autora owego utworu, zwanego potocznie anonimem, pozostaje nieznane. Nigdy odwrotnie – toż to szkolny błąd. A mówiąc nieco poważniej, jest dobra praktyka, by pisząc o kimś, a w szczególności pisząc nieprzychylnie i wysuwając tezy graniczące z posądzeniem o nieczyste intencje i ukrywaną prywatę, mieć dość odwagi cywilnej, by wprost zaznaczyć o kim mowa. Taki modus operandi przyjął się powszechnie i stosowany jest od renomowanych dzienników po prasę brukową. Przypuszczalnie nie bez powodu. Tym bardziej, że opisywane osoby stosunkowo łatwo zidentyfikować, jeśli ma się jako takie rozeznanie w temacie, zatem trudno uwierzyć, iż chodziło Autorowi o odniesienie się li tylko do zjawiska. Pozostaje niesmak.
Z poważaniem Hubert Kolano
Szanowny Panie!
Raz już się wypowiadałem w kwestii personaliów bohaterów moich felietonów – i w ciągu tych kilku miesięcy zdania nie zmieniłem. Może mi Pan nie wierzyć, ale głównym celem tego tekstu nie było zaatakowanie kogokolwiek, tylko opisanie nieuczciwych praktyk wydawców – a osoba, która jest głównym bohaterem tekstu, stała się nim z kilku przyczyn: po pierwsze, to jej działalność sprowokowała mnie do napisania trzynastego PeKaeSa; po drugie, to właśnie jej postępowanie jest najbardziej jaskrawe i widoczne, a więc najpowszechniej znane – a felieton powinien opierać się na faktach znanych szerszej publiczności; po trzecie wreszcie, jest to bodaj jedyny wydawca zachowujący się tak bezczelnie (inni, jeśli to robią, to raczej pod stołem), a jednak nikt nie zwraca mu na to uwagi. Postanowiłem więc zrobić to ja, jednocześnie szerzej zajmując się tematem relacji wydawcy-recenzenci. Ale że Fahrenheit nie jest jednak miejscem do rozpętywania prywatnych wojenek, nie podałem personaliów – bo znajomość tychże jest do zrozumienia mojego felietonu absolutnie zbędna.
Z poważaniem Piotr K. Schmidtke
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||